Minęły prawie dwa lata od momentu, jak miałem okazać testować ostatnią „ultrapanoramę” dla graczy od iiyamy i przyznam szczerze, że wtedy ten monitor nie zrobił na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia. Z punktu widzenia gracza wszystko miało się tam zgadzać – 34-calowy panel IPS, rozdzielczość 3440 x 1440 pikseli, FreeSync Premium i 144 Hz odświeżania. Finalnie jednak odniosłem wrażenie, że iiyama trochę poszła z tym monitorem na łatwiznę. Chociaż trzeba uczciwie przyznać, że pod kątem stosunku ceny do możliwości samego panelu stanowił on naprawdę dobrą alternatywę dla turbo-gamingowych monitorów od Asusa, Acera czy Della.
Dzisiaj jednak mam do czynienia z monitorem innym, chociaż pod kilkoma względami podobnym. G-Master Red Eagle GB3467WQSU-B1 to propozycja dla najbardziej wymagających i chociaż to stwierdzenie brzmi trochę, jak hasło będące twórczością marketingowca, który lata świetności w zawodzie ma już dawno za sobą, to w istocie tak jest. Ponownie mówię o ekranie o rozdzielczości 3440 x 1440, a co za tym idzie – proporcji 21:9, jednak tym razem jest on zakrzywiony, bazuje na panelu VA, a maksymalne odświeżanie wynosi 165 Hz. Mało tego, iiyama w swojej specyfikacji pisze o czasie reakcji na poziomie 0,4 MPRT, co w przypadku panelu VA brzmi nieco jak science-fiction. Nawet biorąc pod uwagę, że żeby takie rezultaty osiągnąć, potrzebne będzie skorzystanie z trybu stroboskopowego MBR. Dla tych co nie wiedzą – spośród trzech typów najczęściej wykorzystywanych matryc w monitorach – TN, IPS oraz VA, to właśnie ta trzecia cechuje się najdłuższym czasem reakcji. Ale za to najgłębszym kontrastem i czernią.
Testowany monitor nie jest jednak bezpośrednim następcą sprzętu przywołanego na samym początku. W międzyczasie w portfolio iiyamy pojawił się G-Master Red Eagle GB3466WQSU-B1. Jego specyfikacja prezentowała się nieco inaczej – maksymalne odświeżanie wynosiło 144 Hz, a czas reakcji – 1 ms MPRT, jednak tego konkretnego modelu nie testowałem. Iiyama zatem podkręciła nieco parametry i zaoferowała jeszcze więcej.
Zdradziłem już nieco ze specyfikacji, czas zatem sprawdzić czym jeszcze nowa propozycja dla graczy od iiyamy ma szansę przyciągnąć zainteresowanych. A już teraz mogę zdradzić, że argumentów ma, oj ma!
Specyfikacja techniczna
specyfikacja: | iiyama G-Master Red Eagle GB2467WQSU-B1 |
---|---|
segment: | monitor gamingowy |
przekątna: | 34 cale |
wymiary i waga | 81 x 42,5 (do 55,5) x 28 cm 8,7 kg (z podstawą) 6,6 kg (bez podstawy) |
rozdzielczość natywna: | 3440 x 1440 pikseli |
format obrazu: | 21:9 |
typ matrycy: | VA, 165 Hz, 8 bit zakrzywiona 1500R |
powłoka matrycy: | matowa |
kąty widzenia: | 178°/178° |
czas reakcji: | 0,4 ms (MPRT) |
VESA | 100 mm x 100 mm |
porty: | 2x HDMI 2.0 (max. 100 Hz przy max. rozdzielczości) 2x DisplayPort 1.4 (max. 165 Hz) 4x USB 3.2 Gen 1 (5 V, 900 mA) 1x gniazdo słuchawkowe |
funkcje dodatkowe: | podświetlenie stroboskopowe (MPRT) FreeSync Premium obsługa G-Sync filtr światła niebieskiego FlickerFree głośniki stereo |
gwarancja: | 3 lata |
w pudle: | - przewód zasilający - kabel USB-B - USB-A - przewód HDMI - przewód DisplayPort - dokumentacja |
Konstrukcja i funkcjonalność
Nie będę oszukiwać – obudowa to najmniej interesujący element monitorów japońskiego producenta. Zazwyczaj zarówno sprzęt dla firm, czyli rodzina ProLite, jaki i gamingowe G-Master mogą pochwalić się praktycznie taką samą linią i rozwiązaniami. Dla osób, które kochają blichtr i świecidełka – lipa. Ale jeżeli należycie, podobnie jak ja, do użytkowników, dla których bardziej liczy się to, co obudowa skrywa, to możecie uznać konstrukcję nowego Red Eagle za najbardziej neutralną i uniwersalną na świecie. Na estetykę nie można narzekać.
Obudowa monitora zbudowana została w całości z czarnego, delikatnie chropowatego tworzywa. To także jedna z cech charakterystycznych monitorów japońskiego producenta. Na dolnej ramce, oprócz logo firmy, umieszczono tylko diodę sygnalizującą zasilanie (można ją wyłączyć w menu). Przyciski natomiast umieszczono na tyle korpusu, po prawej stronie. Poniżej nich znalazł dżojstik obsługujący OSD. Rozmieszczenie tych elementów mogę uznać za ergonomiczne, gdyż jestem w stanie „wymacać” szukane elementy nie musząc przy tym zbytnio wyginać nadgarstka i sięgać dłonią daleko za boczną krawędź.
Skoro mamy do czynienia z ekranem 34-calowym, to należy się spodziewać, że będzie nieco ważył i zajmie sporą część biurka. Przyznać muszę jednak, że jak na swój format, to monitor gabarytem nie przeraża. Pomagają w tym chociażby cienkie ramki ekranu. Całość, włącznie z zamontowaną, metalową stópką, nie waży jakoś przesadnie dużo, bo nieco ponad 8,5 kg. Zaokrąglone monitory mają też to do siebie, że często mają sporego „garba” na pleckach. Tutaj, z racji tego, że promień zakrzywienia (1500R) „rozciągnięty” jest na sporej obudowie, to tył monitora wygląda całkiem zgrabnie. Nawet biorąc pod uwagę, że wystaje z niego dość spora podstawa. W tym miejscu nadmienię jeszcze, że obudowa wyposażona została w gniazda montażowe VESA 100 x 100 mm.
Jakość wykonania również stoi na wysokim poziomie, ale to akurat w przypadku monitorów od iiyamy można uznać za standard. Ramki ściśle okalają wyświetlacz, a obudowa jest dokładnie spasowana. Co prawda ściskając w niektórych miejscach obudowę da się usłyszeć lekkie „pyknięcia”, ale pamiętać trzeba, że cała konstrukcja (oprócz wnętrza podstawy i stópki) to tworzywo i w pewnym sensie – taki jego urok.
No właśnie – podstawka. W przywołanej przeze mnie na początku recenzji „ultrapanoramie” była to jedna z bolączek. Wręcz odnosiłem wrażenie, że Japończycy wzięli nóżkę od pierwszego lepszego monitora leżącego gdzieś pod ręką i przyczepili ją do ciężkiego, 34-calowego byczka. Skutek? Ekran chybotał się nawet przy lekkim puknięciu w biurko. GB3467WQSU-B1 takich bolączek nie posiada i całość przez cały czas jest bardzo stabilna.
Wsparcie monitora także bardzo dobrze prezentuje się pod kątem ergonomii, chociaż mi zabrakło tutaj swivela, czyli możliwości obrotu monitora wzdłuż osi pionowej. Chociaż z drugiej strony, to monitor zakrzywiony i przystosowany do tego, żeby patrzeć na niego na wprost. Zgodnie z tą ideą swivel byłby zwyczajnie zbyteczny. Ramię pozwala na regulację wysokości w zakresie 13 cm, nie zabrakło też możliwości pochylenia lub odchylenia ekranu (tilt: 20° w górę, 3° w dół). Jeżeli dla kogoś to za mało, to wspomniane już wcześniej gniazda montażowe zgodne ze standardem VESA pozwolą zainstalować ekran na innej podstawie lub ramieniu.
Porty i głośniki
Nowy G-Master Red Eagle świetnie wygląda pod kątem dostępnych portów. Wyjścia wideo są aż cztery: dwa HDMI 2.0 oraz dwa DisplayPort 1.4. W tym miejscu nadmienię, że aby móc wykorzystać pełnię możliwości odświeżania ekranu przy maksymalnej rozdzielczości, trzeba skorzystać ze złącza DisplayPort. HDMI pozwala na najwyżej 100-krotne odświeżenie obrazu w ciągu sekundy. Oprócz portów odpowiedzialnych za przesłanie obrazu, GB3467WQSU-B1 wyposażono w cztery gniazda USB 3.2 Gen 1 (USB 3.0) oraz analogowe złącze audio dla słuchawek/głośników. Szkoda tylko, że żaden z „uesbeków” nie trafił na bok obudowy.
Jeżeli przy swoim „blaszaku” nie posiadacie głośników, to te będące na wyposażeniu monitora mogą być pewnego rodzaju kołem ratunkowym. iiyama wyposażyła swojego nowego flagowca w standardowy i, nie ma co mydlić oczu, skierowany dla osób o niskich wymaganiach audialnych zestaw stereo. Takie stwierdzenie nie oznacza jednak, że głośniki są kiepskie. Grają przyzwoicie, nie kaleczą słuchu i są dość głośne, nawet nie trzeba dobijać do maksimum skali, żeby ich dźwięk wypełnił nawet nieco większy pokój. Niewystarczające jednak będą dla gamingowych zapaleńców albo filmolubów, którzy preferują zdecydowanie wyższej klasy audio lub porządne słuchawki. Stąd też nazwanie głośników „kołem ratunkowym”.
Menu
Kilkukrotnie w swoich recenzjach wspominałem, że przyciski w dole ramki to mało wygodny przeżytek, a najlepszym rozwiązaniem na ten moment wydaje mi się wielokierunkowy dżojstik z ewentualnie dwoma-trzema przyciskami skrótów. Chociaż te ostatnie nie są absolutnie konieczne, skoro samo menu jest dobrze przemyślane.
W przypadku testowanego monitora obsługę menu rozwiązano w ten zdecydowanie wygodniejszy sposób. Pięciokierunkowy „grzybek” oraz cztery przyciski, wliczając w ten pakiet nieco odseparowany od reszty przycisk zasilania. Pierwszy ze skrótów umożliwia szybkie przełączanie się pomiędzy źródłami obrazu, pozostałe dwa sterują głośnością. Dżojstik zaś jest dość spory, dobrze wyczuwalny, a dzięki chropowatej powierzchni, obsługujący monitor palec się z niego nie ześlizguje.
Menu ekranowe monitora wywołuje się poprzez kliknięcie dżojstika – nic nowego. Żadną nowością dla osób, które miały wcześniej styczność z monitorami iiyamy, niekoniecznie gamingowymi, będzie wygląd OSD. Menu jest ascetyczne, ale też bardzo przejrzyste i łatwo się w nim odnaleźć. Intuicyjne sterowanie za pomocą „grzybka” dodatkowo to ułatwia. Wszystkie opcje są odpowiednio posegregowane i przypisane do odpowiednich kategorii. Ponadto, menu przetłumaczone jest także na język polski.
Pod kątem dostępnych opcji i funkcji G-Master GB3467WQSU-B1 nie zaskakuje, ale też w żaden sposób nie rozczarowuje. No, może jeżeli ktoś liczył na obecność funkcji Picture-in-Picture i/lub Picture-by-Picture, będzie nieco niepocieszony. Szeroki ekran i aż cztery wyjścia wideo aż się o to proszą. No ale wymienione przeze mnie opcje raczej bardziej przydają się w przypadku monitorów dla biznesu, więc ich brak w sprzęcie dla graczy nie jest jakąś wielką ujmą.
Wracając do sedna – opcji regulujących obraz nie brakuje. Podaruję sobie w tym miejscu wymienianki funkcji typu regulacja kontrastu czy jasności. Warto natomiast wspomnieć, że z „nieobowiązkowych” opcji znajdują się chociażby trzy sloty na zapisanie ustawień użytkownika. Nie ma za to predefiniowanych ustawień pod niektóre gatunki gier, co często występuje w monitorach gamingowych. Czy mi tego brakuje? Absolutnie nie. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz włączyłem jaki profil np. pod FPS-y lub inny gatunek i stwierdziłem, że dobrze mi się na takich ustawieniach gra. Najczęściej samemu dobieram ustawienia.
Wśród opcji przydatnych graczom, wręcz obowiązkowych w sprzęcie tego kalibru, są Overdrive i MBR – obie funkcje sprawiają, że obraz staje się mniej smużysty, jednak zdecydowanie się na tryb MBR, czyli podświetlenie stroboskopowe, implikuje rezygnację z FreeSync Premium, czyli większej płynności obrazu poprzez bezpośrednią synchronizację karty graficznej i monitora. „Czerwony Orzeł” dysponuje także możliwością podbicia obrazu poprzez aktywowanie opcji HDR. O tym, jak wymienione funkcje sobie radzą w dalszej części recenzji. Monitor umożliwia także zmianę ustawień gammy oraz skorzystanie z wyostrzenia pikseli (Ostre i Miękkie oraz Technologia X-Res) i w ten sposób wyświetlanego obrazu. Jednak w tym drugim przypadku na uwadze trzeba mieć, że zbyt wysokie wartości sprawiają, że obraz może stać się sztuczny i stracić na czytelności poprzez zbyt mocno zaznaczone lub zbyt rozmazane piksele.
Oczywiście nie mogło zabraknąć także bardziej „biurowych” funkcji, jak tryb Eco oraz redukcja światła niebieskiego.
Testy matrycy
E-sportowcy wyczuleni na punkcie gładkiego obrazu zazwyczaj nie sięgają po matryce VA ze względu na ich właściwości. Długi czas reakcji ekranu powoduje, że szybsze technologie – IPS, a zwłaszcza TN – są pod tym kątem dużo bardziej atrakcyjne. Szczególnie modele gamingowe, przygotowane z myślą o jak najpłynniejszym i maksymalnie ostrym obrazie. W tym segmencie sprzętu motion blur, czyli rozmazanie obrazu przy szybko poruszających się obiektach, oraz ghosting (widoczna za obiektem czarna „smuga” pikseli będąca skutkiem długiego czasu reakcji panelu) redukuje się do minimum.
Nie każdemu jednak do szczęścia potrzebny jest monitor zapewniający obraz gładki niczym z monitorów CRT. Tam tzw. motion blur praktycznie nie występował. Sporej rzeszy graczy zależy jednak bardziej na jakości obrazu niż na jego płynności i tutaj panele VA mają sporą szansę na popisanie się, oferując dużo głębszy kontrast i bardziej wyrazistą czerń niż IPS-y, a tym bardziej matryce TN. Pod kątem możliwości reprodukcji kolorów VA także stoją na wysokim poziomie, a wymieniając plusy nie można także zapomnieć o szerokich kątach widzenia, dorównujących pod tym, nomen omen, kątem matrycom IPS.
Oczywiście szkoła czarnoksiężników marketingu różnych producentów niejednokrotnie obiecywała graczom złote góry w postaci monitorów bazujących na VA, które zapewnią podobną płynność, co szybsze technologie. I nie zgadniecie co! Okazywało się, że tak nie jest! Czy w przypadku iiyamy będzie podobnie?
Zanim jednak skupimy się na czasie reakcji ekranu, zacznijmy od parametrów. Producent deklaruje, że monitor może osiągnąć maksymalną jasność na poziomie 550 cd/m2, oraz kontrast statyczny 3000:1, co jak na panel VA nie jest jakąś niesamowitą wartością, wręcz powiedziałbym, że mówimy o dobrym standardzie. Intensywne podświetlenie pozwala także na skorzystanie z certyfikowanego HDR400, swoją drogą wypadający tutaj mało atrakcyjnie.
Testy pokazały, że wyświetlacz faktycznie jest w stanie osiągnąć maksymalnie wartość 550 nitów, jednak w ustawieniach, na jakich ja przeprowadzałem testy właściwe (jasność 100%, kontrast 50%), wynik ten wyniósł nieco ponad 400 nitów, co uważam za bardzo dobry rezultat. Szczególnie, jeżeli zestawimy go z głębokim kontrastem oraz czernią, które zostały zachowane. W dodatku okazało się, że podświetlenie jest dość równe, co w przypadku ekranów VA wcale nie jest regułą.
Pod kątem kolorów panel już na pierwszy rzut oka prezentuje się przyjemnie. Barwy wyglądały neutralnie, nie były specjalnie zażółcone ani zaniebieszczone i już po badaniu organoleptycznym mogłem przypuszczać, że pokrycie palety kolorów powinno przynieść pozytywne wyniki.
Jednak kolorymetr bardzo szybko wyjaśnił kilka kwestii. Po pierwsze i niedostrzegalne dla niewprawionego oka, barwom bazującym na zieleniach daleko było od ideału. To głównie za ich sprawą wskaźnik DeltaE*00 dla nieskalibrowanego profilu wynosił średnio 2,36, a maksymalnie, dla odcieni zielonych właśnie, nawet 4,27. To odchylenia, które wyczulone oko (np. grafika czy fotografa) jest w stanie dostrzec. Na całe szczęście panel okazał bardzo podatny na kalibrację i po operacji przeprowadzonej za pomocą naszego i1Profilera mogliśmy oglądać wartości bliskie ideału. Średnia wartość DeltaE*00 wyniosła wówczas 0,23, a maksymalnie uciekła do 1,34. Dotyczyło to koloru czarnego. Kalibrator uporządkował także nieco rozjechaną gammę.
Oczywiście przy okazji sprawdziłem jak wypada pokrycie poszczególnych gamutów barwowych i okazało się, że moje optymistyczne domysły stały się faktem. Skala sRGB została odwzorowana w pełni, a szersze standardy, DCI-P3 oraz AdobeRGB, osiągnęły kolejno 77% i 79%. Całkiem nieźle. Do grania wystarczy w zupełności, a i jakieś prace związane z obróbką grafiki będzie można przeprowadzić.
Parametry matrycy:
- maksymalna częstotliwość odświeżania: 165 Hz
- maksymalna luminancja: 551 cd/m2
- kontrast (ust. domyślne): 2783:1
- czerń: 0,14 cd/m2
- paleta sRGB: 100%
- paleta DCI-P3: 79%
- paleta AdobeRGB: 77%
- DeltaE średnio (przed kalibracją): 2,36
- DeltaE max (przed kalibracją): 4,27
- DeltaE średnio (po kalibracji): 0,23
- DeltaE max (po kalibracji): 1,34
Pozostała mi do omówienia kwestia płynności obrazu. Pod kątem płynności nie muszę wiele mówić – 165 Hz załatwia sprawę. Ważnym dodatkiem jest też FreeSync Premium synchronizujący odświeżanie panelu z liczbą generowanych przez procesor graficzny klatek na sekundę animacji. Synchronizacja adaptacyjna, bo tak nazywa się wspomniana technologia (ang. Adaptive Sync) sprawia, że generowana przez GPU animacja wydaje się płynniejsza, a w dodatku pozbawiona jest efektu poziomego „rwania” obrazu, czyli tzw. tearingu. Trzeba pamiętać jednak, że włączony FreeSync działa z zakresie 48 – 165 Hz. Oznacza to w praktyce, że gra musiałaby być wyświetlana w co najmniej 48 klatkach na sekundę, aby efekt był widoczny.
Co ważne, monitor współpracuje także z kartami od NVIDII, dzięki czemu w panelu sterowania dedykowanemu kartom od „Zielonych” możliwe będzie włączenie opcji G-Sync, czyli Adaptive Syncu od NVIDII.
Co z tą płynnością obrazu? Muszę przyznać, że testowany G-Master, jak na monitor bazujący na panelu VA, wypada naprawdę nieźle. Niestety, nie dysponując odpowiednią aparaturą nie jesteśmy w stanie sprawdzić, czy czas reakcji ruchomego obrazu (MPRT) naprawdę wynosi obiecane 0,4 ms. Odnoszę jednak niewesołe wrażenie, że monitor iiyamy wypada pod tym kątem nieco lepiej niż mój prywatny Gigabyte G27QC.
Tak jak się spodziewałem, nawet biorąc pod uwagę, że mamy do czynienia z naprawdę szybkim panelem, jak na VA, do osiągnięcia najlepszych rezultatów będzie trzeba sięgnąć po połączenie trybu stroboskopowego (MBR) oraz funkcji Overdrive. Ta druga działając solo wypada naprawdę nieźle i nawet w przypadku podkręcenia jej do maksimum overshoot, czyli ciągnąca się za obrazem „korona” przejaskrawionych pikseli, lubiąca pojawiać się po włączeniu wszelkiej maści „przyspieszaczy” czasu reakcji panelu, była prawie niezauważalna, a ghosting faktycznie nieco zelżał.
Gorzej, gdy mówimy o samym MBR. Tutaj już pierwszy z siedmiu stopni pokazał, że przyspieszenie panelu i wyostrzenie ruchomego obrazu kosztuje jakość ruchomego obrazu. W istocie, jest on bardziej ostry i smuży mniej, ale także niepozbawiony jest bardziej widocznego overshootu niż w przypadku Overdrive. Dobrze widać to zjawisko w wykorzystywanym przeze mnie teście UFO. Poza tym, każdy kolejny stopień intensywności MBR wiąże się z większym przyciemnieniem ekranu, co też nie każdemu może się podobać.
Podsumowanie
Szkoda, że nie mogę jednoznacznie, w oparciu o specjalistyczny pomiar czasu reakcji panelu, odpowiedzieć na pytanie, czy iiyama G-Master Red Eagle GB2767WQSU-B1 jest najszybszym pod kątem czasu reakcji monitorem VA na rynku. Ale jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że jest jednym z najszybszych. Czy tym przekona do siebie graczy? Ma sporą szansę, tym bardziej, że pozostałe parametry prezentują się bardzo dobrze i Japończycy po raz kolejny mogą cieszyć się z wprowadzenia na rynek sprzętu mogącego konkurować pod kątem możliwości z droższymi alternatywami od innych producentów kojarzonych z gamingiem.
W zasadzie nowy Red Eagle nie ma zbyt wiele rzeczy, do których można się przyczepić. W porządku, jakość kolorów przed kalibracją mogłaby być lepsza. Na szczęście, małe czary-mary z pomocą kolorymetru dość szybko pokazało, że z ekranu da się wyciągnąć to, co najlepsze i nie ma on powodów do wstydu. Poza tym, potwierdziło się, że zainstalowany panel może pochwalić się pełnym pokryciem palety sRGB, jest bardzo jasny, a przy tym całkiem równo podświetlony. Całkiem nieźle wypadł także HDR, chociaż nie jest to jakość z monitorów najwyższej klasy.
Pod kątem konstrukcji także jest dobrze. „Panorama” od iiyamy została wyposażona w sporą i stabilną podstawę. Nie zapomniano też o ergonomii. Zestaw dostępnych złączy również nie rozczarowuje, zarówno pod kątem jakościowym, jak i ilościowym. Menu monitora zaś nie dość, że jest bogate w opcje, to jeszcze wygodne pod kątem obsługi.
Iiyama może i nie robi monitorów ciekawych pod kątem designu albo wyposażenia dodatkowego, ale pod kątem specyfikacji – jak najbardziej. Przykłady? Proszę uprzejmie, biurowy ProLite X4372UHSU, superszybki IPS G-Master Red Eagle GB2470HSU-B1 czy chociażby niepozorny G-Master Red Eagle GB2770QSU-B1, którego nagrodziłem naszą rekomendacją za świetny stosunek ceny do możliwości. Nowy, ultrapanoramiczny „Czerwony Orzeł” wcale od tej ekipy nie odstaje, a o producencie świadczy to tylko dobrze.
Podsumowanie: | iiyama G-Master Red Eagle GB2467WQSU-B1 |
---|---|
rozdzielczość i format: | 3440 x 1440 pikseli 34 cale - 21:9 |
zakrzywienie: | tak, 1500R |
obsługiwane standardy przesyłu danych: | HDMI 2.0 (max. 144 Hz) DisplayPort 1.4 (max. 165 Hz) |
optymalne zastosowanie: | - szeroko rozumiany gaming, ale raczej nie e-sport - multimedia - obróbka grafiki |