Fani sagi Mass Effect mogą już odliczać dni do maja, a dokładniej – do 14 dnia tego miesiąca. Trochę później niż zakładano, bo pierwotnie szacowano premierę na połowę marca 2021. W tym momencie pojawia się pytanie: czy warto czekać? I mi, jako fanowi dzieła od Bioware, wydaje się, że jak najbardziej.

Z opublikowanych wczoraj materiałów i zapowiedzi można się dowiedzieć, że remaster objął nie tylko marketingowe „teraz w 4K i 60 klatkach na sekundę”, ale sporo więcej. Mało tego, oprócz usprawnień graficznych, gracze będą mogli cieszyć się pewnymi ulepszeniami dotyczącymi samej rozgrywki. Szczególnie dotyczą one pierwszej części trylogii. Usprawniono chociażby sterowanie pojazdem Mako, poruszanie się postaci, chowanie się za osłonami, balans broni oraz samo strzelanie, któremu szczególnie w pierwszym Mass Effect do ideału było daleko. Poprawiono nawet zbyt długie podróże windą po Cytadeli, co z pewnością ucieszy bardziej niecierpliwych graczy. Bioware nie pominęło także kwestii interfejsu gry.

A co z grafiką, oprócz dostosowania gry do wysokich rozdzielczości, 60 klatek na sekundę oraz monitorów 21:9? Tutaj znowu zmiany najbardziej widoczne będą w stosunku do wydanej 13 lat temu pierwszej części. Nie zmienia to faktu, że Legendary Edition otrzyma nowe i poprawione tekstury (ponoć wszystkie), ulepszone i bardziej szczegółowe modele postaci, ulepszone oświetlenie i cieniowanie, nowe shadery oraz efekty związane z głębią ostrości. To wszystko ma sprawić, że lokacje będą wyglądały bardziej „współcześnie”, a jednocześnie staną się bardziej klimatyczne.  

 

 

ME: Legendary Edition zawierać będzie nie tylko wszystkie trzy części, ale też pełen pakiet wydanych do nic DLC. A tych łącznie jest ponad 40, wliczając w to zestawy broni i pancerzy. Cała trylogia będzie posiadała jeden launcher. W związku z tym, Bioware zdecydowało się stworzyć nowy kreator postaci dla Sheparda (albo pani Shepard, bo komandor wcale nie musi być mężczyzną). Ulepszony kreator pozwoli na większy wybór w zakresie fryzur, makijażu, koloru oczu czy kolory skóry. A jeżeli ktoś nie będzie miał ochoty na robienie z Mass Effecta „Simsów”, to może wybrać gotową postać z trzeciej części gry.

Nadzieje związane z odświeżonym Mass Effectem są spore. Nie oszukujmy się – głównie u fanów. Ale trzeba pamiętać, że tych jest cała masa. Bioware zaś wzięło się za odświeżanie gry-legendy, więc potknięcie może studio kosztować nawet więcej, niż średnio udany Mass Effect: Andromeda. Ja jednak jestem pełen nadziei, że w maju dane mi będzie przeżyć całą historię na nowo i będę się bawił tak samo dobrze, jak za pierwszym razem. Szkoda tylko, że doskonale pamiętam zdecydowaną większość fabularnych niespodzianek…

 

Źródło: ea, steam