Obiecane, wykonane, pozamiatane

Pamiętam, jakby to było dziś – niecierpliwe wyczekiwanie, obsesyjne przeszukiwanie kolejnej strony za nowym skrawkiem informacji o legendarnej już trzeciej części Wiedźmina.
W dniu premiery 50-sekundowej zapowiedzi z ikonicznym amuletem Szkoły Wilka w roli głównej, dopieszczonej znajomym motywem muzycznym z jedynki, momentalnie poczułem, że Dziki Gon będzie oczekiwanym przeze mnie powrotem do korzeni serii. Skoro tak krótki i prosty teaser był w stanie tak mocno mnie zaciekawić, to jak bardzo urosły moje oczekiwania w momencie, gdy ukazały się pierwsze screeny oraz pełnoprawne trailery?

 

 

Widok Geralta po raz pierwszy w serii na sławnej Płotce, na horyzoncie połacie lasów oraz ośnieżone szczyty górskie, a nad nimi gęste, czarne chmury. Wszystko to w stonowanej, zimnej kolorystyce, coś jak połączenie Skyrima z naszym słowiańskim klimatem. Do tego piękne tekstury i efekty graficzne sugerujące mi, że czas na porządną rozbudowę mojego leciwego PC-ta. Oczami wyobraźni starałem się jakoś urzeczywistnić obraz przejażdżki po lasach królestw północy, wspinaczki po skutych lodem górach Skellige oraz wędrówki po brudnych i nieprzyjaznych bagnach w Velen. Serce przekonywało mnie, że czekam na swoją grę dekady, zdrowy rozsądek jednak zadawał pytania. Jak bardzo deweloperzy muszą spłycić linię fabularną dla możliwości stworzenia tak wielkiej i otwartej gry? Nie chciałem dostać kolejnego The Elder Scrolls w wersji 2.0, lecz kontynuację głębokiej, dojrzałej i brutalnej historii, bez questów-wydmuszek, którymi „grindujemy” naszą postać.

 

Rozmach i wielkość świata ukazanego w trailerach świadczyły o wielkiej ambicji CD Projekt RED

 

Odpowiedzią na moje pytania były zwiastuny, znakomicie podkręcające atmosferę oczekiwania i zdradzające coraz więcej szczegółów na temat tej gamingowej superprodukcji. Wielka, otwarta mapa? Będzie. Nieliniowa, porywająca fabuła z szerokim wachlarzem trudnych wyborów moralnych? Jak najbardziej. Jeszcze większy nacisk na strukturę gier RPG? Nie ma sprawy. Wszystkie te obietnice stworzyły olbrzymie podłoże pod tak zwany „hype train”, którego trasa mogła zaprowadzić nas do najlepszej gry roku lub odbić się twórcom czkawką – zwyczajnie „dobry” produkt nie spełniłby rozbuchanych oczekiwań fanów. Na szczęście składane obietnice przełożyły się na ciężką pracę załogi CD Projekt Red. I chociaż od premiery gry minęły już ponad 3 lata, nadal z chęcią wracam do tych zapowiedzi, zastanawiając się jaka będzie kontynuacja Dzikiego Gonu i jaki kierunek obejmie.

 

Nie zawsze było tak nie-kolorowo

Obecnie Wiedźmin 3 uznawany jest przez liczne grono graczy za najlepszą grę RPG – a tego sukcesu nie zapowiadała druga część trylogii. Nie zrozumcie mnie źle – „Zabójców Królów” przeszedłem około 10 razy i zakładam, iż świetnie bym się bawił przechodząc ten tytuł po raz jedenasty. Trzeba jednak pamiętać o ograniczeniach technicznych Wiedźmina 2, wynikających z poprzedniej wersji silnika Red Engine, oraz o bolączkach w postaci zbyt barwnej kolorystyki i ścieżki dźwiękowej, gryzących się z wizją brudnego świata wykreowanego przez Andrzeja Sapkowskiego.

 

Wiedźmin 2 to naprawdę świetna gra, szkoda tylko, że rozgrywce doskwierał krótki czas rozdziałów oraz ciasne lokacje.

 

Nieliniowa ścieżka fabularna składająca się z całej listy wyborów i ich późniejszych konsekwencji, zaowocowała stosunkowo krótką historią oraz małymi i zamkniętymi lokacjami. Geralt pozbawiony umiejętności skoku, czy też armia „sklonowanych” mieszkańców miasteczka Flotsam także podkreślały ograniczenia wirtualnego świata. Wszystkie te kwestie wynikały z natury pierwszej wersji silnika Red Engine, który podczas naszej przygody w „Zabójcach Królów” dopiero raczkował, oferując nam przedsmak swoich możliwości.

 

 

No tak średnio bym powiedział… Panie Zabójco

Zmierzając w kierunku korzeni uniwersum Geralta z Rivii, muszę poruszyć temat moich oczekiwań względem drugiej części Wiedźmina. Były to czasy odkrywania bogactwa sagi Andrzeja Sapkowskiego, ściśle związanej z nadaniem dodatkowej głębi historii w pierwszej produkcji CD Projekt RED. Obecnie firma mistrzowsko stymuluje nasze zmysły kolejnymi smaczkami o Cyberpunk 2077. Wejście na E3 2018 było najlepszym ruchem marketingowym o jakim słyszałem, a dodatkowy plus stanowią potajemne listy dla fanów ukryte w zwiastunach.

W 2009 roku wszystko było proste – gameplay Wiedźmina 2 z wersji alpha miał pokazać postępy w produkcji, ujawniając najważniejsze zmiany względem poprzednika. Główną rewolucją ukazaną w udostępnionych materiałach był nowo powstały silnik Red Engine, następca archaicznego Aurora Engine autorstwa Bioware. Mimo tego, zaprezentowany fragment przywodził mi na myśl podkręconego graficznie oryginalnego Wiedźmina. Gęsta oraz mroczna konwencja oraz animacje i system walki wyglądały na żywcem przeniesione z otwarcia trylogii, co budziło przekonanie, że twórcy chcą pozostać w stylistyce poprzednika.

 

Z rozczarowaniem odebrałem zmianę wizji twórców. W finalnym produkcie obozowisko w Kaedwen nie było w stanie oddać nam faktu, iż jesteśmy pośrodku brudnej wojny.

 

Znalazło się też wiele nowości, gdyż silnik Redów dał możliwość lepszego odzwierciedlenia wizji twórców w kreacji autentyczności zwizualizowanego świata. Drętwota przemieszczających się bez celu NPCów z jedynki została zastąpiona zróżnicowanymi aktywnościami trzecioplanowych postaci. Część żołnierzy pod rozkazem dowódcy podchodziła do ćwiczeń siłowych, w tle każdy wykonywał przypisane do niego czynności lub po prostu miał czas na rozmowę z innym szeregowym.

Pod względem graficznym sequel deklasował poprzednika. Tekstury były szczegółowe, modele zawierały pełno detali, realistycznie odwzorowane promienie słoneczne przysłaniały pasma chmur. Człowiek po prostu cieszył się z kierunku obranego w tym klimatycznym zwiastunie, przesiąkniętego duszą pierwowzoru. Oczekiwałem zachowania największych plusów jedynki przy całkowitym przemodelowaniu innych, kulejących aspektów. Wyobrażałem sobie kolejną, długą podróż w brudno-szarej kolorystyce, w trakcie której do Krainy Wiecznych Łowów wysyłać będziemy kolejne, coraz to bardziej przebiegłe potwory. Wszystko przy całkowitym wykorzystaniu możliwości nowego silnika.

 

Co twórcy mieli na myśli publikując takie … coś? 🙂

 

Cała moja nadzieja umarła, gdy w kolejnych materiałach ujrzeliśmy świetne zrealizowane, piękne tereny dzikiej puszczy, przeplatanej zielono-złotą paletą barw oraz ślicznie prezentujący się świat nasycony jaskrawą kolorystyką. Pojmuję – CD Projekt Red celował swoje działa w nowy target klientów. Największy rynek elektronicznej rozrywki znajduje się przecież w Ameryce, a tam, według założeń, gracze preferują ciepłą gamę kolorów. Niestety, wszystkie te stylistyczne elementy otrzymaliśmy w finalnej wersji gry. Fenomenalnej pod względem dostarczanej głębi fabularnej, jednak przynoszącej zawód pod względem klimatu, tak bardzo odmiennego od pierwszego Wiedźmina.

 

Wiedźmin „4” – Game of the Year 2024?…

Można oczywiście kopać jeszcze głębiej, cofając się do starych, dobrych czasów – pierwszej dekady XXI wieku, kiedy to królowały takie hity jak seria Gothic, TES III: Morrowind, TES IV: Oblivion, Star Wars: KoToR, Mass Effect i inne.

I właśnie w tym okresie zaczęły pojawiać się pierwsze informacje o tworzeniu gry komputerowej z serii Wiedźmin przez studio CD Projekt Red. Nienajlepszy odzew fanów komputerowej rozrywki, jak i miłośników książkowego Geralta był efektem wielu wątpliwości co do tego przedsięwzięcia.

Jak dzisiaj dobrze wiemy, Wiedźmin został bardzo dobrze przyjęty na rynku, tworząc grunt pod sukces Redów. Przyznam szczerze, iż temat naszej rodzimej produkcji mnie wtedy nie interesował. Były to dla mnie lata wcielania się w postać bezimiennego bohatera z serii Gothic… Ale o tym może innym razem.

Zastanówmy się zatem, czego możemy oczekiwać od następcy „Dzikiego Gonu”? Redzi jasno nam dali do zrozumienia, iż kontynuacji losów samego Geralta nie będzie. Skoro o nim mowa, trzeba zadać sobie pytanie, czy twórcy zaoferują nam kolejną przygodę z predefiniowaną postacią, czy też umożliwią stworzenie nowego bohatera? Z góry będzie to wiedźmin, czy dostaniemy opcję wyboru innej klasy? Jeżeli otrzymamy edytor postaci, to czy będziemy mogli grać inną rasą? Możliwości jest od groma, ale osobiście nie szedłbym w tę stronę. Spodziewam się maksymalnie opcji stworzenia naszej postaci w oparciu o płeć z możliwością wymodelowania twarzy.

Być może jednak dostaniemy możliwość gry znanym nam już bohaterem. Historia młodego Vesemira wydaje się najprostszą, jak i zarazem najłatwiejszą opcją dla twórców trylogii o wiedźminie. Niemłody już mentor Szkoły Wilka na pewno ma w swych kronikach wiele przygód, a wątek przygarnięcia młodego Geralta, jego szkolenia i transformacji w wiedźmina z pewnością spotkałby się w wielkim entuzjazmem fanów. Interesującą alternatywą, aczkolwiek problematyczną, byłoby napisanie przygód Cirilli, wychowanki Geralta. Z jednej strony oznaczałoby to możliwość wcielenia się w uwielbianą postać, z drugiej strony jest to praktycznie niemożliwe, z powodu skomplikowanego zakończenia Dzikiego Gonu.

 

Ciri to jedna z moich faworytek wśród damskich postaci w grach komputerowych. Bardzo chętnie zobaczę ją w kontynuacji Wiedźmina; niestety jej historia utrudnia możliwość osadzenia „wiedźminki” w głównej roli.

 

Przeglądając mapę świata, opanowanego głównie przez Cesarstwo Nilfgaardzkie, zastanawiam się, w jakie miejsca poprowadzi nas kolejna przygoda. Wielkim sentymentem darzę Wyzimę i jej okolice, występujące w pierwszej części Wiedźmina. Możliwość ponownego zwiedzania dzielnic tego miasta w nowej szacie graficznej może nabrać dodatkowej głębi, szczególnie jeśli Redzi zdecydują się na umieszczenie tam nawiązań do naszych poczynań w skórze Geralta.

Realnie patrząc, dotychczasowy rozwój serii opierał się głównie na nowych miejscach. Pomijając powrót do Kaer Morhen oraz salę tronową w Wyzimie, zawsze otrzymujemy coś świeżego w serii. Co tym razem deweloperzy mogą dla nas przygotować? W wydarzeniach sprzed sagi Andrzeja Sapkowskiego chętnie ujrzałbym tereny Rivii i Lyrii wraz z sąsiadującym królestwem Aedirn. Ciekawą alternatywą może być osadzenie osi fabuły w Nilfgaardzie. Choć przyznam, że nie przepadam za Cesarstwem Emhyra, a wydarzenia z poprzednich gier mocno wpłynęły na negatywne postrzeganie wśród graczy tej krainy, to właśnie Wiedźmin 4 jest w stanie ukazać najeźdźców Północy w lepszym świetle. Oczywiście, nie brakuje i innych krain, które mogą zostać użyte w kontynuacji. Uniwersum Andrzeja Sapkowskiego to olbrzymia kopalnia niewykorzystanych jeszcze pomysłów, a CD Projekt RED ma tutaj całkowicie wolną rękę. Kierunek jaki obierze czwórka będzie wyznacznikiem kolejnych części wiedźmińskiej sagi, więc na pewno będzie to dobrze przemyślana decyzja.

 

Nilfgaard od zawsze był dla mnie tym obcym, wrogim i niebezpiecznym krajem. Może pora poznać go lepiej?

 

Cały ten artykuł to głównie pean na cześć dzieła Redów, jednak w serii znaleźć można wiele nietrafionych pomysłów, które, mam nadzieję, zostaną zastąpione lepszymi rozwiązaniami w kontynuacji. Przykładowo, kto przechodził Wiedźmina 3 z ambitnym planem zaliczenia w 100% wszelkich możliwych aktywności, powinien doskonale pamiętać kontrabandy ze Skellige. Mozolne przemieszczanie się między wyspami wynagradzające nas nudnym „lootem” w formie „znajdziek” kiepsko komponowało się z resztą mechaniki gry. Eksploracja w Dzikim Gonie leży i kwiczy, a znaki zapytania wyświetlane na mapie przypominają raczej te z World of Warcraft po kilkugodzinnej sesji farmienia questów.

Wiedźmin 4 musi zaoferować coś więcej w kwestii eksploracji. Drogi CD Projekt RED – w czwórce takie „siłowe” zapełnienie mapy może odbić się czkawką na renomie firmy. Po odkryciu dawno opuszczonej chaty chciałbym zrobić coś więcej, niż tylko automatycznym odruchem włączyć „wiedźmiński zmysł”. Nie wymagam zbyt wiele, rozumiem ilość pracy włożonej w cały projekt, ale tutaj, aż się prosi o porządny system eksploracji – co najmniej na poziomie gry Elex od firmy Piranha Bytes. Kto wie, może Redzi zaskoczą nas czymś więcej?

 

Klimatyczny obrazek. Szkoda, że tak bardzo rozczarowujący pod względem eksploracji.

 

Kolejna generacja konsol zbliża się nieubłaganie, więc spokojnie można założyć, iż właśnie tam trafi Wiedźmin 4. Jeżeli plotki o konfiguracji dziewiątej generacji konsol się potwierdzą i dostaniemy duet bazujący na AMD Ryzen oraz Radeon Navi, to możemy spodziewać się dużej poprawy w fizyce oraz w kwestiach czysto wizualnych.

Moje oczekiwania odnośnie do stylu artystycznego i doboru kolorów już pewnie znacie. Ma być szaro, ciemno i brudno. Klimat niech się wręcz wylewa z ekranu, a wszystko co widzimy musi iść w parze z muzyką. W kwestii ścieżki dźwiękowej nie mam żadnych obaw. Muzyka do „Dzikiego Gonu”, stworzona przez Marcina Przybyłowicza, Mikołaja Stroińskiego i zespół Percival Schuttenbach, stała się znakiem rozpoznawczym tej produkcji, więc i kolejna część sagi powinna nas rozpieszczać pod tym względem.

 

 

Jeżeli miałbym odpowiedzieć jednym zdaniem na pytanie, jakie są moje oczekiwania względem kontynuacji Wiedźmina 3, odpowiedziałbym „Oczekuję gry roku”… Tylko, którego roku?