Ciekawostka statystyczna: gdybym podsumował wszystkie moje urządzenia z własną pamięcią, z których na co dzień korzystam (no dobra, nie licząc smartwatcha), to wyszłoby mi nieco ponad 4 TB. Wliczając w to mojego służbowego laptopa (512 GB), domowego laptopa (512 GB), domowego peceta (łącznie 2 TB) oraz smartfon (256 GB). Wygląda to lekko żenująco na tle bohatera tej recenzji, a więc przenośnego dysku SSD T5 Evo od Samsunga.

Nie da się ukryć, że T5 Evo mocno wyróżnia się na rynku swoją pojemnością, gdyż mowa o przenośnym dysku flash zdolnym pomieścić 8 TB (dla użytkownika dostępne jest dokładnie 7,2 TB) danych. Robi wrażenie? Powinno. Tym bardziej, że na chwilę obecną T5 Evo raczej nie ma na rynku równorzędnego rywala w tej kategorii. Owszem, przenośne dyski o takiej pojemności można spotkać, ale nie dość, że są to już mocno trącące myszką pod kątem osiągów HDD, to w dodatku daleko im do kompaktowości nowego T5 Evo. Nie jest to zresztą jedyna opcja pojemnościowa, gdyż T5 Evo dostępny jest także w wersji zdolnej zmagazynować 2 TB oraz 4 TB.

Samsung T5 Evo zwraca na siebie uwagę także ceną, wszak za wariant 8 TB trzeba wyłożyć ok. 2700 zł. Czy to dużo, czy mało? Tutaj zdania mogą być podzielone. Bo z jednej strony otrzymujemy 8 TB w nośniku, który, już teraz mogę zdradzić, pod kątem wykonania zasługuje na wysoką notę, z drugiej – dysk dysponuje wyłącznie złączem USB 3.2 Gen 1 w kształcie USB-C, czyli mówiąc po „staremu” – 5-gigabitowym USB 3.0. Trzecia kwestia: spośród wszystkich flagowych dysków przenośnych Samsunga, T5 Evo pozycjonowany jest najniżej.

Jak całościowo prezentuje się T5 Evo? O tym w recenzji.

 

Specyfikacja

 Samsung T5 Evo
Typ dysku:SSD
Pojemność: 8 TB
Dostępne pojemności: - 2 TB
- 4 TB
- 8 TB
Rozmiary:40 x 95 x 17 mm
102 g
Obsługiwany interfejs:USB 3.2 Gen 1 (5 Gb/s)
Deklarowana prędkość:- zapis sekwencyjny: do 460 MB/s
- odczyt sekwencyjny: do 460 MB/s
Ważne cechy: - kabelek USB-C - USB-C w zestawie
- instalator Samsung Portable SSD na dysku (Windows oraz MacOS)
- obsługa szyfrowania AES-256
- odporność na upadki z wysokości 2 m
- 3 lata gwarancji

Wygląd zewnętrzny

Samsung T5 Evo to bez wątpienia i bez niepotrzebnej przesady dysk kieszonkowy, który bez problemu zmieści się w większości kieszeni spodni lub bluzy, kurtki, a tym bardziej w torebce, torbie na laptopa, plecaku, saszetce, a jak ktoś się postara, to i w większej portmonetce go upchnie. Dla tych, co cenią sobie liczby, podaję wymiary: 40 x 95 x 17 mm. W dodatku dysk w żadnym wypadku nie powinien nikomu zbytnio ciążyć, gdyż waży zaledwie nieco ponad 100 gramów.

Pod kątem wizualnym T5 Evo prezentuje się po prostu poprawnie i ciężko tu o jakieś fajerwerki i wodotryski, ale już jakość wykonania w pełni zasługuje na uznanie. Kości NAND zamknięto w metalowej obudowie, a obłą konstrukcję zabezpieczono dodatkowo gumą. Tym razem gładką, bez żadnego wzoru czy faktury, jak to miało miejsce w testowanym pod koniec ubiegłego roku Samsungu T9. Tyle, że odnoszę wrażenie, że tam wzór przypominający splot włókna węglowego pasował ze względu na sam kształt dysku. Tutaj byłby zbędnym kwiatkiem do kożucha.

Nawet gładka guma całkiem nieźle chroni nośnik przed przypadkowym wyślizgnięciem się z dłoni lub strąceniem go z biurka nieostrożnym ruchem ręki. W zasadzie jedyną jej wadą jest fakt, że bardzo lubi się z wszelkiej maści paprochami i kurzem, tak bardzo, że często trudno im się ze sobą rozstać, co doskonale pokazują zdjęcia. Taka już właściwość tego materiału, co zrobić? Zresztą, paprochy trzeba będzie od czasu do czasu usunąć także z gniazda USB-C, szczególnie jeżeli ktoś lubi nosić dysk „luzem” w kieszeni czy torbie. Brak jakiejkolwiek zaślepki wręcz zaprasza kłaczki do środka.

Wykonanie T5 Evo prezentuje się praktycznie jak w produkcie klasy premium. Jak już wspominałem, obudowa wykonana jest z metalu, a dokładniej – stopu aluminium. Z tego samego materiału wykonane jest także grafitowe „uszko” dla smyczki lub karabińczyka. Jest dość solidne i wydaje się godne zaufania. Producent twierdzi, że upadek dysku z wysokości do 2 metrów nie powinien elektronice wyrządzić żadnej krzywdy. Wiadomo, że lepiej tego nie sprawdzać, ale kiedy zdarza nam się czasem coś zrzucić z biurka, to warto mieć ten komfort psychiczny, że raczej żadna tragedia się nie wydarzy.

Koreańczycy nie wspominają nic na temat odporności obudowy na pył i wodę, więc bezpieczniej będzie przyjąć, że obudowa nie spełnia żadnej z norm chroniących przed nimi. Z drugiej jednak strony, jedynym newralgicznym miejscem w obudowie wydaje się wyłącznie port USB-C, więc najważniejsze, żeby w tamto miejsce nie dostała się żadna substancja zdolna zrobić elektronice kuku.

W pudełku z dyskiem znajduje się wyłącznie sam nośnik oraz kabelek USB-C – USB-C o długości 46 cm, co przekłada się na wygodne korzystanie z niego. Trochę nie rozumiem braku przewodu USB-C – USB-A, który znalazł się na wyposażeniu chociażby Samsunga T9 współpracującego z interfejsem USB 3.2 Gen 2×2. Czyżby Samsung uznał, że popularność USB-C jest już na tyle duża, że kabelek z większą wtyczką jest zbędny? A może to kolejna odsłona eko-trendu?

 

Software

Po wyjęciu z pudełka, T5 Evo nie jest całkowicie pusty. Na dysku znajdują się bowiem instalatory niewielkiej aplikacji Samsung Portable SSD w wersji dla systemu Windows oraz MacOS. Jej funkcjonalność jest bardzo ograniczona i w zasadzie kończy się na możliwości nadania nośnikowi własnej nazwy oraz utworzeniu hasła. O jakość szyfrowania dba standard AES-256.

Na zdecydowanie więcej pozwala aplikacja Samsung Magician, stworzona w celu wygodnego zarządzania nie tylko podłączonym do komputera, przenośnym T5 Evo, ale też innymi nośnikami, w tym systemowym. Instalator tym razem trzeba pobrać własnoręcznie ze strony Samsunga lub sklepu Google Play (w przypadku urządzeń z systemem Android).

Program pozwala na wygodny podgląd kondycji dysku, również w czasie rzeczywistym. Umożliwia także dostęp do tablicy S.M.A.R.T., a w zakładkach znajduje się jeszcze możliwość przetestowania dysku pod kątem wydajności. Nie zabrakło także możliwości przeprowadzenia szybkiej lub pełnej diagnostyki nośnika. Także i tu możliwe jest utworzenia hasła dla podłączonego T5 Evo, więc całościowo pakiet dostępnych w aplikacji funkcji wypada całkiem praktycznie. Niestety, Samsung Magician nie jest dostępny w języku polskim, co dla niektórych może stanowić pewną barierę. Albo motywację do nauki języka niemieckiego, angielskiego, hiszpańskiego, francuskiego, portugalskiego, rosyjskiego, koreańskiego, japońskiego lub chińskiego.

 

Technikalia

Samsung T5 Evo może co prawda przechować ogromną ilość danych, ale trzeba pamiętać, że przepustowość interfejsu USB 3.2 Gen 1 (USB 3.0) oraz kontrolera SATA III ma spore ograniczenia pod kątem transferu i ten wynosi maksymalnie 5 Gb/s (mimo że SATA III może pochwalić się transferem 6 Gb/s – USB jest tutaj „wąskim gardłem”), co przekłada się na maksymalnie 625 MB/s. I te ograniczenia są odczuwalne, szczególnie jeżeli ktoś chce przenosić na dysk pliki i foldery o dużej „wadze”. Kopiowanie folderu z plikami o różnej wielkości, który łącznie zawiera nieco ponad 2 TB danych trwa ok. 3 godzin. Nie da się ukryć, że dysk działający w oparciu o nowszą odsłonę USB byłby w stanie uporać się z tym dużo szybciej, co jest widoczne chociażby w przypadku testowanego przeze mnie Samsunga T9 – crème de la crème przenośnych dysków od Koreańczyków.

Wracając jednak do samej specyfikacji technicznej dysku, to chyba można z czystym sumieniem stwierdzić, że to jego pojemność jest jednocześnie jego koronnym atrybutem. Jak już nadmieniłem wcześniej, 8 TB było zarezerwowane dotąd dla 3,5-calowych dysków HDD, a te niestety nie grzeszą poręcznością i nie mogą pochwalić się taką prędkością operowania danymi, jak SSD. Do tego dochodzi jeszcze kwestia odporności na uszkodzenia mechaniczne – wiadomo, że HDD ze swoimi głowicami i tarczami magnetycznymi są dużo bardziej wrażliwe na wstrząsy i upadki, niż dyski flash bazujące na kościach NAND. No właśnie – Samsung po raz kolejny nie zdradza, jakich konkretnie układów użył do stworzenia dysku, jednak szczegółowe analizy, na które można natknąć się w Sieci zdradzają, że są to układy QLC. Warto się w tym miejscu na moment zatrzymać.

Spośród wszystkich dostępnych obecnie pamięci NAND, QLC (Quad-level cell) charakteryzuje się najniższą trwałością i jest w stanie wytrzymać mniej cykli zapisu/usuwania danych niż chociażby komórki TLC czy MLC. Wszystko przez to, że na jednej komórce pamięci możliwe jest zapisanie aż czterech bitów informacji. Z jednej strony warto pamiętać, że pamięci QLC to najtańsze rozwiązanie stosowane w nośnikach SSD, z drugiej – od dysku w tej cenie, z 3-letnią gwarancją, można mimo wszystko oczekiwać przynajmniej trwalszych układów TLC. Tyle tylko, że wtedy cena nośnika mogłaby być jeszcze wyższa.

Podobnie jak T9, T5 Evo fabrycznie korzysta z systemu plików exFAT, co jak najbardziej ma sens, szczególnie biorąc pod uwagę, że swój dysk Koreańczycy stworzyli m.in. z myślą o twórcach kreatywnych, którzy efekty swojej pracy nierzadko muszą przenosić pomiędzy różnymi systemami i urządzeniami. Z exFAT poradzą sobie komputery z systemem Windows 7, 10 oraz 11, MacBooki i iMac’i, konfiguracje z zainstalowanym Linuksem i Ubuntu, smartfony i tablety z Androidem oraz iOS, a także konsole PlayStation 4 i 5 oraz Xbox Series X/S.

Warto jednak sprawdzić, czy na każdym urządzeniu dysk będzie gotowy do działania od razu po podłączeniu. Na przykład na moim Samsungu Galaxy S23 system Android poprosił, aby najpierw dysk sformatować. Lepiej takich niespodzianek unikać, szczególnie jeżeli na dysku znalazło się już kilka terabajtów danych, a więc kilka godzin kopiowania. Po sformatowaniu nośnika, mogłem z niego korzystać bez ograniczeń.

 

Testy

Możliwości przetestowania T5 Evo pod kątem wydajności nie ma aż tak dużo, jak w przypadku Samsunga T9, wyposażonego w czterokrotne szybszy interfejs USB 3.2 Gen 2×2 (20 Gb/s). Tam warto było przetestować nośnik w kilku różnych scenariuszach: natywnym USB 3.2 Gen 2×2, a także USB 3.2 Gen 2 (10 Gb/s) oraz USB 3.2 Gen 1 (5 Gb/s). W tym przypadku nie ma sensu podłączać nośnika do szybszych złączy.

Wszystkie testy przeprowadzane były za pomocą laptopa Lenovo ThinkBook 16 G6 oraz obecnego w nim złącza Thunderbolt 4.

No i już na starcie mam kilka ciekawostek i wniosków, którymi warto się podzielić. Pierwsze testy były przeprowadzane na pustym nośniku, a następnie na zapełnionym do ok. 78% pojemności. To oznacza, że na dysku znajdowało się ok. 6,2 TB danych. Do testów zostały użyte popularny benchmark Cristal Disc Mark 8, niemniej popularny AS SSD, a także test wbudowany w aplikację Samsung Magician. Oto jak prezentują się rezultaty.

Jak się okazuje, Samsung w specyfikacji dysku nie kłamał i T5 Evo faktycznie jest w stanie operować danymi z prędkością bliską 460 MB/s (chociaż pomiędzy testami występują niewielkie rozbieżności) i to zarówno w przypadku zapisu, jak i odczytu sekwencyjnego. Można wręcz uznać, że rezultaty prezentują się symetrycznie, co pokazały testy syntetyczne. Dla przypomnienia dodam tylko, że maksymalna prędkość transferu, jaka jest w teorii możliwa do osiągnięcia przez interfejs USB 3.2 Gen 1 wynosi 625 MB/s, tak więc dysk jest w stanie wykorzystać niemal 75% potencjału złącza.

Trzeba jednak pamiętać, że w realnych warunkach prędkość może się nieco różnić, więc postanowiłem sprawdzić, jaką prędkość dysk będzie w stanie zaoferować w przypadku zgrywania na niego plików o różnej wielkości o łącznej wadze 48 GB. Okazało się, że w tym przypadku można liczyć na średni transfer w okolicach 270 – 310 MB/s. Podobne osiągi można było zobaczyć w przypadku dwu- oraz czterokrotnie większego folderu o zróżnicowanej zawartości.

Napchanie na nośnik różnego rodzaju plików i folderów do wartości 6,2 TB (78% zapełnienia) sprawiło, że dysk zwolnił pod kątem zapisu o niemal 200 MB/s i można było się tego spodziewać, biorąc pod uwagę, jak mocno zapełniony dysk „przyjmował” kolejne dane. Prędkość odczytu jednak pozostała praktycznie taka sama przez całą procedurę testową.

W ogóle, sięgając po dysk o takiej pojemności wyposażony w taki, a nie inny interfejs, trzeba się liczyć, że operowanie tymi danymi będzie trwać. Nie oszukujmy się – stworzenie na przykład archiwum o pojemności wykorzystanych przeze mnie w testach 6 TB to kilka godzin kopiowania. System Windows 10 obliczył natomiast, że usunięcie wszystkich plików zajmować będzie 22 minuty, a do tego doliczyć trzeba będzie kilka minut na samo zgromadzenie danych o plikach przechowywanych na dysku. Jeżeli ktoś chce przerzucać na dysk materiały dużymi partiami i w dodatku często nimi operować, musi się liczyć z tym, że T5 Evo to rozwiązanie dla cierpliwych.

W trakcie kopiowania danych na dysk przy okazji sprawdziłem temperaturę pracującego przez dłuższy czas dysku. Okazało się, że gumowa otulina potrafi się nagrzać do 43° C, w dotyku więc nośnik staje się ciepły, ale nie gorący.

 

Podsumowanie

Trochę ciężko o czarno-białą ocenę najpojemniejszego dysku przenośnego od Samsunga. Z jednej strony pod kątem pojemności to totalny Behemot na rynku. Nawet biorąc pod uwagę, że porządnie wykonany i świetnie prezentujący się, to nie ma co się oszukiwać – to właśnie liczba dostępnych terabajtów głównie odpowiada za kwotę, jaką za dysk należy uiścić, aby stać się jego posiadaczem. Mowa bowiem o 2769 zł, a więc kwocie niemalże astronomicznej, jak za dysk przenośny wyposażony w interfejs USB 3.2 Gen 1 oraz bazujący na układach QLC.  

I wydaje mi się, że choćbym nie wiem, co w tej recenzji napisał i jak bardzo próbował naginać rzeczywistość, to cena może bardziej odstraszać niż zachęcać potencjalnych nabywców. Tyle tylko, że dla osób potrzebujących tak wielkiego, podręcznego archiwum, alternatywa wygląda następująco: albo stosunkowo tani (ok. 800 – 1000 zł), ale za to wielki, 3,5-calowy HDD, albo drogi, ale za to szybszy, poręczniejszy i zdecydowanie bardziej odporny na trudy podróżowania T5 Evo. Na szczęście 8 TB to nie jedyna dostępna pojemność i wariant 4 TB można kupić w kwocie o połowę niższej, a najmniejszą wersję, zdolną pomieścić 2 TB danych – za nieco ponad 800 zł.

Myślę że kwestią czasu jest pojawienie się dysku SSD o takiej pojemności, ale wyposażonego w szybsze złącza, chociażby USB 3.2 Gen 2 lub Thunderbolt 4. Traktuję Samsunga T5 Evo również jako pewnego rodzaju „badanie rynku” przez Koreańczyków. Czy taki produkt ma w ogóle sens w przypadku dysków przenośnych? Czy opłaca się go wdrażać w wyższych seriach? Jeżeli odpowiedzi na te pytania okażą się pozytywne, to myślę, że niedługo także w serii T9 albo T7 znajdą się 8-terabajtowe dyski przenośne. Z tym, że chyba nie ma sensu liczyć, że będą tańsze, a wręcz przeciwnie.

 

Dysk na testy otrzymaliśmy od firmy Samsung. Opinia na jego temat należy w całości do autora recenzji.