Mark Zuckerberg znowu zmienia zasady gry – a raczej bawi się w dostosowywanie swojego imperium do aktualnych wiatrów politycznych i trendów rynkowych. Tym razem Meta postanowiła zdjąć rękawiczki i zrezygnować z fakt-checkingu oraz poluzować swoje reguły moderacji treści. Czy to przejaw troski o wolność słowa? A może zwykłe działanie koniunkturalne, które ma zapobiec dalszemu odpływowi użytkowników do X? Sami oceńcie.
Meta luzuje zasady – bo tak jest wygodniej
W nowym wpisie blogowym, szumnie zatytułowanym „Więcej wolności słowa, mniej błędów”, Joel Kaplan, nowy Chief Global Affairs Officer Meta, ogłosił zmiany. I to jakie! Koniec z programem fakt-checkingu, który i tak nikogo nie przekonywał, bo albo był zbyt restrykcyjny, albo zbyt pobłażliwy. Teraz Meta “stawia” na community notes – model znany z platformy X, gdzie użytkownicy sami weryfikują treści. No, bo kto lepiej niż tłum wie, co jest prawdą, prawda?
Ale to nie wszystko. Meta postanowiła przestać przejmować się „tematami mainstreamowymi” i skupić się na moderacji tylko tych treści, które są rzeczywiście nielegalne lub poważnie szkodliwe. Jak to pięknie ujął Kaplan, chodzi o uniknięcie „nadgorliwości” w cenzurze i umożliwienie użytkownikom tworzenia własnych baniek informacyjnych. Bo przecież echo komory to to, co wszyscy kochamy.
Mark Zuckerberg i koniunkturalne akrobacje
Czy ktoś naprawdę wierzy, że te zmiany to wynik głębokiej refleksji nad wolnością słowa? Bardziej wygląda mi to na kolejne podejście Zuckerberga do lawirowania między politycznymi naciskami a potrzebą utrzymania przy życiu platform, które już dawno straciły urok. Nie zapominajmy, że jednym z głównych celów ataków platformy była poprzednia administracja Donalda Trumpa – a teraz, kiedy ta administracja wraca, Meta nagle przypomina sobie o wolności słowa. No, co za ciekawy zbieg okoliczności! 🙂
Dodatkowo, ruchy te wydają się być reakcją na odpływ użytkowników do X, gdzie treści są mniej moderowane, a użytkownicy mają większą swobodę. Wymyślony przez firmę Muska system, w którym to użytkownicy mogą dodawać kontekst lub informować o dezinformacji, czyli community notes, działa zupełnie nieźle. Meta, próbując dogonić swojego rywala, zamiast wymyślić coś nowego, po prostu kopiuje jego pomysły.
Czy to się uda?
Oczywiście, Meta zawsze znajdzie swoich zwolenników, którzy będą chwalić te zmiany jako krok w dobrą stronę. Ale dla reszty świata to kolejny przykład tego, jak korporacja próbuje balansować między potrzebami użytkowników a politycznym oportunizmem. Zamiast wprowadzać realne innowacje, Meta podkrada cudze pomysły, które w najlepszym wypadku będą chwilowym plasterkiem na odpływ użytkowników, a polityczne tło całej akcji zostawia już tylko niesmak.
Mark Zuckerberg pewnie chciałby się w nowych okolicznościach postawić w roli wizjonera wolności słowa, ale dla wielu to po prostu kolejna sztuczka, by utrzymać przy życiu swoje tracące na znaczeniu platformy. Tymczasem X rośnie w siłę, a Meta musi zadowolić się byciem drugim w wyścigu o serca użytkowników. Jeśli ta strategia zawiedzie, nie zdziwię się, jeśli za rok, dwa zobaczymy Metyzowaną wersję MySpace.
A teraz chwila szczerości – mamy konto na Facebooku i ponad 30 tysięcy followersów. Ale nie zmienia to faktu, że osobiście nie trawię tej platformy i uważam ją za szkodliwą. Nie dlatego, że to modne, ale dlatego, że jako użytkownik widziałem, jak bardzo sprzyja tworzeniu podziałów i jak niewiele robi, by to zmienić. Jeśli to jest wizja przyszłości, to ja dziękuję.
***** cukierberga