Doniesienia na temat nowej odsłony serii Silent Hill pojawiają się, w różnym nasileniu, od dobrych paru lat. Ta (subiektywnie) najlepsza gra z gatunku survival horror nie może przecież wiecznie czekać. Za co pokochały ją miliony i czy faktycznie warto dalej na nią czekać? Zastanówmy się nad tym nieco głębiej.
Pierwsza generacja survival horrorów
W czasach, kiedy horrory straszyły głównie sposobami (nikt nie twierdzi, że mało skutecznymi) niewymagającymi używania wyobraźni, nikt nie spodziewał się tego, co nadeszło w roku 1999.
W latach 90. triumfowała seria Resident Evil, którą pokochały na całym świecie miliony fanów. Nie da się ukryć, że była prawdziwym przełomem. To w końcu Capcom podczas premiery pierwszej części Resident Evil użył określenia survival horror, które zostało z nami aż do dziś i stało się nowym gatunkiem gier komputerowych – wymagającym uwagi, przerażającym, a jednocześnie ściśle opartym na oszczędzaniu amunicji i rozważnej rozgrywce. Każdy błąd zwiastował olbrzymie kłopoty, a wiadomo, kłopoty = game over. A nie były to bynajmniej czasy checkpointów – nie, nie.
Silent Hill postawił jednak w swojej rozgrywce na nieco inne elementy. Odróżniał go od serii Capcomu głównie bardzo mroczny, psychologiczny, a wręcz surrealistyczny klimat, który przywodził na myśl dzieła Zdzisława Beksińskiego pomieszane z najbardziej mrocznymi fantazjami Davida Lyncha.
Możliwości graficzne nie pozwalały w tamtych czasach na wiele i tu ciekawostka – sławna mgła obecna w serii nie do końca była od początku związana z grą. Chodziło tu o możliwości konsoli PlayStation, która nie była aż tak potężna, żeby wyrenderować obraz w produkcji Konami. Nie ma tego złego, bo do dzisiaj każdy fan serii kojarzy ją m.in. z mgłą.
Tak rodzi się legenda
Pierwsza część opowiadała o Harrym Masonie, który (w dużym skrócie) wyrusza na poszukiwanie swojej zaginionej córki, Cheryl. Wszystkie tropy prowadzą do miasteczka Silent Hill. Opuszczonego miasteczka, w którym kiedyś wybuchł olbrzymi pożar i w efekcie raczej nie jest przyjazne przyjezdnym, dodajmy. Co może pójść w tym momencie źle (hehe)?
Otóż wszystko i finalnie podróż przez miasteczko okaże się dla Harrego swojego rodzaju katharsis, które to będzie również częstym motywem przewodnim w innych grach serii. Motywy psychologiczne są tu dużo ważniejsze niż elementy survivalu, a przecież gra do łatwych nie należy. Sam gameplay i zagadki to mistrzostwo świata, bo nieraz zdarzyło się siedzieć nad niektórymi z nich po kilka godzin.
Swój wkład w produkcję miał również Akira Yamaoka, którego genialna muzyka dopełnia produkcję w niewyobrażalny wręcz sposób. Po ponad 20 latach dalej jej słucham i przyznaje, że to jeden z najlepszych soundtracków do gier (a może i nawet soundtracków w ogóle), jakie miałem okazję słyszeć.
Podbój innych mediów
Sukces serii szybko zaważył na produkcji filmów i komiksów związanych z marką. O ile pierwsza część filmu była naprawdę dobra, o tyle kolejna okazała się totalnym nieporozumieniem i zwyczajnym odcinaniem kuponów. Za to część pierwsza (pomimo drobnych zmian) nawiązywała do genialnej gry i w pełni wykorzystała jej potencjał. To naprawdę znakomity horror.
Reżyser pierwszej części gry planuje aktualnie jej kontynuacje i jeżeli faktycznie to on stanie za sterami filmu, to może się udać. Trzymajmy tylko kciuki, żeby nikt nie zaangażował ekipy z części drugiej, bo skończy się Złotą Maliną.
Nieco lepiej wypadły komiksy wydane przez IDW Publishing, które całkiem przyjemnie uzupełniły uniwersum.
Czy jeszcze zagramy?
To trudny temat. Konami niestety już od dosyć dawna olało temat produkcji gier i nic nie wskazuje na to, żeby do nich wróciło w najbliższej przyszłości. Konami nie pozwala jednak zapomnieć o marce i udziela zgody na gościnne pojawienie się postaci w innych produkcjach. To pewne, że seria wróci.
Pojawiają się przecieki sugerujące, że w produkcji znajdują się aż 2 gry. Jedna będąca swoistym soft rebootem, a druga epizodyczną przygodą w stylu Until Dawn.
Serie miał jeszcze niedawno reaktywować sam Hideo Kojima, twórca serii Metal Gear Solid i Death Stranding, który nawet stworzył genialny teaser gry. P.T., bo o nim mowa, było grywalne i zapowiadało genialne doświadczenie (nowej rebootowanej części Silent Hill). Pomagać mu mieli Guillermo del Toro i Norman Reedus znany z The Walking Dead. Niestety Kojima poróżnił się z Konami i z planów nic nie wyszło.
Mówi się po cichu o tym, że produkcją nowej części zajmuje się Sony i że przynajmniej jedna z gier ma trafić ekskluzywnie na ich nową konsolę, co byłoby niewątpliwie system sellerem.
Czy warto czekać? Silent Hill to legenda, a część 2 to najlepszy horror, w jaki grałem w całym swoim życiu i mogę poczekać jeszcze trochę. Ważne, żeby wyszedł produkt kompletny i po prostu dobry, bo nowsze odsłony gry niestety bardzo mocno zawiodły.