Po tym ciosie „zgniły Zachód” może się nie podnieść. Białoruski reżim, w pewnym sensie, zalegalizował bowiem piractwo, ale nielegalne korzystanie z różnego rodzaju treści i produktów dotyczyć ma towarów z „nieprzyjaznych krajów”, które to przecież po złości (no bo jakże inaczej?) nałożyły na Białoruś różnej maści sankcje. Nie to, żeby Białoruś pomagała Rosji w inwazji na Ukrainę. Wśród tej wrażej władzom Białorusi „śmietanki” jest oczywiście USA, Wielka Brytania oraz kraje Unii Europejskiej. Nowe prawo to pewnego rodzaju odwet na ciemiężcach z Zachodu, chociaż, jak wynika z dokumentu, nie tylko.

Nowe ustawodawstwo to nie tylko prawna zgoda na import i wykorzystanie treści oraz towarów bez akceptacji ich autorów oraz podmiotów odpowiedzialnych za wydawanie tego typu zezwoleń. Zgodnie z nowym prawem, Białorusini nie tylko będą mogli nielegalnie (z naszego punktu widzenia, z ich – wszystko będzie zgodnie z literą prawa) korzystać z muzyki, filmów, oprogramowania oraz innych treści i dóbr chronionych prawem o własności intelektualnej pochodzących z „nieprzyjaznych państw”. Władza dostała też przyzwolenie na przejmowanie chociażby pieniędzy, papierów wartościowych czy praw majątkowych obywateli oraz firm zagranicznych. Żeby wwóz określonych towarów stał się legalny wystarczy, że znajdą się one na liście „niezbędnych dla rynku krajowego”.

Baćka Łukaszenko, jak na wielkiego przywódcę i męża stanu przystało, jest jednak litościwy. To nie jest tak, że chce okradać twórców. Nie, nie! On chce im oddać należne im pieniądze za określone dobra. Ustawa taki scenariusz przewiduje. Konsumenci wciąż powinni w teorii płacić za określony towar, jednak pieniądze trafiać będą nie do autorów, a do Krajowego Urzędu Patentowego Białorusi i tam będą czekać sobie trzy lata, aż ktoś się po nie zgłosi. Tylko że cenę, jaką powinien dostać jakiś twórca lub firma za wykorzystanie należącej do nich własności intelektualnej ustalać mają… białoruski rząd. No dobrze, co dalej? Jeżeli nikt po pieniądze się nie zgłosi, po trzech latach trafią do skarbu państwa Białorusi. A jeżeli ktoś ośmieli się poprosić o swoją dolę… to będzie musiał oddać rządowi białoruskiemu 20% przynależnej mu kwoty. Wygranymi całej sytuacji są, a jakże!, Aleksander Łukaszenka i jego sługusy.

Słowem podsumowania warto zatem wspomnieć, jakie sankcje narzuciła na Białoruś chociażby Unia Europejska (pełną listę znajdziecie tutaj). Tak żeby wiedzieć, gdzie jest X na osi. Żeby było łatwiej, ograniczę się wyłącznie do tych nałożonych po ataku Rosji i Białorusi na Ukrainę, bo różnego rodzaju ograniczenia w relacjach z reżimem białoruskim nakładane są na naszego sąsiada od lat. Sankcje dotyczą: wwożenia na Białoruś waluty euro, ograniczenia białoruskich banków w systemie rozliczeniowym SWIFT, uniemożliwienia transakcji z Bankiem Centralnym Białorusi, licznych ograniczeniach w handlu, niedopuszczenia do obrotu giełdowego na terenie UE akcji białoruskich podmiotów państwowych, a także przedłużenia o kolejny rok sankcji, które obowiązywały przed wojną.

Kurtyna.

 

Źródła: pap, techspot, consillium.europa.eu

Fot. tytułowe: unsplash/ Raiseuhu.de