W ostatnich dniach coraz częściej słyszy się o masowych protestach w Chinach oraz ich tłumieniach lub próbach tłumienia przez funkcjonariuszy. Powodem rozruchów jest bardzo restrykcyjna polityka anty-covidowa. Chińskie władze wciąż dążą do scenariusza „Zero COVID”, co sprawia, że nawet pojedyncze zakażenia koronawirusem skutkują zamykaniem niekiedy całych dzielnic lub miast, a ludziom odbiera się podstawowe prawa, jak chociażby prawo do przemieszczania się. Owszem, znamy te absurdy, jednak w Chinach ich skala jest niesamowicie wysoka.

Swoje zrobiły także rozgrywające się obecnie Mistrzostwa Świata w Katarze. Chińczycy zobaczyli, że świat się bawi. Świat jest bez maseczek, można w miarę swobodnie podróżować, spotykać się z ludźmi, celebrować święto futbolu w strefach kibica oraz innych miejscach. Jak można się domyślić, władze ChRLD raczej wolałyby antykowidowe rozruchy tłumić w zarodku, ale utrudniają to chociażby media społecznościowe. Obywatele Chin zaczęli masowo wrzucać na Twittera nagrania z protestów, domagają się rezygnacji z urzędu Xi Jingpina i wprost piszą o przemocy władzy wobec obywateli, chcąc przekazać informacje o tym, co dzieje się Państwie Środka całemu światu oraz innym chińskim miastom. I tutaj, cały na czerwono, wchodzi plan, co zrobić, aby Chińczycy korzystający z Twittera nie dowiadywali się o protestach.

Wykorzystując fakt, że moderacja Twittera obecnie jest tylko namiastką tego, co znaliśmy sprzed przejęcia dowodzenia nad platformą przez Elona Muska, Twitter w Chinach został zalany treściami dla dorosłych. Głównie są to masowo pojawiające się oferty „pań do towarzystwa”. Według The Washington Post, źródłem tych tweetów są chińskie konta, które powstały dokładnie z myślą za spamowaniu różnego rodzaju treściami. Niektóre z nich były „uśpione” przez miesiące, a nawet lata i aktywowały się momencie, kiedy obywatele Chin wyszli na ulice. Akcja spamowania Twittera rozpoczęła się w niedzielny poranek, a „tablica” platformy potrafiła być zajęta nawet w 50% przez treści dla dorosłych jeszcze późną niedzielą.

Warto w tym momencie także zaznaczyć, że Twitter, Telegram czy Instagram są w Chinach aplikacjami zakazanymi. Mimo to, spora rzesza użytkowników smartfonów i innego sprzętu elektronicznego, uzyskało do nich dostęp poprzez VPN. Jak podaje The Verge, na porządku dziennym stały się obecnie kontrole policji, sprawdzające, czy na smartfonach nie ma przypadkiem zainstalowanych zakazanych aplikacji i komunikatorów. To właśnie za ich pośrednictwem mieszkańcy m.in. Szanghaju, Pekinu czy Hangzou komunikują się i organizują protesty, ryzykując w ten sposób groźny konflikt z chińskim prawem.

 

Źródło: the verge, the washington post