Jesień, powszechnie kojarzona z melancholią i tęsknotą za cieplejszym letnim klimatem, graczom kojarzy się z najciekawszymi premierami – i nie inaczej będzie w tym roku. Zagęszczenie świetnie zapowiadających się tytułów jest w tym roku tak ogromne, że na jesienną chandrę nie będzie już czasu. W co warto zagrać jesienią 2018? Spieszymy z odpowiedzią!

Assassin’s Creed: Odyssey

Kiedy dostępne: od 5 października 2018 r.

Pod koniec lat dziesiątych dwudziestego wieku swoją adaptację Odysei przedstawił światu James Joyce; teraz czas na Ubisoft. A wyniki póki co wskazują na to, że Assassin’s Creed: Odyssey sprzeda się przynajmniej równie dobrze jak Joyce’owski Ulisses. A z całą pewnością lepiej niż pozostałe odsłony AC.

Dlaczego? Choćby ze względu na to, że znaną i lubianą formułę AC (skaczesz po dachach, wymierzasz sprawiedliwość złoczyńcom, chowasz się w stogach siana) twórcy z Ubisoft postanowili w końcu wzbogacić o… elementy RPG. I to elementy pełnoprawne – nie namiastkę znaną nam z Assassin’s Creed: Origins. Dzięki czemu teraz gracze nie tylko mogą wybrać i rozwijać swoją postać; mogą również wybierać jej linie dialogowe. A ścieżka rozwoju jest bardzo ciekawa i rzeczywiście ma wpływ na rozgrywkę.

Elementy RPG były ostatnim, czego w opinii wielu fanów brakowało tej serii. Wszystko poza tym było na miejscu, chociaż psychofani serii od czasu AC: Origins narzekali na zbyt małą ilość Assassina w Assassinie. Czy Ubi podjęło właściwą decyzję? Recenzje wskazują na to, że tak. Nam również Odyssey póki co się podoba. Ponieważ gra jest ogromna, wciąż z nią walczymy; na dniach możecie jednak spodziewać się naszej (rozbudowanej) recenzji.

Póki co – polecamy! Lepszego Asasyna jeszcze nie było.

Call of Cthulhu: The Official Game

Kiedy dostępne: od 30 października 2018 r.

Call of Cthulhu: The Official Game to – w moim osobistym kalendarzu gracza – jedna z najbardziej oczekiwanych produkcji roku. I jest tak nie tylko przez wzgląd na sympatię do literackiego pierwowzoru (który, co dobrze widać po udostępnionych materiałach, potraktowany zostanie dość liberalnie), ale również do reprezentowanego przez grę gatunku. Albo może amalgamatu gatunków.

Call of Cthulhu ma być grą detektywistyczną osadzoną w półotwartym świecie. Elementy skradanki i gry akcji powinny nieco ożywić skostniałą atmosferę lovecraftowego horroru, ale i tak nie spodziewałbym się rozwałki na poziomie Dead Space czy też, powiedzmy, najnowszych części Resident Evil. Wszystko, co wiemy o grze, nakazuje spodziewać się raczej czegoś w rodzaju pierwszych części Silent Hill – z całą masą możliwych ścieżek fabularnych i wieńczących je rozwiązań.

Choć Call of Cthulhu jest grą niezależną, jej strona wizualna potrafi zachwycić – i dobrze, bo większość gier inspirowanych lovecraftową mitologią wygląda gorzej niż Dark Corners of the Earth. A jest to przecież gra nie najnowsza, oględnie mówiąc.

Czy Call of Cthulhu równie dobrze poradzi sobie na innych płaszczyznach? Wszystko wskazuje na to, że tak. Miło byłoby móc w końcu zagrać w grę, która stworzoną przez H.P. Lovercrafta mitologię podaje taką, jaka jest w jego opowiadaniach – a nie przefiltrowaną przez popkulturowe sito.

A tak prawie zawsze było dotychczas.

Fallout 76

Kiedy dostępne: od 14 listopada 2018 r.

artykule opublikowanym na dwudziestolecie serii Fallout pisaliśmy, że nie zdziwiłoby nas wcale, gdyby następca FO4 okazał się grą MMO. Trudno więc mówić o zaskoczeniu, kiedy niedługo po ujawnieniu pierwszych materiałów z Fallouta 76 okazało się, iż rzeczywiście tak będzie. Bethesda rzeczywiście zamierza konkurować sama ze sobą (i swoim TES: Online) – w dodatku o rynek zdominowany przez produkcję Blizzarda (World of Warcraft).

Fallout 76 jest grą brzydką – to prawda. I wszyscy, którzy po obejrzeniu ostatnich gameplay’ów narzekają na grafikę, mają w stu procentach rację. Już FO4 momentami wyglądał ładniej – i schludniej. Świat FO76, podobno 4-krotnie większy niż obszar dostępny w poprzedniej części, robi wrażenie przygotowanego „naprędce”. To powiedziawszy, gry MMO nigdy nie należały do najpiękniejszych produkcji; to co ma w nich znaczenie to przede wszystkim mechanika rozgrywki. A pod względem tejże FO76 już teraz prezentuje się wprost wyśmienicie.

Przede wszystkim – Fallout 76 jest grą survivalową. A więc czymś więcej niż zwykłą strzelanką (przynajmniej tak twierdzą twórcy). Co więcej: jest on grą survivalową stworzoną przez naprawdę duże studio – i może być to pierwszy podobny przypadek w historii. Dotychczas bowiem gatunek ten tworzyły głównie produkcje z pogranicza indie, dostępne głównie w trybie wczesnego dostępu lub zawieszone (prawdopodobnie na zawsze) w stanie „work in progress”.

Co zrobi z gatunkiem gier survivalowych Bethesda – studio dysponujące na chwilę obecną niewyobrażalnymi wręcz zasobami? Przekonamy się niedługo.

Przekonamy się również, co zrobi z Falloutem, chociaż bardziej ciekawi nas kwestia odbioru nowej produkcji przez graczy. Również tych starszej daty, którzy na pierwszych Falloutach się wychowywali.

Forza Horizon 4

Kiedy dostępne: od 2 października 2018 r.

Lubicie „gry samochodowe”? Ja nie lubię. A za Forza Horizon przepadam.

Dlaczego? To proste – za otwarty świat i świetny tryb multi. Bo co może być lepszego niż sandbox, w którym możemy ścigać się ze znajomymi na samodzielnie zaprojektowanej uprzednio trasie? Krótkie wyścigi, długie wyścigi, czasami wyścigi trwające pół dnia – w pod-serii Horizon mamy to wszystko, a całość doprawia genialny silnik (nie inaczej niż w pozostałych grach z serii Forza) i markowe samochody. Licencje – są. Osiągi – są. Wszystko jak w rzeczywistości.

Żeby nie lubić czegoś takiego, trzeba naprawdę nie przepadać za motoryzacją.

Forza Horizon 4 ścigamy się na terenie Wielkiej Brytanii. Nie całej, ma się rozumieć; w skali całego Zjednoczonego Królestwa jest to jedynie niewielki wycinek. Ale i on robi naprawdę dobre wrażenie – szczególnie w porównaniu ze światami i mapami z innych gier, wyścigowych i nie tylko. A że do tego dochodzą również pory roku, w praktyce otrzymujemy nie jedną, ale kilka sporych map – i różnią się one nie tylko teksturami, ale niekiedy również trasami. O warunkach samej jazdy nie wspominając.

Powiedzmy to sobie szczerze: nad każdą częścią Forza Horizon można było spędzić długie godziny. Forza Horizon 4 jest chlubnym kontynuatorem tej tradycji. I na pewno sprawdzi się w długie wieczory. Nie tylko jesienne, lecz również zimowe.

Red Dead Redemption 2

Kiedy dostępne: od 26 października 2018 r.

Choć w gamedevie się nie przelewa, Rockstar Games nie ma tych problemów. Dodatkowe środki finansowe – dodajmy: niemałe – na zatrudnienie programistów odpowiedzialnych za implementację pomniejszych systemów (np. tego odpowiedzialnego za kurczenie się jąder wierzchowca przy niskiej temperaturze)? Na pewno się znajdą. W konsekwencji Red Dead Redemption 2 jest jedyną grą, w której wielkość końskich jąder faktycznie zmienia się w zależności od temperatury. Nie inaczej niż w rzeczywistości.

Tego nie miał nawet Wiedźmin

Żarty na bok. Red Dead Redemption 2 ma wszelkie szanse stać się grą przełomową – grą prawdziwie przełomową. Jeżeli GTA V przyniosło ewolucję wytartej formuły (co stało się głównie za sprawą rewelacyjnego trybu rozgrywki wieloosobowej), Red Dead Redemption 2 ma szansę przynieść rewolucję. Głównie na polu wiarygodności: bo sztuczka z końskimi jądrami to nie jedyny ukłon w stronę realizmu, jaki wykonali programiści.

Te poważniejsze dotyczą między innymi sposobu, w jaki zachowuje się fikcyjny świat – i w jaki sposób jego mieszkańcy, zarówno ludzie, jak i zwierzęta, reagują na nasze postępowanie. Koniec z wykrzaczającymi się non stop skryptami – w RDR2 reakcje i zachowania postaci w trybie eksploracji generowane są dynamicznie prawie w 100%. Jeżeli przypadkiem kogoś zastrzelisz, to szeryf może podążyć za Tobą nawet na drugi koniec mapy. I z całą pewnością ostrzeże przed Tobą mieszkańców innych napotkanych miasteczek. A napotka je na pewno – bo szeryf też musi gdzieś spać i coś jeść.

Trochę jak w Na południe od Brazos. Tylko że tutaj masz wpływ na wszystko.

RimWorld

Kiedy dostępne: w early access od 5 lat, w pełnej wersji – od 17 października 2018 r.

A propos gier survivalowych dostępnych wyłącznie w trybie early access: RimWorld przez długi czas był właśnie taką produkcją. I wielu graczy straciło nadzieję, że prace nad nią kiedykolwiek dotrą do końca.

Wersja 1.0 RimWorld ujrzała nareszcie światło dziennie; zdarzenie to, świętowane przez graczy z całego świata, miało miejsce dokładnie 17 października w późnych godzinach popołudniowych. Oczywiście – jak na kultową produkcję indie przystało – RimWorld nadal potrafi uraczyć całą masą dziwnych błędów. Ale przynajmniej pod względem stabilności niczego nie można mu teraz zarzucić.

O co chodzi w tej grze? W teorii – jest to banalnie proste. Grupa ocalałych kolonistów próbuje przeżyć w wyjątkowo nieprzyjaznych warunkach na obcej planecie. W praktyce? Im dłużej w to gramy, tym więcej odkrywamy niuansów. RimWorld to prawdopodobnie jeden z najbardziej zaawansowanych symulatorów kolonii, jaki kiedykolwiek napisano. Znajdziemy tu wszystko, od konieczności zadbania o schronienie po problemy z psychiką naszych kolonistów, ataki bandytów i zmutowanej fauny (a może to flora?), budowanie baz (lub bazy) – i tak dalej, i tak dalej. Jeśli za dzieciaka zagrywaliście się w pierwsze SimCity, to RimWorld z pewnością ma szanse złapać Was za serce.

I może nie puścić. Dajcie mu szansę. :- )

Shadow of the Tomb Raider

Kiedy dostępne: od 14 września 2018 r.

Fani Lary i jej przygód nie mają ostatnio na co narzekać – zarówno Rise of the Tomb Raider, jak i Shadow of the Tomb Raider trzymają poziom świetnego rebootu z marca 2013 r. I chociaż Rise of the Tomb Raider sprawdził się lepiej, najnowsza część także spisuje się dzielnie. Mogło być lepiej, nie sposób zaprzeczać. Ale mogło być też gorzej.

Dużo, dużo, dużo gorzej (porównaj chociażby z Tomb Raider Chronicles).

Czego dotyczą główne zarzuty? Przede wszystkim niewrażliwości twórców na kwestie związane z kolonializmem i nie w pełni wykorzystanego potencjału gry w konwencji open-world. To mówiąc: zarówno pod względem kolonializmu, jak i otwartych światów gry komputerowe mają – generalnie – dosyć sporo na sumieniu. Shadow of the Tomb Raider nie radzi sobie pod tym względem ani dużo gorzej, ani lepiej niż inne produkcje; cieszy natomiast, że międzynarodowa społeczność graczy dojrzała na tyle, by zwrócić na takie sprawy uwagę.

Trzeciej część trylogii o początkach Lary Croft nie sposób natomiast niczego zarzucić pod względem mechaniki rozgrywki oraz fabuły. Shadow of the Tomb Raider kończy historię otwartą pięć lat temu w fantastycznym reboocie; odpowiada na 99% pytań, które poprzednie części pozostawiły bez odpowiedzi, i nie robi „dziur” w fabule. Co – biorąc pod uwagę dość skomplikowaną materię (zjawiska paranormalne) – samo w sobie jest już osiągnięciem.

Odpowiedzi poznajemy w amazońskiej dżungli – jest więc powrót do korzeni. A że jest to prawdopodobnie najpiękniej wykonana dżungla w historii gier komputerowych w ogóle, powrót cieszy i zachwyca. Warto wybrać się w tę podróż: zakończenie jest ciekawe. I daje nadzieję na dalsze przygody.

O najnowszych Tomb Raiderach pisaliśmy nieco więcej w artykule Czy wszystko już było? Najciekawsze rebooty ostatnich lat.

A wy? W co będziecie grać jesienią?