Choć ich liczba jest policzalna, to istnieją filmy doskonałe, które w swoim czasie zachwyciły widzów idealnie skonstruowaną i opowiedzianą historią, niewymagającą dopisywania do nich kolejnych rozdziałów. Filmy potrafiące na dwie godziny odciąć nas od zwykłej rzeczywistości i zafascynować postaciami, których raczej nie spotkamy w normalnym życiu. Jednym z takich dzieł, przynajmniej jak dla mnie, jest Big Lebowski braci Coen, który swą premierę miał skromne 22 lata temu… Szalona, surrealistyczna i niepodrabialna opowieść o kilku dniach z życia najbardziej wyluzowanego Kolesia na Ziemi to jeden z najlepszych pozornie niepozornych filmów z ekhem… mojej młodości. A brawurowy występ Jeffa Bridgesa do dziś uznawany jest za jedną z najbardziej ikonicznych ról końca lat 90. Łatwo więc zrozumieć, że nawet Thor Odinson finalnie zainspirował się jego „stylówą” prawdziwego faceta, porzucając nierealistyczną ideę „supersamca” zaprojektowanego na siłowni… 😛

I z tej perspektywy pomysł, aby dekady później powrócić do tego uniwersum wydaje mi się ideą mocno chybioną. Na szczęście The Jesus Rolls nie będzie kontynuacją przygód Kolesia, lecz skupi się na losach Jesusa Quintany – ekscentrycznego, łagodnie rzecz ujmując, gangstera, który w trudnym do zapomnienia stylu umilał bohaterom Big Lebowski mecze w lokalnej kręgielni. 

 

 

Za tym projektem kryje się aktor znający się z braćmi Coen nie od dziś – John Turturro, który użyczył twarzy Jesusowi w oryginale. Czy stworzony przez niego scenariusz dorówna pierwowzorowi? O tym przekonamy się w pod koniec miesiąca. Dziś wypada jedynie przyznać, że zgromadzona przez niego obsada to istny „mokry sen” każdego reżysera: Susan Sarandon, Christopher Walken, Audrey Tautou, Bobby Cannavale i Jon Hamm to wielce obiecujący miks nazwisk.

The Jesus Rolls trafi na ekrany kin 28 lutego.