Nie ma co ukrywać – tablety lata swojej świetności mają już dawno za sobą. I nie jest to moje czcze gadanie. W tej kwestii statystyki mówią jasno – szczyt popularności tabletów przypadł na lata 2013 – 2014 po jej wystrzeleniu w roku 2011. Druga połowa drugiej dekady XXI wieku była świadkiem stopniowego spadku zainteresowania tymi urządzeniami. I tak z 230 milionów sztuk sprzedanych w 2014 roku, w 2019 zrobiło się 144,5 milionów. To najgorszy wynik od roku 2012. Dlaczego tak się stało? Tablety znalazły się między młotem a kowadłem. Rolę pierwszego narzędzia trzeba przypisać coraz wydajniejszym i lepiej wyposażonym, a jednocześnie wciąż dużo bardziej poręcznym niż tablety, smartfonom. Po drugiej stronie znalazły się coraz lżejsze i mniejsze laptopy, które w dodatku zaczęły oferować coraz dłuższy czas pracy na baterii przy cały czas rosnącej wydajności. Tablety miały coraz mniej do powiedzenia na rynku i było im coraz ciężej zaskarbić sobie uwagę konsumentów. Brakowało im do tego argumentów.

Aż tu nagle przyszedł rok 2020, a wraz z nim COVID-19. Myk! Kto żyw na pracę zdalną lub hybrydową, ratuj się kto może! I paradoksalnie te mroczne czasy przyniosły nową nadzieję dla tabletów. W roku 2020 ich sprzedaż wyglądała najlepiej od trzech lat. Według danych analityków z IDC Apple zaliczyło 19,5-procentowy skok sprzedaży w ostatnim kwartale 2020 roku w stosunku do analogicznego okresu z poprzedniego roku. W tym samym okresie Samsung wystrzelił o prawie 45%, ale absolutnym rekordzistą okazało się Lenovo, a wzrost rok do roku wyniósł niecałe 121%.

Źródło: IDC

Liczbowo co prawda nie wydaje się to już tak spektakularne, gdyż Lenovo sprzedało 5,6 miliona tabletów w czasie gdy Apple aż 19 milionów, ale Chińczycy i tak mogą mówić o sporym sukcesie. Tablety kupowały szkoły i uczelnie praktycznie z każdego szczebla oraz zakłady pracy z ogromnej liczby branż. Tam gdzie przydatny był w miarę tani sprzęt mobilny, który na dodatek łatwo było dostać w liczbie nawet kilkudziesięciu sztuk i więcej na raz, tam pojawiały się zamówienia na tablety.

Sprzedażowy sukces Lenovo rozpatrywać można w wielu aspektach, ale nie można pominąć faktu, że portfolio tabletów od Chińczyków jest naprawdę duże. Jednak ja zajmę się w tej recenzji jednym konkretnym modelem – Lenovo Tab P11 Pro w zestawie z etui i klawiaturą. Urządzenie pracuje w oparciu o system Android 10 i może pochwalić się 11,5-calowym ekranem OLED. A tak! Jak się okazuje, większe ekrany z organicznymi LED-ami (11,5-calowy za taki może uchodzić, jeżeli mówimy o OLED-ach) nie muszą wcale trafiać do najdroższych urządzeń na rynku. Wewnątrz tabletu znajduje się także Snapdragon 730G z grafika Adreno 618, a więc jednostka średniopółkowa, 6 GB RAM-u oraz 128 GB miejsca na dane. Czy Tab P11 Pro jest w stanie zaoferować coś więcej niż porządny (ale nie flagowy!) smartfon?

Na koniec jeszcze mała uwaga – na rynku znaleźć można także tablet Tab P11. Bez „Pro”. Jak się okazuje, ten króciutki dopisek robi wielką różnicę. Wersja bez „Pro” jest mniejsza, nie posiada ekranu OLED, wyposażona została w mniej wydajne podzespoły. A to tylko niektóre różnice. Podsumowując – to dwa zupełnie różne sprzęty.

 

Specyfikacja techniczna

specyfikacja:Lenovo Tab P11 Pro
wymiary i waga:264 x 6 x 171 mm
sam tablet: 485 g
tablet + akcesoria: 930 g
przetestowany CPU:Qualcomm Snapdragon 730G
8 rdzeni Kryo 470, 8 nm
2,2 GHz
dostępne CPU:Qualcomm Snapdragon 730G
przetestowane GPU:Adreno 618
dostępne GPU:Adreno 618
dysk:128 GB, UFS 2.1
możliwość dołożenia karty microSD, max. 1 TB
RAM:6 GB LPDDR4x, 4266 MHz
przetestowana matryca:11,5 cala, WQXGA (2560 x 1600), 16:10
OLED, dotykowy, błyszczący
dostępne matryce:OLED, WQXGA
wybór portów:1x USB 3.2 gen 1 (OTG, Power Delivery, obraz)
1x złącze Pogo dla klawiatury
akumulator:33,1 Wh (8600 mAh)
Quick Charge 3.0 (do 80% baterii w 2 godziny ładowania)
opcje łącznościWLAN - 11a/b/g/n/ac
Bluetooth 5.0
WWAN: 4G/LTE, obsługa kart NanoSIM
wyposażenie dodatkowe:klawiatura + metalowe etui z podpórką w zestawie
czytnik linii papilarnych w przycisku zasilania
GPS
czytnik kart microSD
piórko Lenovo Precision Pen 2
4 głośniki JBL + Dolby Atmos
podwójny mikrofon
dwie kamery na przodzie: 8 MP + 8 MP z czujnikiem IR
dwie kamery z tyłu: 13 MP szeroki kąt, 5 MP ultraszeroki kąt (120 stopni)
opcje gwarancji:1 rok lub 3 lata

Jakość wykonania i ergonomia obudowy

To jak Tab P11 Pro się prezentuje i jak został wykonany to jedne z jego największych atutów. Obudowa z 11,5-calowym ekranem została w całości wykonana z aluminium, waży niecałe 500 gramów, a jej grubość nie przekracza 6 mm. Obudowa typu unibody została wycięta na obrabiarce CNC, więc precyzja wykonania stoi tu na bardzo wysokim poziomie. Wszystkie narożniki i nawet najmniejsze elementy są równiutko docięte i w żadnym miejscu nie spotkałem się z jakąkolwiek, nawet najmniejszą skazą. Muszę uczciwie przyznać, że wart 3000 zł (w tej wersji wyposażenia – praktycznie topowej) tablet prezentuje się niczym sprzęt z jeszcze wyższej półki. Miła niespodzianka. Jedyne co mi się nie podoba to wystające ponad linię obudowy obiektywy tylnych kamer, gdyż położny na plecach tablet opiera się właśnie na tym elemencie.

Sam P11 Pro to nie wszystko, gdyż w zestawie znajduje się etui oraz klawiatura, która po zamknięciu pełni także rolę osłony ekranu. I te elementy również wypadają bardzo dobrze. Etui przyczepia się do plecków tabletu za pomocą magnesów, więc można je w każdym momencie zdjąć lub założyć. Etui jest dość sztywne, a wykończono je… szarą tkaniną o dość grubym splocie w szarym kolorze. Dość ciekawy zabieg stylistyczny, nie powiem. No i eliminuje problem wystających kamerek, więc warto go używać. Już teraz mogę zdradzić, że klawiatura także posiada takie samo wykończenie. Całość prezentuje się bardzo ciepło w opozycji do chłodnej i surowej stylistyki samego tabletu.

Po założeniu obu elementów chroniących i ozdabiających Tab P11 Pro da się poczuć, że tablet stał się grubszy i masywniejszy. W obu przypadkach wartości wzrosły dwukrotnie, a więc opatulony tablet ma teraz ok. 12 mm grubości i waży 930 gramów, jeżeli mam wierzyć mojej kuchennej wadze. Zainstalowane dodatki sprawiają również, że tablet dużo pewniej leży w dłoniach. Szorstki materiał pod tym kątem wypada dużo lepiej niż gładka, metalowa powierzchnia. Ciekawi mnie tylko odporność tkaniny na zabrudzenia. Nie jest to Alcantara z Surface’ów od Microsoftu, którą najczęściej wystarczy przetrzeć wilgotną szmatką. Tutaj wywabienie plam może być trudniejsze. Aż prosi się w tym momencie na reklamę jakiegoś proszku/płynu/granulek czy innego produktu, które usuwają każdą plamę w mig bez potrzeby prania.

Obydwa dołączone do zestawu akcesoria nie tylko pełnią rolę wizualno-ochronną, gdyż pozwalają również na korzystanie z Tab P11 Pro niczym z ultrabooka. Etui tylne posiada rozkładaną podpórkę i chociaż nie działa ona tak idealnie, jak te z Surface’ów, to swoje zadanie spełnia – trzyma ekran w stabilnej pozycji, a maksymalny kąt rozwarcia jest na tyle szeroki, że pozwala na ułożenie tabletu niemal na płasko.

Pod kątem wytrzymałości Tab P11 Pro prezentuje się naprawdę dobrze. Sam tablet złożony został perfekcyjnie, a nacisk na plecki nie wyrządza urządzeniu żadnej krzywdy. Nacisk na ekran także nie wywołuje żadnych zakłóceń, więc i temu elementowi chyba można zaufać.

Tablet wyposażono w długi i wąski przycisk zasilania umieszczony na górze lewej krawędzi. Pełni on także funkcję czytnika linii papilarnych. P11 Pro posiada jeszcze dwa przyciski sterujące głośnością odtwarzanych treści i umieszczono je tuż za rogiem – po lewej stronie, na górnej krawędzi. Są dobrze wyczuwalne przez palce i mają nieco twardy klik, ale to akurat dobrze – ciężko o przypadkowe wciśnięcie któregoś z nich. Górne pstryczki służą także jako spust migawki przy włączonej aplikacji Aparat. Cały ten akapit brzmi strasznie „sucho”, gdyż wszystko jest tutaj poprawne – ani nie ma za co ganić, ani szczególnie chwalić. Jest po prostu w porządku, bez zbędnego przekombinowania.

P11 Pro jest dość ubogi w porty, bo właściwie do wykorzystania jest USB 3.2 gen 1 typu C, które służy do ładowania urządzenia, przesyłana plików oraz jako wyjście obrazu. USB obsługuje funkcję OTG (On-The-Go), więc podłączenie do tabletu dodatkowych akcesoriów nie jest żadnym problemem. Słuchawki czy myszka działają natychmiast. „Chwila! Jak to słuchawki do USB? Nie ma jacka?” Niestety nie. Sprzęt grający można połączyć z tabletem albo za pomocą Bluetooth, albo poprzez przejściówkę USB-C – jack 3,5 mm. Dolna krawędź została jeszcze wyposażona w gniazdo, które Lenovo nazwało Pogo, ale do niego podłączyć można wyłącznie dołączoną do zestawu klawiaturę.

 

Osprzęt i wyposażenie dodatkowe

Ekran

Dzisiaj już wyświetlacze wykonane w technologii OLED i jej ulepszonych wersjach (AMOLED, Super AMOLED) w smartfonach, szczególnie tych z co najmniej średniej półki, raczej nikogo nie dziwią. W tabletach jednak spotyka się je rzadziej, a jeżeli już, to w sprzęcie bliskim miana „flagowca”. A tu wjeżdża sobie jak gdyby nigdy nic taki Tab P11 Pro, specjalnie nie zwracając na siebie uwagi i mówi do np. takiego Samsunga Galaxy Tab S7 Plus: „Patrz, ja też mam!”.

Tab P11 Pro pod tym kątem ma prawo zaskakiwać, gdyż testuję topową konfigurację, wartą 3000 zł – dla porównania przywołany wcześniej Samsung wart jest na ten moment ok. 4200 zł. I w tej cenie otrzymaliśmy niezłej klasy OLED-a o rozdzielczości WQXGA (2560 x 1600), czyli proporcji 16:10, oraz zagęszczeniu 263 PPI. I już samo to powinno zwiastować bardzo ostry obraz, a do tego zestawu cech dodać należy jeszcze naturalną, prawdziwą czerń, charakterystyczną dla paneli OLED, nieskończony kontrast oraz świetne odwzorowanie kolorów.

Co tu dużo mówić – jakość obrazu jest godna sprzętu z jeszcze wyższej półki. Kolory są bardzo przyjemnie soczyste, ale nie tracą naturalności za sprawą jakiegoś przejaskrawienia. Głęboki kontrast jeszcze bardziej to wszystko podkreśla. Niestety, nasz kolorymetr w spotkaniu z 32-bitowym Androidem jest bezużyteczny, więc nie mogłem sprawdzić pokrycia poszczególnych palet barw, ale Lenovo deklaruje 108% pokrycia gamutu NTSC. Biorąc pod uwagę, że w pełni oddana paleta sRGB pokrywa NTSC w 72%, to mamy tu do czynienia z bogactwem barw. I to widać.

Maksymalna jasność 350 nitów (o 50 nitów więcej niż w ThinkPadzie X1 Fold!) jest wystarczająca, żeby pojawiające się na błyszczącej szybie odblaski nie przeszkadzały w pracy lub w czasie relaksu z tabletem w dłoniach, ale pod warunkiem, że słońce schowa się za chmurami lub usiądziemy w cieniu. Do pracy na pełnym słońcu przydałby się jeszcze jaśniejszy ekran. Powierzchnia wyświetlacza zabezpieczona została powłoką antysmugową i muszę przyznać, że radzi sobie ona całkiem nieźle. Czyste palce nie zostawiają śladu przy każdym dotknięciu i da się pracować z tabletem nie musząc co chwilę sięgać po ściereczkę z mikrofibry. A jeżeli już ekran się upstrzy odciskami palców i dłoni to sama miękka szmatka wystarczy. Nie trzeba sięgać po żaden „psikator” do pozbywania się smug.

Pod kątem obsługi dotykowej tabletowi także nie mogę nic zarzucić, gdyż wszystko działa tak jak powinno. Dotykowy wyświetlacz cechuje się bardzo wysoką responsywnością, czego zresztą należy wymagać od panelu OLED. Na precyzję także nie mogłem narzekać, przez co obsługa palcami była wygodna – nawet trafianie paluchem w niewielkie elementy interfejsu nie było problemem i ekran reagował tak, jak chciałem.

 

Parametry matrycy:

  • luminancja deklarowana: 350 cd/m2
  • kontrast: nieskończony
  • czerń: 0,00 cd/m2
  • paleta NTSC deklarowana: 108%

 

Klawiatura i touchpad

Zakup Tab P11 Pro w zestawie z klawiaturą jak najbardziej ma sens. Mimo że, to już mogę powiedzieć w tym momencie, nie jest to tak wygodny dodatek, jak w tabletach z rodziny Microsoft Surface. Ale do codziennych zadań wystarcza, to najważniejsze.

Podłączenie klawiatury wywołuje tzw. tryb roboczy. To specjalnie przygotowany tryb ułatwiający obsługę systemu Android za pomocą myszki (w tym przypadku touchpada, ale myszkę także można podłączyć do tabletu) i klawiatury. Ekranowe przyciski obsługujące interfejs „Andka” wędrują wtedy w miejsce, gdzie w urządzeniach z Windowsem znajduje się menu Start, a otwarte aplikacje widoczne są na „pasku zadań”. Zresztą nie tylko to przypomina obsługę systemu od Microsoftu. W trybie roboczym można także swobodnie powiększać i pomniejszać okna oraz je układać na pulpicie.

Klawiaturę wykonano z tworzywa, które stara się naśladować aluminium. Jednak już pierwsze wzięcie jej w dłonie pokazuje, że z metalem ma niewiele wspólnego. Tworzywo, niestety, nie usztywniło jej w taki sposób, jak mógłby to zrobić metalowy panel, ale z drugiej strony odczuć to można wyłącznie biorąc klawiaturę w dłoń i wyginając w różne strony. Leżąca płasko na biurku broniła się całkiem nieźle, nie odkształcała się ani nie uginała pod ciężarem nadgarstków. Nie miała jak.

Klawisze cechowały się bardzo przyjemnym klikiem i nieco zaskoczyło mnie, że czułem się, jakby pracował na ultrabooku, a nie płaskim dodatku do tabletu. To spory plus. Pomagały w tym także odpowiednio duże klawisze oraz przerwy między nimi. Cyfry i litery są tej samej wielkości co w klawiaturach laptopów od Lenovo, ale część klawiszy trzeba było zmniejszyć (znaki niealfanumeryczne, Enter, Shift, Tab, Backspace). Czy przeszkadzało mi to w pracy? Trochę tak, szczególnie pisząc coś więcej niż adres strony WWW, ale da się przyzwyczaić.

Touchpad nie jest zbyt duży, ale i tak większy od tego z ThinkPada X1 Fold. Przez to – jest odczuwalnie wygodniejszy w użyciu. Nawigowanie kursorem po gładkiej płytce z tworzywa jest odpowiednio komfortowe, a klawisze, ku mojemu zaskoczeniu, mogą pochwalić się przyjemnym, wyraźnie wyczuwalnym pod palcami skokiem. Tablet obsługuje też proste gesty: przeciągnięcie dwoma palcami do góry wysuwa główne menu, a przeciągnięcie dwóch palców w bok przełącza pomiędzy pulpitami.

 

Piórko Lenovo Precision Pen 2

W zestawie z tabletem znalazło się także aktywne piórko Lenovo Precision Pen 2, ładowane za pomocą kabla z wtyczką USB-C. Sześciokątny kształt od razu przywołał w pamięci piórko z ThinkPada X1 Fold, jednak w przypadku piórka z Tab P11 Pro możliwości konfiguracyjnych jest zdecydowanie mniej. Precision Pen 2 posiada dwa przyciski, ale w żaden sposób nie można było ich programować. Podejrzewam, że to wina Androida i w urządzeniach z systemem Windows 10 są one edytowalne.

Piórko działa tak jak powinno

Piórko samo w sobie swoje zadanie spełnia – jest precyzyjne, dobrze leży w dłoni i jest lepszym narzędziem do pisania szybkich notatek oraz rysowania szkiców niż palec – to oczywiste. Tym bardziej, że Precision Pen 2 może pochwalić się 4096 punktami nacisku oraz rozpoznawaniem kąta pisania/rysowania.

 

Głośniki

Mimo że Lenovo dało testowanej konfiguracji Tab P11 dopisek „Pro”, to zestaw złożony z wyświetlacza OLED oraz zamontowanych głośników jest diabelnie jasnym sygnałem, że tablet ma ogromny potencjał multimedialny.

Lenovo poszło tym razem we współpracę z JBL i jej efektem jest system audio złożony z czterech(!) głośników rozmieszczonych po obu stronach tabletu. System, który wypada fenomenalnie. Tab P11 Pro gra czysto, głośno i wyraźnie. W dodatku może pochwalić się złożonym i zróżnicowanym dźwiękiem. Mamy tu sporo sopranów i środka, co naturalne w głośnikach z laptopów i tabletów, ale jest też wyraźnie i całkiem przyjemnie zarysowany bas. Jest w tym wszystkim przyjemna głębia i szeroka, znowu weźcie pod uwagę, że mówię o tablecie, scena! Pierwsza moja reakcja po przesłuchaniu paru utworów i obejrzeniu kilku trailerów typu „wybuchy, świst, gwizd, więcej wybuchów” brzmiała: „To nie powinno tak grać!”. Może i nie powinno, ale gra. Nie można też pominąć roli oprogramowania Dolby Atmos, które odczuwalnie dodaje skrzydeł głośnikom i wyostrza detale. Bardzo dobry przykład udanego połączenia hardware’u oraz oprogramowania.

Dotychczas za najlepiej grające tablety uważałem Surface’y od Microsoftu, ale nie wiem, czy w tym momencie Tab P11 Pro nie zrzucił ich z najwyższego stopnia podium. Żeby to stwierdzić, musiałbym mieć obok jakiś tablet od Microsoftu i bezpośrednio porównać go z P-jedenastką, ale niestety takiej możliwości nie miałem. To może póki co ustawię reprezentanta Lenovo tuż obok maszyn od Microsoftu na najwyższym stopniu podium? Uczciwie?

 

Funkcje bezpieczeństwa

Lenovo postawiło na zabezpieczenia biometryczne i trudno się temu dziwić – zestaw składający się z czytnika linii papilarnych oraz funkcji rozpoznawania twarzy spotyka się dzisiaj powszechnie zarówno w smartfonach i tabletach, jak i laptopach, niekoniecznie ultramobilnych. Tab P11 Pro posiada skaner odcisków palców w przycisku zasilania, więc zdecydowano się na rozwiązanie coraz częściej spotykane w urządzeniach mobilnych. Do tego dochodzi przednia kamerka z czujnikiem IR, pozwalająca korzystać z rozpoznawania twarzy, ale uwaga! W 2D, co oznacza, że możliwe byłoby odblokowanie tabletu za pomocą np. wysokiej jakości zdjęcia właściciela. Jednak i na to istnieje recepta i konfigurując funkcję rozpoznawania twarzy trzeba dodatkowo wzmocnić zabezpieczenie wzorem, kodem PIN lub hasłem. I to już brzmi rozsądniej. Tylko że w praktyce oznacza to, iż jeżeli kamera nie wykryje twarzy, to i tak wystarczy podać hasło lub narysować wzór, żeby odblokować urządzenie. A jeżeli twarz zostanie wykryta, to nie trzeba podawać ani hasła, ani PIN-u, ani rysować wzoru.

Czytnik linii papilarnych chyba jest rozsądniejszym zabezpieczeniem, jeżeli bierzemy tę kwestię na poważnie.

 

Łączność

Bardzo wysoka mobilność testowanego tabletu podkreślona została nie tylko przez niską wagę czy poręczny format. W konfiguracji znalazł się także modem WWAN, więc połączenie się z Siecią możliwe jest praktycznie z każdego miejsca. Modem obsługuje sieć 4G/LTE. Opcją numer dwa, pozwalającą pozostać online, jest oczywiście łączność Wi-Fi. Tab P11 Pro obsługuje maksymalnie standard 802.11 ac. Wi-Fi 6 (ax) być może ujrzymy zatem w kolejnej generacji sprzętu. Podłączanie bezprzewodowych akcesoriów umożliwia dodatkowo Bluetooth 5.0.

 

Kamery

Tab P11 Pro wyposażony został w aż cztery kamery: dwa 8-megapikselowe obiektywy znajdują się na przodzie, a dwa kolejne, główne, na pleckach. Lenovo zdecydowało się tutaj na 13-megapikselową kamerę szerokokątną oraz ultraszeroki kąt o rozdzielczości 5 MP. Oba zestawy rejestrują również wideo w rozdzielczości Full HD (1080p) i 30 klatkach na sekundę.

W trakcie testów okazało się, że tablet Lenovo wykonuje raczej przeciętne zdjęcia i nie jest propozycją dla osób lubujących się w wysokiej jakości fotografii. Zdjęciom brakuje nieco głębi oraz ostrości. Dotyczy to także obiektów z pierwszego planu. Nie mogę za to narzekać na kolory, gdyż prezentują się naturalnie – nie są w mojej opinii ani zbyt blade, ani przejaskrawione. Ultraszeroki kąt wypada niestety gorzej, i to zarówno pod kątem ostrości, jak i widoczności detali, ale tutaj usprawiedliwić to należy niższą rozdzielczością kamery (13 vs. 5 MP). Da się jednak zauważyć, że zdjęcia robione 5-megapikselowym obiektywem są ciemniejsze i uboższe w kolory.

Kamera selfie nie odstaje jakością od aparatu głównego – jest przyzwoicie… i to w sumie tyle. Znowu brakuje nieco głębi, ale na twarzy da się dostrzec szczegóły. Pod kątem kolorów jest podobnie, jak w przypadku aparatu głównego – barwy cieszą oko brakiem sztuczności.

Zdjęcie wykonane głównym obiektywem (13 MP)
Zdjęcie wykonane głównym obiektywem (13 MP)
Zdjęcie wykonane głównym obiektywem ultraszerokokątnym (5 MP)
Kamera selfie (8 MP) w akcji

 

 

 

Testy wydajności

Procesor i wydajność ogólna

W przypadku testowania sprzętu opartego na systemie Android musimy korzystać z innej procedury testowej niż podczas poznawania sprzętu działającego na Windowsie. Przyda się tutaj nieco inny zestaw benchmarków.  

Na płycie głównej Tab P11 Pro znajduje się procesor Qualcomm Snapdragon 730G – chip o 8 rdzeniach Kryo 470 taktowanych z częstotliwością 2,2 GHz. Za obliczenia związane z grafiką odpowiada natomiast układ Adreno 618. System korzysta także z 6 GB pamięci operacyjnej.

Nie ma co czarować – Snapdragon 730G i Adreno 618 to średnia półka wydajnościowa i pod kątem osiągów daleko im do układów Snapdragon serii 800, A12Z Bionic od Apple czy Kirina 990, którego znaleźć można w sprzęcie od Huawei. Zresztą, „Snap” 730G swoją premierę miał przeszło dwa lata temu i od tego czasu przybyło jednostek oferujących wyższą wydajność. Spójrzmy na rezultaty uzyskane w popularnych benchmarkach.

 

Jeżeli celujemy sprzęt z tej półki cenowej, to testowany procesor nie zawiedzie. System działał w pełni płynnie i raczej nie przytrafiały mu się żadne „zrzynki”, nawet kiedy w tle otwartych było kilka aplikacji. To dobrze świadczy o jego możliwościach.

 

Wydajność graficzna

Wydajność graficzna układu Adreno 618 nie powala na kolana wydajnością na tle GPU znajdujących się w smartfonach gamingowych, ale pozwala na komfortową grę na niskich detalach w 30 lub 60 klatkach na sekundę. Bardzo ładnie pokazują to wyniki benchmarka GFXBench. Tam gdzie wymagania są niższe (tutaj akurat test Manhattan oraz T-Rex) można liczyć na satysfakcjonującą płynność, szczególnie kiedy rozdzielczość uda się obniżyć do Full HD. Natywna rozdzielczość Tab P11 Pro, przypomnę: 2560 x 1600 pikseli, może (ale nie musi!) parę klatek animacji ukraść.

 

Chart by Visualizer

 

Chart by Visualizer

 

Dysk

Pewnie żadną niespodzianką dla osób orientujących się w urządzeniach mobilnych będzie informacja, że Lenovo w swoim tablecie wykorzystało pamięć UFS 2.1, którą stosuje się powszechnie w smartfonach i tabletach, szczególnie kiedy mówimy o średniej półce cenowej wzwyż. Tab P11 Pro posiada układ o pojemności 128 GB i jest to jedyna dostępna opcja. Trochę szkoda, bo dzisiaj nawet smartfony ze średnich półek oferują dwukrotnie więcej miejsca na dane. Nie ma jednak tego złego – pojemność pamięci można rozbudować poprzez dołożenie karty microSD.

Pod kątem prędkości odczytu i zapisu zainstalowany nośnik nie ma się czego wstydzić. Jego prędkość operowania danymi jest bliska dyskom SSD pracującym w oparciu o interfejs SATA 3.

Współczesne rozwiązania dyskowe w notebookach omawiamy tutaj.

 

Testy baterii

Akumulator o pojemności 33,1 Wh (8600 mAh) nie zrobiłby kariery w laptopie, ale w tablecie wyposażonym w chip ARM prezentuje się obiecująco. W czasie testów najdłuższym zanotowanym przeze mnie czasem pracy bez ładowania, kiedy ekran był włączony, a jego jasność dostrajana automatycznie do jasności otoczenia, Tab P11 Pro wytrzymał ponad 19 godzin. Jednak tablet przez zdecydowaną większość tego czasu po prostu sobie stał, od czasu do czasu tylko włączałem przeglądarkę na krótki moment, a tak – żeby coś sprawdzić.

Scenariusz numer 2 zakładał w miarę naturalne korzystanie z tabletu – kiedy potrzebowałem lub miałem ochotę sprawdzić co w Sieci piszczy, brałem go w ręce i wertowałem Internet, w tym czasie korzystając także z aplikacji YouTube. Rezultat – ponad 15 godzin pracy.

Kiedy jednak postanowiłem wykorzystać benchmark (PCMark – test baterii)… okazało się, że i tak po ładowarkę trzeba było sięgnąć po ponad 11 godzinach. To wyniki, które można uznać za jak najbardziej zadowalające.

Tablet od Lenovo oferuje także Quick Charge 3.0, czyli technologię umożliwiającą naładowanie tabletu od 0 do 80% w zaledwie dwie godziny. Technologia ta działa, a pełne ładowanie trwało zawsze ok. 3 godzin i 5 minut.

 

Testy kultury pracy

Zacznę od tego, że Tab P11 Pro chłodzony jest pasywnie, co pewne również żadnym zaskoczeniem nie jest. Nie ma więc tutaj żadnego wiatraczka i nic w trakcie pracy nie szumi ani nie gwiżdże.

W trakcie testów okazało się, że tablet od Lenovo nie ma żadnych problemów z nagrzewaniem się, a o przegrzewaniu nawet nie ma mowy. Najcieplejszym punktem obudowy był środek górnej krawędzi plecków tabletu i tam temperatura wzrosła do 34°C. Testy oczywiście przeprowadzane były ze zdjętym etui. Kiedy było założone, skutecznie izolowało dłonie od letniej obudowy.

Mierząc temperaturę ekranu tylko w jednym miejscu udało się odnotować wartość powyżej 30°C – było to po drugiej stronie najcieplejszego punktu tyłu tabletu. Poza tym – od 28°C do 30°C, a więc temperatury dające pełen komfort korzystania z dotykowego panelu. Przedstawione wartości dotyczą pracy pod obciążeniem. Przy spokojniejszym korzystaniu z tabletu od zaprezentowanych wartości należy odjąć średnio ok. 2°C.

Zadania biurowe - pulpit
Zadania biurowe - spód
Pełne obciążenie - pulpit
Pełne obciążenie - spód

 

Podsumowanie

Siedzę nad tym podsumowaniem i zastanawiam się, co tu napisać? Bo być może Wam, podobnie jak i mi, pojawiła się w tym miejscu refleksja, że Lenovo Tab P11 Pro jest urządzeniem skrojonym dość… dziwnie. Wykonanie – zdecydowanie wysoka półka. Podobnie dotykowy OLED oraz świetne audio, które aż krzyczą, że są stworzone do obsługi różnego rodzaju multimediów, w tym gier. Ale na to budzi się Snapdragon 730G z Adreno 618 i mówią: „No my tak średnio”.

Dodatki w postaci klawiatury oraz piórka także sugerują, że Tab P11 Pro miałby lepiej sprawdzić się w zdecydowanie bardziej biurowych klimatach. I nie mogę zaprzeczyć, że się sprawdza. Wydaje mi się, że Lenovo chciało stworzyć ze wszech miar tablet uniwersalny i dla każdego. A w takich sytuacjach – wiadomo – zawsze muszą pojawić się kompromisy. W przypadku Tab P11 Pro największym jest wydajność ogólna, gdyż jest godna co najwyżej smartfona z średniej półki cenowej. Możliwości fotograficzne zresztą także nie powalają. Pod tymi względami bohater recenzji musi ustąpić topowym tabletom od Samsunga, Huawei czy Apple.

Nie zmienia to faktu, że wpisując w wyszukiwarkę Google frazę „Best 2021 Android tablets” w praktycznie każdym rankingu Tab P11 Pro się znajduje, a najczęściej wymienianymi zaletami sprzętu jest to, o czym wspominałem: wyświetlacz OLED oraz audio od JBL i Dolby Atmos. Ja do tego zestawienia dodam jeszcze długi czas pracy na baterii i zestaw praktycznych dodatków. No i cenę, bo 3000 zł za porządny tablet z ekranem godnym półki Premium to nie jest specjalnie wygórowana kwota.

Podsumowanie:Lenovo Tab P11 Pro
segment:tablet
optymalne zastosowanie:- szeroko rozumiana praca biurowa
- praca w terenie i w podróży
- szkice, rysunki
- multimedia o niskich wymaganiach sprzętowych
mobilność:- bardzo wysoka
kultura pracy:- bardzo dobra
modem WWAN w opcji:- tak 
opcje dokowania:- USB 3.2 gen 1 typu C
ważne cechy:- nieźle wyceniony
- wykonanie godne flagowca
- wysokiej klasy ekran OLED
- praktyczne dodatki w postaci klawiatury, etui i piórka
- leciutki