Znowu. Jak co kilka, ewentualnie kilkanaście miesięcy, Apple robi show i nie inaczej było wczoraj. Nie są to już te „ochy i achy”, ani owacje, które jeszcze kilka lat temu towarzyszyły każdemu „one more thing”. Lud przywykł, atmosfera, mimo starań organizatorów, wyraźnie siadła, nie tak łatwo już wszystkich zachwycić, świat poszedł do przodu i nawet ci, którzy pchnęli ponad 10 lat temu pierwszą kostkę domina nie mogą ciągle prześcigać własnej legendy. Kolej rzeczy i… i chyba dobrze. Czas na uspokojenie nadszedł.
Oto mamy kolejną konferencję, kolejne seriami powtarzane słowa – amazing, beautiful, teams worked very hard, awesome, extremely wonderful, best by far itd itp, ale mimo wyreżyserowanych prób wciągnięcia publiki w akcję sam pokaz produktów nie wzbudza owacji, jak to miało miejsce kilka lat wcześniej.
Rynek wydoroślał, hippisi założyli chinosy i polówki, rewolucja zakończona. Apple powoli, acz nieprzerwanie przekierowuje nas z czasów niepokornej młodości w dojrzałość. I ta konferencja dokładnie to pokazała. Zaprezentowano produkty takie, jakich po firmie z Cupertino oczekujemy, oparte na nowszych i tryliardy razy szybszych chipach, nakarmione lepszym niż kiedykolwiek softem, robiące jeszcze bardziej amazing zdjęcia, wyrzeźbione z jeszcze lepszych materiałów, etc.
Czy jednak pełen emocji czekałem, by ujrzeć Polskę na liście krajów, w których jako pierwszych pokażą się nowe produkty? Czy nerwowo sprawdzałem stan konta, by wiedzieć, czy wyściubię na jeszcze nowszego iPhone’a? Czy zaznaczyłem w kalendarzu dzień premiery w sklepach? Na powyższe pytania mam jedną, krótką odpowiedź – nie. Nie dlatego, że produkty niefajne, przeciwnie, bardzo mi się podobają. Ot, po prostu i ja chyba dojrzałem.
Jedna jeszcze refleksja na koniec tego krótkiego felietonu. Kiedy rok temu wieszczono koniec Apple, które przecież oszalało proponując iPhone’a za 999 dolarów, śmiałem się w głos. Kiedy przez kolejne miesiące różne przecieki donosiły o rzekomo słabej sprzedaży modelu X, a dookoła mnie gęstniał tłum korzystających z face ID, uśmiech mi się coraz bardziej powiększał. Gdzie ten upadek, gdzie te kłopoty? Krytycy poszli spać, wieszcze rozeszli się po domach, a po roku od cenowej terapii szokowej Apple wczoraj pokazuje telefony po 1099 dolarów i… cisza! Głosów oburzenia nie słychać. Co więcej, pokazany przez Apple model „tańszego” iPhone’a XR za 749 USD (sic!) zostaje przyjęty z pełnym zrozumieniem! Można Apple lubić, można nie, ale szacunek za umiejętność gry rynkowej im się należy!!!
Więcej tekstów o Apple i produktach tej marki znajdziecie tutaj – do lektury zachęcamy zarówno pasjonatów, jak i sceptyków.
A ja powiem nawet więcej: te 1099 dolarów to za *najtańszą* wersję *najdroższego* ajfona. I to dopiero jest amazing i awesome ;- )
Dokładnie! 7219 zł (!!!) zamyka polski cennik!
Największym ciosem dla mnie było ucięcie projektu SE2. Nadal uważam, że iPhone o wymiarach starej piątki, z ekranem edge to edge i w cenie do 2,5K, no, może nawet 2,7K zł byłby wielkim hitem.
Tak. Uważam tak samo. Bardzo czekałem na to ogłoszenie. Ale, niestety, nie doczekałem się; szkoda 🙂
Natomiast iPhone XR (albo Xr, jak kto woli) jest, pomimo wszystko, bardzo dobrą wiadomością. I miło, że jest; lepiej tak niż bez niego. Zawsze to coś na poprawę humoru 🙂
Wracając. Przypuszczam, że za rok będzie lepiej. Apple funkcjonuje jednak w cyklach dwuletnich. I może wtedy doczekamy się nowego SE.
Pożyjemy, zobaczymy. XR jest bardzo ciekawym produktem, ciekawe, czy usunięcie w przyszłości z oferty 7 i 8 zrobi miejsce na mniejszy smartfon? A może za rok nikt już nie będzie pamiętał, jak to fajnie było mieć telefon dający się obsłużyć jedną ręką? A może odkryją to na nowo? :)) Dużo znaków zapytania, ale na pewno bardzo bym się ucieszył z mniejszego telefonu.