A tymczasem w kraju… Kampania prezydencka nabiera rumieńców! Kandydaci ruszyli w Polskę, by przekonać suwerena do swoich wizji przyszłości. Wielkie sprawy dzieją się na naszych oczach! Jedni rozdają bułki, inni rozdają obietnice, jeszcze inni rozdają samych siebie w kilku wersjach. Sztaby pracują dzień i noc, by zwyciężyła demokracja, a nie – broń Boże – zdrowy rozsądek. Zatem przechodzimy do rzeczy.

 


Karol Nawrocki. Człowiek, któremu kampania kręci się sama!

Niektórzy kandydaci płacą miliony na doradców, spin-doktorów i media społecznościowe. Inni… dostają to wszystko za darmo! Karol Nawrocki, niezależny i, oczywiście, bezpartyjny kandydat, otrzymał w pakiecie najlepszy sztab wyborczy – sztab Rafała Trzaskowskiego. To dopiero prezent od losu!

W zeszłym tygodniu sztab Trzaskowskiego udowodnił, że jeśli ktoś ma pomóc Karolowi wygrać te wybory, to właśnie oni. Konferencje prasowe, które wyglądają jak happeningi studentów kulturoznawstwa? Są. Sprzeczne komunikaty? Oczywiście. Polityczne salto mortale, po których nie wiadomo, czy Polska ma być w Berlinie, czy Berlin w Polsce? Jak najbardziej.

Efekt? Pierwszy sondaż, który pokazuje, że w drugiej turze Nawrocki wychodzi zwycięsko. Wygląda nam na to, że pan Karol, zamiast się wysilać, mógłby spokojnie zasiąść w fotelu i popijać herbatę. Cóż, takiej strategii kampanijnej nie powstydziłby się nawet sam Machiavelli.


Rafał Trzaskowski. Człowiek na każdą okazję.

Czy w przyszłości Polska powinna wspierać wejście Ukrainy do Unii Europejskiej? Rafał Trzaskowski uważa, że absolutnie tak. Ale też absolutnie nie. I na pewno, ale może jednak nie. Kandydat Trzaskowski nie chce dzielić Polaków, więc oferuje każdemu to, co lubi. W sprawie Centralnego Portu Komunikacyjnego podobnie – Berlin już ma lotnisko, więc po co nam własne? Chyba że jednak potrzebujemy… ale nie za bardzo.

To niewątpliwie inspirująca postawa. Każdy wyborca znajdzie u Rafała swoje ulubione poglądy – wystarczy wybrać wersję wypowiedzi, która mu odpowiada. Dysonans poznawczy zrobi resztę.


Szymon Hołownia. Mr. Nice Guy, ale czy to działa?

Polityka to teatr, a w tym spektaklu pan Szymon postanowił przyjąć rolę sympatycznego sąsiada. Nie obraża, nie krzyczy, nie wchodzi w konflikty. Brzmi rozsądnie? Owszem. Problem w tym, że nikt nie zauważa jego istnienia.

Pan Szymon pojawia się to w kawiarni, to w kolejce do piekarni, to w przelotnej rozmowie na ulicy – jakby jego celem było wmieszanie się w tłum do tego stopnia, że nikt nie zapyta: „a pan to kto?”.

Ostatecznie wygląda na to, że złote dni p. Szymona, podobnie jak wcześniej Janusza P. i Ryszarda P., mamy już za sobą. A może to tylko cisza przed burzą? Czekamy na kampanię z przytupem. Chociaż po tygodniach ukrywania się kandydat będzie musiał zacząć od przedstawienia się z imienia i nazwiska.


Sławomir Mentzen. Kuce wiedzą swoje.

Kampania p. Sławomira płynie sobie spokojnym strumieniem, bez większych zakrętów. Wiec za wiecem, tłum za tłumem, post na portalu X za postem na portalu X. Wciąż te same postulaty, które pamiętają jeszcze najstarsi górale – niskie podatki, mniej Unii, zero migrantów i wolny rynek jak z libertariańskiej baśni.

Czy to strategia skuteczna? Być może. Ale pamiętajmy, że jego mistrz i mentor, Janusz Korwin-Mikke, także miał swoje stałe hasła – i przez dekady kończył zawsze w tym samym miejscu po odpaleniu protokołu 1%. Czy ta historia się powtórzy?


Magdalena Biejat. Problem z tożsamością.

Jeśli wyborcy nie wiedzą, kim jesteś – to masz problem. Jeśli twój komputer nie wie, kim jesteś – masz problem podwójny. Niestety, autokorekta wciąż poprawia nazwisko pani Magdaleny Biejat na „Bielat”, co może sugerować, że nawet maszyny nie traktują jej kampanii poważnie.

Na dodatek kandydatka zaskoczyła wyborców lewicy słowami: „to kobiety rodzą dzieci, a nie mężczyźni”. Wywołało to niemałą konsternację. Jak to, tak zupełnie bez przypisów i gwiazdek? Jakby tego było mało, pani Magdalena uznała, że prawo do decydowania o aborcji powinno należeć do kobiet. Tylko do kobiet. A gdzie miejsce dla osób rodzicielskich o innej identyfikacji? Lewicowa inteligencja wciąż próbuje znaleźć odpowiedź na to pytanie.


Grzegorz Braun. Czasem trzeba się pokłócić ze swoim sztabem.

W sztabie p. Grzegorza podobno zrobiło się gorąco. Jak gorąco? Nie wiadomo, ale na tyle, że kandydat postanowił publicznie ich skrytykować. Cóż, kto jak kto, ale Grzegorz Braun dzięki swojej bezkompromisowości potrafi dostarczyć wyborcom emocji.

Poza tym, wszystko po staremu – klimatyzm, dżenderyzm, restytucja monarchii i odwieczne ostrzeżenia przed kondominium niemiecko-rosyjskim, wiadomo pod czyim nadzorem, rzecz jasna. Ot, klasyka gatunku.


Krzysztof Stanowski. Kandydat bez programu, ale z celem.

Jest uczciwy jak mało kto. Nie obiecuje reform, nie planuje zmian, nie snuje wielkich wizji. Otwarcie mówi, że interesuje go tylko jedno – zostać kandydatem.

Podobno zbieranie podpisów idzie świetnie, więc marzenie pana Krzysztofa ma szansę się spełnić. Problem pojawi się w momencie, kiedy wyborcy zdecydują, że poza kandydowaniem mógłby też wygrać. I co wtedy? Tego nie wie nikt, prawdopodobnie także sam zainteresowany.


Adrian Zandberg. Wszystko dla ludu! 

Pan Adrian ruszył w Polskę, by bronić klasy pracującej przed bezlitosnymi kapitalistami. Jak na ironię, jego spotkania odbywają się w drogich knajpach i kawiarniach, gdzie latte kosztuje więcej niż dniówka w fabryce za czasów Gierka.

W tym tygodniu pan Adrian odwiedził Wrocław i Poznań, gdzie opowiadał o planach opodatkowania bogaczy, reformy systemu emerytalnego i wsparcia dla pracowników. No dobrze, ale czy ktoś zapytał pana Zandberga, skąd weźmie na to wszystko pieniądze? Oczywiście, że tak! A odpowiedź jest prosta – od tych, którzy jeszcze jakieś mają.

Cóż, plan jest przejrzysty i w pełni zgodny z duchem demokracji ludowej: zabrać bogatym, rozdać biednym. A co, jak zabraknie bogatych? No to już problem następnego pokolenia, więc nie zawracajmy sobie głowy.


Joanna Senyszyn. Tolerancja dla wybranych.

Pani profesor nie zwalnia tempa! W mijającym tygodniu spotkała się z wyborcami w Krakowie, gdzie głosiła swój program oparty na prawach kobiet, świeckim państwie i edukacji. A w praktyce? W praktyce tolerancja w wydaniu pani Joanny oznacza, że trzeba szanować ludzi o tych samych poglądach, co ona.

Tradycyjnie, nie zabrakło tematów historycznych. Żołnierze Wyklęci? Jak sama nazwa wskazuje – należy ich wykląć! – zdawała się tłumaczyć profesor (profesorka?) Senyszyn, czym po raz kolejny zapewniła sobie status ulubienicy w środowisku historyków IPN.

Na tym etapie kampanii trudno ocenić, czy pani Joanna zbierze wymaganą liczbę podpisów. Jeśli nie, zawsze może zostać ambasadorką tolerancji w Brukseli. W końcu tam też ceni się różnorodność – pod warunkiem, że wszyscy myślą tak samo.


Marek Jakubiak. Najpierw śmieci, potem Polska!

Pan Marek, znany piwowar i miłośnik klasycznych wartości, nie zamierza bawić się w populistyczne obietnice. On zaczyna od spraw fundamentalnych – i dlatego chce wyrzucić do kosza Zielony Ład.

Podczas spotkania w Białymstoku mówił o bezpieczeństwie energetycznym i potrzebie obrony suwerenności przed brukselskimi urzędnikami. Mówił z taką pasją i energią, że podobno niektórzy słuchacze… zasnęli z ekscytacji. Nie wiem, nie byłem.

Czy strategia „głośno krzyczeć, mówić prosto z mostu i rzucać mięsem” przyniesie sukces? Czas pokaże. Pewne jest jedno – wśród kandydatów na prezydenta Jakubiak jest tym, który na pewno nie boi się politycznej poprawności. Bo polityczna poprawność jeszcze o nim nie słyszała.

 


Jeśli coś pominęliśmy…

Polska scena polityczna zmienia się z dnia na dzień! Jeśli pominęliśmy jakąś kluczową deklarację, spektakularną wpadkę lub wielki przełom – prosimy o wyrażenie oburzenia w komentarzach. Być może coś z tym zrobimy. A może nie.

A teraz wracamy do czekania na kolejne polityczne fajerwerki. Miłego łykendu!

 

PS Tekst ma charakter satyryczny i jakakolwiek zbieżność nazwisk i wydarzeń z rzeczywistymi nazwiskami i wydarzeniami jest zamierzona.