Choć nie zaczynałem od Commodore 64, a od Atari 2600 (po starszym kuzynie) i Pegasusa (będącego w istocie spiraconą wersją konsoli NES), C64 także odegrało w moim życiu swoją rolę – głównie za sprawą kolegi z bloku obok, do którego, charakterystycznym zwyczajem większości dzieciaków z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, przychodziliśmy wspólnie z innymi kumplami „na gry”.

 

 

Moda na retro przywróciła nam konsole NES i dała popularność grom niezależnym. Już wkrótce do nostalgicznego grona retro-konsol czy gramofonów dołączy C64 Maxi, czyli nieco uwspółcześniona wersja klasycznego Commodore 64. Uwspółcześniona m.in. o będące dziś w powszechnym użytku porty, które pozwolą na podłączenie sprzętu do nowoczesnych ekranów (telewizorów i monitorów). Nie licząc jednak zmian tego typu – koniecznych, jak się wydaje, nawet w sprzęcie z półki „retro” – C64 pozostanie tym, czym było Commodore 64. A więc, dla większości, narzędziem zabawy.

 

Z myślą o tych właśnie odbiorcach na komputerze preinstalowane będą najpopularniejsze klasyczne produkcje. Jeżeli więc tęsknicie za partyjką w Boulder Dash, to C64 Maxi jest stworzone z myślą o Was. Cena również nie przeraża – nieledwie 500 zł (499,99) to stosunkowo niewiele jak za możliwość cofnięcia się w czasie. Komputer trafi do sklepów 12 grudnia – w samym środku przedświątecznego szaleństwa zakupów. Jeżeli zastanawiacie się nad prezentem dla retro-gamerów, C64 Maxi może okazać się strzałem w dziesiątkę.