Słuchawki jakie są – każdy widzi, parafrazując wpis o koniu z pierwszej polskiej Encyklopedii Powszechnej. Chociaż tak jak opis konia Bogdan Chmielewski faktycznie mógłby sobie podarować, bo ówcześnie konia każdy na oczy widział i wiedział o czym była mowa, tak współcześnie ze słuchawkami może być nie lada problem. Wokółuszne, nauszne, dokanałowe, przewodowe, bezprzewodowe – a to przecież jeden z najprostszych podziałów.

Firma Fresh ‘n Rebel dostarczyła nam do testów wokółuszne słuchawki Clam ANC. W portfolio holenderskiej firmy nie brakuje  muzycznych gadżetów w postaci większych i mniejszych głośników Bluetooth (nasza recenzja niewielkiego RockBoxa S oraz RockBoxa M), słuchawek, powerbanków, a nawet selfiesticków. Zapoznając się z produktami marki Fresh ‘n Rebel, można odnieść wrażenie, że jej produkty adresowane są głównie do młodzieży. Akcesoria są kolorowe, unikają wizualnego banału… i mogą podobać się także nieco bardziej leciwym miłośnikom przenośnego audio. Kolorki osprzętu są wyraźnie stonowane i unikają przesadnej pastelowości i jaskrawości. Zaś bryła i wykończenie głośników czy słuchawek są na tyle uniwersalne, że rodzic chcący pożyczyć słuchawki bądź głośnik od swojego nastoletniego dziecka, nie będzie czuł dyskomfortu z faktu korzystania z urządzenia o takim designie, a nie takim, „który bardziej przystoi”, bo powaga wieku, czy coś w tym stylu…

Dzisiaj zajmę się zatem słuchawkami będącymi połączeniem klasyki z nowoczesnością. A żeby nowoczesność jeszcze bardziej podkreślić, to słuchawki Clam ANC wyposażone są w Bluetooth oraz redukcję hałasu ANC (active noise cancelling). Gadżet robi naprawdę dobre wrażenie przy pierwszym kontakcie i mam szczerą nadzieję, że to wrażenie utrzyma się przez cały czas testów. Sam korzystam ze słuchawek Bluetooth z redukcją hałasu (Sony MDR-XB950N1), więc będę mógł w prosty sposób porównać sobie oba produkty. Obie pary słuchawek są podobnej półki cenowej (chociaż Clam ANC są mimo wszystko tańsze), więc ich zestawienie wydaje się być sensownym pomysłem.

Wygląd i wykonanie

Składane słuchawki Clam ANC bardzo dobrze wpasowują się w cechy wymienione we wstępie – wyglądają nowocześnie i  mają własny styl, ale nie silą się na niepotrzebne i bijące po oczach ozdobniki lub jakieś niespotykane kształty. Pałąk ma klasyczną formę, podobnie zresztą jak owalne muszle. Bardzo podoba mi się kolor słuchawek, nazwany przez producenta Petrol Blue. Po naszemu – jest to kolor niebieski, ale wyraźnie romansujący z odcieniami zieleni. Taką kolorystykę utrzymuje nie tylko ładnie zmatowione tworzywo, z którego wykonano obudowę słuchawek, ale też materiał przykrywający gąbeczkę po wewnętrznej stronie pałąka oraz wnętrze muszli, a także eko-skóra otulająca nasze uszy. Tworzywo wygląda na całkiem solidne, a poszczególne elementy słuchawek są dokładnie ze sobą połączone, dzięki czemu plastik nie trzeszczy i nie skrzypi przy składaniu i rozkładaniu słuchawek, czego o moich „soniaczach”, niestety, powiedzieć nie mogę.

Słuchawki Clam ANC i ich eleganckie pudełko
« z 3 »

Jak już wspomniałem, Clam ANC nie posiadają żadnych kontrastujących z obudową detali i elementów. Także przyciski sterujące słuchawkami i logo na zewnętrznych obudowach muszelek utrzymane są w dominującej kolorystyce. Krabie szczypce, czyli znak rozpoznawczy firmy Fresh ‘n Rebel, znajdują się na wierzchu muszli i odznaczają się właściwie tylko tym, że są nieco bardziej błyszczące. Zaś oznaczenie produktu umieszczono pomiędzy regulacją długości pałąka a zawiasami. Nic tutaj nie psuje stylistycznego smaku, na jaki zdecydowano się przy projektowaniu słuchawek. Podobnie jest z przyciskami.

Do zestawu ze słuchawkami otrzymujemy także niewielki pakiet dodatków. W całkiem ładnym, muszę przyznać, pudełku znajdują się także dwa przewody z oplotem w takim samym kolorze co słuchawki. Jeden z nich (nieco za krótki moim zdaniem) wykorzystamy do naładowania słuchawek, podłączając je np. do komputera poprzez microUSB. Drugi to klasyczny jack 3,5 mm z dwoma końcówkami. Do pudełka włożono także materiałowy woreczek z kieszonką, w którym zmieścimy złożone słuchawki oraz przewody.

Kabelek USB - microUSB oraz dwustronny jack 3,5mm
« z 4 »

 

Ergonomia i wygoda

Pałąk posiada regulację długości, więc nawet osoby z nieco większą głową nie powinny mieć problemu z wygodnym założeniem słuchawek. Po założeniu urządzenia można stwierdzić, że nie uciska ono głowy… Przynajmniej przez pierwsze kilka-kilkanaście minut, później słuchawki zaczynają o sobie przypominać. W uszy robi się nieco cieplej i wyraźnie czuć, że coś delikatnie małżowiny uciska. Nie nazwę tego dyskomfortem, bo do tego jeszcze naprawdę daleko. Bardziej chodzi mi o to, że nie są to słuchawki, których obecność na głowie będziemy mogli zupełnie zignorować.

Clam ANC
« z 5 »

Wszystkie klawisze rozmieszczono w wystarczająco ergonomiczny sposób i palce nie muszą szukać, czy to przycisku włączającego ANC, czy tych odpowiedzialnych za głośność/zmianę utworu (pojedynczy „klik” reguluje głośność, a przytrzymanie przycisku przez 2 sekundy przełącza utwór) i włączenie/pauzowanie/parowanie słuchawek. Kładąc dłoń na słuchawce od razu można je wyczuć. Poza tym, wszystkie przyciski działają bez najmniejszych zarzutów i mają wyraźny i przyjemny klik.

Jako iż mamy do czynienia ze słuchawkami Bluetooth, to należy je pochwalić za całkiem sprawne parowanie i późniejsze łączenie się z zapamiętanymi urządzeniami. Aby sparować słuchawki ze smartfonem bądź komputerem należy dłużej przytrzymać przycisk zasilania podczas włączania słuchawek. Odpowiedni dźwięk poinformuje nas o gotowości do parowania, a następnie wystarczy wcisnąć na urządzeniu źródłowym przycisk „połącz”. Ponowne połączenie słuchawek z zapamiętanym wcześniej sprzętem przebiega bezproblemowo i sprawnie. Clam połączą się automatycznie z ostatnim obsługiwanym urządzeniem. Dlatego też, jeżeli w pokoju mamy laptopa i telefon z włączonym Bluetooth, to trzeba upewnić się, z którym urządzeniem słuchawki się połączyły.

Clam ANC - gniazdo jack
« z 5 »

Clams ANC potrafią utrzymać stabilne połączenie nawet z odległości kilkunastu metrów od źródła. Warunkiem jest oczywiście minimalna liczba przeszkód (drzwi, ściany) stojących pomiędzy słuchawkami a urządzeniem źródłowym. Im więcej przeszkód stanie na drodze sygnałowi, tym ta odległość będzie mniejsza. Dopiero stojąc w pomieszczeniu oddalonym ok. 6 metrów od biurka i będąc otoczonym przez dwie ściany, słuchawki zaczęły „czkać”, oznajmując, że połączenie stało się mało stabilne.  

Warto nadmienić, że słuchawki mają właściwie dwa przyciski zasilające – jeden odpowiada tylko za noise cancelling, a drugi za połączenie BT. Kończąc słuchać muzyki „na kablu”, musimy pamiętać, żeby po odłożeniu słuchawek wyłączyć ANC przyciskiem na prawej słuchawce. W innym przypadku dość szybko może się okazać, że nazajutrz zmuszeni będziemy podłączyć słuchawki do ładowania, gdyż działające ANC wyczerpało akumulator. Tym bardziej trzeba o tym pamiętać, gdy korzystamy z Clamów po Bluetooth. Wyłączenie słuchawek nie wyłącza automatycznie noise cancellingu. W ten sposób, w trakcie testów dwa razy miałem niespodziankę w postaci rozładowanych słuchawek. Po prostu ANC zostało włączone na cały dzień, a nawet weekend.  

 

Panowie, muzyka!

Przechodzimy do najważniejszej części wywodu, czy odpowiedzi na pytanie, jak Clam ANC grają. Odpowiedź na to pytanie wcale nie jest prosta, gdyż słuchawki pokazały mi swoje dwa oblicze. Jedno naprawdę dobre, drugie – cóż – nieco gorsze.

Zacznijmy od tego, że z Clam ANC można korzystać, jak z tradycyjnych słuchawek wpinając do nich kabel jack. Po jego podłączeniu, wciąż możemy korzystać z noise cancellingu. I już w tym momencie mogę zdradzić, że to właśnie włączenie ANC daje nam najlepszą jakość dźwięku. Zarówno na smartfonie, jak i na służbowym ThinkPadzie i domowym Asusie, dźwięk był najbardziej przejrzysty, bardzo jasny, klarowny (nawet bardziej niż w moich słuchawkach Sony), z odpowiednio szeroką sceną. Poszczególne dźwięki się nie zlewają – basy zostały wyeksponowane wyraźnie, ale nie zagłuszały innych pasm, a wszystkiemu towarzyszyły stonowane, aczkolwiek bardzo dobrze słyszalne soprany i „cykacze”. Chociaż dla amatorów bardziej basowych słuchawek soprany mogą okazać się nieco zbyt wyraźne. Momentami perkusyjne hi-haty i „szeleszczące” głoski potrafią brzmieć nieco za agresywnie, ale z tym poradzi sobie nawet prosty equalizer.

Ostatecznie jednak mogę stwierdzić, że przyjemność z korzystania z Clam ANC będzie mieć zarówno fan muzyki gitarowej, klasycznej i szeroko rozumianej muzyki instrumentalnej, jak i miłośnicy bardziej syntetycznych brzmień i rapu. A dzięki swojej selektywności, słuchawki dobrze się też sprawdzają w czasie oglądania filmów.

Clam najwięcej tracą, gdy zrezygnujemy z ANC, na przykład chcąc wydłużyć działanie słuchawek na baterii. Można wręcz powiedzieć, że wtedy zmienia się ich charakterystyka dźwięku. Muzyka staje się bardziej „zamulona”, a czynnikiem odpowiedzialnym za taki stan rzeczy są przesadnie wyeksponowane tony niskie, tracące na swojej naturalności. Automatycznie mamy też wrażenie, że scena straciła na swojej przejrzystości. Być może miłośnikom niskich tonów taki stan rzeczy będzie odpowiadał, ale już bardziej wymagający melomani mogą być niepocieszeni. No i tutaj już korektor dźwięku może nie wystarczyć.

Noise cancelling

Technologia redukcji hałasu jest idealnym rozwiązaniem dla osób często podróżujących komunikacją miejską, pociągiem lub osób pracujących w biurze, które lubią „odciąć się” od otoczenia i zagłębić w ulubioną muzykę. Raczej nie będziemy jej polecać w przypadku nocnych spacerów przez miasto lub poruszając się rowerem w ruchu drogowym – tutaj lepiej pozostać uważnym, a i tak muszle słuchawek dość szczelnie okalają małżowiny. Ale zostawmy na razie dobre rady i przejdźmy do sedna.

Do aktywnej redukcji hałasu słuchawki wykorzystują dwa mikrofony skrzętnie schowane na zewnętrznej części muszli. Mikrofony „nasłuchują” dźwięków otoczenia, przekazują je do przetwornika tworzącego „odwróconą” falę zebranego dźwięku, a następnie przetwornik nakłada ją na muzykę. W ten sposób fala z zewnątrz trafia na swoją antyfalę, skutkiem czego obie się usuwają. Jednak trzeba pamiętać, że dobra elektronika to nie wszystko. Sama obudowa słuchawek także musi dobrze radzić sobie z wygłuszaniem otoczenia. Im lepsze oba te parametry, tym redukcja hałasu będzie skuteczniejsza.

ANC w słuchawkach Clam działa naprawdę sprawnie i dobrze radzi sobie z „wycinaniem” niechcianym pasm, takich jak szum otoczenia, odgłosy ruchu drogowego, czy biurowego zgiełku, włącznie z odgłosem pracującej klawiatury, którego przecież nie każdy lubi. Nie mówimy tu oczywiście o całkowitym odcięciu się od dźwięków otoczenia. Dźwięki syren, krzyczący szef, klaksony i inne, bardziej „agresywne” dźwięki wciąż będą słyszalne, chociaż odczuwalnie przytłumione. Czy słuchając muzyki z włączonym ANC faktycznie znajdujemy się „bliżej muzyki”, jak to głoszą materiały ze strony Fresh ‘n Rebel? Tak. Redukcja w słuchawkach działa całkiem sprawnie, na poziomie, którego oczekiwałem, chociaż do słuchawek z ANC od Bose czy Sony i Sennheisera z wyższych serii, nie mają startu. Podobnie zresztą jak moje MDR-X950N1.

 

Podsumowanie

Przyznam szczerze, że początkowo Clam ANC nie zrobiły na mnie większego wrażenia. Ale im dłużej z nich korzystałem, tym bardziej się do nich przekonywałem, szczególnie pod względem oferowanej jakości dźwięku, bo do wykonania od początku nie miałem właściwie żadnych zastrzeżeń, podobnie jak do użytych materiałów. Ok, same muszle mogłyby być bardziej miękkie, dzięki czemu moglibyśmy zapomnieć, że w ogóle mamy jakieś słuchawki na głowie. Gdyby nie sącząca się do ucha muzyka, rzecz jasna.

Na plus zaliczam również samą wygodę korzystania ze słuchawek. Co tu dużo mówić – wszystko działa jak trzeba – Bluetooth nie ma problemów z łączeniem się zarówno ze smartfonami lub komputerami, a wszystkie przyciski pozwalające na sterowanie słuchawkami są rozmieszczone bardzo intuicyjnie. Finalnie wygodę korzystania z Clam ANC mogę ocenić bardzo pozytywnie.

ANC, czyli tak właściwie najważniejszy element słuchawek, sprawdza się całkiem nieźle. Oczywiście nie jest to poziom słuchawek topowych linii od firm zajmujących się głównie audio, ale na potrzeby codziennego użytkowania słuchawek w każdych warunkach słuchawki od Fresh ‘n Rebel w zupełności wystarczają. Dźwięki tła są wystarczająco zniwelowane i to jest najważniejsze.

A jakość dźwięku? Jak na tę klasę słuchawek, jest wystarczająco dobrze…, ale pod warunkiem, że będziemy korzystać z noise cancellingu. Rozładowana bateria lub wyłączenie funkcji skutkuje obniżeniem wysokiej klasy dźwięku, więc warto pamiętać o pilnowaniu odpowiedniego poziomu naładowania baterii. Bardzo podoba mi się czystość oferowanego dźwięku i jego całkiem szeroka scena. To w połączeniu z odpowiednio zbalansowanymi zsynchronizowanymi pasmami wysokimi, środkiem i basami, daje naprawdę pozytywne wrażenia słuchowe.