W ostatnich latach producentów tego, co „gamingowe” narosło, mniej więcej tyle samo, co biologów, wirusologów i epidemiologów po ogłoszeniu pandemii. I trudno się dziwić, gdyż sprzęt dla graczy maści wszelakiej to naprawdę dochodowy interes. Biznes, w którym uczestniczą nie tylko marki, które od długich lat partnerują graczom w zdobywaniu laurów w różnego typu rozgrywkach, nie tylko e-sportowych, ale też tych odbywających się w domowym zaciszu, mających charakter bardziej rozrywkowy niż stricte rywalizacyjny. Gamingowy torcik jest na tyle atrakcyjny i smaczny, że skosztować go pragnę także producenci, którzy wcześniej z akcesoriami gamingowymi mieli wspólnego mniej więcej tyle, co rzeczeni na początku eksperci z szeroko rozumianą wiedzą w dziedzinie mikroorganizmów.

Czy to źle? Niekoniecznie, albowiem na rynku pojawiło się naprawdę sporo konkurencyjnych akcesoriów. Fakt, że niektóre firmy weszły w gaming-biznes było dobrą decyzją nie tylko dla nich, ale przede wszystkim użytkowników. Chociaż oczywiście przyniosło to także patologię w postaci produktów (a nawet całych zestawów – klawiatura, mysz, słuchawki i podkładka – wartość zestawu 150 zł) „Made in China”, w tym bardzo negatywnym i stereotypowym znaczeniu, których jakość wykonania i możliwości pozostawiają sporo do życzenia, a ich zadaniem jest wyciągnąć kasę od tych mniej zorientowanych w temacie.

Tym razem jednak nie będę skupiał się na myszkach, monitorach czy klawiaturach, ale na słuchawkach. Oto niemiecka marka Teufel, której melomanom raczej przedstawiać nie trzeba, postanowiła spróbować zyskać sympatię graczy i stworzyć dla nich zestaw słuchawkowy mający idealnie sprawdzić się podczas, wielogodzinnych niekiedy, sesji spędzonych przed konsolą lub pecetem.

 

 

Teufel od lat tworzy wysokiej klasy sprzęt audio. Kolumny i głośniki dla audiofilów, zestawy kina domowego, amplitunery, boomboxy, gramofony, soundbary, słuchawki maści wszelkiej, subwoofery i różnego rodzaju inne akcesoria dla sprzętu audio są w ofercie „diabła” (Teufel to po niemiecku „diabeł” właśnie) od zarania jej istnienia, ale firma idzie też z duchem czasu. Stąd też w ofercie Niemców znaleźć można głośniki Bluetooth, słuchawki bezprzewodowe z aktywną redukcją hałasu oraz słuchawki gamingowe. I do tej ostatniej grupy należy bohater recenzji, czyli headset Teufel Cage 2020. Jest to druga generacja stworzonego przez Teufel zestawu.

Sam nigdy o sobie nie powiem, że jestem audiofilem. Melomanem – owszem. Psychiatra przeglądający zakładkę „Ostatnio odtwarzane” na moim koncie Spotify z pewnością pokusiłby się o diagnozę jeżeli nie w kierunku zaburzeń schizofrenicznych, to osobowości wielorakiej. Znajdujący się tam mix gatunków i albumów nawet mnie potrafi przyprawić o ból głowy. Co zrobić – jestem otwarty na muzyczne doznania. A żeby w pełni je docenić, potrzebne są dobre słuchawki.

Ale dobrze, nie o moich preferencjach muzycznych miałem pisać. Wszak mamy do czynienia z recenzją słuchawek gamingowych z mikrofonem. Po co zatem chwalę się swoimi szerokimi muzycznymi horyzontami? Dlatego, że Teufel Cage sprawdziły się nie tylko jako rewelacyjne audio dla fanów gier wideo, ale też słuchawki dla miłośników muzyki oraz filmów, co w przypadku gamingowych headsetów wcale nie jest takie oczywiste. Słuchawki mogą pochwalić się własną kartą dźwiękową, rozbudowaną aplikacją do zarządzania wszelkimi jej funkcjami i dodatkami oraz symulacją dźwięku Surround 7.1. Więc już sama charakterystyka zapowiada się interesująco.

Ale po kolei!

 

Specyfikacja techniczna

specyfikacja:Teufel Cage 2020
typ słuchawek: headset gamingowy
typ obudowy: zamknięta
materiał obudowy: tworzywo, aluminium, stal sprężynowa (pałąk), ekoskóra
waga: 340 gramów
impedancja: 32 Ω
redukcja hałasu: tak, pasywna
zasilanie: przewodowe
mikrofon: tak, odłączany
ważne cechy: - wbudowana karta dźwiękowa Xear z dźwiękiem przestrzennym 7.1
- aplikacja Teufel Audio Center do kompleksowej obsługi słuchawek
- podświetlane na czerwono logo na bokach muszli
w pudełku: - słuchawki Teufel Cage
- przewód USB-microUSB (3m)
- przewód jack 3,5 mm (1,5m)
- mikrofon

Wygląd i wykonanie

Teufel Cage wyglądają bardzo uniwersalnie i kiedy odepnie się od słuchawek mikrofon, to ciężko byłoby wpaść na to, że są to słuchawki dedykowane graczom. Prezentują się na pierwszy rzut oka jak klasyczne słuchawki. Nie można im przy tym odmówić, że od razu sprawiają wrażenie obcowania ze sprzętem wysokiej klasy. Wyglądają bardzo dojrzale i zdecydowanie dystansują się od tego, czym nierzadko sprzęt gamingowy raczy nasze oczy. Cieszy mnie to, gdyż nie wyobrażam sobie, że nagle Teufel za bardzo wczuwa się w gaming i „przystraja” słuchawki jakimiś dziwnymi kształtami i agresywnymi kolorami, próbując być młodzieżowym i w ogóle cool. Jak wiadomo, takie operacje niekiedy potrafią wywoływać litość i mieć efekt zgoła inny od zamierzonego. Teufel Cage otrzymały mniej więcej taką samą stylistykę, jak pozostałe urządzenia z portfolio producenta. Szanuję taką autentyczność.

Teufel Cage 2020
« z 4 »

Po wzięciu słuchawek w ręce bardzo szybko okazało się, że nie tylko prezentują się, jak towar z wyższej półki, ale też zostały w taki sposób wykonane. Muszle słuchawek zostały zbudowane z twardego, matowego tworzywa zabarwionego na kolor czarny. Z zewnętrznej strony ozdobione zostały głośnikową siateczką oraz podświetlanym na czerwono logo marki. Jeżeli ktoś nie lubi tego typu dodatków, to może ten ozdobnik wyłączyć lub zmienić intensywność świecenia. W mojej opinii, podświetlone logo najładniej prezentuje się na umiarkowanej intensywności podświetlenia.

Jako że Teufel Cage są słuchawkami zamkniętymi, dokładnie okalającymi uszy, to i nauszniki muszą być dość spore. Wyściełane czarną ekoskórą (bardzo miękką i przyjemną w dotyku skądinąd), gąbeczki dokładnie przylegają do głowy, szczelnie opatulając małżowiny. Poduszeczki są bardzo miękkie i elastyczne, dzięki czemu nawet po kilku godzinach noszenia słuchawek nie czułem dyskomfortu związanego z ich obecnością. Wewnątrz muszli znalazło się czerwone wyściełanie wraz z wyraźnym wskazaniem, która słuchawka jest prawa, a która lewa. Zawiasy łączące muszle z pałąkiem zostały wykonane z pomalowanego na grafitowo aluminium, a sam pałąk wydaje się być zbudowany z tworzywa. I z wierzchu – faktycznie tak jest, ale regulacja pałąka zdradza, że jego rdzeń jest również wzmocniony metalem, konkretnie stalą sprężynową. Komfort noszenia słuchawek podnosi dodatkowo wyściełanie spodniej części pałąka mięciutką pianką okutaną taką samą skórką, jak na nausznikach.

Teufel Cage 2020
« z 4 »

Jakość wykonania zasługuje w mojej opinii na notę niemal najwyższą. Skąd to „niemal”? Efekt psuje nieco trzeszcząca obudowa przednich części pałąka, pod którą znajduje się cała elektronika słuchawek. Na szczęście w trakcie noszenia słuchawek wspomniane odgłosy nie pojawiają się w czasie ich noszenia.  Poza tym, wykonaniu nie mogę nic więcej zarzucić: zawiasy łączące muszle z pałąkiem pracują lekko i bezgłośnie, co świadczy o bardzo dobry spasowaniu tych elementów, a kabelki łączące muszle z elektroniką są zabezpieczone materiałowym oplotem, podobnie zresztą jak dołączone do zestawu kable.

Dołączonym przewodom także warto poświęcić nieco miejsca. Po pierwsze – przewód USB, pozwala nie tylko skomunikować Cage’e z komputerem lub innym urządzeniem (mój smartofon bez problemu wykrywał słuchawki połączone przez USB), ale też korzystać ze wszystkich dobrodziejstw wbudowanej w słuchawki karty muzycznej. USB wpinany jest do umieszczonego na tyle lewej muszli gniazda poprzez wtyczkę microUSB. Przewód, jak już wspomniałem, posiada dość gruby oplot, co sprawia że jest on nieco zbyt sztywny. Dobrze, że pomyślano o tym, aby kabel był odpowiednio długi – 3 metry dają dużą swobodę przy planowaniu podłączenia headsetu do komputera i nie będzie trzeba się martwić, że nagły ruch głową (a takie w czasie gry się zdarzają) pociągnie ze sobą peceta czy laptopa. Brakuje mi jedynie jakiegoś rzepu lub jakiejkolwiek innej regulacji długości kabla. Nie każdy wspomniane 3 metry długości będzie potrzebował, a jak wiadomo – długi kabel nie sprzyja utrzymywaniu porządku na/pod biurkiem. Przewód z wtyczkami jack 3,5 mm jest dwukrotnie krótszy, ale i tak wystarcza do tego, żeby móc słuchawki wygodnie połączyć z np. leżącym na biurku laptopem lub smartfonem. W drugim przypadku nie będzie też problemu z komfortowym korzystaniem ze słuchawek np. w czasie spaceru. Bez problemu telefon będzie można schować do kieszeni i jeszcze zostanie sporo centymetrów zapasu kabla. Na koniec uwaga – prawidłowe podłączenie słuchawek do sprzętu wymaga, aby w słuchawkach znalazła się łamana wtyczka, a w urządzeniu źródłowym – prosta. Odwrotne podłączenie sprawi, że prosta wtyczka nie będzie mogła wejść do gniazda słuchawek do końca i jak można się domyślić – słuchawki nie będą działać prawidłowo.

 

Ergonomia

Jak już pisałem w recenzji monitora AOC Agon AG273QCX, ostatnio wkręciłem się dość mocno w Call of Duty: Warzone, czyli darmowego battle royale od Activision. Szybko się okazało, że odpalając grę czas nagle przyspiesza, słońce szybciej podróżuje po nieboskłonie i jakoś szybciej robi się ciemno.

Nie da się ukryć, że potrafiłem ze swoim regimentem spędzić nieraz po kilka godzin próbując wydostać się z Werdańska, czyli, po prostu, wygrać potyczkę. W trakcie tych godzin Teufel Cage w żaden sposób nie męczyły głowy ani uszu. Pełen zestaw waży nieco ponad 300 gramów, więc moja szyja i kark nie za bardzo odczuwały jego obecność. Nacisk pałąka na głowę jest mocny, ale nie tyle, żeby muszle zaczynały nas nieprzyjemnie uciskać. Jego regulacja jest dość precyzyjna i nikt nie powinien mieć problemów z dostosowaniem headsetu do wielkości głowy. Rzecz jasna, spore zasługi należą się także piankom wieńczącym muszle. Ich plastyczność sprawia, że nawet nosząc okulary, słuchawki w żaden sposób nie wywoływały u mnie dyskomfortu.

Pamiętacie jeszcze o siateczkach ozdabiających zewnętrzną część słuchawek? Nie tylko pełnią one funkcję estetyczną, ale też kryją pod sobą niewielkie otwory wentylacyjne. Dzięki temu nawet po kilku godzinach nie miałem wrażenia, że moim uszom jest za gorąco lub się pocą.

Teufel Cage 2020
« z 3 »

Rozmieszczenie przycisków i gniazd również wydaje mi się właściwe. Chociaż początkowo uważałem rozmieszczenie portów USB oraz jack z tyłu lewej muszli za nieco kontrowersyjny, to jednak przekonałem się do tego rozwiązania. A może, nie tyle przekonałem, co po prostu doświadczyłem, że w niczym nie przeszkadza.

Teufel Cage posiadają dwa przyciski oraz dość grube, wykończone wyraźnymi wypustkami pokrętło. Jak można się domyślać, służy ono do regulacji głośności zestawu. Na lewej słuchawce umieszczono suwak umożliwiający szybkie wyciszenie mikrofonu, a na prawej, oprócz rzeczonego potencjometru, znalazł się niewielki przycisk, któremu za pomocą aplikacji Teufel Audio Center można przypisać wybraną funkcję. Większość z nich dotyczy włączenia lub wyłączenia którejś z funkcji poprawienia jakości dźwięku (o nich trochę później), ale można też przypisać mu funkcję włączenia/wyłączenia luminacji logo, zatrzymania/wznowienia odtwarzania czy włączenia/wyłączenia środowiskowej redukcji hałasu dla mikrofonu. Wszystkie przyciski zostały rozmieszczone w sposób bardzo intuicyjny i łapiąc za muszlę, od razu można je wyczuć kciukiem, bez potrzeby dłuższego macania słuchawki.

 

Mikrofon

Bardzo mnie cieszy, że Teufel Cage posiadają odłączany mikrofon. Gniazdo dla niego znajduje się z przodu lewej słuchawki, więc kiedy mikrofon nie jest wpięty, z tego miejsca zionie całkiem wyraźna dziura.

Mikrofon podłączany jest poprzez 3,5-milimetrowego jacka i dzięki temu, że gniazdo jest dodatkowo pogłębione, nie ma opcji, żeby nawet w trakcie najbardziej emocjonującego meczu lub bitwy się poluzował albo wypiął. Jego ramię jest w pełni elastyczne, więc ustawienie go sobie względem ust także jest bezproblemowe. Poza tym, ramię zachowuje nadany mu kształt, więc irytowanie się ciągłym poprawianiem mikrofonu w trakcie gry (lub rozmowy, bo przecież Teufel Cage mogą też pełnić funkcję zestawu słuchawkowego) nie powinno wchodzić w grę. Mikrofon otoczony jest dość grubą gąbeczką, dość mocno przylegającą do mikrofonu, bądź co bądź, i także ona nie powinna spadać lub zsuwać się z urządzenia.

Chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć, jak ważna jest komunikacja z teamem w grach nastawionych na rozgrywkę drużynową. Do tego niezbędny nie tyle mikrofon, co dobry mikrofon. Ten z zestawu na takie miano zasłużył.

Dodatek ten nawet bez aktywacji software’owych wspomagaczy radził sobie doskonale i opinie od znajomych po drugiej stronie były bardzo pozytywne. Obyło się bez trzasków (co jest absolutnie niedopuszczalne w słuchawkach gamingowych!), a komunikaty były wyraźne i czyste na całej skali głośności mikrofonu. Ponadto, mikrofon bardzo dobrze radził sobie z „wycinaniem” zakłóceń w postaci domowego zgiełku. A dla głośniejszego otoczenia przygotowano opcję środowiskowej redukcji hałasu, pozwalającej na efektywne wykorzystywanie mikrofonu np. w trakcie turniejów e-sportowych albo grania w innym, niezbyt cichym otoczeniu.

Dla śmieszków-zgrywusów Teufel przygotował także opcję Xear Magic Voice. Pozwala ona na modulację naszej mowy na kaczkę (coś na styl Kaczora Duffy’ego), gargulca, mężczyznę (coś dla królowych komedii) oraz kobietę („Hehe, chłop się za babę przebrał”). Nie wiem, jak myśl przyświecała twórcy tego dodatku, ale uważam, że do akurat tego headsetu pasuje on, jak plażowe japonki do garnituru.  

 

Jak to działa?

Przede mną najtrudniejszy fragment tej recenzji – sprawdzenie możliwości dźwiękowych Teufel Cage w praktyce. Dlaczego najtrudniejszy? Ponieważ czuję, że właściwym byłoby opisanie osobno doznań związanych z grą (i przy okazji filmem) oraz komunikacją głosową, i osobno – tych stricte muzycznych. Już we wstępie zdradziłem, że słuchawki doskonale radzą sobie we wszystkich wymienionych zastosowaniach, ale trzeba mieć na uwadze, że niektóre opcje sprawdzające się w czasie gry, niekoniecznie będą dobrym dodatkiem do zapoznawania się z nową płytą ulubionego wykonawcy. Szczególnie, jeżeli jest to płyta z muzyką ambitniejszą niż radiowe piosenki o zielonych oczach.

 

Grafika pochodząca ze strony producenta w prosty sposób pokazuje budowę słuchawek.

 

Na początek nieco technikaliów. Z racji tego, że akustykiem nie jestem, będę opierał się na materiałach producenta, żeby móc przedstawić charakterystykę testowanego sprzętu. Najważniejszym elementem słuchawek są 40 – milimetrowe przetworniki liniowe z koncentratorem oraz spora komora rezonansowa. To właśnie te dwa elementy odpowiadają w głównej mierze za precyzyjną reprodukcję dźwięku o różnych częstotliwościach. Rola przetworników jest oczywista, natomiast zadaniem komory rezonansowej jest przede wszystkim dbałość o czysty i głęboki bas. Ważnym elementem zestawu od Teufel jest wbudowana karta dźwiękowa firmy Xear. To ona odpowiada za jakość i ilość software’owych dodatków mających wpływać na nasze doznania dźwiękowe. Xear pozwala też zarządzać jakością odtwarzanego dźwięku oraz nadawanego. W pierwszym przypadku można wybrać jakość próbkowania sygnału (44,1 KHz, 48 KHz, 88,2 KHz lub domyślne 96 KHz) oraz zakres (16 lub 24 bity). W przypadku mikrofonu, można wybrać tylko częstotliwość próbkowania (44,1 KHz, 48 KHz).

 

 

Muzyka

Ogólna charakterystyka słuchawek Teufel Cage wypada w mojej opinii świetnie. Nawet wyłączywszy wszelkie cyfrowe dodatki, zestaw charakteryzował się bogatym, bardzo precyzyjnym brzmieniem oraz szeroką sceną. Dużo szerszą niż w przypadku moich Sony MDR-XB950N1, ale nie aż tak, jak w przypadku słuchawek robiących nieśmiałe kroki w kierunku wystawki dla audiofilów. Mi jednak wystarczała – w trakcie słuchania nawet bardziej złożonych utworów dało się słyszeć przestrzeń daną instrumentom i chociaż dane mi było już słyszeć lepsze (ale też sporo droższe – chociażby od Bose czy Audio-Technika) słuchawki pod kątem przestrzeni dźwięku, to możliwości Teufel Cage mnie pozytywnie zaskoczyły.

Bardzo podoba mi się selektywność poszczególnych pasm – słuchając muzyki lubię słyszeć wyeksponowane, ale nienachalne cykacze współgrające z pasmami ze środka skali, i finalnie przykryte kołderką z głębokiego i mięciutkiego basu. Miód na moje uszy. A kiedy do tego wszystkiego dołożymy wspomnianą powyżej przestrzeń, otrzymałem zestaw zachęcający mnie do zapoznawania się niektórymi utworami na nowo. Lubię ten stan, kiedy znana od lat piosenka nagle zaskakuje detalem, którego wcześniej nie usłyszałem. W tym przypadku, były to niektóre fragmenty ścieżki dźwiękowej z Interstellar (magia organów Hammonda), musicalu Upiór w operze (muzyka orkiestrowo-rockowa i do tego śpiew operowy – klasa!) oraz soundtrack z Red Dead Redemption 2 (piękne, bardzo przestrzenne i bogate w detale kompozycje).

Jak już wspomniałem, piszę teraz o wrażeniach z „ustawień fabrycznych” słuchawek. Chcąc zmodyfikować wrażenia słuchowe, aplikacja Teufel Audio Center umożliwia skorzystanie z cyfrowego korektora oraz funkcji Xear Audio Brillant (podbicie detali w uprzednio skompresowanych plikach muzycznych), Xear Dynamic Bass (jak sama nazwa sugeruje – podbicie basu). Dzięki equalizerowi można precyzyjnie doprecyzować dźwięk do swojego widzimisię. Audio Brillant faktycznie jest w stanie wyciągnąć z utworów nieco więcej, ale zauważyłem, że powyżej skali 2 (jest to funkcja regulowana) dźwięk staje się nieco zbyt sztuczny. Opcji związanej z poprawą basu nie używałem w ogóle… bo mi psuła estetykę całości. Podobnie symulacja dźwięku przestrzennego 7.1 – odsłuchanie tego samego utworu (D’Angelo – Unshaken) najpierw z wyłączoną funkcją, a później włączoną, pokazało mi, że owszem, niektóre momenty piosenki były bardziej zaznaczone, ale za to inne praktycznie przykryte przez symulowaną przestrzeń.

 

Gramy!

W czasie gry, wrażenia nie były może już tak intensywne, ale też oczekiwania były nieco inne. Zostaje tutaj wszystko to, co pisałem w kontekście muzyki, czyli szeroka scena, właściwie zbalansowane pasma i przejrzystość dźwięku. Jednak w trakcie grania mogłem więcej poszaleć z dodatkowymi ustawieniami headsetu, oferowanymi przez Teufel Audio Control. I tak, w przypadku gier (filmów zresztą też) symulacja dźwięku 7.1 wypadła świetnie. I nie tylko pozytywnie wpływała na samą immersję dzięki dość klarownej dobrze odwzorowanej symulacji dźwięku przestrzennego, ale też pomagała w czasie rozgrywek sieciowych. I tutaj do testów wykorzystałem głównie dwie gry: Escape from Tarkov oraz Call of Duty: Warzone.

 

Jak pisałem niegdyś w tekście poświęconym Escape from Tarkov, w grze liczy się każdy dźwięk, gdyż poziom detali akustycznych w tej produkcji stoi na wprost absurdalnym poziomie. Gra jest powolna i raczej nie dochodzi tam do wielkich i gwałtownych strzelanin. Zazwyczaj są to pojedynki pojedynczych jednostek, a czasami duetów czy trójek. Muzyki w tle nie ma, inne odgłosy niż te z mapy (np. dźwięku HUD-a czy ekwipunku) są ograniczone do minimum. I tutaj symulacja dźwięku przestrzennego miała szansę się wykazać pod kątem wrażenia odległości i kierunku każdego dźwięku. W moim odczuciu – Teufel Cage poradziły sobie naprawdę dobrze, nawet lepiej niż się spodziewałem. Zaskoczyło mnie to, że dźwięk pozbawiony był, nazwałbym to, cyfrowej sztuczności, jaką nieraz da się usłyszeć w czasie korzystania głośników lub słuchawek wspomaganych dodatkowymi funkcjami. Podejrzewam, że to w głównej mierze zasługa karty dźwiękowej.

A jak zestaw poradził sobie w trakcie gry w battle royale od Activision? Równie dobrze! Co wcale nie było oczywiste, gdyż Call of Duty: Warzone, to zupełnie inne tempo rozgrywki – na ekranie dzieje się zdecydowanie więcej i „bardziej”, dźwięków otoczenia także jest sporo więcej i są one bardzo intensywne – strzały, wybuchy, odgłosy silników przelatujących myśliwców i śmigłowców naprawdę potrafią kopać po uszach. I zaskoczyło mnie, że w tym bitewnym chaosie słuchawki wciąż potrafią być dość selektywne i nie gubią tego przyjemnego poczucia przestrzeni. Nie miałem wrażenia, że odtwarzane w danym momencie dźwięki zaczynają się niebezpiecznie ze sobą sklejać i nakładać na siebie, co niechybnie doprowadziłoby do powstania mało przyjemnej kakofonii.

W trakcie gry warto też pomajstrować przy ustawieniach, o których pisałem wcześniej. Subiektywne wrażenia płynące z wykorzystania podbicia basu czy zwiększenia klarowności dźwięku może (ale przecież wcale nie musi) pozytywnie wpłynąć na doświadczenie związane z wykorzystywaniem zestawu od firmy Teufel w czasie gry. Być może ktoś w czasie bitwy lubi, kiedy narządy wewnętrzne drżą od basu, a inni wręcz przeciwnie – męczą się nim. Dlatego tutaj decyzję o tym, jakie opcje włączyć, wyłączyć albo podkręcić, zostawiam Wam.

Na koniec jeszcze jedna uwaga: aby móc korzystać ze wszystkich dodatków modyfikujących dźwięk, niezbędne jest korzystanie z headsetu poprzez port USB. Słuchawki  połączone poprzez ten interfejs działają również ze smartfonami, chociaż w tym przypadku trzeba będzie zaopatrzyć się w przejściówkę USB-A na USB-C. Szkoda tylko, że Teufel nie przygotował aplikacji mobilnej pozwalającej na zarządzanie na smartfonie lub tablecie w takim sam sposób, jak na pececie. 

 

Podsumowanie

Teufel Cage w swojej nowej odsłonie przekonały mnie do siebie całym swym jestestwem. Zaczynając pisać tę recenzję, w życiu nie przypuszczałem, że zajmie ona niemal 6,5 strony surowego tekstu. Ale też było o czym pisać. Nie jest to zestaw gamingowy bez wad, ale są one na tyle niewielkie, że przy całym nawale pozytywów mogą pozostać praktycznie niezauważone. Żeby nie tracić na nie zbyt wiele czasu, wymienię je już na początku tego podsumowania: delikatnie trzeszcząca obudowa słuchawek może wywoływać grymas niezadowolenia, tym bardziej, że mamy do czynienia ze sprzętem za 699 zł, a nie zestawem za kilkadziesiąt złotych. Uważam też, że nietrafionym dodatkiem jest modulator głosu Xear Magic Voice – to już nie tyle wada samych słuchawek, co ich oprogramowania. I to właściwie koniec jakichś wyraźniejszych potknięć.

Pod kątem wykonania Teufel Cage reprezentują naprawdę wysoki poziom, zarówno pod kątem wykonania, jak i samej estetyki. To zestaw ewidentnie przygotowany z myślą o osobach, których kolorowe i stereotypowo gamingowe ozdobniki, takie chociażby jak podświetlenie RGB, nie bawią.

Teufel Cage 2020
« z 5 »

Ergonomia słuchawek stoi na jeszcze wyższym poziomie niż jakość wykonania – wszystko zostało tu przemyślane i starannie wykonane. Nauszniki, pałąk, muszle, rozmieszczenie przycisków oraz gniazd – to wszystko sprawia, że ze słuchawek korzysta się po prostu dobrze, a co najważniejsze – nie męczą głowy ani uszu. Na plus zaliczam także odłączany mikrofon, dzięki czemu słuchawki zyskały sporo na uniwersalności.

Na koniec najważniejsza kwestia – jakość dźwięku, zarówno odtwarzanego, jak i nadawanego przez Teufel Cage. W obu przypadkach mogę mówić o naprawdę wysokiej jakości. Miałem do czynienia ze słuchawkami, które zachęciły mnie do tego, żeby z niektórymi piosenkami, a nawet albumami zapoznać się na nowo i odkryć, co też kryje się w nich jeszcze. W grach, czyli w środowisku, z myślą o którym zestaw powstał, również sprawdzają się świetnie – oferowany przez testowany headset był wyraźny, odpowiednio przestrzenny i bogaty brzmieniowo, a co najważniejsze – nawet w chaosie pola bitwy potrafił zachowywać swoją wyrazistość i zróżnicowanie. Równie dobrze pod tym względem wypadł mikrofon.

Na koniec trzeba pochwalić aplikację Teufel Audio Center. Nie jest to może najbardziej rozbudowane narzędzie tego typu na rynku, ale najważniejsze jest, że doskonale współgra ze słuchawkami, a software i hardware się w tym przypadku doskonale uzupełniają.

Koniec końców, chociaż zestaw Teufel Cage tani nie jest, to ciężko jest go nie polecić. Podejrzewam, że dla osób stawiających na piedestale jakość dźwięku, cena raczej nie będzie jakąś ogromną przeszkodą przy zdecydowaniu się na ten zestaw.

No i byłbym zapomniał – nasza rekomendacja jest tutaj jak najbardziej na miejscu!