Zakup laptopa, szczególnie gamingowego lub biznesowego, to spory wydatek, więc nic dziwnego, że od naszego wybrańca oczekujemy długiego i bezproblemowego czasu eksploatacji. Jednak ta kwestia zależy nie tylko od standardów jakości linii produkcyjnej danego producenta, ale także od regularnego czyszczenia układu chłodzenia, czyli skrytych we wnętrzu obudowy elementów dbających o utrzymywanie temperatury procesora i układu graficznego na bezpiecznym poziomie.

Wielkość i przepustowość układu chłodzenia w głównej mierze uzależnione są od osiągów sprzętu – czyli od wydajności oferowanej przez procesor i układ graficzny. Tym sposobem w filigranowych ultrabookach z niskonapięciowym procesorem i zintegrowanym GPU sprawę chłodzenia bez problemu załatwi pojedynczy ciepłowód z mini-radiatorem i studzącym go maleńkim wiatraczkiem. Ba, w niektórych przypadkach, np. w ważącym kilogram Huawei MateBook X z procesorem Intel Core i5 10210U, wentylator jest zbędny.

W tym modelu ciepłowód połączony z metalowym spodem obudowy, czyli pasywny układ chłodzenia, jest rozwiązaniem wystarczającym do kontrolowania temperatury procesora. W dodatku pasywne chłodzenie przekłada się nie tylko na całkowicie bezgłośną pracę laptopa, ale jednocześnie eliminuje kwestię zanieczyszczeń zasysanych do wnętrza obudowy przez wspomniany wentylator i oszczędza nam rozrywek związanych z ich usuwaniem.

Oczywiście, im większa przepustowość układu chłodzenia, tym szybciej na jego elementach będzie się osadzać kurz i inne zanieczyszczenia powietrza. Biznesowy notebook o osiągach dopasowanych do zadań biurowych, odtwarzania i prostej edycji multimediów oraz obsługi aplikacji biznesowych będzie więc rzadziej wymagał przeglądu niż maszyny ukierunkowane na wydajność – czyli mobilne stacje robocze i notebooki dla graczy. Więc jak często powinniśmy fundować naszemu pupilowi przegląd techniczny? W przypadku typowego notebooka lub ultrabooka przynajmniej raz na rok. Z kolei maszyny o rozbudowanym układzie chłodzenia powinny trafić „na warsztat” co sześć miesięcy.

 

Świetnym przykładem zasadności tych terminów może być mój prywatny Hyperbook X77, który swój ostatni przegląd zaliczył raptem 3 miesiące temu. Na potrzeby tej publikacji postanowiłem jednak nieco wcześniej sprawdzić, jak prezentuje się w nim czystość układu chłodzenia – zwłaszcza, że współdzielę mieszkanie z dwoma ukochanymi sierściuchami, które nie tylko bezczelnie nie dokładają się do czynszu, ale także bez krępacji kłaczą gdzie się tylko da. Dużym plusem ciężkiej i nieporęcznej obudowy X77-ki jest łatwy i szybki dostęp do układu chłodzenia, co, niestety, nie jest regułą w sprzęcie dla graczy.

« z 3 »

Pierwszy krok to wkręcenie śrubek przytrzymujących tylną część spodu obudowy oraz usunięcie ich z otworów – pozwala to na przesunięcie klapy serwisowej do tyłu i bezproblemowe zwolnienie zatrzasków.

« z 2 »

I już na „dzień dobry” widać, że w sąsiedztwie sporawych wentylatorów zdążyło się już osadzić sporo kociej sierści. A po zdjęciu celofanowych naklejek uszczelniających przestrzenie między wentylatorami i radiatorami, można się szybko przekonać, że także w samych wiatrakach zanieczyszczeń nie brakuje.

« z 5 »

Wymontowanie obu wentylatorów także jest bardzo proste – wystarczy spacyfikować po trzy śrubki na każdy, a dzięki temu zabiegowi można bez problemu usunąć zanieczyszczenia zarówno z ujścia każdego wentylatora, jak i z samych radiatorów. Trzy miesiące w zupełności wystarczyły, aby układ chłodzenia zdołał zmiksować kocie futro i kurz do formy mało estetycznego „kożucha”, który z każdym kolejnym tygodniem zwiększałby swój format i grubość, utrudniając tym samym przepływ powietrza. Na ten moment nie wpływało to jeszcze na pracę układu chłodzenia, ale po kolejnych trzech miesiącach zmniejszony przepływ powietrza wymuszałby na wentylatorach intensywniejszą pracę – a to już się po prostu słyszy.

Jak zatem wyglądałby zapuszczony układ chłodzenia? Tu znów posłużę się przykładem z własnego doświadczenia – moim pierwszym notebookiem gamingowym był do dziś ciepło wspominany przeze mnie Asus ROG G751JY, który w swoim czasie zachwycał osiągami, designem i kulturą pracy. Jednak jego główną wadą była koszmarnie upierdliwa procedura dostania się do wnętrza – pierwszym krokiem było tu wykręcenie spodnich śrubek, następnie demontaż panelu z głośnikami ulokowanego na charakterystycznym kuperku, zdjęcie klawiatury, demontaż ekranu z centralnym zawiasem i fragmentu płyty głównej z włącznikiem – i voila, mamy dostęp do układu chłodzenia. Pierwsze podejście do czyszczenia Asusa zajęło mi więc ze dwie godziny, przy kolejnych mieściłem się w godzinie – było więc to zadanie dla osób nie tylko cierpliwych, ale także posiadających pewne doświadczenie z rozbieraniem notebooków klasy DTR.

Jeżeli więc nie mamy odwagi i/lub umiejętności by samodzielnie udrożnić i przeczyścić układ chłodzenia w naszym notebooku, warto skorzystać z pomocy profesjonalisty, np. serwisu komputerowego. Jednak w tym przypadku musimy się liczyć z parodniowym brakiem dostępu do naszego sprzętu, a to potrafi nieco skomplikować człowiekowi życie – zwłaszcza gdy laptop jest nam potrzebny do pracy. Z tego też względu przed zakupem wymarzonego laptopa warto sprawdzić, jak w danym modelu wypada kwestia dostanie się do układu chłodzenia. Im jest to łatwiejsze, tym większa szansa, że poradzimy sobie z tym sami lub z pomocą zaprzyjaźnionego informatyka.

Wracając do Asusa ROG G751JY – jak zatem prezentowało się jego wnętrze po roku intensywnej eksploatacji? Łagodnie rzecz ujmując – nieciekawie.

 

Obrośnięte kurzem wentylatory oraz niemal całkowicie zatkane przestrzenie między żeberkami radiatorów sprawiały, że laptop pracował nie tylko słyszalnie głośniej, ale też częściej jego wiatraki wchodziły na obroty zwykle zarezerwowane dla intensywnych sesji gamingowych – co z resztą skłoniło mnie wtedy do sprawdzenia czystości układu chłodzenia. Po ujrzeniu takowego widoku zakodowałem sobie, że w czyszczenie chłodzenia powinienem przeprowadzać minimum dwa razy do roku – i tej reguły trzymam się od lat. Dzięki tej polityce wspomniany Asus służył mi bezawaryjnie przez prawie 5 lat, a mój aktualny notebook, czyli wspomniany Hyperbook X77, od ponad dwóch lat cieszy się pełnią zdrowia i wciąż wykręca osiągi jak w jego recenzji.

Pamiętajmy także, że zarówno Asus ROG G751JY, jak i Hyperbook X77 to coraz rzadziej spotykane notebooki klasy DTR o bardzo grubej konstrukcji, więc ich radiatory są znacznie wyższe, niż w zyskujących obecnie na popularności gamingówkach o wyszczuplonej linii. Bardziej spłaszczone radiatory będą jeszcze szybciej obrastały w widoczny na zdjęciach odrażający kożuch z kurzu i zanieczyszczeń. A zatem dbanie o czystość układu chłodzenia w slim-notebookach będzie miało jeszcze większy wpływ na kulturę pracy i temperaturę podzespołów sprzętu.

Identyczną sytuację mamy w laptopach biznesowych nastawionych na osiągi – czyli w mobilnych stacjach roboczych oraz wśród ich bliskich kuzynów z segmentu notebooków dla branży kreatywnej. Tu także jest co chłodzić, więc czystość układu chłodzenia ma wymierny wpływ na kulturę pracy sprzętu oraz temperaturę skrytych w obudowie podzespołów. A to przekłada się nie tylko na osiągi procesora i grafiki oraz głośność chłodzenia, ale także wpływa na bezawaryjny i długi czas eksploatacji komputera. W dodatku, coraz większy nacisk na mobilność i sprzyjanie hybrydowemu stylowi pracy sprawił, że także w laptopach tego typu coraz częściej pojawiają się modele o wyszczuplonej linii. A w nich, podobnie jak we wspomnianych wyżej slim-gamingówkach, smukłe radiatory i wentylatory są bardziej narażone na zatkanie, niż w masywniejszych i grubszych konstrukcjach.

O tym, jak może się skończyć “zapuszczenie” smuklejszego laptopa nie raz i nie dwa przekonał się serwis komputerów Hyperbook, który podzielił się ze mną zdjęciami maszyn trafiających w ich ręce.

« z 3 »

Trudno chyba o bardziej dosadny dowód na konieczność dbania o układ chłodzenia w laptopie – usunięcie tego przypalonego brudu z radiatora bez kompletnego rozebrania chłodzenia jest w tym momencie niewykonalne.

« z 3 »

Innych przykładów zaniedbanych notebooków w archiwum serwisantów Hyperbooka także nie brakuje. Jeżeli więc Wasz wypasiony notebook od paru miesięcy pracuje głośniej, z mniejszą wydajnością oraz ma tendencje do przegrzewania się, to znak, że najwyższy czas zafundować mu porządny przegląd i przywrócić przepustowość układu chłodzenia do optymalnego poziomu.

źródło zdjęć: archiwum prywatne oraz M. Konderski/Hyperbook