Na temat nieustannego rozwoju rynku gier komputerowych napisano i powiedziano już wiele. Oczywiście, zwykle najwięcej uwagi poświęca się coraz bardziej zaawansowanym silnikom graficznym, dzięki którym generowane światy w coraz mniejszym stopniu ustępują swym realizmem efektom specjalnym i cyfrowym scenografiom ze świata filmu. Wiele emocji wzbudzają także coraz większe budżety inwestowane przez studia w gamingowe superprodukcje, gdyż niekiedy są to kwoty równie duże, jak w przypadku najgłośniejszych hollywoodzkich „blockbusterów”. I rośna także liczba tytułów, w których bohaterom twarzy i głosów użyczyli światowej sławy aktorzy – chociażby w Death Stranding możemy zobaczyć Normana Reedusa (Święci z Bostonu, The Walking Dead) oraz Madsa Mikkelsena (Casino Royale, Doctor Strange), że o wciąż opóźnianym Squadron 42 (Mark Hamill, Gary Oldman, Gillian Anderson) nie wspomnę.

 

 

W tym wszystkim warto jednak zwrócić uwagę na istotną zmianę, jaka przez ostatnie lata nastąpiła na rynku gier – i z którą producenci muszą się poważnie liczyć. Gracze to już nie tylko dzieci i mniej lub bardziej „letnia” młodzież, jak to wyglądało za mojej młodości, ale także osoby powyżej trzydziestki, a nawet seniorzy. I chociaż dzielić nas może wszystko, od ulubionego gatunku gier, przez preferowany typ rozgrywki (single, multi), po ilość czasu poświęcanego tej formie relaksu, to jedna kwestia pozostaje wspólna – do zabawy potrzebny jest porządny sprzęt.

Oczywiście, najważniejszy jest tu sam komputer, ale bez względu na to czy wolimy rozwiązania desktopowe, czy też jesteśmy posiadaczami gamingowego notebooka, niezbędne są także dobrej klasy peryferia. Mysz i słuchawki to „plan minimum”, posiadaczom notebooka przyda się także pancerny plecak, a desktopowcy nierzadko rozglądają także za mechaniczną klawiaturą. Ale nie tylko oni – nie brakuje przecież graczy notebookowych preferujących zabawę na klawiaturze tego typu i takowe akcesorium finalnie trafia na ich stanowisko gamingowe. Co prawda, od czasu do czasu w sprzedaży pojawiają się notebooki z „mechanikami”, ale ich wybór jest bardzo ograniczony i uzależnianie wyboru laptopa od obecności klawiatury mechanicznej nie ma większego sensu. MSI GT80, HP Omen X, Lenovo IdeaPad Y900 oraz kilka modeli od Clevo – to chyba jedyne tego typu rozwiązania. W dodatku większość z nich to już „echo przeszłości”.

 

 

I w tej właśnie recenzji zajmiemy się zestawem gamingowych peryferiów, który w komplecie może być interesującą propozycją dla gracza z ambicjami. Oczywiście, nic nie stoi na przeszkodzie, by sięgnąć tylko jedno z prezentowanych akcesoriów, gdy np. do szczęścia brakuje nam tylko dobrej myszy lub słuchawek. Wszystkie urządzenia to dzieło nowej marki eShark, która właśnie zadebiutowała na polskim rynku – można je już kupić w wybranych sklepach z elektroniką, ich listę znajdziecie na końcu recenzji.

 

I już na wstępie mogę powiedzieć, że przysłane do redakcji peryferia wypadają naprawdę zacnie pod względem zarówno solidności wykonania, jak i designu. Ten pierwszy aspekt niewątpliwie docenią wszyscy z nas, ostatecznie mówimy o urządzeniach, które będziemy regularnie poddawać mniejszym lub większym testom wytrzymałościowym – zwłaszcza, gdy kolejny raz przekonamy się, że wroga nam drużyna jest lepsza od naszej… Jeszcze większa pochwała należy się jednak producentowi za sięgnięcie po gamingową, ale wciąż przyjemną dla oka, „dorosłą” stylistykę. A na rynku nie brakuje gadżetów dla fanów wirtualnej destrukcji o aparycji 10-letniej Hondy Civic po „agro-tuningu” wizualnym robionym u kolegi-mechanika szwagra. Na szczęście projektanci eSharka nie przespali ostatnich lat i zauważyli, że nawet notebooki gamigowe w dzisiejszych czasach prezentują się znacznie dojrzalej i schludniej, o czym regularnie wspominam przy okazji testów maszyn z tego właśnie segmentu. Matowa czerń to sprawdzony patent i nawet urządzenia z podświetleniem nie rażą tandetnym efekciarstwem, więc „eSharki” powinny się spodobać nie tylko młodszym graczom, ale też użytkownikom w wieku 30+. Do których się zaliczam. Jeszcze…

Plecak eShark ESL-BP1 15,6 Guruwa

Wspomniana stylistyczna „gamingowa dojrzałość” to wyróżnik plecaka Guruwa. Już na pierwszy rzut oka można stwierdzić, że nie jest to przeciętny produkt do noszenia książek na uczelnię i projektanci uniknęli przesadnie grzecznego i zachowawczego wzornictwa. Ale jednocześnie plecak nie przyciąga niepotrzebnej uwagi nazbyt agresywną czy ekstrawagancką linią i nic nie stoi na przeszkodzie, by wykorzystać go do transportowania ThinkBooka między firmą a domem. Matowa czerń, nieco przetłoczeń na wierzchniej części plecaka, które mają swój wymiar praktyczny, ale o tym za moment, oraz gustowny detal w postaci zielonego szwu w zamkach błyskawicznych – eShark Guruwa ma prawo się podobać.

Plecak eShark ESL-BP1 15,6 Guruwa
« z 4 »

Zastosowane materiały to świetny dowód na to, że eShark bardzo poważnie potraktował kwestię zaprojektowania „pancerza” dla laptopa oraz akcesoriów i Guruwa ma chronić nasz sprzęt przed najróżniejszymi zagrożeniami, jakie mogą na nas czekać w trasie. Pierwszą linią obrony jest usztywniający wierzch plecaka panel wykonamy tworzywa EVA, czyli bardzo wytrzymałego kopolimeru etylenu i octanu winylu. Tworzywo to świetnie pochłania i rozprasza energię kinetyczną, gdyż jest zarazem elastyczne i odporne na naprężenia. Z tego też względu często stosuje się je w roli amortyzatora w butach sportowych, wykorzystuje do produkcji mat sportowych, a nawet dodaje do mieszanek bitumicznych stosowanych do budowy dróg (sic!). Panel ma przy tym przyjemną w dotyku gumowatą fakturę, a wspomniane przetłoczenia na jego dolnej części sprawiły, że jest on nieco wybrzuszony i, niczym skorupa żółwia, stawia opór naciskowi i uderzeniom.

Pozostałą część zewnętrznej powłoki zabezpieczono tkaniną OXFORD 210D, która wyróżnia się nie tylko wodoodpornością, ale też zwiększoną odpornością na fizyczne uszkodzenia i zabrudzenia. Oczywiście, nie jest rozwiązanie, które ochroni nasz sprzęt, gdy plecak wpadnie nam np. do jeziora, ale jeśli często podróżujemy z laptopem, to mamy pewność, że nawet intensywny deszcz nie będzie zagrożeniem dla naszej maszyny.

Plecak eShark ESL-BP1 15,6 Guruwa
« z 8 »

Bardzo sensownie rozwiązano kwestię podziału plecaka na komory oraz przegródki i znalezienie w jego wnętrzu pendrive’a lub innych drobiazgów nie powinno być większym wyzwaniem. Komorę główną rodzielono na dwie części – pierwsza przeznaczona jest dla notebooka i tu przewidziano dla niego dodatkowe zabezpieczenie w postaci budzącego zaufanie rzepu o sporej szerokości. Druga „podsekcja” idealnie sprawdzi się jako miejsce na zasilacz; dodatkowo znajdziemy tu jeszcze elastyczny segregator dla długopisów, dwie mniejsze kieszonki oraz bardzo użyteczny dodatek – przewód z wyprowadzonym na zewnątrz żeńskim USB. Gdy podepniemy do niego powerbank, nie będziemy nawet musieli otwierać plecaka, by doładować „głodnego” smartfona.

W drugiej komorze doszukamy się ośmiu mniejszych kieszonek oraz zaczep z zatrzaskiem dla kluczy.

Dodatkowo na zewnętrznej stronie boków znalazło się jeszcze miejsce dla dwóch kieszonek z paskami ściągającymi np. dla puszki z napojem lub małej butelki. Natomiast na przylegającej do pleców tylnej części plecaka nie zabrakło wyprofilowanych gąbek zabezpieczonych przepuszczającą powietrze tkaniną, dzięki którym nasze plecy będą „oddychać”. I co się chwali – w identyczny sposób rozwiązano kwestię naramiennych pasków. A dodatkowo ich profil oraz szerokość sprawiły, że Guruwa jest plecakiem bardzo wygodnym i po jego założeniu błyskawicznie zapominamy, że mamy coś na plecach. Nie zapomniano nawet o dodatkowym zatrzasku łączącym wspomniane paski, dzięki któremu nie ma opcji, że plecak przypadkiem nam spadnie lub zostanie ściągnięty przez wyjątkowo bezczelnego kieszonkowca.

Plecak eShark ESL-BP1 15,6 Guruwa
« z 5 »

Przyznam szczerze, że eShark Guruwa to jeden z fajniejszych i lepiej wyglądających plecaków dla notebooka gamingowego, jakie przewinęły się przez moje ręce – z tego też względu jest wart wyróżnienia „TECHSETTER poleca”. I chętnie bym go „zgubił” podczas przygotowywania paczki zwrotnej do dystrybutora. Niestety, (lub na szczęście – zależy od perspektywy), jestem posiadaczem sprzętu siedemnastocalowego, który zwyczajnie się w nim nie zmieści. Mam jednak nadzieję, że z czasem portfolio eSharka zostanie uzupełnione o model dla maszyn o przekątnej 17,3 cala.

 

Słuchawki eShark ESL-HS1 Koto

Pasmo przenoszenia: 20 Hz – 20 kHz

Dynamika: 114 dB

Impedancja: 16 Ohm

Średnica przetworników: 50 mm

Mikrofon: Tak, odpinany

Czułość mikrofonu: -36 dB

Długość przewodu: 2 m

Funkcje dodatkowe: zintegrowany z przewodem regulator głośności, wyłącznik mikrofonu

Waga: 449 g

Fanów gier wieloosobowych raczej nie muszę przekonywać, że dobre słuchawki z mikrofonem to konieczność przy tego typu rozgrywkach – a już zwłaszcza podczas wszelkiego typu imprez e-sportowych lub na okoliczność treningów z naszą drużyną, gdzie wykorzystanie zewnętrznych głośników zwyczajnie nie wchodzi, nomen omen, w grę. W takich momentach potrzebujemy absolutnego skupienia, by słyszeć co się dzieje wokół naszej wirtualnej postaci, co nierzadko decyduje o zwycięstwie lub porażce. Niemniej ważne jest pozostanie w stałym kontakcie z naszymi kolegami/koleżankami z zespołu, by błyskawiczne reagować na dynamicznie zmieniające się warunki na szerokorozumianym polu bitwy. Oczywiście, słuchawki przydają się także przy relaksie z kampanią dla jednego gracza – szczególnie, gdy lubimy grać po nocach i nie chcemy zadzierać z resztą naszych domowników. A w przypadku niektórych tytułów „single player” producenci wręcz zalecają zabawę w słuchawkach – Hellblade: Senua’s Sacrifice lub polski Blair Witch na słuchawkach to zupełnie inny wymiar audialnej grozy…

Słuchawki eShark ESL-HS1 Koto
« z 6 »

Przysłane do redakcji słuchawki eShark Koto także fajnie wypadają pod względem stylistyki – znów projektanci trzymali się idei matowej czerni, bez zbędnej „pro-gamerskiej” przesady. Nie sposób także narzekać na wykorzystane materiały. Solidny pałąk został zabezpieczony oddychającą tkaniną, pod którą znalazło się miejsce dla zwiększającej komfort użytkowania gąbki. Sam pałąk wieńczą wykonane z gumowatego polimeru prowadnice dla metalowych mocowań muszli. Wysuwane mocowania to metal, natomiast wspomniane muszle to znów gumowaty polimer. Z kolei poduszki wokół membran zabezpieczono przyjemną w dotyku eko-skórą, pod którą nie zabrakło sprężystego wypełnienia. I finalnie, górę muszli ozdobiono metalową siatką, skrywającą dyskretnie podświetlone logo marki.

Słuchawki eShark ESL-HS1 Koto
« z 3 »

Dwumetrowy przewód został opatulony porządnym oplotem. Taka długość sprawia, że nawet jeśli nasz PC-et jest skryty gdzieś głęboko pod biurkiem, to i tak nie będzie żadnego problemu z ergonomicznym poprowadzeniem kabla. Nie zabrakło także zintegrowanego z przewodem regulatora głośności z przełącznikiem do wyciszania mikrofonu. Warto także wspomnieć, że materiałowy oplot znajdziemy również na przewodach doprowadzających dźwięk do samych membran – ten element potrafi być szczególnie narażony na uszkodzenie, więc dobrze, że projektanci przewidzieli tu dodatkowe wzmocnienie. A jeśli słuchawki Koto zostaną podpięte do notebooka, to długość przewodu utemperujemy opaską z rzepem – niby detal, a jednak użyteczny.

Słuchawki eShark ESL-HS1 Koto
« z 4 »

Na końcu przewodu znajdziemy trzy wtyczki: słuchawkową, mikrofonową oraz klasyczne USB do zasilania podświetlanych na biało logo – na szczęście, podświetlenie to dyskretny detal i nie powinno nikomu przeszkadzać. W zestawie znajdziemy także przejściówkę, dzięki której mikrofon i słuchawki podepniemy do jednego gniazda audio, co docenią posiadacze konsoli PS4. Wystający z lewej muszli mikrofon został osadzony na plastycznym wysięgniku, więc bez problemu dopasujemy jego pozycję do naszych preferencji; możemy go także zdemontować.

Słuchawki eShark Koto zapakowano nie tylko w sam kartonik, ale także w solidny pokrowiec, który przyda nam się w podróży. To kolejny użyteczny dodatek, nie tylko chroniący słuchawki przed zarysowaniami czy poważniejszym uszkodzeniem – będziemy w nim przechowywać wypięty mikrofon oraz wspomniany adapter.

Słuchawki eShark ESL-HS1 Koto
« z 7 »

Całe słuchawki są przy tym naprawdę spore i sprostają nawet osobom z nieprzeciętnie dużą głową – a wiem coś o tym. 😛 Same muszle mają ponad 10 cm średnicy, natomiast wewnętrzna przestrzeń dla uszu ponad 7 cm, więc nawet Jerzy Ubran byłby z nich zadowolony. Całość bardzo dobrze izoluje nas od dźwięków zewnętrznych, a jednocześnie słuchawki są bardzo komfortowe – nie uciskają głowy oraz  uszu i nawet po paru godzinach nie zauważyłem, by zrobiło się pod nimi gorąco lub parno. I co dla wielu z nas (w tym i dla mnie) może być równie ważne – dzięki dużym i miękkim nausznikom Koto nie przeszkadzają w noszeniu okularów.  

Słuchawki przetestowałem na Wolfenstein: The New ColossusYoungblood (ależ Blazkowicze mają durne córki, ręce opadają), Blair Witch, Hellblade: Senuas’s Sacrifice oraz Titanfall 2 i wszędzie spisywały się znakomicie. Dźwięk jest nie tylko czysty, ale też odpowiednio soczysty; dalszy plan jest ładnie rozrysowany oraz bardzo szczegółowy pod względem dźwiękowym, co szczególnie docenią pasjonaci rozgrywek wieloosobowych. Ale zadowoleni z nich będą także gracze preferujący tytuły z kampanią dla jednego gracza – tu ucieszą nas dobrze słyszalne i naturalnie brzmiące dialogi oraz muzyka, co jednocześnie łączy się z kolejnym wątkiem.

Słuchawki eShark ESL-HS1 Koto
« z 2 »

Z racji swej specjalizacji, słuchawki gamingowe często potrafią rozczarowywać przy bardziej przyziemnych zastosowaniach – czyli przy słuchaniu muzyki lub oglądaniu filmów. A pod tym względem Koto zaskoczyły mnie naprawdę pozytywnie i przez ostatnie parę dni korzystałem z nich podczas pracy właśnie do słuchania muzyki. Zarówno utwory takich twórców jak ZHU (polecam album GENERATIONWHY), czy Oakenfold, jak i hardrockowe kawałki Skunk Anansie brzmiały naprawdę godnie. Bas jest przyjemnie tłustawy, ale nie ma tendencji do przesadnej dominacji, a tony wysokie są idealnie zaakcentowane i bez szeleszczącego pogłosu i aż szkoda, że z racji długiego przewodu i trzech gniazd na końcu, nie są to słuchawki nadające się na miasto – brzmieniowo i wizualnie Koto to zdecydowanie wyższa półka. I biorąc to wszystko pod uwagę, także im przyznaję wyróżnienie TECHSETTER poleca.

 

Mysz eShark ESL-M3 Aikuchi

Sensor: Pixart 3330 (optyczny)

Maksymalna rozdzielczość: 7200 DPI / 14400 DPI

Akceleracja: 30 G

Szybkość raportowania: 1000 Hz

Liczba przycisków: 6 (plus dwa na spodzie – DPI, LED)

Długość przewodu: 1,8 m

Waga: 150 g

Dobrej klasy myszka to niewątpliwie najważniejsze narzędzie „pracy” w rękach gracza. A co ciekawe, po rozwiązania gamingowe często też sięgają profesjonaliści (graficy, projektanci, architekci), gdyż w tym właśnie segmencie możemy liczyć na urządzenia o świetnej ergonomii, licznych i konfigurowalnych przyciskach dodatkowych oraz na wysokiej klasy sensor – najważniejsze, by myszka nie wyglądała zbyt cudacznie.

Mysz eShark ESL-M3 Aikuchi
« z 6 »

Aikuchi pod tym względem wypada naprawdę dobrze i nawet obecne tu podświetlenie RGB, z którego zwykle nieco (bardzo) szydzę, przypadło mi do gustu – w razie czego, możemy je bez problemu spacyfikować. Myszka ma całkiem spory format i pozwoli na wygodną pracę nawet osobom ze sporymi dłońmi. Z racji dość wysokiego wyprowadzenia środkowej części obudowy, najlepiej sprawdza się tu „palm grip”, czyli pełny chwyt, bez zgiętych palców, uważany przez większość graczy za najwygodniejszą opcję. Oczywiście, z racji jej profilu oraz umiejscowienia bocznych przycisków dodatkowych, jest to akcesorium dla osób praworęcznych.

Cała obudowa to przyjemny w dotyku poliuretan, czyli tworzywo cenione za wysoką wytrzymałość mechaniczną (jest dziesięciokrotnie trwalszy od gumy i innych plastików trudnościeralnych) oraz za odporność na różnorodne chemikalia. Co prawda, nikt raczej nie będzie czyścił myszki benzyną czy rozpuszczalnikami organicznymi, ale odporność na słoną wodę, czyli pot, może się już przydać. Zmatowiona powierzchnia dobrze się broni przed tłustymi śladami po dłoni, ale i tak warto ją choć raz dziennie przetrzeć za pomocą flanelki i płynu do czyszczenia – choćby ze względów higienicznych.

Mysz eShark Aikuchi waży 150 g, co w moim przekonaniu jest optymalną wartością dla urządzenia bez możliwości dołożenia lub odjęcia dodatkowych obciążników. Taka waga sprawia, że ślizg myszy nie jest przesadnie lekki, co pozytywnie wpływa na jej precyzję, ale też nie mamy poczucia, że operujemy nadmiernie dociążonym gryzoniem.

Mysz eShark ESL-M3 Aikuchi
« z 4 »

Producent ambitnie przedstawia Aikuchi jako rozwiązanie ośmioprzyciskowe, ale to nieco naciągana deklaracja. Mamy dwa główne (L/P), kolejny zintegrowany z kółkiem przewijania oraz trzy na lewym boku – środkowy z nich większość gier traktuje jako dodatkowy „fire”. Natomiast siódmy i ósmy znalazły się na spodzie myszy: pierwszy zmienia tryb podświetlenia, drugi ustawienia DPI, więc zmiana tego parametru „w biegu” może być dość problematyczna.

Przyciski główne mają przyjemnie twardawy i sprężysty klik, który bardzo mi przypadł do gustu; producent deklaruje ich żywotność na poziomie 20 mln kliknięć. Przyciski boczne także wypadają bardzo fajnie – ich skok jest nieco głębszy i bardziej sprężysty od głównych, co przypomina mi niskoprofilowe klawisze w klawiaturach mechanicznych. Kółko przewijania dla większej wygody wzmocniono po bokach gumowatym bieżnikiem, a sam „scroll” ma wyczuwalnie „ząbkowany” obrót, co także usprawnia pracę z myszą.

Przewód o długości 1,8 m został wzmocniony bardzo solidnym oplotem, który ściśle przylega do kabla i nie marszczy się i nie przesuwa – jak na wyższą półkę przystało. Jest i wspomniane wcześniej podświetlenie i jako LED-owy sceptyk muszę przyznać, że mieniąca się kolorami tęczy dolna krawędź myszki wygląda całkiem fajnie i robi sympatyczny klimacik. Przez cały czas testów jakoś nie poczułem potrzeby jego wyłączenia.

Mysz eShark ESL-M3 Aikuchi
« z 5 »

Zadbano także o wysokiej klasy sensor optyczny. Pixart 3330 to jedno z najlepszych i bardzo cenionych przez graczy rozwiązań tego typu, można je chociażby znaleźć w znacznie droższym Asus ROG Pugio. Sensor ten jest nie tylko bardzo precyzyjny, ale także daje nam możliwość regulacji DPI w zakresie 800 do 8000, za pomocą wspomnianego dolnego przycisku, lub 100 – 14400 przy użyciu autorskiej aplikacji. Dużym plusem jest także kompatybilność Pixarta 3330 z najróżniejszymi powierzchniami i mysz spisuje się bez zarzutu zarówno na podkładce, jak i na gołym blacie.

Podobnie jak słuchawki, także mysz przetestowałem na dwóch ostatnich Wolfensteinach, Blair Witch oraz Titanfall 2, ale do kompletu dorzuciłem jeszcze RTS-a sprzed lat, który chyba nigdy mi się nie znudzi, czyli pierwszego Supreme Commandera. We wszystkich tytułach Aikuchi spisywała znakomicie – sensor potwierdza swoją jakość oraz precyzję i mysz nawet bez zmieniania domyślnego DPI zapewniała oczekiwaną szybkość. Na pewno jest to model, który przypadnie do gustu fanom wszelkiego typu FPS-ów, ale mysz sprawdziła się także przy kilkugodzinnej potyczce w Supreme Commander; jej uniwersalność to niewątpliwie spora zaleta.

Zarządzanie ustawieniami myszy ułatwi dostępna na stronie producenta aplikacja, do której mam dwa zastrzeżenia. Po pierwsze – wypadałoby zadbać, aby instalacja programu na „dzień dobry” nie raczyła nas groźnie wyglądającym komunikatem o nieznanym wydawcy. A po drugie – sama aplikacja powinna reagować na skalowanie, gdyż przy rozdzielczości wyższej od Full HD, a już zwłaszcza przy 4K, jej okno staje się bardzo małe i nieczytelne, co znacznie utrudnia jej obsługę. Mimo tych wad, „esharkową” aplikację warto zainstalować na naszym komputerze, gdyż z jej pomocą będziemy mogli tworzyć spersonalizowane profile użytkownika, regulować czułość sensora, szybkość przewijania oraz DPI. Tu także dopasujemy tryb i kolorystkę podświetlenia do naszego gustu.

Mysz eShark ESL-M3 Aikuchi
« z 5 »

Możliwości myszki sprawdziłem także przy zastosowaniach mniej rozrywkowych i przez ostatnie dwa tygodnie Aikuchi była moim głównym narzędziem pracy. Wstawianie i publikowanie tekstów, obsługa poczty i inne zadania administracyjno-biurowe – to wszystko jej dzieło. Ba, Aikuchi świetnie spisywała się nawet przy ambitniejszych zastosowaniach, jak obróbka zdjęć w Photoshopie czy montaż materiałów wideo z pomocą Adobe Premier. Dzięki ergonomicznemu kształtowi dodatkowym bocznym przyciskom, mogłem pracować przez wiele godzin bez poczucia zmęczenia nadgarstka, a wspomniany wcześniej sensor świetnie radził sobie z zadaniami wymagającymi sporej precyzji.

Myszka eShark Aikuchi okazała się nie tylko udanym narzędziem do siania wirtualnej destrukcji, ale równie dobrze poradziła sobie z bardziej finezyjnymi wyzwaniami. Jest ładna, bardzo wygodna i precyzyjna i śmiało mogę ją polecić użytkownikom szukającym dobrej klasy gryzonia w sensownej cenie, a więc – TECHSETTER poleca.

 

Klawiatura eShark ESL-K1 Kodachi

Typ przełączników: Outemu Red plus 4 Outemu Blue (do samodzielnego montażu)

Trwałość przełączników: 50 mln kliknięć

Liczba przycisków: 87

Profil: wysoki

Anti-ghosting: pełny

Funkcje dodatkowe: podświetlenie RGB (16,8 mln), przyciski multimedialne, regulator głośności

Wymiary: 358 x 125 x 35 mm

Waga: 1015 g

Długość przewodu: 2 m (odpinany)

I tak dotarliśmy do ostatniego i największego zarazem przedstawiciela „esharkowej” rodziny, czyli mechanicznej klawiatury eShark Kodachi. Jej głównym wyróżnikiem jest zaskakująco kompaktowy format – producent zrezygnował z bloku numerycznego, więc Kodachi bez problemu zmieści się w plecaku dla piętnastocalowego laptopa, jak chociażby we wspomnianym wcześniej Guruwa. Jeśli „mechanik” ma nam towarzyszyć na wyjazdach, gdyż przedkładamy zalety takiego rozwiązania nad klawiaturę wbudowaną w naszego laptopa, jest to niewątpliwie spory plus. Większość klawiatur mechanicznych, z racji swej szerokości, do transportu wymaga większego plecaka, więc jeśli trzymamy się formatu 15,6 cala, nie będziemy musieli sięgać po za duży, z perspektywy notebooka, plecak.

P1110470a
« z 4 »

Po wyjęciu klawiatury z pudełka, zaskoczył mnie jej wręcz podejrzanie stonowany wygląd – owszem, nie brakuje tu matowej czerni, a duże i wysokie klawisze nie pozostawiają wątpliwości, że mamy do czynienia z klawiaturą mechaniczną, ale jakoś tu było „za cicho”. Dopiero po jej podpięciu do komputera z hukiem objawił się gamingowy pazur, w postaci wielokolorowego podświetlenia, które, po podłączeniu klawiatury lub po uruchomieniu komputera, raczy nas fikuśną animacją budzących się do życia klawiszy. Bardzo mi też przypadły do gustu duże i bardzo czytelne oznaczenia klawiszy, wyróżniające się przy okazji nowoczesną i nieco agresywną czcionką.

Cała konstrukcja to czarny i zmatowiony poliuretan, czyli znów tworzywo o bardzo dużej odporności mechanicznej, ale nie ma ono równie przyjemnej w dotyku faktury, jak mysz Aikuchi. Trochę szkoda, że producent nie zdecydował się wykonać obudowy z aluminium, ale i tak musze przyznać, że całość wypada naprawdę dobrze w temacie jakości wykonania – klawiatura jest bardzo solidna i nawet przy mocniejszym nacisku lub próbach wykrzywienia konstrukcji nic tu nie trzeszczy, ani się nie ugina.

Klawiatura eShark ESL-K1 Kodachi
« z 6 »

Same klawisze zostały wykonane z wysokiej jakości tworzywa  o delikatnie chropowatej fakturze, dzięki której ich powierzchnia nie łapie zbyt prędko śladów po palcach. Nie licząc spacji, wszystkie przyciski mają wyraźnie wklęsły profil i świetnie leżą pod palcami. A podczas nocnych rozgrywek docenimy prześwitującą naturę oznaczeń na klawiszach. I jak na gamingowy sprzęt przystało, mamy tu pełen „anti-ghosting”. Dodatkowo, nad klawiszami funkcyjnymi, znalazło się miejsce dla przycisków do kontroli multimediów oraz bardzo użyteczny regulator głośności w formie obracanego i ząbkowanego walca.

Dwumetrowy przewód także tutaj został wzmocniony bardzo porządnym oplotem, a na czas transportu możemy go odpiąć – jego ponowne podpięcie do klawiatury jest jednak nieco problematyczne. Znajdujące się w klawiaturze gniazdo micro-USB jest osadzone dość głęboko i niekiedy trzeba dłuższej chwili (i paru inwektyw), by utrafić z wtykiem idealnie w jego miejsce. 

Klawiatura eShark ESL-K1 Kodachi
« z 3 »

Na spodzie znajdziemy cztery gumowe nóżki, dzięki którym klawiatura nie ma prawa ślizgać się po blacie. A jeśli wolimy pracować z klawiaturą ustawioną pod nieco większym kątem, to do akcji wkroczą rozkładane nóżki zakończone antypoślizgową gumą.

W klawiaturze Kodachi producent zastosował przełączniki Outemu Red, czyli rozwiązanie charakteryzujące się głębokim i wyraźnym, a zarazem lekkim i bardzo sprężystym skokiem.  Dzięki ich zastosowaniu  klawiatura jest znacznie cichsza od modeli wykorzystujących głośniej „kilkające” przełączniki Blue oraz Brown. Ale producent daje nam tu także możliwość doposażenia klawiatury w cztery przełączniki Outemu Blue – znajdziemy je w zestawie, razem z dodatkowymi klawiszami WSAD w kolorze zielonym i czerwonym. Niebieskie Outemu możemy zamontować w miejscu klawiszy WSAD lub, np. jeśli jesteśmy leworęczni, zastąpimy nimi przełączniki pod klawiszami kursorów. Ta modyfikacja nadaje rozgrywce jeszcze większej „mięsistości”, co szczególnie docenimy przy grach FPS. Sam byłem zaskoczony, jak owa zmiana wpłynęła na zabawę przy obu „Wolfach”, przekładając się na jeszcze bardziej intensywny „feeling”.

Klawiatura eShark ESL-K1 Kodachi
« z 6 »

Nie jest to jednak narzędzie, które polecałbym do pracy z tekstem – z pomocą Kodachi popełniłem sporą część tej recenzji i im dłużej na niej pracowałem, z tym większą tęsknotą spoglądałem na klawiaturę mojego służbowego ThinkPada. Tak głęboki skok świetnie sprawdza się w trakcie grania, ale przy pracy z Wordem zdecydowanie bardziej wolę klawiaturę o krótszym i stawiającym większy opór palcom skoku. Nie będę jednak ukrywał, że jestem „psychofanem” thinkpadowskich klawiatur, o czym wspominam od lat, co także ma wpływ na moje klawiaturowe preferencje.

Podobnie jak w przypadku myszki Aikuchi, tu także możemy liczyć na przygotowaną przez producenta aplikację do zarządzania ustawieniami klawiatury. I dzieli ona z nią identyczne problemy, czyli bezpodstawnie budzi podejrzenia u Windows Defendera oraz konsekwentnie ignoruje kwestię skalowania. Jej możliwości robią jednak wrażenie. Aplikacja pozwoli na dokonywanie cudów z podświetleniem, tworzenie i zapisywanie profili użytkownika oraz dostosowywanie klawiszy makr do naszych potrzeb.

Klawiatura eShark ESL-K1 Kodachi
« z 4 »

Klawiatura eShark Kodachi to zdecydowanie produkt dla graczy i nie jest to rozwiązanie równie uniwersalne, jak wymienione wyżej akcesoria. Może być jednak ciekawym rozpoczęciem przygody z mechaniczną klawiaturą, zwłaszcza, jeśli do pracy z tekstem będziemy wykorzystywać inne narzędzie. Niewątpliwie Kodachi zupełnie zmienia wrażenia z rozgrywki – jej duże i wyprofilowane klawisze świetnie sprawdzają się przy wszelkiego typu FPS-ach, ale przy innych gatunkach gier także docenimy jej głęboki i płynny skok, którego nie zapewnią nam „cywilne” peryferia.

 

Podsumowanie

Muszę przyznać, że produkty eShark zrobiły na mnie bardzo pozytywne wrażenie – tym bardziej, że mówimy o zupełnie nowej marce na polskim rynku. Wszystkie podesłane do naszej redakcji peryferia wyróżniają się stonowaną i nieagresywną stylistyką, więc mogą przypaść do gustu także nieco starszym graczom. Nie mam także żadnych zastrzeżeń co do jakości wykonania. Zastosowane materiały to nie byle plastik, więc zakładam, że peryferia eShark sprostają trudom gamingowych pojedynków i eskapad.

I co równie ważne – producent nie skupił się wyłącznie na solidności i stylistyce. Słuchawki Koto oferują także świetną jakość dźwięku i są komfortowe w użyciu, a myszka Aikuchi wyróżnia się ergonomicznym kształtem, dobrej klasy sensorem oraz porządnymi i dobrze rozmieszczonymi przyciskami, więc oba te urządzenia sprawdzą się nie tylko przy zabawie. Z kolei plecak Guruwa jest nie tylko bardzo wytrzymały i wygodny, ale faktycznie oferuje oczekiwaną ochronę dla wrażliwej elektroniki. I tym właśnie produktom z czystym sumieniem przyznałem rekomendację TECHSETTER poleca.

Jedynie klawiatura Kodachi nie przekonała mnie do siebie w pełni – dobrze się na niej gra, ale do pracy z tekstem wybrałbym jednak inne rozwiązanie – ot, specjalizacja.

Peryferia eShark są już dostępne w Polsce i znajdziecie je w tych właśnie sklepach – ich wyłącznym dystrybutorem jest eoptimo Sp. z o.o.