Gry indie to zdecydowanie nie moja bajka, więc gdy pojawiła się przed mną możliwość sprawdzenia, co ciekawego przygotowali dla graczy twórcy Venineth, daleki byłem od entuzjazmu. Jednak Wujek Google szybko zmienił ten stan, gdyż okazało się, że Venineth to dziecko polskiego studia Venineth Team, w dodatku oparte o bardzo ceniony przeze mnie silnik Unreal Engine. A gdy rzuciłem okiem na promujący ten tytuł trailer oraz screeny, to byłem już kupiony w pełni – niesamowite krajobrazy obcych planet, ruiny zaginionej cywilizacji, dziwaczne stacje kosmiczne oraz zawieszone w chmurach superstruktury prezentują nieziemski klimat (dosłownie i w przenośni) i są kolejnym dowodem na to, jak wdzięcznym narzędziem pracy potrafi być Unreal Engine w rękach utalentowanego zespołu.

 

 

Twórcy gry postanowili podarować sobie opisywanie nam celów i fabuły rozgrywki, wychodząc z założenia, że samodzielnie, z kontekstu naszych poczynań, będziemy musieli wywnioskować, co jest naszym zadaniem. Oto bowiem wcielamy się w postać kuli o prezencji łączącej w sobie tolkienowski Palantir z pochodzącym z serii Command & Conquer Tacitusem. Najprawdopodobniej jest to jakaś forma sondy zwiadowczej, którą wysłano… No właśnie, tego wciąż nie wiem, choć zdołałem już ukończyć sporą część przygotowanych przez twórców plansz. Czy jesteśmy ostatnimi przedstawicielami cywilizacji, po której pozostały tylko te imponujące ruiny i struktury? A może sonda należy już do innej rasy, wyrosłej na zgliszczach Prekursorów, która przejęła część ich technologicznych rozwiązań oraz zamiłowanie do sferycznych obiektów? Nie zdziwię się, jeśli nawet ukończenie gry nie przyniesie jasnych odpowiedzi na te pytania – i nie mam nic przeciwko temu, gdyż dobre s/f potrafi urzekać niedopowiedzeniami i miejscem na własną interpretację zdarzeń.

 

Przygodę zaczynamy w obłędnie wyglądającej sterowni, pozwalającej nam wybierać planety, na które zostanie teleportowana nasza kula. Ale nie tylko – dostęp do części planet jest wstępnie zablokowany i aby dezaktywować zatrzymujące nas pole siłowe, musimy znaleźć kody dostępu (?) skryte w stacjach kosmicznych lub w unoszących się w atmosferze superstrukturach. Sama sterownia także podzielona jest na sekcje polami siłowymi, a żeby je dezaktywować, musimy wpierw „zaliczyć” wcześniejsze planety.

 

Nie liczcie jednak na to, że obce światy będziemy sobie zwiedzać bez przeszkód. By dostać się do „mety”, trzeba się nieźle się nagłówkować, gdyż czeka na nas sporo zagadek logicznych i środowiskowych. Część pozostawionych przez Prekursorów maszyn i systemów transportowych wciąż działa i wykminienie co, jak i w jakiej kolejności musimy aktywować, może być nie lada zagwozdką. Zwłaszcza, że sfera sferze nierówna i na niektórych planszach znajdziemy portale zmieniające właściwości naszego krągłego awatara. W trybie podstawowym (Metal Ball*) kula cechuje się najmniejszą bezwładnością i najlepiej skacze, niektóre przeszkody pokonamy tylko w trybie ognioodpornym (Lava Ball*), gdyż tylko tak będziemy mogli się przemieszczać po jeziorach lawy i niszczyć kwarcowe witraże blokujące niektóre przejścia. Do tej pory natrafiłem jeszcze na opcję umożliwiającą przemieszczanie się po magnetycznych chodnikach sufitowych (Upside Ball*) i innych niehoryzontalnych powierzchniach oraz kulę w wersji zamrażającej wodę w zamkniętych pomieszczeniach (Ice Ball*), co pozwala doturlać się do niedostępnych wcześniej lokacji. A że windy pozwalające kuli podróżować między piętrowymi strukturami są kompatybilne tylko z Metal Ball, to wspomniane portale potrafią być zarówno ułatwieniem, jak i przeszkodą na naszej drodze do celu.

(* nazwy własne, zastrzeżone :-p )

Venineth urzeka klimatem kojarzącym mi się z najlepszymi tytułami gatunku hard-s/f Stanisława Lema. W nich obcy nie byli humanoidami z dziwnymi głowami, jak ma to miejsce np. w Star Trekach, lecz istotami tak dziwnymi i, nomen omen, obcymi, że próba zrozumienia ich motywacji i potrzeb mogła odbić się na psychice ludzi usiłujących nawiązać z nimi kontakt. Jeśli spodoba wam się Venineth to zachęcam do sięgnięcia po takie pozycje jak Eden lub Astronauci Lema, w których Obcy dalecy byli od idei „zielonego ludka z insekcią głową”. Przy okazji te powieści to świetny przykład tego, że idea komunizmu sprawdza się w praktyce tylko na kartach powieści s/f (cóż, lata 50. w Polsce to były specyficzne czasy :-P). Wypada także wspomnieć o świetnie dopasowanej do klimatu gry muzyce z gatunku space-ambient, polskiego kompozytora Echo Ray – część z wykorzystanych w grze utworów znajdziecie na albumie Behind the Mirrors of Ininity dostępnego na Spotify.

 

Gra od 16 kwietnia jest dostępna na platformie Steam w cenie 69,99 zł i jest to naprawdę tytuł wart swej ceny. Tym bardziej, że może się pochwalić naszą rekomendacją TECHSETTER poleca!

Venineth otrzymałem na testy od firmy Monad Rock.