W naszej redakcji gościliśmy już reprezentanta najwyższej klasy przenośnych dysków od Samsunga – Samsunga T9, ostatnio testowałem też rekordzistę wśród przenośnych dysków flash pod kątem pojemności – 8-terabajtowego Samsunga T5. W takim razie zostały nam jeszcze dwa dyski do sprawdzenia: Samsung T7 Shield oraz Samsung T7. Nazwa pierwszego dysku (ang. shield – tarcza) nie wzięła się znikąd, albowiem jest to według producenta najbardziej wytrzymały nośnik przenośny, jaki oferują. Na rynku dostępna jest jeszcze wersja Samsunga T7 bez przydomku, oferująca praktycznie takie same osiągi, ale pozbawiona dodatkowej ochrony przed uszkodzeniami mechanicznymi. W tej recenzji jednak nie będziemy się jej przyglądać. Może kiedyś…

Przedstawiam zatem Samsunga T7 Shield, który nie próbuje jednak grać na uczuciach konsumentów wyłącznie swoją odpornością na uszkodzenia mechaniczne. Dysk oferuje m.in. prędkość operowania danymi zapewnianą przez złącze USB 3.2 Gen 2 (10 Gb/s), a także trzy wersje pojemnościowe: 1, 2 lub 4 TB. Do nas na testy trafił wariant środkowy w kolorze czarnym. A kolor zaznaczam dlatego, ponieważ producent przygotował trzy warianty.

Samsung obiecuje nam wiele: że dysk jest szybki, odporny, poręczny, ma sprawdzić się w podróżach, a nawet w ciężkich warunkach pogodowych. A że mamy wakacje i tegoroczne lato póki co mocno nam sugeruje, że musimy być przygotowani na wszystko podczas naszych wojaży, włącznie z gradem wielkości piłeczek pingpongowych, to może faktycznie warto zaopatrzyć się w wytrzymały magazyn do przechowywania wakacyjnych wspomnień, który to wszystko będzie w stanie przetrzymać.

Oczywiście to tylko przykład i to niezbyt wymyślny, biorąc pod uwagę, że mamy połowę wakacji, więc wsadzenie T7 Shield w ten kontekst nie jest specjalnie oryginalne. Niemniej, odporny na wstrząsy, wodę i pył nośnik o sporej pojemności może przydać się każdemu, kto mobilnej pamięci potrzebuje na co dzień, również po wakacjach. Czy Samsung T7 Shield jest twardzielem tylko z nazwy?

 

Specyfikacja

Samsung T7 Shield
Typ dysku:SSD
Pojemność: 2 TB
Dostępne pojemności: - 1 TB
- 2 TB
- 4 TB
Rozmiary:59 x 88 x 13 mm
98 g
Obsługiwany interfejs:USB 3.2 Gen 2 (10 Gb/s)
Deklarowana prędkość:- zapis sekwencyjny: do 1000 MB/s
- odczyt sekwencyjny: do 1050 MB/s
Ważne cechy: - dwa kabelki w zestawie: USB-A - USB-C oraz USB-C - USB-C
- instalator Samsung Portable SSD na dysku (Windows, MacOS oraz Android)
- kompatybilny z aplikacją Samsung Magician
- obsługa szyfrowania AES-256
- odporność na upadki z wysokości 3 m
- 3 lata gwarancji

Wygląd zewnętrzny

Samsung T7 Shield jest dyskiem SSD, więc pewnie nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, że jest to niewielki gadżet, który dodatkowo nie straszy także pod kątem wagi. Przy rozmiarach 59 x 88 x 13 mm to właśnie jego smukłość ma prawo robić pozytywne wrażenie, tym bardziej przecież, że samo pudełeczko z aluminium skrywające elektronikę to jedno, ale dochodzi tu jeszcze całkiem gruba warstwa gumy, chroniącej całość przy zgubnym wpływem kooperacji nieuwagi lub niezdarności z grawitacją. Gumowaty kożuszek występuje w trzech wariantach kolorystycznych: czarnym, jak w modelu recenzenckim, beżowym oraz niebieskim. Ciekawe, czy na pozostałych dwóch również tak mocno widać wszelkie paprochy i kłaczki przyklejające się do gumowatej powierzchni. Nie wiem, chociaż się domyślam…

Kompaktowe rozmiary i waga niespełna 100 gramów bez wątpienia zachęcają, żeby dysk nosić w torebce, plecaku, kieszeni od bluzy, kurtki lub spodni i wielu innych miejscach, gdzie zazwyczaj trzymamy klucze albo telefon. Brakuje mi jednak tutaj jednego elementu – oczka na karabińczyk albo smyczkę. Chociażby po to, żeby nie trzeba było sprawdzać, czy faktycznie upadek z 3 metrów wysokości nie wyrządzi urządzeniu żadnej krzywdy. Dla porównania, T5 Evo „oczko” posiadał, a jego odporność na upadki wynosiła 2 metry.

Druga sprawa, to odporność na zapylenie oraz wodę. Mimo, że obudowy T5 Evo oraz T9 były dość zwarte i budzące zaufanie, to jednak producent nie zdecydował się im nadać certyfikatu IP. T7 Shield wyróżnia się pod tym względem na ich tle, chwaląc się certyfikatem IP65. To z kolei oznacza, że do środka nie powinien dostać się żaden pył, a zamkniętym w środku kościom NAND nie powinien zagrozić również strumień wody (12,5 l/min) lany na dysk z każdej strony. I to pomimo tego, że, podobnie zresztą jak ma to miejsce chociażby w smartfonach, port USB-C jest totalnie odsłonięty.

W pudełku z dyskiem, oprócz niezbędnej makulatury, znalazły się także dwa kabelki. To bardzo dobra wiadomość, tym bardziej że mamy tu jeden przewód USB-A – USB-C oraz jeden z USB typu C z obu stron. Kabelki nie są co prawda jakoś szczególnie długie (48 cm), ale w zdecydowanej większości scenariuszy, w których korzysta się z przenośnego dysku, okazują się wystarczające.

 

Software

Podobnie, jak w recenzowanych przeze mnie Samsungu T9 oraz T5 Evo, tak i tutaj na nośniku znajduje się instalator aplikacji Samsung Portable SSD, pozwalającej zmienić nazwę nośnika widzianą w systemie oraz włączyć zabezpieczenie hasłem wspomaganym szyfrowaniem AES-256. W zasadzie, to trzy instalatory, gdyż Samsung wziął pod uwagę, że z T7 Shield korzystać mogą w takiej samej mierze użytkownicy systemu Windows, macOS, jak i Android.

Na dysku znalazła się także druga aplikacja przygotowana przez Samsunga – Samsung Magician. To soft przygotowany przez producenta do zarządzania dyskiem, zawierający także narzędzia diagnostyczne, dostęp do tablicy S.M.A.R.T. oraz testu wydajności nośnika. Naturalnie, także ten program pozwala na zabezpieczenie dostępu do danych hasłem. Obie aplikacje są dość proste w obsłudze i każdy, kto ma do czynienia z jakąkolwiek elektroniką powinien się w nich odnaleźć. Gorzej, jeżeli ktoś nie zna innego języka poza naszym, rodzimym. Samsung wciąż nie przygotował tłumaczenia Samsung Magician w języku polskim.

 

Technikalia

Każdy nośnik Samsunga, który dotychczas testowałem operował danymi w oparciu o różne interfejsy. Dzięki wykorzystaniu złącza USB 3.2 Gen 2×2 (20 Gb/s), T9 okazał się najszybszym SSD z całej trójki. T5 Evo z kolei przyciągał uwagę pojemnością, ale za to oferował najwolniejszy transfer poprzez USB 3.2 Gen 1 (5 Gb/s). T7 Shield plasuje się pomiędzy nimi pozwalając na transfer z prędkością 10 Gb/s, który daje USB 3.2 Gen 2. Biorąc pod uwagę, że nawet laptopy i tablety z niższych półek cenowych obecnie wyposażane są w porty o takiej specyfikacji, to spora rzesza nabywców dysku będzie mogła wykorzystać jego potencjał w pełni.

Nowoczesne kości V-NAND, wykorzystanie protokołu NVMe oraz wydajność złącza USB 3.2 Gen 2 powinna w teorii pozwolić na transfer w okolicach 1050 MB/s w przypadku odczytu i 1000 MB/s w przypadku zapisu, co daje nam ok. 9-krotny wzrost wydajności w stosunku do wciąż popularnych ze względu na ich stosunek ceny do pojemności przenośnych dysków HDD. Producent po raz kolejny niechętnie dzieli się informacjami, jakich to kości NAND użył do stworzenia pamięci, ale krótkie śledztwo pokazało, że są to układy TLC, dość sensownie równoważące 959 zł, które za „Tarczę” trzeba zapłacić, z trwałością komórek pamięci.

Podobnie jak w przypadku pozostałych dwóch nośników przywoływanych w tym tekście, tak i w przypadku T7 Shield domyślnie został skonfigurowany z systemem plików exFAT. Oczywiście wystarczy szybkie formatowanie, aby ten stan rzeczy zmienić, niemniej większość użytkowników pewnie nie będzie widziała potrzeby. exFAT obsłużą komputery z ostatnimi wersjami systemu Windows, włącznie z 7, 8 oraz 8.1, dystrybucje Linuksa od Linux Kernel 5.7 i Ubuntu 22.04 w górę, a także współczesne wersje systemów od Apple. Do tego dochodzi obsługa przez konsole PlayStation 4 i 5 oraz obecną i poprzednią odsłonę konsoli Xbox. No i nie można zapomnieć o smartfonach i tabletach z Androidem oraz iPhone’ach.

 

Testy

Czas podłączyć dysk to gniazdka. W tym przypadku było to USB 4 z ThinkPada Z16 Gen 2, którego akurat równolegle gościłem na swoim biurku. USB 4 w tym laptopie pozwala na przesyłanie danych z maksymalną prędkością 40 Gb/s, a więc tak samo, jak w przypadku Thunderbolta 3 i 4, ale jako, że sam nośnik oferuje złącze o czterokrotnie niższej przepustowości, to o wykorzystaniu pełnego potencjału najnowszego standardu USB nie ma mowy.

Zgodnie z założeniami oczekiwałem od benchmarków wyników na poziomie ok. 950 MB/s. W zależności od programu sprawdzającego dysk, rezultaty te mogą być nieco niższe lub nieco wyższe, ale zakres powinien trzymać mniej więcej tego poziomu. Raczej nie liczyłem, że zobaczę deklarowane przez producenta wartości. To rzadkość.

Nośnik został przeze mnie przetestowany za pomocą trzech popularnych benchmarków: AS SSD, Crystal Disk Mark 8 oraz Atto Disk Benchmark. Nie omieszkałem oczywiście porównać uzyskanych rezultatów z tymi, które wygeneruje Samsung Magician. Wszystkie testy przeprowadzone były w trzech scenariuszach: kiedy dysk był pusty, przy zapełnieniu do 1,54 TB, a więc do 85% pojemności z 1,81 dostępnych dla użytkownika terabajtów, oraz kiedy dysk został zapełniony w pełni. Oto jak prezentują się rezultaty:

Jak widać, według większości testów dysk faktycznie operuje danymi z prędkością bliską maksymalnej teoretycznej, co jest bardzo dobrą wiadomością. Naturalnie, nieco niższe są wyniki pokazujące prędkość zapisu dysku, ale rzadko kiedy są one symetryczne. Najbardziej surowy dla T7 Shield okazał się test przeprowadzony przez AS SSD, jednak i te wyniki można uznać za w pełni zadowalające.

Jak się okazało, zapełnienie dysku do poziomu 85% nie wyrządziło żadnej krzywdy wydajności „t-siódemki” i w części testów wypadła ona nawet lepiej niż w przypadku pustej pamięci. To świetna wiadomość dla osób, których naczelnym hasłem jest „zapłaciłem za cały, to wykorzystam cały”…

 

…chociaż te 15% wolnej przestrzeni wciąż tam było… Więc postanowiłem jeszcze bardziej „dopchać” treści do wolnych komórek pamięci. Efekt? AS SSD odmówił współpracy, albowiem stwierdził, że na dysku nie ma już miejsca na jego test. Trudno. Pozostałe benchmarki jednak zgodnie pokazały, że T7 Shield jest w stanie pracować z pełną wydajnością również w momencie, gdzie wolnej przestrzeni pozostało tylko 2 GB.

 

 

Na koniec jeszcze kwestia nagrzewania się dysku. W ramach obciążenia, zwolniłem na dysku nieco miejsca, a następnie rozpocząłem kopiowanie na niego paczki o „wadze” 300 GB. Test został wykonany w mniej więcej połowie procesu, czyli w tym przypadku po ok. 9,5 minuty i po tym czasie pirometr wskazał wartość 44° C.

 

Podsumowanie

Pierwszy wniosek, jaki przyszedł mi do głowy po testach Samsunga T7 Shield, to stwierdzenie, że jest to produkt ze wszech miar bezpieczny. I nie chodzi mi tym razem wyłącznie o bezpieczeństwo przechowywanych na nim danych, o które dba szyfrowanie oraz odporna na uszkodzenia mechaniczne, pył i wodę obudowa, ale też bezpieczeństwo dla samego producenta. Ciężko byłoby, żeby tego typu sprzęt się nie sprzedawał albo nie trafiał w gusta większości użytkowników, którzy z tego typu gadżetów korzystają na co dzień.

Zgadza się tu w zasadzie wszystko: od kwestii estetycznych, poprzez te związane z bezpieczeństwem oraz, a może przede wszystkim, prędkością operowania danymi. Siedziałem z tym dyskiem, poużywałem, pokorzystałem i zasadniczo nie mam żadnego powodu, żeby się do czegoś przyczepić. Stosunek możliwości do ceny uważam za całkiem uczciwy, wydajność USB 3.2 Gen 2 raczej większości użytkowników do szczęścia wystarczy. Jeżeli faktycznie mamy tutaj pamięci TLC – to dodatkowy plus.

Skoro zaś sam twierdzę, że nie ma się do czego przyczepić i o T7 Shield mówię w samych pozytywach, to wydaje się, że bohater testu w pełni zasłużył na nasze wyróżnienie Techsetter Poleca!

 

Dysk na testy otrzymaliśmy od firmy Samsung. Opinia na jego temat należy w całości do autora recenzji.