Prasa rozpisuje się o pewnym przypadku z Kanady, gdzie sąd orzekł, że wysłanie dostawcy znanego na całym świecie emotikona z podniesionym kciukiem, mogło oznaczać zgodę na transakcje. To przypadek precedensowy i dotyczy tej konkretnej sytuacji, a czytając newsy z polskich i zagranicznych portali można odnieść wrażenie, że emotka, o której mowa, będzie teraz traktowana na równi z podpisem i pieczątką, co jest oczywiście bzdurą.

O co właściwie chodzi? O historię pewnego przedsiębiorcy z prowincji Saskatchewan, która miała miejsce w marcu 2021 roku. Kupujący zamierzał zawrzeć umowę z pewnym rolnikiem na zakup lnu w cenie 17 dolarów kanadyjskich za buszel (jeden buszel to ok. 36,4 litra). W sumie chodziło o 86 ton surowca. W wysłanej rolnikowi wiadomości znajdowała się też umowa oraz prośba o potwierdzenie warunków, na co rolnik odpowiedział nieszczęsną emotką kciuka w górę. Kupujący uznał, że ta reakcja jest zgodą na przedstawione warunki. Cały ambaras jednak w tym, że cena lnu poszybowała w tym czasie w górę i rolnik chciał się z niekorzystnej umowy wywinąć. Finalnie nie dostarczył obiecanego towaru w terminie. Rolnik deklarował, że emotka nie oznaczała, że warunki zostały zaakceptowane, tylko że odczytał wiadomość. Sprawa trafiła więc do sądu, a kupujący proces wygrał.

Sprawa jest ciekawa i budzi kontrowersje. Czy słusznie, czy niesłusznie – nie mnie oceniać, nie jestem prawnikiem. Sędzia prowadzący sprawę jednak przyjrzał się nie tylko tej jednej transakcji pomiędzy naszymi bohaterami, ale też i dotychczasowej współpracy. Okazało się, że panowie wielokrotnie załatwiali między sobą interesy w podobny sposób. Po wysłaniu oferty, rolnik zwykł odpisywać „ok”, „yup” czy „looks good”. Dodatkowo sędzia przytoczył słownikową definicję gestu wystawienia kciuka ku górze z zaciśniętej pięści. Według słownika Dictionary.com, symbolika jest jasna: emoji uniesionego ku górze kciuka służy do wyrażania aprobaty, zgody lub zachęty w komunikacji cyfrowej, zwłaszcza w kulturach zachodnich”. Sędzia stwierdził, że w tym konkretnym przypadku, w tej relacji, emotka mogła posłużyć jako wyrażenie zgody i swego rodzaju „podpis”. Nie oznacza to jednak, że każda relacja dwóch osób prowadzących ze sobą interesy będzie traktowana tożsamo. Obrońcy nieszczęsnego rolnika próbowali jeszcze bronić go stwierdzeniem, że „nie jest on ekspertem w emoji”, na nic jednak ich trud.

Finał sprawy jest taki, że rolnik, który nie wywiązał się z umowy musi zapłacić swojemu długoletniemu kontrahentowi 82 tys. dolarów kanadyjskich (ok. 61,5 tys. dolarów USA) w zamian za niezrealizowanie umowy.  

 

Źródło: engadget, theguardian, pcmag