I nie, nie chodzi tutaj o nieuchronnie nadchodzącą zmianę paliw kopalnych na elektryczność. Niezależnie od tego, czy auta, którymi zaczniemy jeździć za kilka lat będziemy ładować z gniazdka w garażu, czy też tankować na stacji benzynowej zmianie ulegnie wszystko. Oto bowiem, warunkach niemal kompletnej ciszy medialnej, Komisja Rynku Wewnętrznego i Ochrony Konsumentów Parlamentu Europejskiego (IMCO) debatuje nad obligatoryjnym wyposażaniem samochodów sprzedawanych na wspólnotowym rynku w system ISA (Intelligent Speed Assistant), czyli inteligentnego asystenta prędkości. System ten, w oparciu o GPS oraz kamery rozpoznające znaki drogowe, będzie głośno informował o niezastosowaniu się do obowiązujących ograniczeń, a ostatecznie automatycznie dostosowywał prędkość samochodu. Kierowca nie będzie miał wiele do gadania, ot samochód sam zdecyduje z jaką maksymalną prędkością będzie się przemieszczał w oparciu o zewnętrzne dane. To, wraz z obowiązkowo instalowanymi systemami ostrzegania o zmianie pasa ruchu czy ostrzegania o nadmiernym zmęczeniu kierowcy, jest kolejnym krokiem na drodze do samochodów autonomicznych.

 

 

Jest to wiadomość bardzo zła nie tylko dla policji, która straci poważne źródło finansowania i zasilania budżetu z mandatów za przekroczenie prędkości. Niestety jest to również bardzo zła wiadomość dla wszystkich kierowców. Zwłaszcza w Polsce, gdzie panuje koszmarny bałagan w ograniczeniach prędkości ustanawianych nadmiernie w wielu miejscach, gdzie takiej potrzeby nie ma. Często na obwodnicach miast spotykamy ograniczenie do 50 km/h, z którym dzisiaj kierowcy radzą sobie zwyczajnie je ignorując. Po wprowadzeniu systemu ISA będziemy widzieli sznury snujących się mozolnie samochodów niekoniecznie tam, gdzie niska prędkość jest wskazana. Wracając jednak do ustaleń Komisji – propozycja wprowadzenia obowiązku instalowania systemu ISA spotkała się z jej przychylnością i wiele wskazuje na to, że prawo takie ma szansę zostać ustanowione jeszcze przed tegorocznymi wyborami do Parlamentu Europejskiego.

Nie sądzę również, że Parlament Europejski zgodzi się na to, aby system mógł być przez kierowcę wyłączany – to by postawiło sens całej dyskusji pod znakiem zapytania. A nawet jeśli tak się wydarzy, to zapewne będzie to rozwiązanie przejściowe, które zakończy się wprowadzeniem niewyłączalnego systemu. Nie zrozumcie mnie źle, nie popieram łamania limitów prędkości i niebezpiecznej jazdy. Sam w swojej niemal trzydziestoletniej karierze kierowcy zostałem ukarany tylko raz za przekroczenie prędkości i to w miejscu podobnym do opisanego powyżej, czyli bezpiecznym dla szybkiej jazdy, ale z ustawionym znakiem ograniczenia, który nie miał żadnego uzasadnienia.

 

 

Wyobraźmy sobie, jak taka regulacja wpłynie na nasze codzienne życie. Owszem, na drogach będzie może nieco bezpieczniej, ale czy mniej nerwowo? W to wątpię. Komisja szacuje, że system może zmniejszyć liczbę ofiar śmiertelnych o ponad 5000 rocznie, ale ile osób wpadnie w śmiertelną frustrację, tego już niestety nie wiemy. Owszem, policjanci będą mogli zezłomować swoje suszarki. Ale co się stanie z rynkiem samochodowym? Co poczną producenci produkujący wózki o sportowym zacięciu? Który Kowalski czy Schmidt kupi teraz dwustukonną brykę, żeby nigdy nie przekroczyć nią 90 km/h? A mówimy tu o ogromnym rynku samochodowym, jakim jest Unia Europejska! Producenci aut próbują przekonać Komisję do implementacji innych rozwiązań, na przykład samych ostrzeżeń o przekraczaniu dozwolonej prędkości, ale powiedzmy sobie otwarcie: stoją na bardzo słabej pozycji negocjacyjnej. W końcu chodzi o bezpieczeństwo i przestrzeganie prawa, a przekraczanie dozwolonej prędkości jest jego łamaniem. Jak będzie wyglądał rynek motoryzacyjny kilka lat po wprowadzeniu ISA? Tego dzisiaj nie wiemy, ale na wszelki wypadek nie pozbywajcie się swoich samochodów albo, jeśli planujecie zakup, zróbcie to zanim te regulacje wejdą w życie. A później się zobaczy…