Święto Zmarłych już za nami, przed nami Dzień Niepodległości. A jeżeli jesteście z okolic Poznania, to warto wiedzieć, że swoje imieniny obchodzi wtedy jedna z ulic w centrum miasta: Święty Marcin. No i są rogale Marcińskie! Kto nie jadł tego pysznego, ultrakalorycznego piekarniczego wynalazku z białym makiem w środku, niech zaplanuje sobie świąteczny wypad do stolicy Wielkopolski.

No dobra, koniec reklamy rogali i lokalnego patriotyzmu, wróćmy do technologii. Chociaż obecnie w kraju nie dzieje się najlepiej, to jednak mamy powody ku temu, żeby czuć dumę, szczególnie jeżeli jest się zapalonym graczem i gustuje nie tylko w wysokobudżetowych produkcjach. Chociaż te oczywiście też pod biało-czerwoną flagą powstawały. Chyba dla nikogo nie będzie zaskoczeniem wymienienie w tym momencie chociażby Wiedźmina 3: Dziki Gon („jedynka” i Zabójcy królów to jeszcze nie była aż tak wysoka półka), Gwinta i pokrewnych mu pozycji czy Cyberpunka 2077 od CD Projekt RED. Techland zaś zdobył uznanie Dying Light oraz tegorocznym Dying Light 2 – produkcją zdecydowanie bardziej rozbudowaną od pierwszej odsłony.

Chociaż w ostatnich latach to głównie o produkcjach Techlandu i „Cedepu” rozpisywały się polskie i zagraniczne media, również te niezwiązane z branżą gier, to w międzyczasie powstało całkiem sporo innych tytułów, które warto poznać bliżej. Nierzadko też produkcje te były całkiem pomysłowe i w ciekawy sposób wiązały znane od lat mechaniki z możliwościami, jakie dają najnowsze silniki graficzne. Pokazywały, że Polak (chociaż nie można oczywiście zapominać, że przy produkcji większości z nich pracowały także osoby wielu innych narodowości) potrafi.

W tym tekście nie będę wchodził w świat totalnych „indyków”, gdyż ten w Polsce również przeżył w ostatnich latach istny renesans, rozrósł się do naprawdę sporych rozmiarów i jest tematem na zupełnie inny tekst. Raczej będę wspominał o produkcjach poniżej klasy AAA, ale też niebędącymi niszowymi grami indie. No i musicie pamiętać, że jest to subiektywne zestawienie, więc jeżeli jakiejś gry, która powinna się tu Waszym zdaniem znaleźć – nie ma, to nie oznacza, że tytuł ten na to nie zasługuje. A poza tym, gdybym miał wymienić wszystkie warte wspomnienia produkcje z ostatnich lat, to ten tekst ciągnąłby się jak kolejka po rogale.

Jakie produkcje, te nieco mniej medialne, warto poznać, zanim zaśpiewamy „Hej kto Polak – na bagnety!”?

 

This War of Mine – gra – lektura

Ciekawe, czy twórcom gry kiedykolwiek przeszło przez myśl, że ich produkcja kiedyś stanie się… lekturą. Co prawda nieobowiązkową (przynajmniej na ten moment), ale sam fakt, że połączenie gry strategicznej, symulatora i survivalu stało się treścią, z której mogą czerpać nauczyciele i uczniowie już coś znaczy. This War of Mine to opowieść o przetrwaniu w oblężonym mieście. O śmierci, głodzie, beznadziei, ryzyku i czyhającym za każdym rogiem niebezpieczeństwie. Każda godzina przeżycia w dzielonym z innymi, prowizorycznym schronie jest wyzwaniem, a każdą decyzję niekiedy trzeba dzielić na czworo. Przyjąć pod dach kolejną gębę do wykarmienia? Zaryzykować nocną eskapadę po leki? Jak wykorzystać z trudem zebrane zasoby? Jak uchronić się przed szwendającymi się nieopodal bandytami? I dlaczego jeden z naszych kompanów popełnił samobójstwo…

This War of Mine to gra trudna nie tylko pod kątem gameplayu, ale też generowanych przez nią emocji. Frustruje, budzi poczucie niesprawiedliwości, zapewnia emocjonalną sinusoidę, ale na szczęście pozwala uczyć się na błędach, bo tych raczej nie wybacza. 11 bit studios stworzyło grę – sztukę, którą promowało m.in. dwoma kapitalnymi trailerami. Krótkimi, ale jakże wymownymi.

 

 

 

 

Bloober Team – polscy mistrzowie grozy

Nie każdy wie, że nad Wisłą mamy studio specjalizujące się w tworzeniu interaktywnych thrillerów i horrorów psychologicznych. Ich produkcje zachwyciły graczy do tego stopnia, że po premierze The Medium internet obiegła opinia, że krakowska ekipa Bloober Team powinna zająć się stworzeniem remake’u legendarnego Silent Hill 2. No i jak się okazało – Konami na tyle zaufało naszej rodzimej ekipie, że ten projekt powierzyło właśnie jej.

 

 

The Medium to horror w formie gry przygodowej, gdzie na pierwszy front wysuwa się gęsta atmosfera grozy. Główna bohaterka jest tytułowym medium i potrafi „przenikać” do świata duchów, co krakowskie studio wykorzystało także w gameplayu, dzięki czemu niektóre zagadki i tajemnice można odkryć wyłącznie w zaświatach, jednocześnie poruszając się po naszym, ludzkim wymiarze. Poza tym gra wykorzystuje również najnowsze zdobycze technologiczne – ray tracing oraz DLSS. Za muzykę odpowiadał natomiast legendarny kompozytor i producent znany chociażby z udźwiękowienia gier z serii Silent Hill – Akira Yamaoka.

 

 

The Medium to nie pierwsza gra krakowskiego studia, która zdobyła uznanie na świecie. Bloober Team wcześniej zasłynął serią horrorów Layers of Fears i chociaż nie były to gry bezbłędne, to jednak pod kątem klimatu i historii również i one stanowią godną wizytówkę polskich mistrzów horroru. Obecnie studio pochwaliło się, że trwają prace nad trzecią częścią Layers of Fears, a gra będzie opierać się na silniku Unreal Engine 5. Można spodziewać się zatem, że produkcja pod kątem graficznym będzie śliczna i klimatyczna.

 

 

Równie spore uznanie zyskał The Observer thriller science-fiction z Rutgerem Hauerem w roli głównej. To także produkcja, z którą zdecydowanie warto się zaznajomić, szczególnie jeżeli jest się fanem cyberpunkowych klimatów.

Jeżeli jednak wolicie bać się ciemnych lasów niż Krakowa z przyszłości, to Bloober Team ma jeszcze jednego asa w rękawie – Blair Witch, który czerpie z filmów o tym samym tytule. Tajemnicze zniknięcie chłopca, śledztwo przynoszące więcej nowych pytań niż odpowiedzi i wiedźma z Blair. Jest się czego bać. Fani cyklu chyba nie potrzebują dodatkowej zachęty.

 

 

Chernobylite – The Farm 51

Czarnobylska Strefa Wykluczenia, bardziej znana jako Zona, to miejsce otoczone legendami… oraz kordonem wojska. Zamknięty teren wokół nieczynnej już Czarnobylskiej Elektrowni Atomowej oraz miasta Prypeć skrywa wiele tajemnic, chociaż w ostatnich latach rosła jego popularność jako miejsca ekstremalnych wycieczek dla naprawdę odważnych. Jednak po 24 lutego, Zona jest ponownie bardzo szczelnie chronione.

Wstęp ten to wprowadzenie do klimatu gry Chernobylite, które przez niektórych graczy została ochrzczona mianem skrzyżowania STALKER-a, Metro 2033, Fallouta 4This War of Mine. Produkcja The Farm 51 zabiera gracza oczywiście do nieprzyjaznej Zony, gdzie główny bohater z pomocą spotkanych towarzyszy będzie próbował wyjaśnić tajemnicę zniknięcia swojej narzeczonej. Problem jednak polega na tym, że Tatiana zaginęła w okolicy dnia wybuchu reaktora. Do tego mamy nieprzyjazne warunki samej Zony, wojsko, nieprzyjaznych stalkerów, a także paranormalne zjawiska i potwory związane z tajemniczą substancją zwaną czernobylitem. Jest ciekawie? No jest.

 

 

Tytuł jest intrygujący nie tylko pod kątem historii i samej rozgrywki nastawionej na przetrwanie i eksplorację, ale też zasługuje na uwagę pod kątem oprawy graficznej. Wiele elementów Prypeci oraz innych terenów wokół elektrowni atomowej w Czarnobylu zostało przeniesionych za pomocą techniki fotogrametrii na ekrany komputerów i konsol i już samo to sprawia, że klimat produkcji jest wyjątkowy. No i ułatwia oczekiwanie na premierę STALKER-a 2.

 

Bulletstorm – People Can Fly

Co wyjdzie, kiedy pomiesza się Borderlands, Gears of War i elementy innych arenowych strzelanek z głupowatym i, nie oszukujmy się – niezbyt górnolotnym humorem? Odpowiedź na to pytanie znalazło studio People Can Fly, które kilka lat wcześniej trafiło w gusta graczy inną pierwszoosobową strzelanką – Painkillerem. W efekcie w 2011 roku gracze otrzymali tytuł radosny w kontekście strzelania, sadzenia kopów wrogom oraz smagania ich elektryczną smyczą. Generalnie, rozgrywka była skonstruowana w taki sposób, żeby premiować jak najbardziej wymyślną formę eliminacji atakującego nas kosmicznego motłochu: podpalić, kopnąć w rzyć, nadziać na kolce, porazić prądem – niekoniecznie w takiej kolejności. A do tego oczywiście dochodzą mniej lub bardziej wymyślne pukawki przerabiające niegościnnych tubylców w mięsno-kostną papkę.

Pierwotnie Bulletstorm został wydany w 2011 roku na PC, PlayStation 3 oraz Xboksa 360, ale w 2017 roku produkcja doczekała się odświeżenia z podtytułem Full Clip Edition i trafiła na nowszą generację konsol. Jeżeli lubujecie się w zwariowanych FPS-ach, a nie graliście w Bulletstorm, to czas nadrobić zaległość.

Największa wada Bulletstorm? Brak kontynuacji.

 

 

Green Hell – gra, w której zabije cię żaba, grzyb albo brudna woda

Jeżeli lubujecie się w grach survivalowych, to z pewnością słyszeliście o Green Hell. Produkcja studia Creepy Jar zdobyła uznanie fanów pierwszoosobowych symulatorów umierania, jak chociażby The Forest. Bo tak, w zasadzie Green Hell można w uproszczeniu opisać jako The Forest, ale w amazońskiej dżungli. Tyle tylko, że miejsce akcji zmienia tu naprawdę sporo. Kojarzycie pewnie te memy, że wszystko w Australii chce cię zabić? W Amazonii jest podobnie. No dobra, kokosy i kapibary są względnie bezpieczne.

 

 

Creepy Jar jednak postawiło nieco większy nacisk na historię. Może nie jest ona jakaś specjalnie wymyślna, ale angażuje na tyle, żeby chciało się ją poznawać, a jednocześnie stanowi sensowne tło rozgrywki polegającej na budowaniu schronisk i miejsc odpoczynku, zdobywaniu pożywienia i unikaniu śmierci z rąk/kłów niegościnnych tubylców, zwierząt oraz własnej głupoty i/lub ciekawości. Tak, to jedna z tych gier, gdzie konsekwencje nieprzemyślanych decyzji są diabelnie bolesne.

Zjadłeś coś, czego nie znasz i się strułeś? Najmniejszy wymiar kary to wymioty. Ale nasilone sprawią, że się odwodnisz. Nie masz czystej wody? Napij się tej ze strumienia. O nie! Zatrułeś się brudną wodą? Szkoda! No dobra, tam jest kokos, w kokosie jest woda, a sam orzech dostarcza węglowodanów, tłuszczów i białka. Tyle tylko, że obok palmy chodzi sobie jaguar, a pasek życia staje się coraz krótszy… Zimno ci? To rozpal ognisko! Pada, a nie masz żadnego daszku? Brawo, dałeś się „zaskoczyć” tropikalnemu klimatowi znanemu m.in. z długotrwałych i obfitych opadów. Wróciłeś do swojej bazy z liści i patyków w celu najedzenia się, bo naszemu bohaterowi kiszki zdążyły zagrać wszystkie szlagiery z defilad z okazji Dnia Niepodległości? Sorki, mięso ci zgniło.

I tak to się żyje w tej dżungli… Gra warta polecenia, tym bardziej, że produkcja była dość intensywnie rozwijana i obecnie dostępna jak także wersja VR oraz dodano w niej możliwość umie-gra-nia w trybie kooperacji.

 

Ghostrunner – cyberpunk w wersji hard

Nie da się ukryć, że studio One More Level kapitalnie wpasowało się w okres oczekiwania na Cyberpunka 2077, proponując graczom nieco inną rozrywkę niż pierwszoosobowy akcyjniak z elementami RPG i otwartym światem. Ghostrunner to hardcorowa, dynamiczna i świetnie zaprojektowana zręcznościówka/platformówka z wymagającym modelem walki, gdzie jeden celny cios równie dobrze może oznaczać śmierć gracza, jak i przeciwnika. Jednak Ghostrunner to nie tylko wymagająca rozgrywka, ale też kapitalny klimat, w którym miłośnicy takich pozycji jak właśnie Cyberpunk czy Blade Runner będą się czuli jak ryba w wodzie.

 

 

Chociaż Ghostrunner okazał się kolejną grą, która w pełni zasłużyła na łatkę „symulatora umierania”, to jednak trzeba przyznać, że twórcy zadbali o to, żeby graczom chciało się wyciągać wnioski ze swoich porażek. Walka, zagadki zręcznościowe i starcia z bossami prowadzone na kolejnych etapach wymagają uczenia się i jeszcze raz uczenia się. To zdecydowanie nie jest gra spod hasła „Hurra i do przodu!”, ale za to w satysfakcjonujący sposób nagradza cierpliwość i zaangażowanie. Jeżeli lubicie tego typu „rozrywkę”, to nie powinniście być zawiedzeni.

 

Sniper: Ghost Warrior Contracts 2 – CI Games wreszcie oddało celny strzał

Seria Sniper: Ghost Warrior to dzieło studia CI Games. Przez lata ekipa z Warszawy eksperymentowała z formułą swojej pierwszoosobowej skradanki akcji, ale chyba można powiedzieć, że wreszcie udało jej się znaleźć tę właściwą. Co prawda mechanika strzelania ze snajperki zawsze utrzymywana była na bardzo wysokim poziomie, ale nieco więcej problemu sprawiała jej implementacja w rozgrywkę. Na szczęście po średnio udanym Sniper: Ghost Warrior 3, którego akcja działa się w otwartym świecie, CI Games zwróciło się w kierunku mniejszych, otwartych aren pozostawiających sporo miejsca na dowolność w wykonaniu powierzonej graczowi misji – takiego „Snajpera” dostaliśmy w odsłonie Ghost Warrior: Contracts. Natomiast Contracts 2 było potwierdzeniem, że CI Games w tej formule czuje się dobrze i ma na nią fajne pomysły.

 

 

Przyjemna oprawa audio-wizualna, świetna mechanika strzelania z karabinów snajperskich (również z dystansu powyżej 1 kilometra!), udoskonalone skradanie ułatwione przez różnego rodzaju gadżety – Contracts 2 to po prostu bardzo dobry FPS, przy którym od czasu do czasu trzeba pomyśleć, a powolne planowanie się opłaca. Szczególnie na wyższych poziomach trudności. Czy taka rekomendacja wystarczy? W mojej opinii – powinna!

 

Hard West 2 – jedna z ciekawszych „turówek” tego roku od Ice Cold Games

Co wyjdzie z połączenia klimatu westernu, dark fantasy, taktycznej i turowej rozgrywki oraz komiksowej oprawy graficznej? Hard West 2, czyli opowieść o rewolwerowcu Ginie Carterze. Rzeczony dżentelmen pewnego razu postanowił sobie obrabować Pociąg Widmo, który rzekomo miał przewozić sporo złota. Co może pójść nie tak? Ano to, że nazwa pociągu nie wzięła się znikąd i w rezultacie zaistniałych okoliczności diabeł podróżujący rzeczonym pojazdem staje się szczęśliwym właścicielem duszy Gina. A jak to z duszą bywa – fajniej ją mimo wszystko odzyskać, bo nie wiadomo kiedy może się przydać.

 

 

Hard West 2 to klasyczna, taktyczna gra akcji z walkami prowadzonymi w systemie turowym, ale to nie jest tak, że deweloperzy nie dodali tu nic od siebie. Po pierwsze – mamy specyficzny klimat, ciekawych towarzyszy z nie mniej interesującymi, nierzadko nadprzyrodzonymi zdolnościami i rozmaitymi talentami, którymi trzeba sensownie zarządzać, gdyż w trakcie gry nasi bohaterowie nie awansują w żaden sposób. Za to zdolności całej ekipy zostały przemyślane tak, aby warto było kombinować i jedne zdolności uzupełniać innymi, maksymalizując potencjał ekipy. I tu świetnie sprawdza się mechanika Bravado, pozwalająca bohaterowi, który zadał przeciwnikowi śmiertelny cios na odzyskanie wszystkim punktów akcji w danej turze. To zaś zachęca nie tylko do agresywniejszej gry, ale też bardziej przemyślanych ruchów.

Jeżeli jesteście miłośnikami serii X-COM oraz jej mniej lub bardziej udanych alternatyw, to Hard West 2 również powinien Wam przypaść do gustu.

 

War Mongrels – poważna tematyka w wydaniu strategii taktycznej

Kojarzycie Desperados? A Commandos albo Shadow Tactics? Jeżeli tak i raczej dobrze wspominacie te produkcje, to War Mongrels również powinno trafić w wasze gusta. Z tym, że tematyka produkcji od Destructive Creations jest poważna i dojrzała, a nawet potrafi budzić pewne kontrowersje. Czy słuszne, czy nie – nie będziemy się teraz nad tym rozwodzić. W każdym razie War Mongrels raczej nie należy do „luźnych gierek”.

 

 

Oto otrzymaliśmy grę, która nie boi się trudnych tematów: II wojna światowa i jej zbrodnie, dezercja, ciągłe ryzyko utraty kompasu moralnego, a nawet człowieczeństwa, żeby przetrwać. A z drugiej strony mamy braterstwo broni. Nie żadne bohaterstwo. Na ekranie dominuje błoto, krew, trupy, zniszczone przez wojnę miejsca, ale też wierność historyczna na całkiem niezłym poziomie – na budynkach wiszą swastyki zamiast dziwnych krzyżyków, a SS-mani dumnie kroczą z trupimi czaszkami i charakterystycznymi błyskawicami na mundurach. Oczywiście do czasu, aż nie padną bez pulsu w błoto po otrzymaniu niespodziewanego ciosu w głowę. Załoga Destructive Creations nie próbowała cenzurować sama siebie i w efekcie zaoferowali wiarygodny, drugowojenny tytuł bez zamiaru „heroizowania” czegokolwiek.

 

 

W dodatku studio postarało się, aby dwójka głównych bohaterów była postaciami z krwi i kości. Graczom przychodzi wcielać się w dezerterów z armii niemieckiej: rodowitego Niemca oraz siłą wcielonego do Wehrmachtu Ślązaka, którzy w wyniku poplątanych, wojennych losów przyłączają się do walczącej z okupantami Armii Krajowej Już samo to ma szansę u niejednego „prawilnego patrioty” wywołać palpitacje serca.

Pod kątem gameplayu może i nie jest rewolucyjnie, ale na pewno poprawnie. Gra się na tyle dobrze, że rozgrywka daje oczekiwaną od gatunku frajdę, a jednocześnie chce się angażować w przedstawioną, wcale niełatwą i niejednoznaczną historię.

 

 

 

Frostpunk – hu-hu ha, hu-hu ha, zima bardzo zła…

Skoro już jesteśmy w temacie gier strategicznych, to nie wypada nie wspomnieć o Frostpunku – RTS-ie, w którym głównym zadaniem jest przetrwanie w postapokaliptycznym świecie skąpanym w mrozie i śniegu, a głównym „zasobem” niezbędnym do przetrwania jest ciepło. To jedyne w swoim rodzaju połączenie estetyki steampunku z RTS-em.

 

 

Niestety, jak do zwykle w grach survivalowych bywa – łatwo nie jest. Gracz musi nie tylko rozbudowywać miejską infrastrukturę, ale też dbać o potrzeby mieszkańców. To wszystko okraszone jest niełatwymi i nie zawsze zgodnymi z podręcznikami dotyczącymi moralnego postępowania decyzjami. Jeżeli na świecie została garstka ludzi i trzeba ich utrzymać przy życiu, to inne kwestie czasami muszę zejść na drugi, a nawet kolejny plan. Tylko, czy aby potrzeba utrzymania porządku i ostatnich ludzi przy życiu nie sprawi, że sami zapomnimy o… człowieczeństwie?

Kto jest autorem tej produkcji? 11 bit studios, czyli studio odpowiedzialne za This War of Mine. Czy Forstpunk jest tytułem wybitnym? Raczej nie, ale wartym zagrania i spędzenia z nim kilkunastu lub kilkudziesięciu godzin – jak najbardziej. Tym bardziej, że 11 bit studios przygotowuje obecnie Frostpunk 2. Niestety, producent wciąż nie pochwalił się datą premiery.

 

 

Shadow Warrior 3

Shadow Warrior to jedna z bardziej popapranych serii, jaką wydali polscy deweloperzy. Przygody Lo Wanga, czyli pyskatego bohatera, który mógłby podjąć bardzo wyrównaną walkę z Deadpoolem na żarty niskiego lotu, doczekały się trzeciej odsłony i tym razem studio Flying Wild Hog zdecydowało się upodobnić rozgrywkę do tej z najnowszych odsłon Dooma.

Wyszło nieźle, chociaż gra jest bardzo krótka (ok. 5 godzin) i to nie za bardzo spodobało się graczom. Ale Shadow Warrior 3 dobrze robił to, co obiecali twórcy – była sieczka, było krwawo, były wymyślne pokraki do sprawdzania ostrości katany, były mniej lub bardziej dziwne umiejętności pomagające w eksterminacji fantastycznego ścierwa. Lo Wang dalej nie potrafił trzymać języka za zębami, ale za to postanowił uratować świat. Ostatecznie można uznać, że bilans wypada raczej na jego korzyść.