Niech błogosławiony będzie dzień, w którym ktoś wpadł na pomysł stworzenia bezprzewodowych słuchawek! Pewnie, dzisiaj to żadna nowość, a nawet powiedziałbym, że dla słuchawek mainstreamowych (czytaj: nie-audiofilskich) to norma. Ale doskonale pamiętam długie lata splątanych kabli, naderwanych wtyczek przerywających sygnał i innych tego typu atrakcji. Jasne, w kontekście słuchawek bezprzewodowych można powiedzieć, że jesteśmy przecież zależni od ich baterii. Ale coś wam powiem – lepiej od baterii niż od kabla, o!
Nie bez powodu o tym piszę. Jeżeli chodzi o moje słuchawki, to sprzętem codziennie grającym są moje kochaniutkie Marshall Major IV (wcześniej napisałem ich recenzję i od początku twierdziłem, że jak „soniacze” się zepsują, to kolejne będą właśnie Major IV i słowa dotrzymałem), a do peceta podłączone są, niestety przewodowo, HyperX Cloud Alpha. Niby to nie przeszkadza, gdyż kabel jest mocny i dość długi, ale jednak człowiek nieco uwiązany jest.
Alternatywa dla tego stanu rzeczy na rynku oczywiście jest i to nawet nieprzesadnie droga, co udowadniają OXS Storm G2 – gamingowe słuchawki bezprzewodowe z trybem Dual Mode (łączenie po Bluetooth lub nadajnik 2,4 GHz na USB) oraz opcjonalnie dopinanym przewodem i mikrofonem, obsługujące dźwięk 7.1 Virtual Surround. I tu ciekawostka, bo słuchawki w takiej konfiguracji kosztują 299 zł, co nie wydaje się przesadnie wygórowaną kwotą. Pytanie tylko, co za te trzy stówki otrzymujemy?
Specyfikacja
specyfikacja: | OXS Storm G2 |
---|---|
typ słuchawek: | bezprzewodowe, gamingowe słuchawki nauszne |
typ obudowy: | zamknięta |
materiał obudowy: | tworzywo, eko-skóra, stal |
waga: | 250 gramów |
redukcja hałasu: | tak, pasywna |
zasilanie: | bateria (1000 mAh) lub przewód |
mikrofon: | tak, wbudowany oraz dołączany, z ENC |
ważne cechy: | - łączność Dual Mode (przez nadajnik USB-A/USB-C 2,4 GHz) lub Bluetooth - wbudowany korektor (3 tryby) - długi czas pracy na baterii - podświetlenie LED na muszlach |
w pudełku: | - przewód USB-C - USB-A - dwustronny przewód jack 3,5 mm - mikrofon na elastycznym pałąku - nadajnik 2,4 GHz |
Wygląd i wykonanie
OXS Storm G2 prezentują się tak, że raczej nie pozostawiają złudzeń, co do ich przeznaczenia. No gaming jak się patrzy! Co prawda dopiero po ich uruchomieniu w oczy rzuca się LED-owa otoczka zewnętrznej części muszli oraz logo marki mieniące się we wszystkich kolorach tęczy, ale nawet bezpośrednio po wyjęciu z pudełka słuchawki nie starają się zachować neutralności. Czerwone przeszycia na pałąku słuchawek, czerwono wyściełane wnętrze muszli i czerwony pałąk mikrofonu same nasuwają skojarzenia. Jeżeli zaś należycie do grona osób, które migoczące elementy słuchawek traktują z takim samym poważaniem, jak białe kłaczki na czarnej marynarce, to na szczęście można je wyłączyć przytrzymując przycisk EQ.
Pod kątem wykonania OXS Storm G2 łączą w sobie elementy, które lubię i te, za którymi niespecjalnie przepadam. Do grupy tych pierwszych zaliczę na pewno szeroki i miękki pałąk, wykończony skóropodobnym materiałem, całkiem przyjemnym w dotyku skądinąd. Stalowy rdzeń pałąka otula tyle miękkiej pianki, że nie ma opcji, że zacznie on po jakimś czasie powodować dyskomfort u noszącego. A przynajmniej ja takowego nie doświadczyłem. Sam metal zaś sprawia, że raczej nie trzeba się martwić o jego wytrzymałość.
Nieco mniej dobrego mam do powiedzenia o samych muszlach z tworzywa pomalowanego na grafitowy, matowy kolor. Owszem, plastik jest twardy i prezentuje się estetycznie, ale… jest plastikiem ze wszystkimi swoimi wadami i zaletami. Zawiasy na muszlach, także wykonane z tworzywa, radośnie sobie skrzypią o plastikowe muszle, co nie każdemu, w tym mnie, może się podobać. Na szczęście, kiedy słuchawki już otulają głowę i uszy nic takiego się nie dzieje, ale wystarczy nawet lekko przejechać po nich dłońmi w celu poprawienia ich pozycji na głowie, aby zaśpiewały pieśń swojego ludu.
Na osobny akapit zasługują również przyciski oraz miejsca na wtyczki. Wszystkie porty ulokowano na lewej muszli. Znajduje się tam gniazdo jack dla przewodu, USB-C do ładowania słuchawek oraz wejście jack dla mikrofonu. Obok umieszczono pokrętło głośności oraz trzy przyciski: włączenia/wyłączenia słuchawek, włączenia/wyłączenia mikrofonu oraz equalizerem i podświetleniem w trzecim guziczku.
Na prawej słuchawce znalazł się pstryczek służący wyborowi źródła dźwięku: Bluetooth lub nadajnika USB 2,4 GHz dołączonego do zestawu. Swoją drogą, wykonanie tego ostatniego zasługuje na pochwałę, gdyż jest ono kompatybilne zarówno z klasycznym USB-A, jak i USB-C. Praktyczna rzecz, tym bardziej, że producent zwraca uwagę na jeszcze jedną kwestię – opóźnienie. W przypadku połączenia Bluetooth może ono sięgać okolic 100 ms, z kolei połączenie bezprzewodowe za pomocą „dongla” skraca ten czas czterokrotnie. Co prawda producent deklaruje, że w obu przypadkach połączenie będzie stabilne nawet 15 metrów od źródła, ale trzeba mieć na uwadze, że im więcej ścian i innych przeszkód stanie na drodze sygnału, tym ten dystans będzie mniejszy.
Skoro już jestem przy dodatkach, to te także zasługują na wspomnienie. W kartoniku ze słuchawkami, oprócz ich samych oraz nadajnika, znalazł się w mikrofon na elastycznym, czerwonym pałąku z gąbeczką, a także dwa przewody. Jak można się domyślić: jeden z nich to USB-A – USB-C służący ładowaniu baterii, a drugi to jack do połączenia przewodowego słuchawek ze źródłem.
Ergonomia
Wygoda noszenia
Jedną z największych zalet OXS Storm G2 jest ich ergonomia, z tym od razu uczulę, że słuchawki lepiej będą leżeć na głowie dorosłego niż dziecka. Ja w zasadzie nie musiałem rozsuwać pałąka, aby OXS wygodnie leżały na mojej głowie, nie uciskając przy tym ani czubka głowy, ani uszu. Grubość gąbki na pałąku oraz pianka Memory Foam pokryta eko-skórą pieczołowicie o to dbają. Chociaż OXS Storm 2 nie nazwałbym specjalnie kompaktowymi, to przyznać muszę, że są całkiem lekkie i ważą ok. 250 gramów – cały ten zestaw cech sprawia, że w moim przypadku ze słuchawek korzystało się po prostu wygodnie, nawet w czasie dłuższych sesji. Nie cisnęły ani uszu, ani głowy i to nawet pomimo tego, że noszę okulary. Pod tym kątem moje Marshall Major IV nie są aż tak łaskawe i lubią wbijać mi zauszniki w skronie. Na koniec zaznaczę jeszcze, że słuchawki dobrze trzymają się głowy, nie przesuwają się i nawet gwałtowniejsze ruchy głową nie sprawiają, że OXS Storm G2 mają ochotę z niej zeskoczyć.
Na plus także wypada komfort noszenia słuchawek pod kątem termicznym. Producent nie chwali się, czy zastosował w słuchawkach jakiś fikuśny system wentylacji, ale nawet 3-4 godzinki ze Storm G2 na uszach nie powodowały, że w uszy zaczynało robić mi się za ciepło. Mimo że muszle szczelnie otulają nasz narząd słuchu.
Obsługa
Pod kątem zarówno wizualnym, jak i czysto ergonomicznym, wrzucenie niemal wszystkich portów, przycisków i pokrętła regulacji głośności w jedną muszlę może wydawać się nieco ryzykownym posunięciem. I tak, jak pierwsza kwestia zależy mocno od indywidualnej wrażliwości estetycznej, tak druga może decydować o tym, czy komuś ze słuchawek będzie korzystać się wygodnie, czy jednak nie do końca. W mojej opinii słuchawki całościowo są wygodne w obsłudze, ale nie uciekły one od pewnych „ale”.
Na pierwszy ogień niech idą przyciski, bo w zasadzie do nich nie mam żadnych zastrzeżeń. Mimo że są trzy, to jednak są doskonale wyczuwalne. Ich klik jest lekki, ale także dobrze wyczuwalny i wyraźny, a ich umiejscowienie sprawia, że łapiąc lewą słuchawkę, kciuk wędruje w naturalny sposób od razu do nich. Pierwszy od góry odpowiada za zmianę ustawień equalizera, a jego przytrzymanie włącza lub wyłącza kolorowe podświetlenie. Środkowy przycisk to aktywacja/wyciszenie mikrofonu, a na samym dole, tuż przy rolce, ulokowano przycisk, którego kliknięcie zatrzyma/wznowi odtwarzanie, a przytrzymanie włączy/wyłączy słuchawki.
Czepiać się natomiast będę pokrętła głośności. W mojej opinii działa zbyt lekko i nieraz zdarzało się, że poprawiając słuchawki zahaczyłem o nie kciukiem i zmieniałem głośność dźwięku. A że skok pokrętła jest nierówny (raz zmieni głośność o 15, raz 13, a innym razem 20 procent), to momentami mogłem liczyć na delikatnie zwiększone wytwarzanie kortyzolu. Innego chwytu słuchawek jednak nauczyłem się dość szybko i też nie każdy będzie miał z tym problem. Ale już z nieprecyzyjnie działającym kółkiem do czynienia będzie miał praktycznie każdy i po pewnym czasie zrezygnowałem z prób „wyczucia” go na rzecz zmiany głośności przez klawisze skrótów na klawiaturze. Tak było po prostu łatwiej. I kortyzol nie skakał.
Jedyne czego mi brakowało wynika w zasadzie wyłącznie z mojego przyzwyczajenia do dżojstika z Majorów IV. OXS Storm G2 nie pozwalały przełączać kolejnych utworów na playliście (np. na Spotify) z poziomu słuchawek, więc chodząc z nimi po domu za każdym razem jak chciałem zmienić utwór, musiałem podejść do laptopa lub poszukać smartfona – w zależności, od tego co było w danym momencie źródłem dźwięku. Ale da się to łatwo wytłumaczyć i usprawiedliwić – to nie są słuchawki „muzyczne”, tylko gamingowe i jestem w stanie to zrozumieć.
Jak to gra?
Pora przejść do kwestii najbardziej istotnej, czyli jak OXS Storm G2 wypadają, kiedy raczą nas dźwiękiem. Zanim jednak opiszę swoje doznania, trzeba przyjrzeć się temu, co słuchawki oferują pod kątem sprzętowym.
OXS wykorzystało tu 50-milimetrowe, dynamiczne i pełnozakresowe przetworniki o paśmie przenoszenia 20 – 20 000 Hz. W teorii zatem powinniśmy otrzymać bardzo bogaty „środek”, wysokie soprany oraz głęboki bas. Producent nie podzielił się jednak impedancją słuchawek. Spory rozmiar membran oraz samych muszli sugeruje natomiast, że powinniśmy otrzymać całkiem szeroką scenę i nieco przestrzeni. A jako, że są to słuchawki gamingowe, to liczę też na sporą selektywność dźwięku. Fajnie jest słyszeć detale w grach, szczególnie tak mocno bazujących na klimacie, jak ogrywany przeze mnie ostatnio STALKER 2: Heart of Chornobyl.
Słuchawki posiadają wbudowane trzy zestawy ustawień korektora, przy czym domyślnym wydaje się być „Surround” i to właśnie na nim przeprowadzałem większość testów. Żeby jednak mieć pełen obraz tego, co słuchawki oferują sprawdziłem także ustawienia „Game” oraz „Music”.
Okazało się, że słuchawki faktycznie najpełniej brzmią na ustawieniu „Surround” oraz przy korzystaniu z kabla. Tryb „Gaming” mocno je ścisza, ogranicza bas oraz, niestety, sprawia, że słuchawki nie brzmią tak bogato. Tryb „Music” prezentuje się podobnie, ale za to bardziej podkręcony jest tu bas.
Muzyka
Chociaż nie są to słuchawki muzyczne, jak testowane już niemal 4 lata temu Marshall Major IV, to jednak sprawdzone zostały przeze mnie także i pod tym kątem. Zakładam, że raczej rzadko kto posiada dwie pary słuchawek – jedne na co dzień, na spacery, krzątanie się po domu i do wieczornego wsłuchiwania się w nową płytę Sanah albo Dawida Podsiadło, a drugie do grania i siedzenia przy komputerze/konsoli. Chociaż w sumie ja mam…
Nieważne. Ważne jest jak OXS Storm G2 radzą sobie z muzyką. Słuchawki zostały przeze mnie sprawdzone pod kątem różnych gatunków muzycznych i w zasadzie główny wniosek nasunął się dość szybko: to słuchawki dla bass-headów, czyli osób, które lubią bas. Sporo basu. Ale! Ku mojemu zaskoczeniu, nie był on przesadnie nachalny, chociaż czasami lubił rozlewać się zbyt mocno po dolnych rejestrach, przykrywając nieco detale. Zresztą, jeżeli komuś to przeszkadza, zalecam przejść na ustawienia „Gaming” basu jest zdecydowanie mniej. Tyle tylko, że i inne detale są gorzej słyszalne…
I tak, podczas słuchania spokojniejszych utworów od Dream Theater, gdzie dominowała gitara, pianino i wokal („Beneath the Surface”, „Wait for sleep”) całość brzmiała bardzo dobrze. Ale już w „The Glass Prison”, gdzie Mike Portnoy dwoił się i troił na swojej „perce”, a John Myung zdzierał palce na gitarze basowej, bas chciał się wyrwać i zaznaczyć swoją dominację. Podobnie w przypadku „Unshaken” od D’Angelo – utworu pochodzącego ze ścieżki dźwiękowej do Red Dead Redemption 2, w którym to przez praktycznie cały utwór towarzyszą głębokie „doły”, chcące wręcz sunąć po podłodze. Bas jest głęboki i jednocześnie miękki, ale mniej szczegółowy niż chociażby w moich Marshallach albo HyperX Cloud Alpha. Co ciekawe, to właśnie ten trzeci zestaw pod kątem serwowania tonów niskich był najostrożniejszy.
Bardzo dużo basu było także podczas raczenia się twórczością grup Heilung i Wardruna. Takie kompozycje, jak „Helvegen” i „Lyfjaberg” od Wardruny czy koncertowe wersje „In Madjan” oraz „Alfadirhaiti” to istne arcydzieła pod kątem tego, co się dzieje na scenie. Szczególnie w drugim przypadku, gdzie muzyka koncertowa siłą rzeczy nie jest aż tak dopieszczona, jak nagrania w studio. Kotły, bębny, śpiew gardłowy, popisy wokalne Marii Franz, wokalistki Heilung, liczne pomniejsze instrumenty i harmonijne okrzyki – dzieje się dużo, ale OXS chciałyby, aby słuchacz przede wszystkim zaraz przy głowie słyszał bogaty zestaw niskich tonów serwowanych przez bębny.
No właśnie, w każdym z wymienionych przypadków tony niskie wybrzmiewały dość blisko głowy, ale nie przeszkodziło to słuchawkom zachować całkiem szerokiej sceny, co z pewnością jest zasługą membran o średnicy 50 mm. I za to należy im się pochwała. Praktycznie w żadnym momencie nie miałem wrażenia, że poszczególne dźwięki zaczynają walczyć o moją uwagę i zaczynają zbijać się w mało przyjemny zlepek. Bardzo dobrze pokazał to właśnie „Alfadirhaiti”, gdzie każda kolejna „pętla” utworu dokłada kolejne głosy i instrumenty. Na pierwszym planie wyraźnie wybrzmiewają kotły i bębny oraz gardłowy śpiew wokalisty. Nieco odsunięty jest chór wojowników wyśpiewujący w harmonii hymn do Odyna, a jeszcze szerzej da się słyszeć różnego rodzaju pomniejsze perkusjonalia oraz okrzyki publiczności. Fajna sprawa!
Gry
To właśnie tutaj OXS Storm G2 mają szansę pokazać, na co naprawdę je stać i w zasadzie dopiero przechodząc do tego etapu testu zacząłem patrzeć na słuchawki nieco inaczej. Nie będę ukrywał, że pod kątem muzycznym, chociaż Storm G2 nie męczyły i oferowały całkiem sensowny dźwięk, to jednak zdecydowanie bardziej wole swoje prywatne zestawy.
Jak już wspominałem, w tym momencie jestem w trakcie zwiedzania zakamarków Zony w grze STALKER 2: Heart of Chornobyl i chociaż grze można sporo zarzucić pod kątem optymalizacji, stanu technicznego i niektórych składników samej gry, to nie można jej odmówić jednego – klimatu, który wręcz pożera. Jednym z jego elementów jest udźwiękowienie i pod tym kątem GSC Game World wykonało kapitalną robotę. I nie chodzi tu nawet o muzykę, ta jest, ale praktycznie się jej nie zauważa. Chodzi o udźwiękowienie Zony, o szelest liści, odgłosy z oddali, grzmoty i głębokie basowe dudnienie i mruczenie słyszane w oddali, odgłosy i wybuchy strzelanin, wrzaski mutantów, wodę kapiącą z sufitu bunkra lub schronu pamiętającego pierwszych sekretarzy Partii oraz niepokojące dźwięki wydobywające się z korytarzy ulokowanych pod ziemią laboratoriów.
Tu rzeczona selektywność oraz szeroka scena są sporą wartością dodaną, a dzięki zlokalizowanemu blisko głowy basowi strzały czy wybuchy, odgłosy biegania po drewnianych powierzchniach oraz inne tego typu dźwięki brzmią soczyście i faktycznie ma się wrażenie bycia w centrum akcji – jakkolwiek banalnie to stwierdzenie brzmi. Spore przetworniki całkiem dobrze radzą sobie z „rozkładaniem” w przestrzeni wszelkich odgłosów, dzięki czemu wszystko brzmi całkiem przyjemnie. Nie jest to jeszcze efekt, który znaleźć możemy w wokółusznych słuchawkach z wyższej półki, gdzie niekiedy mamy wrażenie bycia otoczonym przez dźwięk, ale OXS Storm G2 wypadają naprawdę przyzwoicie, biorąc pod uwagę do jakiego segmentu przynależą.
Słuchawki dobrze wypadły także pod kątem eksponowania detali, chociaż tu już bardziej podoba mi się to, co oferują prywatne Cloud Alpha. W nich wszelkie odgłosy „chrupania”, szczęk przeładowywanej broni, zrzucania zamka, dreptania po różnych powierzchniach czy odgłosy otoczenia są po prostu wyraźniejsze, bardziej soczyste. OXS również wypadają bardzo przyzwoicie, ale biorąc pod uwagę , że STALKER 2: Heart of Chornobyl to raj dla fanów ASMR, to da się zauważyć, że ponownie daje o sobie znać basowy kocyk przykrywający nieco zbyt mocno szczegóły ze środka skali i detale bazujące na wyższych częstotliwościach. Przez to szczegóły są troszkę zamulone i nie brzmią aż tak soczyście, jak bym oczekiwał.
Filmy i seriale
Moim ulubionym polem testowym dla słuchawek i głośników jest scena szarży Rohirrimów z filmu Władca Pierścieni: Powrót króla. Znajdę tam wszystko, co potrzebuję: spokojny początek i przemowę króla Theodena, okrzyki jeźdźców, początek szarży i narastającą dynamikę, a na końcu potężne uderzenie konnicy w orcze i goblinie ścierwo i odgłosy walki: rżenie i tętent koni, szczęk oręża, okrzyki, wszędobylski chaos. Każdy głośnik ma tutaj co robić.
Pod kątem doznać słuchowych w czasie oglądania filmów i seriali OXS Storm G2 potwierdziły w zasadzie wszystkie cechy, które wcześniej rzuciły się w uszy w trakcie gry. Jest wystarczająco szeroko i dość klarownie, aby dźwięki nie zlewały się w chaotyczną, kakofoniczną kulę, ale niekiedy brakuje zakrytych przez niskie tony szczegółów. Chociaż w tym momencie zacząłem się zastanawiać, czy to skutek mocnego wyeksponowania basów, czy jednak słuchawki cierpią nieco na zbyt słabo zaznaczone soprany? Poza tym, ponownie dało się słyszeć, że bas lubi wybrzmiewać blisko głowy, co może zakłócać poczucie przestrzeni, szczególnie tam, gdzie dzieje się dużo.
Dźwięk przestrzenny? Eee… chyba nie do końca…
Tym sposobem płynnie przejdę to kwestii obiecanego przez producenta dźwięku przestrzennego. No i jakby to powiedzieć… To, co oferuje pod tym względem zestaw od OXS ma niewiele wspólnego z prawdziwym dźwiękiem przestrzennym. Nie ma tu nawet krzty mojej złośliwości.
Pierwsze, co należy wiedzieć i czego właściwie należałoby się spodziewać, to fakt, że tryb „7.1 Virtual Surround” dostępny jest wyłącznie poprzez połączenie bezprzewodowe, czy to za pomocą Bluetooth, czy też dołączonego „dongla”. Połączenie ze źródłem za pomocą 3,5-milimetrowego jacka nie pomoże.
Korzystanie z trybu „7.1” faktycznie zmienia doznania słuchowe na lepsze, ale z drugiej strony nie liczcie na jakąkolwiek większą przestrzeń ponad to, co oferują same przetworniki. Nie spodziewajcie się magicznie, że nagle niektóre dźwięki będziecie słyszeć „bardziej z przodu” albo „bardziej z tyłu”. Stereo owszem, wypada świetnie. Ale o byciu otoczonym dźwiękami, jak ma to miejsce w prawdziwych zestawach 5.1 czy 7.1 raczej ciężko tu mówić.
Jeżeli więc pragnęliście zakupić OXS Storm G2 właśnie z myślą o „dźwięku przestrzennym”, to mimo swoich niewątpliwych innych zalet nie jest to zestaw, który Was pod tym kątem zadowoli. Niestety.
Mikrofony
Producent chwali się podwójnym mikrofonem, przy czym jeden jest wpinany do gniazda mini-jack, a drugi jest wbudowany w słuchawki. Producent chwali się, że mikrofony wyposażone są w ENC, a więc redukcję hałasu mającą „wycinać” nam odgłosy otoczenia. Poniżej znajdziecie krótką próbkę dźwięku, jaki mikrofony oferują i muszę przyznać, że jego jakość wypada całkiem nieźle. Co prawda można troszkę marudzić, że przechwycony dźwięk jest raczej płaski, ale to mikrofon mający służyć szybkiej komunikacji z drużyną w czasie gry, a nie nagrywaniu lektorskich i aktorskich popisów. Jego jakość w tej półce cenowej jest akceptowalna, szczególnie, że na nagraniu nie słychać krzątających się domowników i psa, który tuptał po drewnianych panelach i stukał w nie pazurkami. Nagranie zawiera wyłącznie mój głos i to się chwali.
Bateria i czas pracy
Producent deklaruje, że zainstalowany w słuchawkach akumulator o pojemności 1000 mAh jest w stanie zasilać słuchawki nawet przez 40 godzin. Warunkiem jest jednak to, żeby korzystać z 50% głośności i wyłączyć podświetlenie. Jeżeli komuś zależy na włączonych mrygadełkach, to musi liczyć się z tym, że energia w baterii wyczerpie się już po 24 godzinach, a więc niemal dwukrotnie szybciej.
Jedno jest jednak pewne – nawet dłuższa sesja z ulubioną grą nie powinna wyczerpać akumulatora zbyt szybko. No chyba, że ktoś szykuje się na prawdziwy maraton…
Jak ten czas wypadł w praktyce? Na potrzeby testów przyjąłem scenariusz mniej optymistyczny, w którym to kolorowe, LED-owe dodatki są włączone. Trudno jednak przyjąć, że słuchawki będą zawsze podkręcone na 50% głośności, dlatego postanowiłem korzystać z nich w sposób naturalny, a więc tak, jak w danym momencie potrzebuję. Podobnie ze sposobem skomunikowania ich ze źródłem, ale ograniczając się do połączenia bezprzewodowego. Gdy korzystałem ze swojej „stacjonarki” był to adapter 2,4 GHz, a podczas pracy i korzystania ze smartfona – Bluetooth.
Rezultat? Moje testy pokazały, że słuchawki są w stanie działać nawet przez ponad 24 godziny (dokładnie nieco ponad 26 godzin), więc producent w tej materii nie przesadzał. To wynik godny pochwały, tym bardziej, że wyłączywszy podświetlenie czas ten będzie można wydłużyć ponad dwukrotnie.
Podsumowanie
Nie sądziłem, że recenzja OXS Storm G2 zabierze mi aż tyle czasu. Ale jak się okazało – warto je było dokładnie sprawdzić i przetestować pod wieloma kątami. Nie będę ukrywał, że wizualnie słuchawki nie skradły mojego serduszka, chociaż wykonane są porządnie. Tworzywo na muszlach co prawda trąci lekko plastikiem, ale to pozory. Jedyną wadą całej konstrukcji okazały się delikatnie trzeszczące zawiasy. Słuchawki zasługują też na uznanie pod kątem komfortu noszenia oraz ogólnej ergonomii. Chociaż i tu jest łyżka dziegciu w postaci mało precyzyjnej rolki głośności.
OXS Storm G2 bronią się jednak pod katem oferowanej jakości dźwięku, chociaż bardziej ucieszą one osoby lubiące bas niż bardzo zróżnicowany i bogaty środek oraz szczegółowe soprany. 50-milimetrowe przetworniki zapewniają pewną przestrzeń dla dźwięku i zarówno podczas słuchania muzyki, jak i podczas grania oferowana przez nie jakość prezentowała całkiem niezły poziom. Szczególnie ten drugi aspekt wypadł porządnie, co jest o tyle ważne, że przecież mowa o słuchawkach dla graczy.
Nie mogę narzekać także na mikrofony i czas pracy na baterii. Podwójny mikrofon z ENC zaś spełnia swoje zadanie – komunikacja z innymi jest czytelna i bez zakłóceń, co jest istotną wartością dodaną, szczególnie jeżeli nie mieszka się samotnie. Największe rozczarowanie to oczywiście „7.1 Virtual Surround Sound” i zasadzie nie ma sensu, żebym rozpisywał się na ten temat więcej niż nazywając go „marketingową zarzutką”.
Finalnie, muszę odpowiedzieć na pytanie, czy OXS Storm G2 są warte 299 zł? Myślę że tak, chociaż trzeba też pamiętać, że konkurencja w tym przedziale cenowym jest naprawdę spora. Słuchawki jednak mają kilka argumentów, żeby finalnie stać się kolejnym atrybutem czyjejś „świątyni gamingu”.
Potwierdzam, bass w tych słuchawkach robi robotę, zwłaszcza podczas grania. Zdecydowanie polecam, przesiadłem się z H5 i są zdecydowanie lepsze za połowę ceny.
Cena/jakość – tutaj ciężko to przebić, niech mi ktoś pokaże słuchawki wireless poniżej 300 zł które oferują tyle:)Najbliżej cenowo jest logitech, ale max 18h baterii – realnie 11-14h..