Za dzieciaka (bez kablówki) NBA oglądało się ciężko. Był magazyn w TVP raz na tydzień, były czasopisma koszykarskie z kolorowymi plakatami, były karty do kolekcjonowania – ale obejrzenie retransmisji meczu, nie wspominając nawet o relacji na żywo, graniczyło z cudem. Może to dlatego koszykówka zza oceanu smakowała wtedy tak dobrze. Może to dlatego wpadające z lekkością rzuty za trzy punkty Jordana, O’Neala, Bryanta wyglądały tak imponująco. Na naszych oczach rodziły się legendy. Jedna z nich właśnie odeszła. Zdecydowanie za wcześnie.

 

Kobe Bryant przez lata grający w barwach Los Angeles Lakers stał się symbolem drużyny, symbolem miasta oraz czegoś znacznie więcej niż tylko koszykówka. Pozostawił po sobie imperium warte 2 miliardy dolarów. Jeszcze przed odejściem z NBA zaczął inwestować, tworzyć własne marki, wspierać przedsiębiorców i innowatorów – zwłaszcza w obszarze nowych technologii. Uwielbiał gadżety, ale nie uważał siebie za technologicznego freak’a. Zamiast tego mądrze dobierał inwestycje w startupy i technologie – udziały w Dellu, Alibabie, Klarnie czy w Epic Games produkującym gry komputerowe, takie jak m.in. Fortnite: Save the World.

 

Koszykarz zginął w katastrofie helikoptera wraz ze swoją 13-letnią córką oraz siedmioma innymi osobami, podczas przelotu nad Calabasas w Kalifornii. Kobe był w drodze do swojej akademii sportu Mamba Academy. Odszedł człowiek legenda, sportowiec i inwestor, który swoją działalnością inspirował pokolenia młodych ludzi na całym świecie. Polecam wywiad The Mindset of a Winner udzielony przez Bryanta we wrześniu ubiegłego roku.