Pamiętacie recenzję słuchawek OXS Storm G2? Jeżeli nie to zachęcam do sprawdzenia. Okazało się, że recenzja się spodobała polskiej dystrybucji sprzętu od OXS i otrzymałem propozycję sprawdzenia ich gamingowego soundbara. Takiego na wypasie. „No dobra”, odpowiedziałem krótko. Akceptacja tej propozycji poskutkowała tym, że niedługo po tym w moim domu znalazł się dość długi karton.
„Soundbar gamingowy” – wieloletnie doświadczenie podpowiadało mi, że będzie to oczywiście zwykły zestaw głośników w formie soundbara, ale jako, że gamingowy, to będzie miał co? Oczywiście, że mrygadełka! No i być może jakiś przepiękny, fikuśny kształt, taki wiecie – agresywny albo futurystyczny! Żeby się kojarzył gamingowo. No i co? No i już na starcie OXS Thunder Pro w połowie zamknął mi gębę, bo owszem, mrygadełka oczywiście są, tyle że ten soundbar jest po prostu… ładny.
No to jedziemy dalej, bo w dużym pudle znalazły się dwa mniejsze. W jednym był sam soundbar, a w drugim… zagłówek z głośnikami. Tak, dobrze przeczytaliście – zakładany na fotel zagłówek wyposażony w zestaw głośników, które zsynchronizowane z samym soundbarem oferują dźwięk przestrzenny. OXS chwali się, że jest to jedyne tego typu rozwiązanie na rynku. Jednak trzeba wiedzieć, że takie bajery to nie są tanie rzeczy i za taki zestaw trzeba wyłożyć ok. 2800 zł. To stanowi z niego najdroższy zestaw grający w ofercie tego producenta.
Tak więc, podsumowując, na testy otrzymałem gamingowy soundbar w systemie 7.1.2 (wliczając w to zagłówek, sam soundbar to 5.1.2) z certyfikacją Dolby Atmos i obsługą prawdziwego (skoro faktycznie mamy głośniki rozłożone również z tyłu głowy) dźwięku przestrzennego. No i tu zaczyna robić się jeszcze bardziej interesująco, szczególnie gdy do tego doliczymy mnóstwo możliwości podłączenia soundbara. No to sprawdźmy co potrafi, bo nawiązując do słynnej wypowiedzi Calvina Candie z filmu Django: miałeś moją ciekawość, ale teraz masz moją uwagę.
specyfikacja: | OXS Thunder Pro+ |
typ głośnika: | soundbar gamingowy 7.1.2 |
typ obudowy: | zamknięta |
materiał obudowy: | tworzywo |
rozmiary: | soundbar – 60,8 x 12,2 x 7,8 cm zagłówek – 29,4 x 17,1 x 11,2 cm |
Moc: | soundbar – 80 W (max. 160 W) Zagłówek – 10 W (max. 20 W) |
zasilanie: | przewodowe |
ważne cechy: | – kolorowe LED-y przy głośnikach – obsługa dźwięku przestrzennego Atmos – obsługa HDMI eARC – Bluetooth 5.0 – sam soundbar oferuje dźwięk 5.1.2. |
w pudełku: | – soundbar OXS Thunder Pro – pilot i baterie – przewodowy kontroler – przewody: USB-C – USB-A, HDMI, – zasilacz – zapasowe nóżki w dwóch rozmiarach – instrukcja – zagłówek OXS Satellite Neck Speaker wraz z przewodem USB-C – USB-C oraz „donglem” USB-A – instrukcje obsługi |
Recenzja dostępna jest takę w wersji wideo:
Obudowa i jakość wykonania
Zdarza się, że soundbary z wyższej półki mogą pochwalić się obudowami z drewna, najczęściej płyty MDF. Tak było chociażby w przypadku kosztującego podobne pieniądze soundbara Teufel Cinebar Ultima. Co prawda tamten zestaw w porównaniu do OXS Thunder Pro był istnym kolosem. Bohater tej recenzji prezentuje się dużo bardziej kompaktowo, co mi się bardzo podoba, biorąc pod uwagę, że jego habitatem powinno być biurko, a nie szafa pod sprzęt RTV. Długi na prawie 61 cm, głęboki na 12,2 cm i wysoki na niecałe 8 cm głośnik raczej bez większych problemów znajdzie dla siebie miejsce także na nieco mniejszych biurkach.




OXS Thunder Pro posiada konstrukcję wykonaną z szarego, matowego tworzywa. I nie jest to byle plastik-fantastik, a dość konkretny materiał. Z niego wykonano też spory kontroler podłączany do głośnika.
Poszczególne elementy soundbara są dokładnie i estetycznie spasowane. No i wizualnie głośnik jest po prostu spójny. W zamyśle producenta miał kojarzyć się z futurystycznym myśliwcem, stąd też gładkie, zaokrąglone linie oraz osłony dla bocznych i górnych głośników przypominające turbiny silników odrzutowych. Spod nich dociera nie tylko dźwięk, ale też światło podświetlających membrany LED-ów. Ich kolor oraz intensywność świecenia można regulować, ale możliwości z poziomu samego pilota są ograniczone do jasności (3 stopnie), zaś kolor zmienia się wyłącznie po zmianie ustawień equalizera. Trochę więcej możliwości daje aplikacja OXS Omni XSpace. O niej jednak nieco później.
Metalowa maskownica chroniąca front urządzenia ładnie komponuje się z całością. Także pod nią, za skrajach obu boków, znalazły się kolejne głośniki oraz podświetlenie, a na samym środku umieszczono niewielki wyświetlacz informujący o wybieranych przez nas opcjach i źródle dźwięku. W zasadzie jedyne czego brakowało mi w głośniku pod kątem samej konstrukcji, to jakaś konkretniejsza osłona membran dla subwoofera. Gdyby nie to, to mógłbym użyć stwierdzenia, że producent pomyślał o wszystkim, gdyż w kartonie z głośnikiem mamy nawet wymienne, gumowe nóżki w dwóch rozmiarach wkręcane pod spodem soundbara.




Porty
Może i producent zapomniał o maskownicy na basowe głośniki, ale za to pod kątem dostępnych portów mamy i sposobów na łączenie się głośnikiem mamy tu prawie wszystko, czego dusza zapragnie. Sposobów na sparowanie głośnika ze źródłem dźwięku mamy kilka, bo jest tu chociażby wejście HDMI, drugie HDMI z obsługą eARC (przydatne do podłączenia konsoli), klasyczne wejście AUX, USB-A, USB-C, a bezprzewodowe połączenie możliwe jest dzięki obsłudze Bluetooth 5.0. A żeby wszystko było pod ręką, to w głośniku znalazło się także wyjście dla słuchawek i mikrofonu. Zapewne zastanawiacie się co za duże, okrągłe gniazdo po środku? W to miejsce wpinany jest kontroler, którego główną funkcją jest włączanie/wyłączanie zestawu, regulacja głośności oraz przełączanie źródła dźwięku i gotowych profili dźwięku.
Zaskoczeniem jednak jest dla mnie nieobecność optycznego złącza, które znajduje się chociażby w tańszym OXS Thunder Lite.


Dodatki
OXS Satellite Neck Speakers
Najważniejszym dodatkiem do głośnika jest oczywiście zagłówek z wbudowanymi głośnikami. Producent nazwał je OXS Satellite Neck Speakers i w zasadzie nazwa ta oddaje w pełni jej sens. Rozwiązanie to dość osobliwe, ale sam patent mi się podoba. Tym bardziej, że odnoszę wrażenie, że projektując ten element, ktoś także się postarał i pomyślał o wszystkim. Sama poducha zagłówka jest dość spora, ale wykonano ją z miękkiej pianki. Powleczono ją poszewką, którą wzbogacono lekko gumowatą tkaniną w miejscu styku z głową, co bardzo mocno ułatwi utrzymanie jej w czystości. Tym bardziej, że chociaż z początku myślałem, że poszewkę będzie można zdjąć i wyprać (raczej ręcznie ze względu na obecność plastikowych maskownic po bokach), co sugerował zamek błyskawiczny z tyłu zagłówka, to jednak jest to niezdejmowalny element.





Z tyłu tej grającej poduchy znajdują się regulowane rozciągliwe paski zwieńczone klamrami umożliwiającymi zapięcie głośników na oparciu fotela. No właśnie – do zamontowania zagłówka niezbędny będzie fotel z wysokim oparciem, a najlepiej lekko zwężonym u góry. Nawet regulacja rozciągliwych pasków ma swoje granice.
Trzeba też wziąć pod uwagę, że zagłówek nie jest leciusią poduszeczką. Wewnątrz, oprócz pianki, znajdują się dwa głośniki, elektronika odpowiedzialna za bezprzewodowe połączenie z soundbarem za pomocą specjalnego nadajnika wpinanego do gniazda USB-A, a także bateria o pojemności 2400 mAh, co ma zapewnić do 12 godzin grania. Ładowanie odbywa się poprzez USB-C i producent deklaruje, że naładowanie „poduchy” trwa 2 godziny, zaś dzięki opcji Quick Charge ładowanie przez 10 minut ma wystarczyć na 2 godziny odtwarzania dźwięku.
Pilot
Do zestawu dołączono także niewielki pilot w kolorze czarnym, którego wykończono gumowatym tworzywem, kojarzącym mi się chociażby z niektórymi ThinkPadami od Lenovo. W przypadku tego pilota powłoka ta się sprawdza – jest przyjemna w dotyku, nadaje poczucia miękkości plastikowo brzmiącym przyciskom i ku mojemu zaskoczeniu – wcale nie zbierają zbyt upierdliwie śladów po paluchach. Oczywiście jeżeli te są czyste. Jedzenie chipsów i obsługa pilota tą samą ręką może się skończyć tylko w jeden sposób…
Czarny pilot jest leciutki i daje zdecydowanie więcej możliwości obsługi głośnika niż kontroler. Umożliwia sterowanie dźwiękiem, regulację ustawień, w tym związanych ze zwiększaniem bądź zmniejszaniem intensywności grania poszczególnych membran, szybki wybór źródła dźwięku czy zmianę profilu korektora.




Dźwięk
„Panie, w porządku, ale to ma grać, a nie wyglądać!” No niby tak, dlatego więc czas sprawdzić, co też takiego producent przygotował pod tym kątem. Zanim jednak do tego dojdę, to jeszcze jedna dygresja. Otóż sam soundbar z pilotem oraz kontrolerem to OXS Thunder Pro. Ale zestaw z dodanym do kompletu zagłówkiem to już OXS Thunder Pro+. Jeżeli zaś ktoś zdecyduje się na zakup opcji bez zagłówka, to może go później dokupić. Tylko trzeba wiedzieć, że będzie on oczywiście kompatybilny wyłącznie z tym zestawem.
Wracając. Sam soundbar oferuje dźwięk w konfiguracji 5.1.2. W konstrukcji wykorzystano głośniki współosiowe, znane chociażby z tego, że są w stanie dokładniej przekazywać dźwięk, bardziej kierunkowo, niż klasyczne „drivery”. W obudowie znalazły się dwa głośniki o średnicy 2,5” (u góry), aż cztery pełnozakresowe głośniki 1,5” (dwa na froncie i dwa po bokach) oraz dwa tweetery (głośniki wysokotonowe, także u góry) o średnicy 0,75”. Sparowanie „poduchy” z soundbarem dokłada nam dodatkowe dwa głośniki 1,75-calowe. Potencjał zatem jest. Moc wyjściowa soundbara wynosi 80 W, maksymalnie 160 W, natomiast zasilany bateryjnie zagłówek oferuje 10 W i 20 W w „peaku”.
OXS chwali się także wykorzystaniem układu DSP, który ma ten cały zestaw spiąć w jedną całość. To zaś ma zapewnić dźwięk czysty i bogaty, a jednocześnie pozbawiony zakłóceń i odpowiednio zoptymalizowany. Przynajmniej tak twierdzi strona producenta. Jak te wszystkie obietnice wypadają w praktyce?
Jak to gra?
Procedura testowa
Aby przetestować głośnik, zdecydowałem się sięgnąć po podobny zestaw treści, co podczas recenzowania słuchawek OXS Storm G2. Do STALKER-a 2: Heart of Chornobyl, którego nota bene wreszcie udało mi się ukończyć, dołącza tym razem Kingdom Come: Deliverance II. Doznania kinowe zaś nie tylko pozwolą sprawdzić mi fragmenty z trylogii Władcy Pierścieni, z ulubioną sceną szarży Rohirrimów dowodzonych przez króla Theodena podczas obrony Minas Thirith na czele, a także serialowe The Last of Us, za które wreszcie zdecydowałem się zabrać.
Do tego dochodzi kilka utworów muzycznych, które w mojej opinii są całkiem niezłym testem dla słuchawek i głośników nie tylko pod kątem jakości tego, co oferują same membrany pod kątem samych częstotliwości, ale też sprawdzenia selektywności poszczególnych dźwięków. Tak więc ponownie wziąłem na warsztat m.in. twórczość Heilung, Dream Theater, D’Angelo, a poza godzinami pracy przygrywał mi „DJ Shuffle”.
Gwoli ścisłości: z racji tego, że głośnik posiada sporo możliwości dobrania ustawień pod własne widzimisię, ja postaram się z tego skorzystać i testować go na standardowych ustawieniach korektora. To będzie grunt i punkt odniesienia. Pilot umożliwia dobranie sobie intensywności poszczególnych grup głośników (basy, soprany, tył, góra, boki) i te zostały dostosowane przeze mnie w taki sposób, aby zapewnić mi maksymalny komfort słuchania i jak najlepsze doznania słuchowe. Czy było to łatwe? Samo w sobie nie, bo pilot i soundbar są banalne w obsłudze. Ale znalezienie takiego optymalnego dla mnie efektu jednak trochę zabawy wymagało.




Dlaczego zdecydowałem się na taki sposób testowania? Po pierwsze – umożliwi mi on „wyciśnięcie” z zestawu jak najwięcej. Po drugie, mimo że w zamyśle producenta głośnik miałby stać przed ekranem komputera lub TV, to trzeba pamiętać, że akustyka różnych pokojów i pomieszczeń będzie inna i tak samo indywidualna wrażliwość na „rozkładanie się” dźwięków w przestrzeni. Trzeba też pamiętać, że z racji swojej mocy oraz dość niewielkich przetworników, OXS Thunder Pro przygotowano z myślą o nagłośnieniach raczej małych pomieszczeń niż ogromnych salonów. I faktycznie, moje doświadczenia pokazały, że soundbar oferował najwięcej siedząc maksymalnie ok.3-4 metry od niego. Później trochę zaczęło mi brakować basu, który ginął gdzieś w pomieszczeniu. Ale tu znowu trzeba zwrócić uwagę na akustykę danego pomieszczenia.
Zakładam też, że w innej odległości od głośnika będzie siedział posiadacz Xboksa czy „plejaka”, a innej reprezentant PC Master Race. Dlatego też każdy powinien dobrać ustawienia pod swoje warunki. Ja zaś plasuję się w ostatniej kategorii użytkowników, nie licząc zakupionego w ubiegłym roku Steam Decka.
Łączność
Kolejna ważna rzecz, o której trzeba wspomnieć. Soundbar ma kilka opcji na podłączenie: AUX, czyli klasycznym kablem jack 3,5 mm, Bluetooth 5.0, HDMI oraz USB. Żeby móc skorzystać z pełni dźwięku przestrzennego oferowanego przez głośniki, a więc i z grającego zagłówka OXS Satellite Neck Speakers, trzeba skorzystać z połączenia HDMI. Pozostałe opcje umożliwiają pełne wykorzystanie OXS Thunder Pro, ale „poducha” pod głową, mimo że wciąż może połączyć się z głośnikiem, to pozostanie niema. Zamiast systemu 7.1.2 będziemy mieć „podstawowy” 5.1.2.
Kilka słów należy jeszcze poświęcić połączeniu Bluetooth, bo chociaż mamy tu wersję 5.0, to jednak bywały momenty, że dźwięk i obraz minimalnie się „rozjeżdżały”, stąd też prosty wniosek, że sygnał zalicza niewielkie opóźnienie. Przy słuchaniu muzyki w żaden sposób to nie przeszkadza, ale już przy oglądaniu koncertu Heilung dało zauważyć, że uderzanie muzyków w bębny minimalnie mija się z dźwiękiem.




Gry
Skoro już wszystkie kwestie organizacyjne mamy omówione, to czas na wrażenia, bo jest tu o czym pisać. Najpierw na warsztat została wzięta kontynuacja przygód Henryka ze Skalicy, czyli Kingdom Come: Deliverance II. To w końcu zestaw grający dla graczy.
Gry oczywiście były testowane w pełnym 7.1.2. Gra bez problemu poradziła sobie z obsługą dźwięku przestrzennego, nie trzeba było nawet niczego przełączać w opcjach. Wystarczyło włączenie głośnika, wybór źródła „HDMI” oraz sparowanie zagłówka z soundbarem. I tu zaczęła dziać się magia!
Oprócz tego, że Kingdom Come: Deliverance II to świetna platforma testowa dla tego typu zestawów grających, to już pewnie wiecie z recenzji, że to doskonała produkcja w ogóle. Pod kątem udźwiękowienia prezentuje się kapitalnie, a aby o tym się przekonać wystarczy spędzić w grze dosłownie pierwsze minuty, bo już sam początek gry to krzyki, wybuchy, szczęk oręża, świstające wokół uszu bełty i strzały, rżenie koni i odgłosy wojskowych buciorów tworzące symfonię towarzyszącą oblężeniu zamku. Spokojnie, żaden to spoiler i tę scenę Warhorse pokazało już w zapowiedziach gry.
Jedną z najbardziej fenomenalnych rzeczy w KC:D II są… lasy. Oczywiście również w tej materii projektanci dźwięku stanęli na wysokości zadania, gdyż odgłosy deptanej trawy, drewna, liści, swoiste „Ptasie radio”, które ma tam swoją audycję, odgłosy deszczu i burzy – wszystko brzmi świetnie.
Dotychczas w kontynuację historii Henryka ze Skalicy grałem w słuchawkach, gdyż grać mogę głównie wieczorami, kiedy dzieciaki już śpią. Moja praca ma jednak to do siebie, że jeżeli mam na testach sprzęt gamingowy, no to w godzinach pracy musiałbym trochę pograć, co nie? No i co tu dużo mówić – to doświadczenie dźwięku przestrzennego może i nie wywróciło mojego świata do góry nogami, ale, kurczę, jak to fajnie brzmi, jak dźwięki rozmów, ptaków, przejeżdżającego obok jeźdźca faktycznie dają to uczucie otaczania z każdej strony. Z początku bałem się ewentualnych opóźnień pomiędzy soundbarem a bezprzewodowo sparowaną z nim „poduchą”, ale jak się okazało dongiel 5,8 GHz podłączany do soundbara żadnych opóźnień nie powoduje i komunikacja pomiędzy tymi dwoma elementami wypada doskonale.
Już przy okazji testowania słuchawek i ogrywania STALKER-a 2: Heart of Chornobyl, określiłem tę grę jako produkcję dla fanów ASMR. O nowej produkcji GSM Game Worlds można powiedzieć wiele, można marudzić i narzekać na różne aspekty, ale pod kątem udźwiękowienia jest to jedna z najlepszych gier w jakie grałem. Chyba tylko Red Dead Redemption 2 postawię wyżej. I może Wiedźmina 3: Dziki Gon.
Powiem jedno: Zona w połączeniu z OXS Thunder Pro+ brzmi jeszcze straszniej i niepokojąco niż na słuchawkach i to nie tylko zasługa „trójwymiarowości dźwięku”, ale też bardzo dobremu rozłożeniu poszczególnych dźwięków. Oczywiście poszczególne kanały sam sobie wyregulowałem po swojemu. Górne i boczne głośniki podkręciłem do poziomu +3 w skali od -6 do +6. Bas z kolei podkręciłem do +4, a soprany pozostały na domyślnym poziomie. Sama obecność przyjemnie brzmiących tweeterów mi wystarczyła, nie widziałem sensu w podkręcaniu ich, tym bardziej, że nie przepadam za zbyt „syczącymi” dźwiękami.
Efekt był taki, że nawet nie tyle wędrowanie przez Zonę wywoływało dodatkowe dreszcze, chociaż emocji nie brakowało chociażby w lokacjach, gdzie walczyło się jednocześnie z dwoma lub trzema Pijawkami – zmutowanymi gnidami, które atakują za zaskoczenia, po czym znikają, starają się zdezorientować gracza po to, żeby ponownie uderzyć znienacka. Paradoksalnie jednak otwarta przestrzeń nie robiła takiego wrażenia, jak lokacje zamknięte: jakieś zapomniane, tajne laboratoria, których w Zonie nie brakuje, tunele, fabryki, po których radośnie hasają i sapą Snorki (to te skaczące łajzy z maską przeciwgazową na pysku). Tam każde skrzypnięcie, każdy trzask, każdy niepokojący jęk metalu, warkot biegających mutantów, bzyczenie zepsutej elektroniki oraz inne efekty wywoływały mikro-zawał. Fenomenalne doznanie.
Oczywiście dźwięk przestrzenny to nie jedyne kwestie, na jakie zwróciłem uwagę. Bo złożoność dźwięków oferowanych przez OXS Thunder Pro zasługuje na kilka zdań także od strony samej jej jakości. No i tu podobało mi się wszystko – bardzo bogate i rozbudowane tony średnie są tu bazą wzbogaconą o wysokie tony dochodzące z dwóch niewielkich tweeterów. Bas jest soczysty, wyraźny, mocny. Przy czym już tu zwróciłem uwagę, że niskie tony wybrzmiewają tam gdzie potrzeba. Są intensywne, ale nie mają tendencji do dominacji, pozostawiając sporo przestrzeni wyższym częstotliwościom. Wszystko brzmiało klarownie i nie miałem wrażenia, że jakieś dźwięki są „zamulone” albo przepychają się pomiędzy sobą.
Filmy i seriale
Moim ulubionym poligonem testowym dla słuchawek i głośników jeżeli chodzi o filmy i seriale, jest scena szarży jeźdźców Rohanu z ekranizacji Władcy Pierścieni: Powrót króla. Tym razem jednak postanowiłem przypomnieć sobie całą ostatnią część trylogii w reżyserii Petera Jacksona, więc i pole do popisu było większe, a scen mocno rozbudowanych pod kątem dźwiękowym w filmie nie brakuje. Oprócz rzeczonej szarży (od przemowy króla Theodena do wbicia się ławy konnicy w masę orczego tałatajstwa) mamy tam przecież wymarsz orków z Cirith Ungol, gdzie popisać mogły się przetworniki basowe, scenę obiadu, podczas której Pippin raczy pieśnią Denethora, a w tym samym czasie oddział dowodzony przez Faramira wyrusza na zatracenie próbując odbić twierdzę Osgiliath, wiele spokojnych scen skupionych na dialogu, a w tle przygrywa muzyka symfoniczna skomponowana przez Howarda Shore’a.
No i co tu dużo mówić – to wszystko brzmi bogato. W zasadzie, nie rozwlekając się zanadto, mogę potwierdzić wszystko to, co napisałem w kontekście gier: dźwięki są ładnie rozłożone w niewielkiej przestrzeni, chociaż nie tak, jak w przypadku zestawów z wolnostojącymi satelitami. Spora liczba aktywnych membran zapewnia przyjemną selektywność, wysokotonowe głośniki ładnie podkolorowują wyższe partie ze środka skali, a bas uderza tam, gdzie uderzyć powinien, przy czym nie rozlewa się na inne dźwięki zasłaniając je.
Postapokaliptyczne The Last of Us stawia raczej na bardziej intymny klimat, ale pod kątem budowania napięcia za pomocą dźwięku serial wypada w mojej opinii świetnie. No i również w tym przypadku stosunkowo niewielki soundbar pokazuje swoje atuty pod kątem bardzo sensownego i selektywnego dystrybuowania poszczególnych dźwięków. I to zarówno podczas spokojnych scen, gdzie pierwsze skrzypce gra rozmowa bohaterów, jak i dużo bardziej dynamicznych fragmentów, gdzie słychać nie tylko krzyki, strzały, wybuchy oraz budującą napięcie muzykę.
Drugi odcinek serialu (spokojnie, nie będzie spoilerów!) zawiera scenę, w której bohaterowie muszę przejść przez opuszczony budynek nie wydając z siebie żadnego odgłosu i paradoksalnie była to jedna ze scen, która także pokazała jakość dźwięku oferowanego przez testowany soundbar. Bo chociaż był to fragment bardzo ubogi w dźwięki, to jednak klimat, jaki tworzyły skrzypiące podłogi, walące się gdzieś z boku ściany, stłumione sapanie bohaterów, spadające deski, a nawet szelest ubrań, a to wszystko w jakości Dolby Atmos i dźwiękiem przestrzennym, był kapitalny.
Muzyka
Pozostała mi do omówienia ostatnia kwestia dotycząca wrażeń słuchowych. Nie będę nikogo trzymał w niepewności i budował sztucznego napięcia – także pod tym kątem zestaw od OXS się broni, mimo że przecież nie jest to typowy zestaw muzyczny. OXS Thunder Pro+ wypadają trochę jak negatyw słuchawek OXS Storm G2. Tam narzekałem, że momentami basu jest za dużo i ma tendencję do przykrywania detali ze środka i końca skali. Tutaj bas wybrzmienia bardzo przyjemnie, ale nie chce dominować, dając duże pole do popisu pozostałym przetwornikom.
Dzięki średnio- i wysokotonowym membranom detali absolutnie nie brakuje. A jeżeli chodzi o bas, to wybrzmiewa ładnie i pełno, ale trochę brakuje mu pary, żeby gładko przekazać najniższe, wręcz buczące rejestry. Bardzo dobrze słychać to słychać w chociażby elektronicznych „All the way down” oraz „Dance for you” od Flirtini i SoDrumatic. Syntetyczny bas brzmi bardzo dobrze, dopóki nie przejdzie w te najniższe, „buczące” rejestry. Podobnie sprawa wygląda w „Unshaken” od D’Angelo. Fenomenalnie brzmi wokal, plumkająca na drugim planie gitara oraz inne smaczki, ale tym sunącym przez cały utwór tonom niskim brakuje nieco mocy.
Wbudowany subwoofer radzi sobie jednak dobrze basem pochodzącym z np. z bębnów czy wybuchów. Wszędzie tam, gdzie bas ma uderzyć, a nie ciągnąć się po podłodze, wybrzmiewa tak, jak powinien. Jest wyraźny, głęboki, soczysty. Ani przez moment nie brzmi, jak walenie w kartonowe pudło. Ten fakt doskonale pokazuje chociażby „Helvegen” czy „Lyfjaberg” od Wardruny, gdzie bębnów i kotłów nie brakuje. Przy tym dało się też zauważyć, że głęboki wokal wokalisty kolektywu, Einara Selvika, ładnie wypełnia nam pierwszy plan, jednocześnie dając wybrzmieć akompaniamentowi nie tylko synchronicznych uderzeń w membrany instrumentów perkusyjnych, ale też mniejszym „przeszkadzajkom” oraz głosowi wokalistki wspomagającej Selvika.
Przyspieszmy trochę i nadajmy dynamiki. Tu sprawdzi się Heilung oraz ich „In Madjan” oraz „Alfadhirhaiti”. Tam dzieje się dużo. Liczne instrumenty perkusyjne, harmonie, krzyki, melodyjny śpiew – soundbar nie miał łatwo. Ale poradził sobie bardzo dobrze, ponownie ładnie podkreślając to, co dzieje się na pierwszym planie, jednocześnie nie ignorując licznych szczegółów i ozdobników wybrzmiewających w tle.
Na koniec czas zamienić kotły na zestaw perkusyjny, odpalić gitary i klawisze oraz poprosić do mikrofonu Jamesa LaBrie. No i tu ponownie nie sensu bawić się w jakiś suspens, bo spotkanie OXS Thunder Pro z Dream Theater w zasadzie potwierdziło wszystko to, o czym pisałem wcześniej. Wysoka selektywność oraz odpowiednie rozlokowanie dźwięku na poszczególne kanały sprawiło, że dynamiczne „The glass prison” brzmiało bardzo przyjemnie i bogato. Podwójna stopa Portnoya, klawisze Rhudesa czy przede wszystkim gitara Petrucci’ego wybrzmiewały w sposób uporządkowany. Głośniki się nie „gubiły”. Skoro w tak zróżnicowanym i dynamicznym „środowisku” soundbar sobie poradził, to nie inaczej wypadły spokojne i bardziej melodyjne „Beneath the surface” czy „Wait for sleep”. Tu dodatkowo potwierdziło się, że OXS Thunder Pro bardzo ładnie, czytelnie i uporządkowanie podkreśla liczne detale kompozycji oraz wokal.
Aplikacja OXS Omni XSpace
OXS przygotowało także aplikację OXS Omni XSpace, którą można zarządzać głośnikiem. Nie jest to w zasadzie żaden niezbędny dodatek, gdyż prawdę powiedziawszy, jedyną jej przydatną funkcją, której nie można zmienić z poziomu pilota jest… zmiana koloru i trybu podświetlenia oraz możliwość całkowitego wyłączenia LED-ów. Szkoda, że nie można tu modyfikować ustawień korektora (można sobie tylko zobaczyć, jak ustawiono poszczególne suwaki dla przygotowanych profili) albo stworzyć swojego profilu. Aż by się prosiło w tak rozbudowanym zestawie grającym.



Można za to zmienić głośność poszczególnych kanałów, ale to również można zrobić za pomocą pilota. Mało tego, aby korzystać z aplikacji, trzeba zarejestrować się i utworzyć konto, co w mojej opinii jest bez sensu. W ogóle OXS Omni XSpace wydaje mi się aplikacją trochę „odfajkowaną”, stworzoną zgodnie z filozofią „pyk, pyk, pyk jako tako i fajrant”.
Nie będzie też pewnie zaskoczeniem, że korzystanie z OXS Omni XSpace wymaga połączenia przewodowego (USB lub HDMI).
Podsumowanie
Chociaż bardzo lubię pisać recenzje słuchawek czy głośników, to jest to zadanie trudne i trochę niewdzięczne. Powód jest prosty: gusta. Jak wiadomo, o tych się nie dyskutuje, chociaż dzielić się nimi jak najbardziej można. Niejednokrotnie ktoś pokazywał mi swoje nowe słuchawki czy głośniki z komendą „Posłuchaj jak fajnie grają!”, a po prezentacji okazywało się, że dla mnie były one co najwyżej niekaleczące uszu. Nic więcej, nic mniej.
OXS Thunder Pro+ wypadł w mojej opinii świetnie niemal pod każdym względem. Sam soundbar prezentuje się bardzo przyzwoicie i nie powinien odstraszać nawet użytkowników, którzy raczej „gamingowej” stylistyki unikają. Wykonany jest porządnie, a co najważniejsze – w dość przemyślany sposób. Pilot, przewodowy kontroler i OXS Satellite Neck Speaker są tego doskonałymi przykładami.
No właśnie – zagłówek. Przyznaję, że na początku nie byłem do końca przekonany do tego pomysłu, ale OXS się obroniło i dzięki głośnikom zainstalowanym w miękkiej piance faktycznie cały system oferuje satysfakcjonującej jakości dźwięk przestrzenny. Mało tego, także ten element został dobrze przemyślany i to się chwali. Jedyne na co można marudzić, to fakt, że poducha może być zamontowana wyłącznie na fotelu. „Kanapowcy” więc, jeżeli będzie im zależeć na poczuciu trójwymiarowości dźwięku, będę musieli pobawić się w MacGyvera i nieco pokombinować z instalacją zagłówka w innym miejscu…
Najważniejsze jednak, że nieważne, czy zdecydujemy się na układ 5.1.2, czy 7.1.2, zestaw brzmi bardzo dobrze. Bogactwo detali zapewniane przez membrany współosiowych głośników cieszy, podobnie jak optymalne wykorzystanie poszczególnych kanałów. Jedyne na co ja delikatnie kręcę nosem, to zbyt słaba reprodukcja tych najniższych pasm. Ale to można wybaczyć bo nie ma tu przecież dużego, niezależnego subwoofera, który można sobie niezależnie ustawić, żeby ten bas zoptymalizować.
Na sam koniec jednak trzeba przyjrzeć się cenie, bo chociaż zestaw od OXS przypadł mi do gustu, a granie w Kingdom Come: Deliverance II stało się przyjemniejsze dzięki dźwiękowi przestrzennemu, to jednak za tę przyjemność trzeba zapłacić ok. 2999 zł. Wersja OXS Thunder Pro, a więc bez „plusa” w postaci zagłówka, kosztuje z kolei ok. 2649 zł. Sporo, tym bardziej, że za tyle można kupić wolnostojący zestaw głośników w tym systemie.
Tyle że, po pierwsze – taki zestaw trzeba mieć gdzie rozlokować, co może być problematyczne w mniejszych pomieszczeniach, szczególnie jeżeli zależy nam na tym, żeby był on stanie porządnie wybrzmieć, a po drugie – tu już może nie obejść się bez dodatkowych półek, wiercenia w ścianach oraz innych kombinacji. Soundbar od OXS wystarczy postawić na biurku. Czy warto za takie połączenie bardzo dobrej jakości dźwięku i kompaktowości warto tyle za płacić? Ocenę pozostawiam Wam. Ja zaś zamieszczam OXS Thunder Pro+ w folderze z napisem „Kupiłbym”.
OFERTA
Partnerem technologicznym serwisu jest sklep notebooki.pl. Sprzęt został wypożyczony dzięki uprzejmości sklepu oraz dystrybutora marki OXS, a opinia na temat testowanego sprzętu należy w 100% do autora recenzji. Żadne osoby trzecie nie ingerowały w jej treść.
Dodaj komentarz