Tak jest, dzisiaj, czyli 28 stycznia, przypada dzień, który szczególnie w dzisiejszych czasach warto obchodzić codziennie. W tym roku przypada 14. odsłona tego corocznego „święta”. Utworzone przez Radę Europy wydarzenie ma na celu podnoszenie świadomości mieszkańców Unii Europejskiej w temacie ochronny danych osobowych oraz swojej prywatności, a także wyrobienie w obywatelach tzw. „dobrych praktyk”, pomagających chronić wrażliwe informacje o nas i naszych bliskich.

Temat ten był wrażliwy właściwie od zawsze, ale odkąd wybuchła cyfrowa rewolucja, później moda na portale społecznościowe, a dzisiaj nawet niektóre sprawy urzędowe jesteśmy w stanie załatwić przez przeglądarkę internetową – edukacja w tym temacie jest tym bardziej potrzebna. Unia Europejska zaś już w 1981 roku spisała Konwencję 108 Rady Europy w sprawie ochrony osób w zakresie zautomatyzowanego przetwarzania danych osobowych. To właśnie w rocznicę stworzenia tego aktu prawnego, będącego pierwszym tego typu przepisem o zasięgu międzynarodowym, obchodzony jest Europejski Dzień Ochrony Danych Osobowych.

Dzisiaj bardzo często musimy dzielić się z innymi podmiotami swoimi danymi. Nawet dokonując zakupów w sklepie internetowym podajemy przecież swoje imię i nazwisko oraz adres zamieszkania. W innych sklepach „podpinamy” do kont swoje karty kredytowe lub płatnicze. I teoretycznie wszystko jest ok, do czasu większego wycieku danych. Te niestety się przytrafiają zarówno małym firmom i sieciom, jak i gigantom. Imię, nazwisko, adres e-mail, miejsce zamieszkania, numer konta, numer telefonu, historia zakupów – wszystkie te dane nalezą do danych osobowych i w nieodpowiednich rękach mogą narazić nas i/lub naszych bliskich na nieprzyjemności. W ostatnim roku głośno również było o nielegalnym gromadzeniu danych przez Google, Amazon, Apple czy Facebooka.

Jednak z portalami społecznościowymi jest inny problem – pomijając zdarzenia losowe narażające nasze dane na wyciek i dostanie się w niepowołane ręce, to często my sami bezmyślnie publikujemy zdjęcia lub informacje mogące zostać wykorzystane w przez cyberprzestępców. Dlatego warto o tym pamiętać.

Żeby nie być gołosłownym – być może niektórym z Was obiła się o uszy historia z kartą pokładową polskiej celebrytki i dziennikarki Kingi Rusin. Otóż pani Kinga opublikowała na swoim Instagramie zdjęcie wspomnianego dokumentu lotniczego. I dla zdecydowanej większości nic to za bardzo nie znaczyło. Ale dla osoby wiedzącej jak wykorzystać takie dane było to istne zaproszenie do dojścia do danych wrażliwych Kingi Rusin, takich jak numer paszportu, numer karty płatniczej, daty urodzenia itd. A wystarczył do tego… kod kreskowy z fotografii biletu i znajomość imienia i nazwiska dziennikarki. Po zalogowaniu się na konto pani Rusin, osoba mogła nawet odwołać jej lot. Opis całej sytuacji oraz dokładne wyjaśnienie, w jaki sposób było to możliwe i jak łatwo można dojść „po nitce do kłębka” znajdziecie na stronie bloga 2b3.in.

Cała historia skończyła się szczęśliwie – bloger ostrzegł Kingę Rusin, na jakie niebezpieczeństwo się wystawiła, a zdjęcie po kilku godzinach zniknęło z profilu na Instagramie. Niemniej – gdyby wspomniany bloger okazał się osobą o nieczystych intencjach, prezenterka nie miałaby raczej udanej podróży. O ile w ogóle by ją odbyła…

Dlatego pamiętajcie – zamieszczanie na portalach społecznościowych zdjęć i wpisów z danymi osobowymi nie jest specjalnie mądre i bezpieczne.

A z racji tego, że sezon ferii zimowych trwa w najlepsze (w tym tygodniu ferie rozpoczęły województwa: kujawsko-pomorskie, lubuskie, małopolskie, wielkopolskie i świętokrzyskie), to warto przypomnieć, że właściciele wszelkiego rodzaju wypożyczalni sprzętu do zimowych szaleństw nie mają prawa prosić o zastaw w postaci dowodu osobistego. Taka praktyka jest nielegalna (art. 79  ustawy o dowodach osobistych)  I niebezpieczna dla Was.

 

Źródło: 2b3.in, uodo.gov.pl, coe.int