– Nie znam takiej formy sztuki, która nie korzystałaby z technologii: to nieodzowny element procesu twórczego – mówi Patrycja Obara, wokalistka, autorka multiartystycznego projektu SHE-la, w którym scenografia tworzona jest na żywo, w trakcie trwania koncertu.

Siedzę w ostatnim rzędzie sali widowiskowej wrocławskiego Centrum Technologii Audiowizualnych. Chcę dobrze widzieć całość sceny, mieć perspektywę. Ciemno. Czekam. Najpierw wokal. Delikatny, ale głęboki. Potem światło, a właściwie mapping tworzony przez artystów siedzących na skraju sceny. Linie, kształty, wzory wijące się po ścianach oraz podłodze, czasem wyświetlane na wokalistce i towarzyszącej jej orkiestrze dwudziestu muzyków. Jest nastrojowo, wręcz mistycznie. Zaczyna się niezapomniana opowieść.

– Śpiewam piosenki z dna duszy – tłumaczy Patrycja, wyraźnie zawstydzona moim pytaniem o kolejkę publiczności, która ustawiła się do niej po koncercie – Ludzie mówią często, że w trakcie występu coś ważnego zrozumieli, że postanowili zmienić element swojej codzienności. To nadaje sens tej twórczości i uskrzydla – dodaje artystka.

Patrycja napisała teksty i większą część muzyki, a do realizacji projektu zaprosiła wrocławskich artystów. Jej muzyka łączy style, ciężko ją zdefiniować i przydzielić do jednej kategorii. STORIES: #andersenretold, czyli druga płyta z dwupłytowego concept albumu SHE-la, jest współczesną interpretacją baśni Andersena w wydaniu dla dorosłych. To historia kobiety i jej walki z wewnętrznymi demonami oraz demonami społecznych oczekiwań.

 

– Opowiadam o nich między innymi w utworze Mommy & daddy left, śpiewam tam o walce, którą każdy z nas musi stoczyć – tłumaczy Patrycja zainspirowana przy tworzeniu piosenki norweskim folkiem  – Potrzebowałam akustycznie przedstawić wojnę. Najpierw armię ludzi: najlepsza do tego okazała się waltornia. Poprosiłam też perkusistę, żeby zagrał cały utwór na tom-tomach, bez użycia talerzy. Wyzwaniem było muzyczne przedstawienie armii potworów – wspomina Patrycja – z pomocą przyszedł Jacek Tuńczyk Federowicz, który zagrał smyczkiem na gitarze elektrycznej.

Orkiestra zaangażowana w projekt eksperymentuje, tworzy dźwięki, a jeśli trzeba także instrumenty. Na potrzeby wspomnianego utworu artyści wydrukowali na drukarce 3D daksofon, czyli piszczący instrument, który w wersji klasycznej składa się z drewnianego piórka ze smyczkiem.

– Odnoszę wrażenie, że aktualnie (jak na ironię), największym eksperymentem jest tworzenie muzyki w oparciu o klasyczne instrumenty, bez modyfikacji cyfrowych – mówi Patrycja – Technologia to nieodzowny element procesu twórczego. Nawet klasyczne narzędzia czy urządzenia, takie jak zapadnia w podłodze, światło sceniczne, wiolonczela, pędzel i dłuto – to technologia. Nie znam takiej formy sztuki, która z technologii nie korzysta. – podkreśla artystka – To co nadaje tej technologii sens, ożywia ją, to emocje. Technologia bez emocji pozostaje niema.

 

Wydanie albumu SHE-la zostało sfinansowane w znacznej mierze z udanej kampanii na jednym z serwisów crowdfundingowych. Wszystkie utwory opublikowane są na otwartej licencji Creative Commons – cyfrowe wersje nagrań dostępne są w internecie za darmo i mogą być wykorzystywane przez innych artystów do tworzenia własnych interpretacji.

– W ten sposób moje piosenki żyją własnym życiem – opowiada twórczyni – każdy może wpłynąć na to, jaki kształt i rozmiar ostatecznie przybierze projekt.

SHE-la wykorzystuje technologię jako środek artystycznego wyrazu, element służący opowiedzeniu historii.

– Najważniejsze, aby ta historia dotarła do widzów, została usłyszana, dotknęła ich gdzieś głęboko na poziomie emocjonalnym i sprowokowała do myślenia – podkreśla artystka – często sięgam do klasyków, dobrych, sprawdzonych opowieści, tworzę też własne – tłumaczy.

Tak było w przypadku interpretacji baśni Andersena. Czytając po latach Małą syrenę, ulubioną historię z dzieciństwa, Patrycja była zbulwersowana fabułą.

– Tam jest tyle zła, przemocy i psychopatologii! Oryginalna baśń nie ma nic wspólnego z wyidealizowaną historią Disneya – opowiada autorka projektu – w rzeczywistości baśniowa Syrena poświęca się dla ukochanego, cierpi fizycznie przyjmując ludzką postać, tylko po to, żeby ostatecznie zrezygnować z walki o miłość i zamienić się w morską pianę.

W swoim utworze Princess and the pea stara się obalić mit idealnej księżniczki, która zamiast bycia sobą musi wpasować się w obowiązujący schemat. Tytułowej księżniczce z piosenki Patrycji udaje się wyjść zwycięsko z tego starcia.

– Żyjemy w czasach w których fizyczność jest pierwszym elementem oceny kobiety – tłumaczy autorka – to rodzi wiele frustracji i szufladkuje zwłaszcza młode dziewczyny, które szukają swojej drogi.

Na koncercie Patrycja buduje relację z odbiorcą. Śpiewa o swoich doświadczeniach. Oddając cząstkę siebie, buduje nić zaufania.

– Najlepszym mostem łączącym artystę z publicznością są emocje – przyznaje liderka projektu – Żadna sztuka nie jest tworzona w oderwaniu od emocjonalności twórcy.

Mówi o tematach niepopularnych, o lęku, niepewności, czy o tym, jak trudno jest żyć własnym życiem, kiedy wszyscy dookoła wiedzą lepiej, co jest dla nas dobre.

– Przyjęło się, że nasza codzienność powinna nadawać się na Instagram: uśmiech, kariera, rozwój, wakacje all-inclusive, ciało muśnięte słońcem i organiczne jedzenie – wymienia Patrycja – ośmielam się twierdzić, że to jest fałsz, że wszyscy w środku mamy jakieś blizny. Świat stara się wmówić nam, że nie powinniśmy być smutni, źli, sfrustrowani, czy rozgoryczeni. Nie zgadzam się na to.

 

Mówi o tym piosenka Impeccable, do której powstał pierwszy teledysk SHE-la. To opowieść o osobie starającej się wpasować w cudzą definicję doskonałości. Wreszcie coś w niej pęka i odnajduje prawdziwą siebie. Inspiracja do stworzenia tego utworu, jak i wielu innych, przyszła do twórczyni niespodziewanie: w Rzymie, wśród ruin antycznego miasta.

– Zdarzało się też, że budziłam się w środku nocy i nie mogłam zasnąć. Patrzyłam w sufit, robiło się coraz jaśniej. Nic nie pomagało – opowiada Patrycja –  Brałam wtedy zeszyt i pióro. O 6:00 nad ranem piosenka była gotowa.

Śpiew to jej życie. Jest właścicielką dwóch niezależnych biznesów związanych z emisją głosu. Jako profesjonalna mówczyni szkoli innych z wystąpień publicznych oraz prowadzi Wrocławską Szkołę Śpiewu. Jak twierdzi, każdy nadaje się do śpiewania.

– Śpiew to umiejętność, jak każda inna. Sprawnym treningiem można ją rozwijać i istnieje na to wiele dowodów formalnych i empirycznych – tłumaczy artystka – Potrzeba tylko cierpliwości – dodaje.

Do szkoły zgłaszają się osoby, którym wielokrotnie mówiono, żeby nie mają szans na to, żeby śpiewać. Zachwyceni ideą, traktują szkołę niczym ostatnią deskę ratunku. Wielu uczniom udaje się osiągnąć zamierzone cele. Są tacy, którzy po dwóch latach nauki, zaczynają regularnie koncertować. Nie ma tu ograniczeń wiekowych. Najmłodsza kursantka miała 3 lata, najstarsza 65. Często młodzi dorośli z mocno zarysowaną ścieżką kariery przychodzą spełnić zapomniane marzenia.

 

– Jesteśmy uczeni od dziecka, że śpiew, teatr czy sztuka to nie sposób na życie – tłumaczy Patrycja – wiele osób dlatego rezygnuje z kariery wokalnej. W moim przypadku na szczęście było zupełnie inaczej.

Pochodzi z muzykalnej rodziny. Takiej, gdzie podczas spotkania ze znajomymi przy kolacji grało się na gitarze, a śpiew towarzyszył każdej codziennej czynności.

– Mając za ścianą muzykujących rodziców miałam dwa wyjścia: albo się denerwować, że przeszkadzają mi w nauce, albo dołączyć do zespołu – wspomina z uśmiechem.

Przy tworzeniu niekomercyjnych projektów, jak SHE-la, najtrudniejszy jest marketing i dotarcie do odbiorcy. Ciężko przebić się z projektem, którego nie da się opisać słowami, a  zdjęcie czy film nie oddają w pełni jego charakteru.

– Nie czujemy odpowiedzialności za niezależną kulturę – tłumaczy Patrycja – ludzie wiedzą już, że wyrzucenie plastikowej reklamówki, czy słomki naprawdę ma wpływ na środowisko naturalne; wiedzą też, że to od nich zależy, czy przetrwa lokalny warzywniak – dodaje artystka – Nadal nie mają jednak poczucia, że to od nich zależy, czy przetrwa niezależna kultura, czy niekonwencjonalna twórczość będzie istnieć.  Jeśli wszyscy odłożą zakup biletu do następnego razu, to tego następnego razu może już nie być.

 

Zdjęcia: Stan Zajączkowski