Szablak południowy, szablak przepasany, świtezianka błyszcząca, pioronóg zwykły i na końcu on – husarz władca! Jaki on dostojny, jaki kolorowy, a odwłok jaki ma! I te ślepia błękitno-turkusowe! Prawdziwy król polskich jezior, zalewów i stawów!

O czym mówię? O ważkach oczywiście – jednych z najbardziej fascynujących przedstawicieli świata insektów. O zabójcach doskonałych, mistrzach polowania oraz świetnych lotnikach wykorzystujących w manewrach dwie niezależne od siebie pary skrzydeł. No i ważki są jednymi z tych owadów, które z jakiegoś powodu kojarzą się raczej pozytywnie i nawet u dorosłego człowieka są w stanie wywołać małą fascynację zamiast obrzydzenia. Mają w sobie jakąś taką robaczą magię. 

To właśnie od ważki wziął swoją nazwę najlżejszy 13-calowy laptop konwertowalny na rynku – EliteBook Dragonfly od HP. Amerykanie z jakiegoś powodu postanowili nazwać swojego „Yoga-killera” właśnie w ten sposób. Być może chodzi o skojarzenie z lekkością? A może z charakterystycznym, niebieskim kolorem niektórych gatunków? A może jednym i drugim? Tego nie wiem, moje wrażenia są natomiast takie, że podobnie jak zaobserwowana nad wodą ważka, EliteBook Dragonfly potrafi przyciągać wzrok. A poza tym – ultrabook stworzony przez HP naprawdę wydaje się laptopem ciekawym. Tak jak ważki są ciekawymi owadami.

 

 

Ta „ważka” od HP to biznesowy ultrabook 2 w 1 klasy Premium co się zowie. Użytkownik jest w stanie znaleźć tutaj wszystko, czego od sprzętu z takiej kategorii należy oczekiwać i pierwsze wrażenie sprzęt robi naprawdę spektakularne. Producent deklaruje długi czas działania na baterii, wygodę pracy w każdych warunkach, bezpieczeństwo oraz całkiem sensowne konfiguracje z ekranem 4K i HDR włącznie i do tego cyfrowe piórko w zestawie. Obietnice poważne, ale nie niemożliwe do spełnienia.

Dragonfly bazuje jeszcze na procesorach poprzedniej generacji Intela, a więc jednostkach Whiskey Lake. Ale biorąc pod uwagę to, jak w niektórych testowanych przez nas laptopach obcięto tryb Turbo, do tego stopnia, że Whiskey Lake okazywały się wydajniejsze niż nowsze Comet Lake, to raczej nie wydaje się to jakąś skazą na bohaterze recenzji. Jak ultrabook od HP wypadnie na tle chociażby testowanej ostatnio X1 Yogi od Lenovo? Zobaczymy.

 

Specyfikacja techniczna

specyfikacja:HP EliteBook Dragonfly
wymiary i waga:304 x 198 x 16 mm
od 1 kg
przetestowany CPU:Intel Core i7 8665U
4 rdzenie, 8 wątków
1,9 - 4,8 GHz
TDP - 15 W
cache - 8 MB
dostępne CPU:Intel Core i7 8665U
Intel Core i7 8565U
Intel Core i5 8365U
Intel Core i5 8265U
Intel Core i3 8145U
przetestowane GPU:Intel UHD 620
dostępne GPU:Intel UHD 620
dysk:512 GB + 32 GB Intel Optane, SSD M.2 PCIe NVMe
Intel Optane H10
obsługiwane dyski:1x SSD M.2 SATA/PCIe
RAM:16 GB, LPDDR3 2133 MHz
------------------
pamięć wlutowana
opcja: 8 GB
przetestowana matryca:13,3 cala, Full HD, 1920 x 1080
IPS, błyszcząca, dotykowa, Gorilla Glass 5
AUO5E2D
dostępne matryce:4K, IPS, dotykowa, błyszcząca
Full HD, IPS, dotykowa, błyszcząca,HP Sure View
Full HD, IPS, dotykowa, błyszcząca
wybór portów:1x USB 3.0
2x Thunderbolt 3
1x HDMI
audio in/out
akumulator:38 Wh
opcja: 56 Wh
opcje łącznościWLAN - Intel Wi-Fi 6 AX200 160 MHz
Bluetooth 5.0
opcja: WWAN (4G/LTE)
wyposażenie dodatkowe:kamerka IR z zasłonką
"samonaprawiający się" BIOS HP Sure Start
aktywne piórko HP Active Pen Gen 3 w zestawie
system audio Bang & Olufsen (4 głośniki)
podświetlana klawiatura
TPM 2.0
czytnik linii papilarnych
MIL-STD-810G
opcje gwarancji:3 lata

Jakość wykonania i ergonomia obudowy

EliteBooki należą do wyższej biznesowej serii notebooków od HP, więc należy się po nich spodziewać, a nawet wypada wręcz oczekiwać odpowiednio atrakcyjnej (ale raczej poważnej) stylistyki, precyzyjnego wykonania oraz wykorzystania materiałów z wyższej półki. W tym przypadku padło na zabarwiony na kolor… no właśnie – niebieski, ale bardziej kobaltowy z domieszką błękitu pruskiego niż błękitny – magnez. Tak, są takie odcienie, sprawdzałem w Internecie. W każdym razie – ten nieco przygaszony, matowy niebieski kolor przypadł mi to gustu. Z magnezu wykonany jest cały korpus laptopa oraz pokrywa, wszystko precyzyjnie obrobione na maszynie CNC, więc o jakichkolwiek niedoskonałościach nie ma mowy. Magnez sprawił, że ultrabook o grubości 16 mm jest tez bardzo lekki i jego waga zaczyna się od 1 kilograma. Biorąc pod uwagę, że na ekranie znajduje się dość gruba tafla szkła, to waga tym bardziej pozytywnie zaskakuje i okazuje się, że całym tym chwaleniem się najlżejszym 13-calowym ultrabookiem 2 w 1 wcale HP nie przesadziło.

HP EliteBook Dragonfly
« z 3 »

Większość ważek żyje w dorosłej formie przez zaledwie kilka tygodni. Żywotność Dragonfly’a raczej będzie zdecydowanie dłuższa. Przynajmniej można mieć taką nadzieję opierając się na jakości wykonania. Laptop jest spasowany perfekcyjnie – wszystkie elementy do siebie ściśle przylegają, dzięki czemu konstrukcja jest wolna od mikroszparek odpowiadających za trzaski i chrupnięcia, kiedy na przykład ktoś podnosi laptopa jedną ręką, trzymając go za narożnik. Wytrzymałości także nie można „ważce” od HP odmówić. Pulpit wyraźnie przeciwstawia się naciskom ze strony palców i przez cały czas eksponuje swoją sztywność. Podobnie zresztą pokrywa notebooka, która została dodatkowo wzmocniona szybą Gorilla Glass 5. Trwałość tego elementu w przypadku urządzenia 2 w 1 jest niezmiernie ważna ze względu na to, że z laptopa korzysta się przecież także w trybie tabletu czy „namiotu”. W trakcie tego całego męczenia obudowy zwróciłem uwagę na jeszcze jedną rzecz, mianowicie obudowa nie brudzi się zbyt mocno i trzeba naprawdę się postarać, żeby dłonie lub palce zostawiły na niej tłuste ślady.

Na nieco więcej uwagi zasługują także zawiasy, w tym przypadku pozwalające obrócić ekran laptopa o 360° i w ten sposób zamienić go w tablet. Te z Dragonfly’a zrobiły na mnie naprawdę dobre wrażenie. Primo – działają z rozsądnym oporem, gdyż z jednej strony pewnie trzymały matrycę w nadanej przeze mnie pozycji, także wtedy, gdy korzystałem z ekranu dotykowego, a jednocześnie pozwalają na płynne przejście w tryb „namiotu” lub tabletu. Pod naporem palców ekran sprężynuje tylko troszeczkę i nie ma to większego wpływu na komfort korzystania z laptopa. Secundo – mechanizmy zawiasów zostały skryte pod metalowymi osłonami, więc uszkodzenia mechaniczne raczej im nie straszne. Otwarcie laptopa nie jest możliwe bez przytrzymania go drugą ręką. Powody tego są dwa, gdzie pierwszym jest duży opór zawiasów. Drugim są natomiast magnesy wbudowane w krawędź pulpitu, strzegące zamkniętą klapę przez samoistnym otwarciem się, np. w plecaku. Magnesy sprawiają też, że w trybie tabletu klapa „przykleja się” do obudowy plecków laptopa.

HP EliteBook Dragonfly
« z 6 »

Do obudowy mam właściwie tylko jedno zastrzeżenie – podobnie jak w recenzowanym ostatnio ThinkPadzie X1 Yoga piątej generacji, brak mi tutaj gumowych stópek, które chroniłyby przednie krawędzie korpusu oraz klapy przez zadrapaniami i szuraniem po blacie, kiedy z laptopem pracuje się w trybie namiotu. Ja wiem, że magnez i w ogóle, ale z czasem zaczniemy rysować albo biurko, albo krawędzie notebooka. A że są to najbardziej widoczne krawędzie, to estetyka „ważki” może dość mocno ucierpieć.

A propos cierpienia  – dorosłe ważki muszą uważać na swoje młode. Nie dlatego, że muszą je piastować ze specjalną uwagą, ale dlatego, że głodne larwy są w stanie dosłownie pożreć swojego rodzica, kiedy ten nieopatrznie przycupnie zbyt blisko swoich młodych. Żarłoczne młode atakują w sposób godny najznamienitszych asasynów, a dorosła ważka-rodzic bardzo często nawet nie jest świadoma ataku. O tym, że coś jest nie tak najczęściej dowiaduje się, kiedy jest pożerana. Czego to Matka Natura nie wymyśli…

EliteBook Dragonfly może pochwalić się także bardzo sensownym wyborem oraz rozłożeniem portów. Wszystkie gniazda znajdują się z tyłu bocznych krawędzi, dzięki czemu żadna podłączona do laptopa wtyczka nie powinna przeszkadzać w operowaniu myszą. Po prawej stronie laptopa umieszczono HDMI, gniazdo słuchawkowo-mikrofonowe oraz dwa Thunderbolty 3. Z lewej strony dodano USB 3.0 z funkcją Always On oraz gniazdo dla linki antykradzieżowej.

Ultrabook od HP może się również pochwalić dosyć łatwym dostępem do wnętrza laptopa. Po odkręceniu pięciu śrubek i zdjęciu spodniej klapy (ostrożnie, żeby nie połamać zaczepów!), uzyskuje się łatwy dostęp do gniazda M.2 wyposażonego w dysk, baterii oraz układu chłodzenia, który z pewnością od czasu do czasu trzeba będzie wyczyścić. I tutaj kolejna ciekawostka ze świata entomologii: ważki także są niezłymi czyścicielami – potrafią eliminować całe skupiska komarów, więc jeżeli odpoczywacie nad jeziorem, a w pobliżu Was latają te smukłe i zwinne owady, to raczej nie będziecie zmuszeni co kilka sekund odganiać się od kolejnego, bzyczącego krwiopijcy.

HP EliteBook Dragonfly
« z 4 »

Osprzęt i wyposażenie dodatkowe

Ekran

W przypadku urządzenia konwertowalnego ekran jest niezmiernie ważnym elementem i trzeba wymagać od niego nieco więcej, szczególnie pod kątem obsługi dotykowej i wytrzymałości. Pewnie, same parametry matrycy też są ważne, ale wyświetlacz takiej Yogi od Lenovo czy EliteBooka x360 od HP musi znieść zdecydowanie więcej, niż panel zainstalowany w klasycznym laptopie.

Amerykanie przygotowali dla Dragonfly’a trzy różne panele. Jeden to opcja dla, w teorii, najbardziej wymagających od jakości wyświetlanego obrazu. Stąd rozdzielczość 4K oraz podświetlenie 550 nitów. Opcja numer dwa prezentuje się skromniej, gdyż zainstalowany IPS wyświetla obraz w rozdzielczości Full HD oraz deklarowanym podświetleniu 400 nitów. Wariant trzeci natomiast to kolejna matryca IPS, jednak tym razem o jasności 1000 nitów i ze zintegrowanym filtrem prywatności HP SureView. I paradoksalnie to właśnie ta wersja, a nie ekran 4K, jak to jest zazwyczaj, jest najbardziej wypasioną opcją. Wszystkie alternatywy zabezpieczono w ten sam sposób – szybą Corning Gorilla Glass w wersji piątej.

W testowanym egzemplarzy zainstalowano „goły” panel IPS o rozdzielczości 1920 x 1080 pikseli. Goły, to znaczy bez SureView. W trakcie testów wypadł on naprawdę dobrze, chociaż do obiecanej wartości 400 nitów nieco zabrakło. Jasność ekranu wyniosła 363 nity. Zainstalowany panel cechował się także całkiem głębokim kontrastem oraz czernią, co przy takiej jasności sprawiło małą niespodziankę. Najważniejsza kwestia dla grafików i miłośników multimediów, czyli pokrycie kolorów, także wypadła zgodnie z oczekiwaniami. 100% pokrycia palety sRGB oraz 70% odwzorowania AdobeRGB to świetne rezultaty, tym bardziej, że nie mówimy przecież o laptopie gamingowym ani sprzęcie dla grafików.

Szyba Gorilla Glass sprawiła, że z jednej strony ekran jest świetnie zabezpieczony, ale z drugiej – ma błyszczącą powłokę. Mocno błyszczącą, co w niektórych warunkach oświetleniowych (np. słoneczny dzień) sprawia, że panel może pełnić rolę lustra. Niestety, światło odbija się od 13-calowego wyświetlacza dość wyraźnie i nawet jego maksymalna jasność niewiele tutaj poprawia. Tafla hartowanego szkła jest też oczywiście bardzo śliska, dzięki czemu z laptopem dobrze pracuje się także w trybie tabletu, za pomocą palców lub piórka. Wydaje mi się także, że szyba jest pokryta najprawdopodobniej warstwą oleofobową, gdyż nie brudzi się na samą myśl o kontakcie z palcem. Trzeba z nią trochę poobcować, żeby ją zapaskudzić paluchami. Albo mieć tłuste i brudne ręce, ale przecież z takimi nie siada się do pracy, prawda?

Parametry matrycy:

  • luminancja: 363 cd/m2
  • kontrast: 1589:1
  • czerń: 0,23 cd/m2
  • paleta sRGB: 99%
  • paleta DCI-P3: 70%
  • paleta AdobeRGB: 68%

 

Klawiatura i touchpad

Klawiatura EliteBooka Dragonfly ma całkiem ciekawą charakterystykę. Z jednej strony jest nieco twarda, wydaje się twardsza niż klawiatury z ThinkPadów. Ale jednocześnie ma całkiem przyjemny i głęboki skok, jak na tak smukły sprzęt, a odpowiedź jest bardzo wyraźna i sprężysta. To w połączeniu z odpowiednio dużymi płytkami oraz przyjemnym w dotyku tworzywem, z którego zostały wykonane, czyni z niej przyjemne narzędzie do pracy, w tym do pisania nawet długich tekstów. Klawiatura jest oczywiście podświetlana – białe LED-y posiadają dwa stopnie regulacji jasności.

Touchpad przypadł mi do gustu jeszcze bardziej niż klawiatura. Jest całkiem spory i przez to wygodny w obsłudze, a szklana płytka zabarwiona na kolor zbliżony do tego z obudowy prezentuje się bardzo estetycznie, w dodatku nie ma tendencji do brudzenia się od byle dotyku. Najbardziej jednak spodobał mi się… klik zintegrowanych z płytką klawiszy touchpada. Nie dość, że jest bardzo wyraźny, odpowiednio twardy i sprężysty, to pozbawiony jest tego charakterystycznego odgłosu kliku, brzmiącego czasami bardzo „plastikowo”, nawet w laptopach ze szklanymi touchpadami. Dragonfly ma ten odgłos dużo bardziej stłumiony i nie ukrywam, że życzyłbym sobie, żeby było tak w każdym laptopie.

HP EliteBook Dragonfly
« z 7 »

Piórko

W pudełku z laptopem znajduje się aktywne piórko HP Active Pen G3. Niestety, EliteBook Dragonfly nie może pochwalić się rozwiązaniem podobnym do tego z laptopów Yoga od Lenovo – piórko nie jest chowane w obudowie, więc prawdopodobieństwo, że je gdzieś zgubimy jest dużo wyższe. Ciężko jednak mieć o to pretensje, gdyż obudowa laptopa jest dość smukła, a piórko grube i wycięcie dla niego gniazda byłoby po prostu niemożliwe. Dla niektórych, w tym mnie, wadą okaże się ładowanie go przez kabelek USB-C – USB-A. Chociaż dla osób, którym nie chce się na przykład szukać w sklepach jakichś niestandardowych baterii będzie to akurat zaletą. Przewód ładowania jest dość gruby, przez co korzystanie z piórka w czasie uzupełniania energii jest w teorii możliwe, ale diabelnie niewygodne i praktycznie wyklucza jakąkolwiek pracę z tym gadżetem. Active Pen łączy się z laptopem za pomocą Bluetooth.

Piórko HP Active Pen Gen 3
« z 3 »

Na szczęście piórko od HP ma też kilka zalet. Dla mnie osobiście największą okazał się jego rozmiar. Tak, w tym przypadku rozmiar też ma znaczenie. Tak jak w przypadku ważek – normalnie te owady żywią się mniejszymi od nich insektami, jak chociażby muchówki i znienawidzone przez nas komary. Ale zdarza się też, że większe ważki zjadają te mniejsze. Więc lepiej być husarzem władcą niż szablakiem przepasanym. Wracając do piórka i jego rozmiaru – Active Pen 3 jest grubszy i bardziej przypomina w chwycie prawdziwe pióro czy długopis, niż cieniutki rysik od Lenovo. Dzięki temu pracowało mi się nim wygodniej, niż chociażby piórkiem z ThinkPada X1 Yoga, bo najzwyczajniej na świecie lepiej mi się je trzymało w dłoni.

Piórko od HP posiada trzy przyciski – jeden górny oraz dwa boczne. Można im przypisywać różne funkcje, w zależności od tego, co jest w danej chwili wygodniejsze dla użytkownika: otwarcie programu (np. MS Whiteboard, Wycinanie, Sticky Notes, OneNote), włączenie/zatrzymanie odtwarzania czy przełączanie ścieżek. Bocznym przyciskom można przypisać dodatkowo komendy związane z edycją plików (kopiuj, wklej, wytnij, skasuj, cofnij itp.), otwieraniem aplikacji oraz symulowanie działania przycisków myszy.

 

Reasumując: podoba mi się, że urządzenia ma aż tak duże możliwości konfiguracji i przystosowania do osobistych preferencji oraz że wygodnie się je trzyma. Nie podoba mi się natomiast jego sposób jego ładowania oraz braku jakiegoś dedykowanego mu miejsca w obudowie laptopa. Gdyby chociaż gdzieś był jakiś magnes trzymający akcesorium z boku laptopa, jak ma to miejsce w urządzeniach z rodziny Surface, byłoby wygodniej i bezpieczniej dla samego piórka. Co prawda piórko „łapie się” magnesu wbudowanego w pulpit, ale zdecydowanie nie o to chodzi…

 

Głośniki

Niemal półtora roku temu zachwycałem się głośnikami z EliteBooka x360 1030 G3 pisząc jednocześnie, że pod kątem jakości oferowane dźwięku można go postawić tuż obok dobrze grających laptopów multimedialnych i gamingowych. „Ważka” wcale nie odstaje jakością od tego, co oferował jej bardziej biznesowy brat. Tutaj także zainstalowano cztery głośniki (po jednym na bocznych krawędziach oraz pod przednią krawędzią), a pod ich jakością podpisała się firma Bang & Olufsen – marka, która partneruje HP już od lat. Audio bohatera testu jest zaskakująco głośne, a jednocześnie potrafi oferować czysty dźwięk na całej skali głośności. Cztery przetworniki sprawiają, że odtwarzane treści mają jakąś głębie, pasma są całkiem nieźle zróżnicowane, jak na głośniki z laptopa rzecz jasna, i nawet linie basu potrafią się tu nieźle zaznaczyć. Nad wszystkim czuwa aplikacja Bang & Olufsen Audio Control. Nie jest to może najbardziej rozbudowane narzędzie, ale umożliwia wybranie profilu (Muzyka, Głos, Film), a także skorzystanie z korektora, również posiadającego gotowe ustawienia.

 

Funkcje bezpieczeństwa

EliteBook Dragonfly nie jest może tak do szpiku biznesowy pod kątem wyposażenia, jak EliteBook x360 1030, ale to wciąż EliteBook, więc pewne standardy bezpieczeństwa powinien spełniać. Ultrabook został wyposażony w najczęściej spotykane obecnie zabezpieczenia, które już jakiś czas temu opuściły ciasny, biznesowy grajdołek i można je spotkać także w sprzęcie konsumenckich, ale raczej tym z nieco wyższej półki. Mówię oczywiście o czytniku linii papilarnych oraz kamerce IR z funkcją rozpoznawania twarzy. Taki zestaw do właściwie 100-procentowe zabezpieczenie komputera przed niepowołanym dostępem do plików i folderów. Tym bardziej, że oba te elementy sprawdzają się w praktyce bardzo dobrze. Kamerka dodatkowo została wyposażona w mechaniczną zasłonkę, więc podglądactwa również nie trzeba się obawiać.

Szerzej funkcje bezpieczeństwa w notebookach omawiamy tutaj.

HP EliteBook Dragonfly - porty na lewym boku: USB 3.0
« z 6 »

Łączność

HP nie wyposażyło Dragonfly’a w gniazdo LAN, więc do dyspozycji pozostaje sieć Wi-Fi. I to najnowszy jej standard – o ile oczywiście na wyposażeniu domu lub firmy znajduje się router obsługujący standard Wi-Fi 6 (ax). Co prawda model testowy nie był wyposażony w modem WWAN, ale HP umożliwia zakup takiej konfiguracji. Dodatek nie jest jednak przygotowany do obsługi 5G.

 

Testy wydajności

Szczegóły na temat naszej autorskiej procedury testowej znajdziecie tutaj.

Laptop przyjechał do naszej redakcji w jednej z najmocniejszych konfiguracji. Core i7 8665U na pokładzie, do tego 16 GB RAM-u oraz dysk SSD o pojemności 512 GB doposażony w układ Intel Optane – taki zestaw daje zdecydowanie większe możliwości niż przeglądanie Internetu i oglądanie seriali.

Intel Core i7 8665U to jednostka poprzedniej generacji, Whiskey Lake, ale oparta na tej samej architekturze co najnowsze Comet Lake’i – 14 nm. Jednostki Comet Lake są niczym innym, jak kolejnym usprawnieniem obecnej od lat architektury Skylake. Chociaż z tym usprawnieniem to też bywa różnie. Ostatnie nasze testy dość wyraźnie pokazywały, że chociaż teoretycznie najnowsze jednostki mają sporo mocy, to koniec końców wypadają bardzo porównywalnie, a nawet gorzej od jednostek mających swoją premierę rok wcześniej.

Czterordzeniowy i ośmiowątkowy Core i7 8665U to najlepsza jednostka, z jaką można nabyć Dragonfly’a. Posiada taktowanie w przedziale 1,9 – 4,8 GHz, 8 MB pamięci cache oraz TDP na poziomie 15 W. W trakcie testów jednostka pracowała zdecydowanie bliżej bazowej wartości taktowania (1,9 – 2 GHz), mogąc pochwalić się przy tym dość bezpieczną temperaturą. Przez całą godzinę ciepłota układu nie wyniosła więcej niż 73°C, więc zapas temperaturowy był całkiem spory. Widać, że HP postawiło tutaj na kulturę pracy i czas działania na baterii, a nie maksymalną wydajność procesora.

Intel Core i7 8665Utemperatura:taktowanie:
czas pracy – 15 min.72° C1996 MHz
czas pracy – 30 min.73° C1996 MHz
czas pracy – 60 min73° C1886 MHz

Jak można się domyślać, miało to swoje odzwierciedlenie w rezultatach benchmarków. W teście Cinebench R15 jednostka wygenerowała nieco mniej punktów niż wynosi średnia dla tego układu (wg testów notebookcheck.com – 638 punktów) i średnia z sześciu przebiegów wyniosła u mnie 580 punktów. Czyli więcej niż chociażby testowanym ostatnio ThinkPadzie Carbon 8 generacji, wyposażonym w jednostki z najnowszej generacji. Jak się jednak okazuje, Cinebench to nie wszystko, gdyż w innym teście – konwersji filmu z 4K/60 kl. do Full HD/30 kl., Carbon wypadł lepiej o 5 minut, co jest sporą różnicą… i niemałym zaskoczeniem dla mnie. Tym bardziej, że przecież oba testy korzystają przede wszystkim z wielordzeniowości. Tak jak ważka korzysta z dwóch oczu, a każde jej oko składa się z ok. 30 tys. niewielkich oczek zwanych omatidiami. Ot, ciekawostka.

Laptop został wyposażony w 16 GB pamięci LPDRR3. Kości RAM-u są w tym laptopie wlutowane w płytę główną i rozszerzenie ich zasobów jest niemożliwe. W związku z tym lepiej porządnie się zastanowić, czy do pracy wystarczy opcjonalne 8 GB, czy jednak sięgnąć po dwukrotnie pojemniejszą pamięć operacyjną.

 

Chart by Visualizer

 

Chart by Visualizer

 

Chart by Visualizer

 

Chart by Visualizer

 

Chart by Visualizer

 

Chart by Visualizer

Szerzej kwestię podziału mobilnych procesorów Intel omawiamy tutaj.

 

Jedyną dostępną kartą graficzną dla EliteBooka Dragonfly jest układ zintegrowany z CPU, w tym przypadku – Intel UHD 620. Z tego powodu o jakąś zaawansowaną obróbką graficzną na tym laptopie będzie ciężko. Szczególnie, jeżeli mówimy o grafice trójwymiarowej.

 

Chart by Visualizer

Szerzej układy graficzne w notebookach omawiamy tutaj.

 

Mała ciekawostka czeka w gnieździe M.2. Otóż mamy tu do czynienia z dyskiem SSD, ale jest to układ Intel Optane H10. W przypadku tego konkretnego nośnika użytkownik może liczyć na 512 GB pamięci oraz 32 GB „doładowania” oferowanego przez technologię Intel Optane. Wszystko na jednym laminacie. Przypomnę, że Optane w tym momencie będzie grał rolę bufora mającego za zadanie przyspieszyć wczytywanie i otwieranie najczęściej wykorzystywanych plików i aplikacji – dotyczy to także systemu. Tak naprawdę Intel Optane H10 to nośnik łączący w sobie technologię dysku QLC z pamięcią 3D XPoint, dzięki czemu dane są upakowane bardzo gęsto (w pamięci QLC w jednej komórce pamięci mogą zostać zapisane 4 bity informacji), a przy tym czas dostępu do nich jest bardzo szybki. Dysk działa w oparciu o interfejs PCIe 3.0 x4.

W teorii wszystko brzmi bardzo obiecująco, ale jak to wygląda w praktyce? No… tak średnio bym powiedział. H10 okazał się wolniejszy nawet od dysków PCIe 3.0 x2, o tak wydajnych dyskach jak Toshiba XG6 z testowanego ostatnio ThinkPada X1 Yoga 5th gen nawet nie wspominając. Nie oszukujmy się, okolice 1100 MB/s w przypadku odczytu sekwencyjnego i niecałe 350 MB/s zapisu nie robią dzisiaj na nikim wrażenia, szczególnie w laptopach będącymi produktami z najwyższej półki. Obiektywnie, H10 wypada lepiej pod kątem IOPS (liczba operacji wejścia/wyjścia na sekundę) od zwykłych dysków SSD, ale ten parametr raczej nie ma dla zwykłego użytkownika takiego znaczenia, jak transfer liczony w MB/s.

Czyli co, opłaca się wybrać konfigurację z Intel Optane H10, czy raczej wybrać alternatywę? Sprawa wygląda tak, że wersje laptopa z H10 są cenowym pomostem pomiędzy SSD SATA a SSD PCIe NVMe. Jeżeli więc, przepustowość interfejsu SATA jest dla nas za mała, ale z drugiej strony nie chcemy dokładać grubych kilkuset złotych do dysku PCIe x4 NVMe, to z H10 powinniście spotkać się gdzieś pośrodku stosunku cena/możliwości.

Współczesne rozwiązania dyskowe w notebookach omawiamy tutaj.

 

Testy baterii

Pojemność 36 Wh raczej nie nastraja zbyt optymistycznie, jeżeli ktoś szuka laptopa zdolnego wytrzymać większość dnia bez ładowania. A w tym przypadku zdarzyła się mała niespodzianka – Dragonfly jest w stanie pracować nawet do ok. 7 godzin bez potrzeby podpinania go pod zasilacz. Zaskoczyło mnie to tym bardziej, że przecież mamy do czynienia z najmocniejszym dostępnym dla tego laptopa CPU. Co prawda, na tle 13 godzin w przypadku TravelMate’a P614 i 14,5 godziny w przypadku X1 Yogi 5th gen, wypada to mizernie, ale trzeba pamiętać, że tam baterie większe (odpowiednio: 45 Wh i 51 Wh). Jeżeli ktoś potrzebowałby właśnie takiego długiego czasu pracy na baterii, a koniecznie stawia na „ważkę”, to może sięgnąć po konfigurację ze sporo pojemniejszym akumulatorem – 57 Wh.

 

Chart by Visualizer

Testy kultury pracy

Pod kątem kultury pracy laptop nie ma się czego wstydzić. Czy mogło być lepiej? Pewnie tak, ale biorąc pod uwagę całą konfigurację oraz doświadczenie wiem, że mogło być też sporo gorzej.

Dragonfly został wyposażony w jeden wiatrak układu chłodzenia i to nie jest w żaden sposób zaskoczenie. Jak się okazało, radzi on sobie bardzo sprawnie z wydmuchiwaniem rozgrzanego przez CPU powietrza na zewnątrz obudowy, pracując przy tym dość cicho. Nawet przy wysokim obciążeniu procesora delikatny szum nie przekraczał progu 41 dB. Biorąc pod uwagę, że zgiełk biura generuje ok. 50 dB, to „ważka” okazuje się bardzo cichym towarzyszem pracy.

 

Chart by Visualizer

Obudowa także nie niepokoi swoją temperaturą, nawet przy intensywnej pracy. Najcieplejszy sektor obudowy to środek tylnej krawędzi spodu, więc planując czynności mocno angażujące procesor, lepiej nie kłaść laptopa na kocu, kołdrze czy kanapie. Tym bardziej, że blisko tylnej krawędzi znajdują się otwory wentylacyjne.

Zadania biurowe - pulpit
Zadania biurowe - spód
Pełne obciążenie - pulpit
Pełne obciążenie - spód

 

Podsumowanie

Muszę przyznać, że HP EliteBook Dragonfly był jednym z ciekawszych laptopów 2 w 1, jakie miałem przyjemność testować. Nie dlatego, że wywoływał jakieś wielkie zachwyty albo posiadał jakieś cechy, których nie ma żaden inny sprzęt na rynku i byłyby one jakąś potężną wartością dodaną. „Ważka” po prostu okazała się bardzo estetycznym, świetnie wykonanym laptopem konwertowalnym, któremu nic nie brakuje i ma wszystko na swoim miejscu. Magnezowa obudowa, przyjemny dla oka odcień niebieskiego oraz waga zaczynająca się od 1 kg tworzą świetną bazę dla prestiżowego ultrabooka.

HP EliteBook Dragonfly

Ta baza jednak musi być czymś zapełniona. Lubię, kiedy producenci umożliwiają zakup danego laptopa w wielu różnych wariantach i tutaj HP naprawdę się postarało, gdyż dostępnych konfiguracji Dragonflay’a jest mnóstwo i podejrzewam, że raczej nie będzie osoby, która narzekałaby na małą ich liczbę. Chyba że ktoś liczył w ultramobilnym, 13-calowym laptopie 2 w 1 na dwa dyski albo niezależną grafikę.

Wyposażeniu EliteBooka Dragonfly nie można wiele zarzucić. Matryca prezentuje bardzo wysoki poziom, podobnie jak głośniki. To tego dochodzą bardzo wygodne klawiatura i touchpad oraz piórko. HP Active Pen 3 jest wygodnym gadżetem i pracowało mi się z nim nawet lepiej niż z akcesorium od Lenovo, ale ładowanie go po kablu nie wydało mi się najlepszym pomysłem. Podoba mi się także wyposażenie laptopa w porty: dwa Thunderbolty 3 są świetnym pomysłem w tego typu urządzeniach, bo pozwalają na naprawdę wiele (ładowanie, podłączenie stacji dokującej, podłączenie dodatkowego ekranu, a nawet stacji eGPU), a mimo to nie zapomniano o chociażby HDMI czy klasycznym USB 3.0.

Czy HP EliteBook Dragonfly jest warty polecenia? Jak najbardziej jest i jest to jedna z tych maszyn, o której chętnie powiem: kupiłbym. I w związku z tym – cyk! Techsetter poleca!

Podsumowanie:HP EliteBook Dragonfly
segment:konwertowalny ultrabook biznesowy klasy Premium
optymalne zastosowanie:- zadania administracyjno-biurowe
- prezentacje
- praca w podróży i w terenie
- prosta obróbka multimediów i grafiki
- relaks z multimediami
mobilność:- ekstremalna
kultura pracy:- bardzo dobra
modem WWAN w opcji:- tak
opcje dokowania:- Thunderbolt 3
ważne cechy:- piękna i wytrzymała obudowa z magnezu
- wysokiej klasy wykonanie
- lekki i poręczny
- niezła wydajność ogólna
- bardzo dobry system audio
- mnóstwo dostępnych konfiguracji
- aktywne piórko w zestawie
- rozbudowane opcje zabezpieczeń