Marvel Cinematic Universe – tj. Kinowym Uniwersum Marvela – pisaliśmy już parokrotnie, a najobszerniej – z okazji premiery najnowszej części Avengers. Filmowa adaptacja komiksowej Wojny Nieskończoności*, jednego z najważniejszych wydarzeń we współczesnej historii Marvelowskiego multiwersum, zrobiła na nas ogromne wrażenie; nie inaczej było zresztą z bezpośrednio poprzedzającymi ją filmami – drugą częścią Strażników Galaktyki oraz Thorem: Ragnarok. Wszystkie filmy Trzeciej Fazy prezentują się bardzo dobrze – ale te trzy są wybitne.

Tymczasem wielkimi krokami zbliża się premiera nowego Ant-Mana – i tu pojawia się pytanie. Czy Marvel stanie na wysokości zadania? Czy po niesamowitej trzeciej części Avengers wszystko inne nie musi wydać się małe i słabe? Szczególnie że już pierwszy Ant-Man – czegokolwiek by o nim nie mówić – należał raczej do kameralnych widowisk. Bądź co bądź: mówimy o przygodach bohatera, którego najważniejsze supermoce polegają na zmianie rozmiaru do wielkości niedużego owada.

Artykuł zawiera spoilery dotyczące poprzednich filmów Marvela oraz niektórych związanych z nimi komiksów.

Dokąd zmierza MCU, czyli krajobraz po bitwie o losy wszechświata

Zakończenie ostatniej części Avengers zaskoczyło chyba wszystkich. Dla przypomnienia – Marvel uśmiercił większość swoich superbohaterów. Śmierć nie oszczędziła nawet największych ulubieńców publiczności: zginęli m.in. Loki (Tom Hiddleston), Vision (Paul Bettany), Doktor Strange (Benedict Cumberbatch)Spider-Man (Tom Holland). Na tamten świat przenieśli się również prawie wszyscy Strażnicy Galaktyki – Drax (Dave Bautista), Mantis (Pom Klementieff), Rocket (Bradley Cooper), Gamora (Zoe Saldana) Groot (Vin Diesel) – oraz Czarna Pantera (Chadwick Boseman). W scenie po napisach zginęli natomiast Nick Fury (Samuel L. Jackson) i agentka Maria Hill (Cobie Smulders). Przeżył natomiast Thanos (Josh Brolin) – główny antagonista kinowego uniwersum. W ostatniej scenie widzimy go, zmęczonego, jak siada z uśmiechem, aby odpocząć. W historii superbohaterskich blockbusterów – zakończenie absolutnie bez precedensu, które winduje projekt Marvela na zupełnie nowy poziom.

Zakończenie zaskoczyło – a być może nie powinno. Bo chociaż bohaterowie zginęli, niewielu fanów wątpi, że większość z nich jeszcze wróci. Dlaczego tak uważają? Zasadnicze powody są cztery. Raz – ponieważ znają komiksową historię Wojny nieskończoności. Dwa – ze względu na kontrakty aktorów z Marvelem. Ich szczegóły też są znane i obejmują również przyszłe produkcje. Trudno spodziewać się, że chodzi o obecność w retrospekcjach. Trzy – ze względu na fabułę i jej rozwój na przestrzeni filmów Drugiej i Trzeciej Fazy. (Bo czy Marvel mógłby tak szybko pozbyć się bohaterów, których dopiero niedawno wprowadził? Bardzo wątpliwe.) I w końcu cztery – przez wzgląd na stare zapowiedzi przedstawicieli samego Marvel Studios.

O co tu chodzi? Przypomnijmy: otóż filmy Trzeciej Fazy – tj. od Kapitana Ameryki: Wojny Domowej* po drugą część Wojny Nieskończoności i dalej – zapowiedziane zostały jeszcze w 2014 r. – rok przed premierą Czasu Ultrona. Od tamtej pory sporo się w planach Marvela zmieniło: do paczki superbohaterów dołączył Spider-Man, a Wojna Nieskończoności, która pierwotnie miała być filmem w dwóch częściach, stała się – jak twierdzą przedstawiciele studio – dwoma całkowicie niezależnymi filmami. Czy jednak rzeczywiście tak będzie? No cóż – niekoniecznie. Fabuła Avengers: Wojny Nieskończoności wydaje się tego najlepszym dowodem.

I widać to nawet już teraz – a ostateczne potwierdzenie tej teorii znajdziemy (zdaniem redakcji TechSetter.pl oraz wielu fanów MCU na całym świecie) właśnie w najnowszym filmie o Ant-Manie. Oraz w nadchodzącej produkcji o Kapitan Marvel.

Jak zrujnować niespodziankę – czyli co ma wspólnego Zmierzch z MCU

Filmy przynależne do Trzeciej Fazy MCU zapowiedziane zostały cztery lata temu. A w świecie kinowych blockbusterów cztery lata to bardzo dużo – więcej niż zajęłaby podróż z Xandaru na Ziemię. Chociaż pierwszy film o Iron Manie trafił na kinowe ekrany zaledwie dziesięć lat temu, w 2008 r., to kino rozrywkowe, z którego wyrasta, dzielą od dzisiejszego konceptualne przepaście. Co zresztą widać po samym Iron Manie – z całą sympatią dla świetnej historii: efekty w tym filmie starzeją się wyjątkowo nieelegancko. (Wyjątkowo – bo wszystkie filmy Pierwszej Fazy oprócz pierwszego Iron Mana oraz The Incredible Hulk zestarzały się naprawdę dobrze.)

W konsekwencji: to, co w 2014 r. wydawało się dobrym pomysłem, nie jest najlepszym w 2018. Dzielenie filmów na dwie części – jak zrobiono to po raz pierwszy z ostatnią częścią Harrego Pottera – wydawało się przyszłością kinowej rozrywki. Niestety, rzeczywistość zadała kłam tym nadziejom. Możliwe zresztą, że stało się tak przez wzgląd na wybór podzielonych filmów – na Część I i Część II podzielono bowiem… finał filmowej sagi Zmierzch. A także zamknięcie trylogii Igrzysk Śmierci. Wybór, trzeba przyznać, średni: o ile bowiem Kosogłosowi rozdział taki wyszedł na zdrowie, o tyle Przed świtem dało się spokojnie zamknąć w jednym filmie. Bez dodatkowego „skoku na kasę”. Co (oględnie rzecz ujmując) nie spodobało się za bardzo fanom i fankom paranormalnego romansu o wampirach i wilkołakach** i ostatecznie przyczyniło do porzucenia konceptu przez Hollywoodzkich producentów. (Znacząco niższe przychody z weekendów otwarcia „Części Drugich” z pewnością też miały tutaj swój udział.)

Avengers: Infinity War zapowiadano pierwotnie jako film dwuczęściowy. Decyzję taką podjęto na fali popularności siódmej i ósmej części filmowego Harrego Pottera. Niestety, decyzja ta okazała się błędem…

Wojna Nieskończoności miała być pierwotnie właśnie takim – dwuczęściowym – projektem. Według pierwotnych zapowiedzi dwa zamykające Fazę Trzecią filmy o „Mścicielach” miały nosić tytuły – odpowiednio – Avengers: Infinity War Part I oraz Avengers: Infinity War Part II. Na szczęście Marvel Studios zdecydowało się odejść od tej koncepcji. Niestety, za późno. Nawet niezwykle solenne zapewnienia bardzo charyzmatycznych i przekonujących przedstawicieli studio – że czwarta część Avengers będzie „całkiem nowym i osobnym filmem” – nie zdołają zmienić historii. Miała być niespodzianka – jest zepsuta niespodzianka.

Zakończenie trzeciej części Avengers jest odważne i wybitne. Byłoby jednak jeszcze lepsze, gdybyśmy nie wiedzieli tego, co wiemy.

Na szczęście Marvel odrobił pracę domową. Otwarcie Fazy Czwartej – już wkrótce. A jednak o budujących ją filmach nadal nie wiemy właściwie niczego. To niewątpliwie zabieg celowy. To dzięki temu możemy się martwić: „Co będzie dalej z teamem Avengers?”. (Spoiler: Wszystko-Będzie-Dobrze.)

Ant-Man i Osa. Co będzie dalej?

Zanim poznamy dalsze losy Najpotężniejszych Bohaterów na Ziemi, czeka nas niemały suspens. Dwa dzielące nas od kolejnej części Avengers filmy – Ant-Man i Osa oraz Kapitan Marvel – mają zadanie ten suspens jeszcze bardziej spotęgować.

Jakie będą te filmy? I co powiedzą nam o dalszych losach Avengersów? No cóż – już teraz możemy powiedzieć na pewno: niewiele. O Captain Marvel wiadomo od dawna – rzecz na sto procent będzie prequelem. To historia początków jednej z najciekawszych i najpotężniejszych Marvelowskich superbohaterek – Carol Danvers, znanej również pod tytułowym aliasem, a przez fanów określanej często mianem „Marvelowskiego Supermana” (ze względu na zdecydowanie przesadzone supermoce).

Nie inaczej prawdopodobnie będzie też z Ant-Manem. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że ten film również będzie prequelem – ew. że jego akcja będzie rozgrywać się równocześnie z wydarzeniami przedstawionymi w Avengers: Infinity War. Oprócz plotek i przecieków, a także informacji udzielanych przez aktorów w wywiadach, wskazuje na to również fabuła trzecich Avengersów. W skrócie: Ant-Man, podobnie jak Hawkeye, jest w tym filmie nieobecny; jego nieobecność uzasadniona jest rzekomym aresztem domowym. Ten sam areszt, o czym wiadomo już dzisiaj, będzie punktem wyjścia dla historii opowiedzianej w Ant-Manie i Osie. Trudno spodziewać się, że Marvel mógłby osadzić podobną historię – wychodząc od podobnego „problemu do rozwiązania” – w świecie po zdarzeniach z Wojny Nieskończoności. To zwyczajnie niemożliwe.

Również informacje na temat występujących w filmie postaci dość jednoznacznie wskazują na prequel. Tym razem główną antagonistką będzie DuchGhost (Hannah John-Kramer). Natomiast fabuła koncentrować się będzie na wątku zapowiedzianym już we wcześniejszej części Ant-Mana – podróżach na poziom subatomowy rzeczywistości. Jest bardzo możliwe, że główną osią całej opowieści będzie próba ocalenia Janet van Dyne – życiowej partnerki pierwszego Ant-Mana – przez superbohaterski duet Scott Lang (Paul Rudd)/Hope van Dyne (Evangeline Lilly). Jak wiadomo z pierwszego Ant-Mana, Janet van Dyne zaginęła na poziomie subatomowym podczas jednej ze swoich misji; tymczasem wiemy, że pojawi się ona w nadchodzącej produkcji – grana przez Michelle Pfeiffer.

Jakie mamy szanse na to, że Ant-Man i Osa powie nam cokolwiek o nadchodzącej części Avengers – albo zmieni coś w fabule filmu? Szczerze – niewielkie. Praktycznie zerowe. Czy tego chcemy, czy nie, Ant-Man już od swojego filmowego debiutu z epilogu Fazy Drugiej znajdował się niejako na peryferiach Kinowego Uniwersum; chcielibyśmy, żeby tym razem było inaczej – ale nie mamy wielkich nadziei. Nie wiemy nawet, czy Scott Lang pojawi się w kolejnym filmie o Avengers. Bardzo możliwe, że Marvel Studios znajdzie kolejny pretekst, żeby wyłączyć go z akcji. Jakkolwiek nie brzmi to optymistycznie – taki właśnie jest nasz typ.

Filmy to biznes. A MCU to wielki biznes

Chociaż większości fanów ta perspektywa może wydawać się obca, filmy to biznes. A filmy z Marvel Cinematic Universe to jeden z najbardziej dochodowych biznesów w dotychczasowej historii kina. Jakkolwiek by to nie brzmiało, osoby odpowiedziane za ich kręcenie muszą brać pod uwagę również ten aspekt. Również – jeśli, ma się rozumieć, nie przede wszystkim.

Dlatego trudno spodziewać się, by „pomniejsze” filmy z serii mogły rozładować napięcie z takim trudem budowane od pierwszej części Avengers, a kulminujące w zamykających scenach trzeciej. Rozwiązywanie wątków z Wojny Nieskończoności najzwyczajniej w świecie nie leży w interesie Marvel Studios; a ponieważ od kolejnego filmu o Avengersach dzieli nas niecały rok, można spodziewać się, że studio będzie grać na przetrzymanie. W Ant-Manie i Osie – a także Kapitan Marvelmożemy spodziewać się raczej niewielkich, ale podsycających spekulacje drobiazgów – nie odpowiedzi na wszystkie pytania.

To wszystko brzmi trochę cynicznie – i owszem. Na szczęście nie jest tak źle: to, co działa na korzyść Marvel Studios, działa w tym wypadku również na korzyść fanów. Ant-Man i Osa oraz Kapitan Marvel nie rozwiążą raczej żadnego z zadzieżgniętych w Wojnie Nieskończoności wątków. Mogą jednak pomóc uczynić z kinowej sagi Marvela dzieło prawdziwie spektakularne – jeszcze bardziej spektakularne niż dotąd – dzięki umiejętnemu budowaniu suspensu i dozowaniu właściwych emocji. To trudne zadanie. I nikt nie był dotąd bliżej jego pełnej realizacji.

Podsumowanie wszystkich wystąpień superbohaterów Marvela w filmach wchodzących w skład MCU – na poniższej infografice. Kliknij, aby powiększyć:

Bohaterowie MCU: podsumowanie.

Cele biznesowe Marvel Studios splatają się więc – i tak być powinno – z celami artystycznymi. Realizacja jednych oznaczać będzie realizację drugich. Sukces drugiego Ant-ManaKapitan Marvel zależny jest od tego, jak dobrze ich twórcy zrozumieją ich miejsce w ciągu kolejnych produkcji, a także jak dobrze wykorzystają jego specyfikę. „Małe” filmy nie są złe; kameralne widowisko również ma swoje miejsce w epickiej historii. A póki co wszystko wskazuje na to, że – podobnie jak część pierwsza – Ant-Man i Osa będzie widowiskiem kameralnym, bez znaczącego wpływu na pozostałą część uniwersum.

Niestety, konsekwencje łączenia tak dużej liczby filmów (a nawet serii filmów) w szersze projekty są takie, że fani oceniają poszczególne produkcje zarówno w odosobnieniu, jak i w kontekście większej całości. Sprostanie takim oczekiwaniom nigdy nie jest rzeczą łatwą, a Marvel przekonał się o tym już wcześniej. Tym razem studio będzie mieć trudniej, bo fani chcą rozwiązania wątków z Avengers. Wszystko, co takim rozwiązaniem nie będzie, samo prosi się o krytykę. Dlatego recenzje nadchodzącego Ant-Mana już dziś proponujemy brać w pewien nawias.

Czy martwi bohaterowie Marvela powstaną?

Odpowiedź na to pytanie znamy już teraz – powstaną na pewno. Choćby z racji faktu, że niektórzy z nich, jak choćby Spider-Man czy martwi Strażnicy Galaktyki, mają do odegrania rolę… w kolejnych poświęconych im produkcjach. Amerykańską premierę kolejnego Spider-Mana – o podtytule Daleko od domu (Far From Home) – zaplanowano wstępnie na 5 lipca 2019 r. Marvel Studios nigdy nie przekroczyło raz zapowiedzianego terminu. Premiera trzeciej części Strażników Galaktyki nastąpi w bliżej niesprecyzowanym terminie w 2020 roku.

Czy wrócą wszyscy? Najprawdopodobniej nie. Rozwiązanie tego rodzaju uczyniłoby najwybitniejsze jak dotąd superbohaterskie widowisko w historii kina kompletnie trywialną. Kto wróci, nie wiemy. Z całą pewnością ciekawym rozwiązaniem byłoby trwałe uśmiercenie Gamory. Fani Marvela na całym świecie domagają się takiego rozwiązania z masochistycznym wręcz entuzjazmem. Byłby to ciekawy zwrot akcji – zwrot, który nadałby postaci Thanosa zupełnie nowej głębi, a trzecią część Strażników uczynił potencjalnie najciekawszą.

Thanos zgodnie okrzyknięty został przez fanów MCU najlepszym superbohaterskim antagonistą wszechczasów. To nietuzinkowa postać. W pewnym sensie to właśnie on jest głównym bohaterem Infinity War. Miejmy nadzieję, że kolejny film o Avengers nie będzie jednak jego ostatnim…

Najwięcej pytań pojawia się, naturalnie, o los Iron Mana. To właśnie ten – grany przez Roberta Downeya Jr. – superbohater wywindował Kinowe Uniwersum Marvela na filmowe piedestały. Czy scenarzyści Marvel Studios odważą się zabić Tonego Starka – i uśmiercić przysłowiową kurę znoszącą złote jaja? Jednego możemy być pewni: w MCU już czas na zmianę. Dziesięć lat to mnóstwo czasu. Osobiście wolałbym za Iron Manem tęsknić, a nie mieć go już dosyć. Ale rozumiem, że dla wielu Tony Stark *jest* MCU. Niewiele można na to poradzić.

Podsumowanie

W każdym kolejnym filmie z MCU pojawia się postać grana przez Stana Lee – najważniejszego dziś twórcę Marvelowskiego multiwersum. Lee jest wprawdzie coraz starszy, ale z wielkim entuzjazmem uczestniczy w produkcji. Spotyka się również z fanami na festiwalach Comic Con. Dożył sędziwego wieku; możliwość obserwowania efektów dziesiątek lat ciężkiej pracy zarówno z zewnątrz, jak i od wewnątrz jest jego nagrodą i przywilejem.

Marvel nie raz zaskakiwał. W latach dziewięćdziesiątych firmie wróżono upadek; podbój wschodzących rynków wschodnioeuropejskich przez amerykańskie komiksy o superbohaterach odwrócił los studia i pozwolił mu sięgnąć po więcej. Słabe filmy superbohaterskie z początku lat dwutysięcznych przetarły szlak MCU; MCU przeciera szlak dla przyszłości. W planach jest podobno stworzenie kolejnego uniwersum – tym razem komputerowego. Pierwszą grą z serii ma być tworzony obecnie przez Sony Spider-Man. Miejmy nadzieję, że projekt „wypali”.

Wszystkie sceny z gościnnym udziałem Stana Lee (za wyjątkiem tych z Czarnej Pantery i najnowszych Avengersów) obejrzeć można poniżej:

https://www.youtube.com/watch?v=cDIVcLRcYHo

Tymczasem samo MCU też nie jest wieczne. Jakkolwiek na chwilę obecną jest to raczej abstrakcyjne, któryś z tych filmów będzie ostatnim***. Im odważniej Marvel Studios podejdzie do tematu zakończenia Fazy Trzeciej, tym większe są szanse na Piątą i Szóstą. Dlatego należy spodziewać się zmian – i to niedługo (choć jeszcze nie teraz). Tymczasem musimy zadowolić się jednym pewniakiem: gościnnym występem Stana Lee w każdej z następnych produkcji Marvela.

Oby mógł przeżyć to z nami do końca.

Uwagi na zakończenie

* Tak – celowo nie posługujemy się niedorzecznymi polskimi przekładami tytułów. Civil War to nie Wojna Bohaterów – to z całą pewnością Wojna Domowa. A Infinity War – to Wojna Nieskończoności. Oddajemy w ten sposób sprawiedliwość komiksom; polskie przekłady ich tytułów każdorazowo pozostawały wierne oryginałom. Dlaczego Marvel zdecydował się na taki zabieg translatorski, trudno powiedzieć.

** Dla pełnej jasności: nie jestem „fanem” sagi Zmierzch. Uważam jednak, że w swoim gatunku jest dziełem wybitnym; tym lepszym, że debiutanckim. Założenia fabularne swoją drogą – historie opowiadamy zawsze konkretnym odbiorcom i to do nich mają trafiać nasze pomysły – a sposób prowadzenia opowieści swoją. W przypadku Zmierzchu przynajmniej to drugie jest absolutnie bez zarzutu.

*** Stawiam Rękawicę Nieskończoności, że Marvel zamknie swoje Kinowe Uniwersum akurat w momencie, kiedy DC zacznie się dobrze rozkręcać. ( -;