Po lewej Mark Zuckerberg walczący z “fake newsami”, po prawej Mark Zuckerberg broniący wolności słowa

Mark Zuckerberg niedawno ogłosił publicznie, że kończy z cenzurą na należących do Meta portalach, a w programie Joe Rogana stwierdził, że cenzura na Facebooku była efektem presji administracji Bidena. Miejsce tzw. fast checkerów mają teraz zająć sprawdzone na X “community notes”. Jednocześnie Zuckerberg zapewnił, że czasy restrykcyjnych ograniczeń należą do przeszłości, a jego platforma ma być przestrzenią wolności słowa. Brzmi pięknie, prawda? Postanowiliśmy to sprawdzić.

 

 

Eksperyment: wrzucamy testowy post

Na naszym redakcyjnym profilu opublikowaliśmy felieton, w którym odnieśliśmy się do deklaracji Zuckerberga. W treści posta dodaliśmy kilka tematów wcześniej cenzurowanych przez algorytmy Facebooka. Efekt? Zasięgi tego postu wyniosły jedynie 20-25% naszych standardowych wyników. Nie ma co, wolność słowa kwitnie…

Ale idźmy dalej. Postanowiliśmy podpromować kolejną publikację – moją opinię dotyczącą cenzury, którą w ostatnich dniach głośno komentuje się w Europie. Próbowaliśmy zapłacić parę złotych na zwiększenie zasięgów i co? Dwukrotnie odrzucono naszą reklamę, tłumacząc to politycznym charakterem posta. Cytując oficjalne wyjaśnienia Facebooka:

„Reklama mogła zostać odrzucona, ponieważ dotyczy polityków lub ważnych kwestii społecznych mogących wpłynąć na opinię publiczną, sposób głosowania oraz rezultat wyborów albo na proponowane rozwiązania prawne.”

No, kurcze, serio??? 😀 

Cenzura czy wolność?

Zuckerberg deklaruje jedno, a rzeczywistość mówi coś zupełnie innego. Można mówić o znoszeniu cenzury, można oskarżać polityków o wywieranie presji, ale gdy przychodzi co do czego, czyny Zuckerberga – czy raczej jego algorytmów – mówią więcej niż jego zapewnienia.

Facebook nadal, przynajmniej w Polsce, w najlepsze decyduje, co jest „polityczne” i co „wpływa na opinię publiczną”. I choć jego szef ostatnio kreuje się na obrońcę wolności słowa, praktyka pokazuje, że platforma wciąż działa według zasad przypominających… no właśnie, co? Orwella? To chyba byłoby zbyt delikatne porównanie.

Raz zrobić, to jak sto razy powiedzieć

Jeśli Mark Zuckerberg chce odbudować zaufanie użytkowników i rzeczywiście uwolnić Facebooka oraz Instagrama od cenzury, nie wystarczy potok gładkich zdań w podcaście Joe Rogana i zmiana nazwy z fact checking na community notes. Potrzebne są czyny, a te na razie wskazują na coś zupełnie odwrotnego. Słowa o wolności brzmią pięknie, ale nic nie znaczą, gdy algorytmy wciąż kneblują użytkowników. Chciałbym wierzyć, że to tylko sytuacja przejściowa i że niebawem się zmieni. Może chodzi o zgodność z jakimiś przepisami w przeregulowanej UE? Może to proces, który musi potrwać i trwa? Ale jak przypomnę sobie tempo zmian na Twitterze po przejęciu go przez Muska, to wszystko wydaje mi się podejrzane i bez uzasadnienia wydłużone. Dawaj, Mark, pokaż, że masz cohones!