Kolejny soudnbar gamingowy od OXS? A pewnie, czemu nie? Tym bardziej, że teraz oto do czynienia mam z urządzeniem zdecydowanie bardziej przystępnym cenowo, ale też nie oszukujmy się – oferującym sporo mniej niż testowany ostatnio OXS Thunder Pro+, mogący pochwalić się obsługą prawdziwego dźwięku przestrzennego i konfiguracją 7.1.2.
OXS Thunder Lite to propozycja dla osób mniej wymagających od sprzętu audio, ale mimo wszystko chcących cieszyć się dźwiękiem o wyraźnie wyższej jakości niż ten serwowany przez głośniki laptopa, TV albo standardowe głośniki dla „blaszaka”. No i kiedy tylko mogą chcą zrezygnować ze słuchawek. Nie ma tu wodotrysków w postaci grających poduszek, głośników współosiowych i rozbudowanej konfiguracji. Jest za to dźwięk stereo z funkcją XSpace Surround Sound, mającą „uprzestrzennić” nieco serwowany z systemu stereo dźwięk.
Jak to zatem gra, zapytacie? Oczywiście, że nie odpowiem Wam na to pytanie we wstępie. Nie dlatego, że rude to złośliwe. Ale dlatego, że po pierwsze – pewnie nie przeczytacie wtedy całej recenzji, a po drugie – odpowiedź na to pytanie wcale nie jest prosta i jednoznaczna. OXS Thunder Lite ma wbrew pozorom do zaoferowania sporo, ale trochę jakby się wstydził pełni swoich możliwości. Trochę odniosłem wrażenie, że producent nie do końca docenił swój produkt.
Wydaje mi się, że już zacząłem zdradzać Wam zbyt wiele, więc może po kolei…
Specyfikacja
nazwa | OXS Thunder Lite |
typ głośnika: | soundbar gamingowy stereo |
typ obudowy: | zamknięta |
materiał obudowy: | tworzywo |
rozmiary: | 45 x 12,2 x 7,4 cm |
Moc: | soundbar – 40 W (max. 80 W) |
zasilanie: | przewodowe |
ważne cechy: | – obsługa dźwięku przestrzennego Xspace Surround Sound – obsługa HDMI eARC – Bluetooth 5.0 |
w pudełku: | – soundbar OXS Thunder Lite – pilot i baterie – przewody: USB-C – USB-A, HDMI, SPDIF – zasilacz – instrukcja |
Obudowa i jakość wykonania
Producent opisuje OXS Thunder Lite jako „kompaktowy soundbar gamingowy” i patrząc na urządzenie w zasadzie można będzie można podjąć pewnego rodzaju polemikę, a dotyczyć ona będzie przede wszystkim… deklarowanej „gamingowości” głośnika. Ja się pytam: gdzie są mrygadełka? Gdzie są jakieś agresywne i fikuśne kształty? Gdzie nawiązanie do jakichś statków kosmicznych i innych, mniej lub bardziej futurystycznych środków transportu? W porównaniu chociażby do OXS Thunder Pro, Thunder Lite prezentuje się jeszcze grzeczniej, ale jednocześnie zaskakująco elegancko. I szczerze powiedziawszy – gdybym nie wiedział, że jest to sprzęt, dla którego legowisko umościmy w pobliżu gamingowego peceta albo konsoli, to powiedziałbym, że to po prostu soundbar. Pod kątem estetyki gamingu w nim za grosz.





Powiecie że się czepiam, a ja odpowiem: no właśnie nie! Podoba mi się to co widzę, a moja kąśliwość miała charakter ironiczny. Thunder Lite totalnie nie przypomina swojego zdecydowanie bardziej gamingowego, większego brata z dopiskiem „Pro”. Po pierwsze, soundbar jest zdecydowanie bardziej kompaktowy i mierzy sobie 45 cm długości, 12,2 cm szerokości i 7,4 cm wysokości, więc znalezienie dla niego miejsca nie powinno być specjalnym wyzwaniem. Ba, głośnik nie musi nawet znajdować się przesadnie blisko gniazdka, gdyż kabel od zasilacza jest wystarczająco długi. Fajnie, że producent nie ograniczył się jedynie do poziomych powierzchni płaskich i pod spodem obudowy znaleźć można otwory umożliwiające podwieszenie głośnika na ścianie.
Małogamingowy desing, szczególnie jeżeli mamy na myśli ten w wydaniu stereotypowym, to dla mnie akurat zaleta. Czarna obudowa rozjaśniona jest szarością tylko przy bocznych otworach. Lekko chropowate tworzywo, będące tu głównym budulcem, prezentuje się dobrze, a materiałowa, twarda i gęsta siatka pokrywająca praktycznie 2/3 obudowy nadaje urządzeniu pewnej miękkości. Taki mały paradoks. Całość prezentuje się bardzo schludnie i uniwersalnie. Gadżet o takiej estetyce raczej bez problemu odnajdzie się w każdym pomieszczeniu, nie tylko gamingowym „leżu”.





U góry urządzenia znalazło się miejsce na podświetlone przyciski sterujące głośnikiem. Dobrym pomysłem jest zmiana kolorów przycisku wyboru źródła, w zależności od tego, jakie jest w danym momencie aktywne. Okazuje się jednak, że korzystanie z miękkich, szczelnie otoczonych gumą pstryczków nie będzie konieczne, gdyż w pudle z soundbarem znajduje się także niewielki pilot oraz dołączone do zestawu baterie. Za pomocą tego dodatku da się bez problemu obsłużyć każdą funkcję głośnika bez potrzeby podchodzenia do niego, jest więc znakomitym uzupełnieniem zestawu.
Łączność
OXS przygotowało całkiem pokaźny wachlarz sposobów na skomunikowanie głośnika z różnego rodzaju źródłami dźwięku, comi się dość mocno spodobało. No i potwierdziło przydatność sygnalizowania aktywnego źródła dźwięku kolorem przycisku. Głośnik połączony był z moim domowym „blaszakiem” za pomocą kabla USB-C – USB-A, ze smartfonem głośnik łączył się po Bluetooth 5.0, podobnie zresztą, jak ze służbowym laptopem, a kiedy testy przeprowadzane były z wykorzystaniem TV, do akcji wkraczał port HDMI. Oprócz wymienionych sposobów, do dyspozycji użytkownika zostaje jeszcze poczciwy AUX oraz złącze optyczne (SPDIF). To dobrze, że producent pomyślał w zasadzie o wszystkich najpopularniejszych opcjach.


Wygląda jednak na to, że OXS zdecydowanie bardziej promuje wszelkiej maści połączenia cyfrowe niż analogowe, gdyż w pudle z głośnikiem da się znaleźć wspomniany wcześniej przewód z wtyczkami USB-C oraz USB-A, a także HDMI i kabelek z wtyczkami optycznymi. Podobnie jednak jak w przypadku OXS Thunder Pro+, także tu zabrakło analogowego przewodu zakończonego wtyczkami jack 3,5 mm.
Jak to gra?
Kiedy porównamy sobie OXS Thunder Pro z OXS Thunder Lite szybko można dojść do wniosku, że bohater testu na tle wyżej pozycjonowanego kuzyna powinien mieć w nazwie nie „Lite” a „Ultra Lite”. Kiedy spojrzy się na specyfikację obu soundbarów odpowiedź na pytanie „dlaczego?” nasuwa się sama.
Thunder Lite oferuje jedynie klasyczny dźwięk stereo serwowany przez dwa 2-calowe głośniki pełnozakresowe o paśmie przenoszenia od 60 Hz do 20 kHz. Tyle. Nie ma tu wbudowanego subwoofera (wtedy mówilibyśmy o zestawie 2.1), nie ma dodatkowego wsparcia ze strony wysokotonowych tweeterów. Czyste stereo. Soundbar oferuje co najwyżej 40 W mocy wyjściowej i 80 W w szczycie, więc nie są to żadne powalające wartości i już tutaj widać, że nie jest to zestaw głośników stworzony z myślą o przestronnych salonach. OXS Thunder Lite zdecydowanie lepiej czuje się w niewielkich przestrzeniach i jak się okazało w trakcie testów – najlepiej brzmi, kiedy siedzi się blisko niego.




Soundbar wykorzystuje układ DSP (Digital Signal Processor), mający za zadanie wykrzesać z ograniczonej do dwóch kanałów konfiguracji maksimum potencjału. Jednak w trakcie testów przekonałem się, że największą wartością dodaną do soundbara jest funkcja Xspace Surround Sound. W jej przypadku marketingowców OXS nieco poniosła fantazja, co zaowocowało desperacką próbą przechrzczenia nazwy tej funkcji na „Wirtualny Dźwięk Surround”. A nie da się ukryć, że przynajmniej w moim przekonaniu, chociaż funkcja Xspace Surround Sound faktycznie poprawia wrażenia słuchowe, to ma tyle wspólnego z dźwiękiem przestrzennym, co Wiedźmin od Netfliksa z szanującą prozę A. Sapkowskiego adaptacją. Już tłumaczę.
Xspace Surround Sound włączony i wyłączony
Thunder Lite z wyłączonym Xspace Surround Sound i Thunder Lite z włączonym „dopalaczem” brzmią jak dwa zupełnie różne głośniki. Nie do końca chcę w tym miejscu wchodzić w polemikę, czy to dobrze, czy źle. Faktem jednak jest, że włączone XSS (pozwolę sobie tak skrótowo zapisywać tę funkcję) znacząco rozjaśnia dźwięk, który domyślnie dość mocno bazuje na „środku” skali i jest nieco ściśnięty. XSS mocno uwydatnia soprany, podbija wyższe częstotliwości, jednocześnie podnosząc głośność dźwięku. Jego natężenie wzrasta o kilka decybeli, co wyraźnie pokazał nasz decybelomierz. W efekcie dźwięk staje się bardziej szczegółowy, odniosłem też wrażenie, że jest szerszy i mniej skłębiony, ale jednocześnie wyraźnie w tym miejscu zaznaczam, że przestrzenność najbardziej uwydatnia się w grach. Polega ona głównie na odpowiednim balansowaniu głośności obiektów lub postaci znajdujących się bliżej lub dalej gracza lub po którejś ze stron. Wypada to całkiem nieźle, ale na tym „przestrzenność” w zasadzie się kończy.
Stwierdzenie, że dźwięk z włączonym XSS jest bardziej szczegółowy nie oznacza, że soundbar na ustawieniach domyślnych brzmi źle. W tym scenariuszu także słychać sporo detali, ale odnosiłem wrażenie, że są one schowane za chmurą dźwięków o niższych częstotliwościach, przy czym nie ma tu mowy o zbyt nachalnym basie – wręcz przeciwnie. Jego pasma są wyraźnie zaznaczone, ale z drugiej strony brakuje im mocy, żeby w pełni wybrzmieć. Brakuje mi tu bardziej mięsistych, gęstych i ciężkich dołów. Jednak brak subwoofera swoje robi.
Stać cię na więcej! Tylko, czy to dobrze?
Testowanie OXS Thunder Lite było zadaniem wcale niełatwym, tym bardziej, że nadeszło ono po bardzo wysoko ocenionym przeze mnie Thunder Pro+. Ciężko zatem było zachwycać się wersją Lite, co nie oznacza oczywiście, że testy przeprowadzone były po macoszemu. Wręcz przeciwnie, testowanie głośnika w trybie domyślnym oraz z włączonym XSS to było dla mnie za mało, bo momentami dało się czuć, że z głośnika da się wycisnąć więcej. Dlatego też zacząłem bawić się nieco ustawieniami korektora, a także kombinować z różnego rodzaju ustawieniami dźwięku, także systemowymi. Moim celem była próba wykrzesania z głośnika czegoś jeszcze, co moją hipotezę albo by obaliło, albo potwierdziło. No iście naukowe podejście, co nie?
Moje przeczucia okazały się słuszne. Ustawienia fabrycznie serwowane przez OXS nie pokazały na przykład, że z głośnika da się wykrzesać więcej niższych częstotliwości i sprawić, że bas będzie bardziej zaznaczał swoją obecność. Wystarczyło wejść w ustawienia dźwięku, następnie wybrać głośnik OXS, a tam wejść w zakładkę „Ulepszenia”. Pozwala ona wybrać opcję „Wzbogacenie tonów niskich”, dodatkowo umożliwiając doprecyzowanie częstotliwości i poziomu wzmocnienia. Dla mnie osobiście najlepiej sprawdziły się ustawienia 80 Hz i 6 dB. Bas wtedy był faktycznie wyraźniejszy, a jednocześnie nie był sztucznie zniekształcony, co pojawiało się przy wyższych ustawieniach. O to chodziło! Oczywiście, wciąż bas nie łamie żeber, ale jest lepiej.

W ten sposób dostosowałem sobie głośniki pod swój gust: włączony XSpace Surround Sound i dodatkowo systemowe podbicie niskich częstotliwości. Sopranów i środka nie tykałem, bo same w sobie brzmiały w tej konfiguracji bogato.
Jednak moje odkrycie, mimo początkowego entuzjazmu, zrodziło także dodatkowy problem: jak w takim razie go testować? Czy na ustawieniach skrojonych pod moje gusta, czy jednak na „ustawieniach fabrycznych”?
Testy i wrażenia
Recenzja jest oceną subiektywną, ale musi cechować się pewną obiektywnością, chociażby pod kątem jakiegoś punktu odniesienia. Dlatego też zdecydowałem, że testy wykonywane będą na ustawieniach fabrycznych, więc wszystkie korektory i wspomagacze systemowe zostały wyłączone. Postanowiłem jednak pozostawić włączoną funkcję XSpace Surround Sound, która przecież jest istotną wartością dodaną do soundbara. Niemniej, oczywiście wspomnę, jak dane utwory oraz inne „testowe” materiały brzmią z wyłączonym XSS oraz z podbiciem basów. Uff, będzie tu trochę roboty.
Zanim zacznę wchodzić w szczegóły, podzielę się garścią ogólników, które pasują do wszystkich trzech scenariuszy, w jakich testuje sprzęt audio. Jak już nadmieniłem wcześniej, domyślne ustawienia z wyłączonym XSS sprawiają, że dźwięk jest nieco stłamszony, zamulony w stosunku do tego, co słychać po włączeniu XSS, ale z drugiej strony nie mogę powiedzieć, aby był płytki albo nienaturalny. Głośnik stara się serwować brzmienie szerokie i jest w tym pewna selektywność, wynikająca chociażby z obecności dwóch kanałów. Zaskoczyła mnie też jego maksymalna głośność i siedząc przed komputerem z głośnikiem ustawionym pod monitorem wskaźnik na decybelomierzu podskoczył do nawet 91 dB, co pokrywa się z tym, co obiecywał producent. Muszę też przyznać, że nawet przy tej wartości dźwięk był czysty i chociaż uwydatnił tony wysokie, to także basy zyskały tu więcej mocy i cały czas brzmiały czysto, bez zniekształceń, które niekiedy lubią serwować przeciążone membrany.
XSpace Surround Sound powoduje, że niezależnie od źródła, dźwięk staje się jaśniejszy i bardziej szczegółowy. Czy bardziej przestrzenny, szerszy? Można odnieść i takie wrażenie. Na pewno wciąż czysty, klarowny, ale biorąc pod uwagę rozmiary soundbara i fakt, że jest to wąsko rozstawione stereo, to nie mogę powiedzieć, że scena jest jakoś wybitnie szeroka. Za to głośnik potrafi trzymać poszczególne dźwięki w ryzach, co skutecznie chroni przed audialnym chaosem, w którym wszystkie tonacje duszą się wzajemnie niczym pasażerowie ostatniego przedświątecznego pociągu, i mają szansę właściwie wybrzmieć.
Gry
Jako, że to soundbar gamingowy, to i od gier postanowiłem zacząć. Podobnie, jak w przypadku OXS Thunder Pro+, podstawową platformą testową stał się dla mnie Kingdom Come: Deliverance II, a więc pierwszoosobowy „erpeg” z akcją osadzoną w Czechach z początku XV wieku, którą śledzimy oczami Henryka ze Skalicy. Chociaż udźwiękowienie KC:D II jest kapitalne, to jednak brakuje tu tego, co może zapewnić STALKER 2: Heart of Chornobyl, a więc nie tylko dużo większego natężenia różnego rodzaju wystrzałów, wybuchów, ale też wywołującego ciarki na plecach, głębokiego ambientu z darciem pysków przez grasujące w okolicy mutanty. No i mimo wszystko świat gry wydaje się bardziej zróżnicowany dźwiękowo niż w Kingdom Come: Deliverance II. Z drugiej strony jednak, produkcja od czeskiej załogi Warhorse oferuje kapitalnie udźwiękowione lasy, tętent koni, szczęk oręża, skrzypiące pod jeźdźcem siodło, drewno cięte piłami i siekierami oraz gwar zamków, miast i miasteczek.
Domyślne ustawienia OXS Thunder Lite sprawiają, że wszystko to brzmi w porządku, ale w przypadku STALKERA 2 brakowało mi nieco tonów niskich, szczególnie że w grze jest wiele momentów, gdzie głębokie doły mają wywołać w nas poczucie niepokoju. W KC:D II deficyt basów nie rzuca się w oczy aż tak bardzo. Podbicie jakości dźwięku funkcją XSpace Surround Sound podziałało tak, jak się spodziewałem, a więc w obu grach otrzymałem odczuwalnie więcej szczegółów, zwłaszcza bazujących na wyższych rejestrach. Dźwięk stał się bardziej przejrzysty i zyskał więcej detali. Jakoś ładniej brzmiały wszelkie „metaliczne” i „chrupiące” i „trzeszczące” odgłosy w obu grach. Fajnie, że głośniki w przyjemny sposób także eksponują mowę, wysuwając dialogi na pierwszy plan.
Potwierdziło się tutaj także to, o czym pisałem wcześniej, przy okazji funkcji XSS – jej włączenie całkiem sensownie potrafi rozlokować dźwięk w przestrzeni. W obu grach akcję ogląda się z oczu bohaterów, więc obracając ich „głowę” bardzo łatwo można usłyszeć zmianę kierunku, z którego np. ktoś do nas mówi. Zdaję sobie sprawę, że przecież nie jest to ani żadna nowość, ani nic niezwykłego, bo po to stereo ma dwa kanały, ale XSS dodatkowo, w mojej opinii całkiem wyraźnie, to podkreśla, również zmieniając „odległość”, z której dociera do nas określony dźwięk, kiedy Skif lub Henryk się poruszali po mapie.
Filmy i seriale
Żeby mieć taki sam ogląd to i zestaw filmów oraz seriali wybrałem identyczny jak w przypadku testów OXS Thunder Pro+. No i co tu dużo mówić – nie jest zaskoczeniem, że różnica w złożoności udźwiękowienia jest wyraźna. W Pro z Plusem mieliśmy jednak zestaw głośników pełnozakresowych, tweeterów, a to wszystko dodatkowo wspierał bas serwowany przez przetworniki niskotonowe. Klasyczne stereo nie ma podjazdu do konfiguracji 5.1.2 lub 7.1.2, ale też w żaden sposób nie oczekiwałem tego, więc nie traktujcie tej oceny jak próby bezpośredniego porównania obu soundbarów. Nie miałoby ono najmniejszego sensu.
Soundbar dawał radę i w zasadzie… to tyle. Pod kątem jakości głośnik w tym scenariuszu nie odbiegał specjalnie od tego, co pokazał podczas sesji z grami. Z tym jednak, że po dłuższym obcowaniu z funkcją XSS, dość szybko okazało się, że jej ponowne wyłącznie było małym szokiem. Tak jak pisałem wcześniej – głośnik brzmi wtedy zupełnie inaczej. Niekoniecznie gorzej – po prostu inaczej. Z drugiej strony zaś, po raz kolejny XSS pokazał, że ładnie rozjaśnia dźwięk oraz uwydatnia detale, co z kolei utwierdziło mnie w przekonaniu, że to właśnie jest ten należyty sposób korzystania z Thunder Lite. Przynajmniej według mnie.
XSpace Surround Sound w tym scenariuszu nie był aż tak szczodry, jeżeli chodzi o zapewnienie pewnej przestrzenności dźwięku, ale z drugiej strony potrafił zachować selektywność i trzymać poszczególne dźwięki w uporządkowanym szyku nawet w najbardziej złożonych dźwiękowo scenach. A tych w ostatniej części trylogii Władcy Pierścieni nie brakuje. Podobnie zresztą w serialu The Last of Us, który nie tylko wypada kapitalnie jako serial będący ekranizacją gry, ale też bardzo wdzięczny materiał do sprawdzania sprzętu grającego maści wszelakiej. A to ze względu na to, że każdy odcinek w zasadzie pozwala sprawdzić jakość używanego zestawu audio zarówno w scenach akcji, jak i bardziej klimatycznych, budujących napięcie albo po prostu spokojnej ekspozycji.
Jest wiele momentów w tym serialu, podczas którego miłośnicy ASMR z pewnością dostawali dreszczy i gęsiej skórki. I to nie tylko ze strachu. Głośniki w przyjemny sposób potrafi odtworzyć te wszystkie skrzypnięcia, puknięcia, pękające szkło, metaliczne odgłosy wydawane przez obsługiwaną przez bohaterów broń, szelest trawy i gałęzi, o które ocierają się Joel i Ellie przemierzając kolejne miejsca na swojej drodze do celu. No ale wciąż brakuje tu tych najniższych pasm i odnosiłem wrażenie, że eksplozjom, wystrzałom i strzelaninom brakuje nieco tego, no… pierdo… znaczy… wyrazistości.
Na szczęście, co tyczy się zarówno seansów filmowo-serialowych, jak i grania, jeżeli komuś, tak jak mi zresztą, zależy na tym, aby szczególnie tonów niskich było więcej, to można tu sięgnąć po zewnętrzny korektor lub chociażby to, co oferuje system Windows pod kątem wykorzystania „ulepszaczy” dźwięku.
Muzyka
Czy soundbar gamingowy nadaje się do słuchania muzyki? A pewnie! Na tym etapie recenzji z pewnością już się domyślacie, że jest tu jednak „ale”. I słusznie myślicie, bo podobnie jak w przypadku grania oraz oglądania filmów i seriali, tak i podczas słuchania muzyki brakowało mi głębszych basów. Tony niskie są wyraźnie zarysowane i słyszalne, ale ich częstotliwość serwowana przez pełnozakresowe głośniki nie będzie kruszyć nawet najbardziej zmurszałych murów, ani nawet nie sprawi, że tafla wody w postawionej na biurku szklance zacznie drżeć jak w tej słynnej scenie z Parku Jurajskiego.
W tym miejscu należy sobie jednak odpowiedzieć na pytanie, czy to oznacza, że dźwięk jest w jakiś sposób wybrakowany? Bynajmniej, ale tutaj zaznaczam, że fani różnego rodzaju muzyki elektronicznej czy rapu oraz innych gatunków często bazujących na niskich częstotliwościach mogą poczuć niedosyt. I to nawet korzystając z funkcji podbicia tonów niskich oraz wsparcia korektora. Jednocześnie miłośnicy mniej lub bardziej dynamicznego szarpidructwa mogą być usatysfakcjonowani, gdyż np. uderzenia perkusyjną stopę czy gitara basowa brzmią dość sensownie, jednocześnie zostawiając bardzo dużo przestrzeni dla werbli, hi-hatów, gitar oraz wokalu. W zasadzie wokal zawsze wydaje się tu być na pierwszym planie. Bardzo dobrze można to wysłyszeć w utworach stawiających na kontrast w postaci spokojnych i agresywnych fragmentów następujących po sobie. Na przykład w Question! czy Chop Suey od System of a Down lub Wampirze od Nocnego Kochanka.
Pomyślałem, że skoro w harmiderze bitwy o Minas Tirith głośnik poradził sobie całkiem nieźle, to podniosę mu poprzeczkę jeszcze wyżej i zaserwuję coś z thrash-metalowymi riffami i adekwatnym tempem. I tu okazało się, że OXS Thunder Lite zdaje się nadążać za bębnami Krzyżyka i gitarą Litzy, choć pod koniec galopuje już z wyraźną zadyszką. Niemniej wciąż potrafi się obronić.
No to jeszcze nieco o dwóch grupach, które na moich słuchawkach (chociaż w tym przypadku – na głośniku) od pewnego czasu królują: Wardruna i Heilung. W przypadku pierwszej grupy można mówić o folku bardzo mocno osadzonym w kulturze nordyckiej, w drugim regionalnych inspiracji jest więcej, a oprócz „żywych” instrumentów nie brakuje dźwięków bardziej syntetycznych i wokalnych eksperymentów. Wardruna raczej stawia na spokojniejsze kompozycje, a za przykład niech posłuży nam tym razem Gra lub Lyfjaberg. Szczególnie ten pierwszy utwór, napędzany przez bęben i wokal Einara Selvika brzmi ładnie, nawet uderzenia bębna brzmią całkiem soczyście i mają pewną głębię. Lyfjaberg również płynie bardzo przyjemnie, ponownie z uwypuklonym śpiewem frontmena grupy; bębny, które po raz wtóry są głównym fundamentem linii melodycznej, także dają o sobie znać. Nieco przestrzeni także otrzymały drobne perkusjonalia i „przeszkadzajki” słyszalne na dalszych planach.
W przypadku Heilung sprawa jest jednak bardziej skomplikowana, bo to muzyka dużo bardziej zróżnicowana i bardziej dynamiczna, niemniej Thunder Lite poradził sobie i z tym brzmieniem. Tyle tylko, że tu perkusja w postaci kotłów i innych bębnów raczej serwujących niższe tony brzmiała nieco blado, bez tej energii, jaką dawał dużo droższy Thunder Pro+, a nawet moje słuchawki. Na szczęście, także i w tym przypadku z pomocą może przyjść equalizer lub systemowe podbicie basów dla tego źródła dźwięku. I co? I jest lepiej, pełniej, wokale wciąż brzmią czysto, „przeszkadzajki” nie giną, a bębniarze brzmią teraz jakby zjedli porządny obiad! Trzeba jednak pamiętać, że wciąż soundbar dysponuje tylko dwoma głośnikami pełnozakresowymi, więc zrozumiem, jeżeli dla niektórych basu będzie i tak za mało.
Podsumowanie
Gdzieś pod koniec pisania tej recenzji przypomniałem sobie, że to głośnik dla graczy. Bo ani nie wygląda, ani nie posiada w zasadzie żadnych cech, które mogłyby go jednoznacznie klasyfikować do tej grupy. Ironicznie zacząłem, to i w ten sam sposób pozwolę sobie skończyć – co to za gaming, jak nie ma mrygadełek? Jak nie przypomina SSV Normandy albo jakiegoś innego statku kosmicznego, to przecież nie gaming. Żart. Mi to akurat się podoba, więc obstawiam, że osobom stroniącym od tego typu jaskrawego designu OXS Thunder Lite również przypadnie do gustu. Soundbar bez żadnych problemów powinien odnaleźć się w większości pomieszczeń, szczególnie tych, gdzie zależy nam na stylistycznej „dojrzałości”.
Czy można bowiem uznać, że sama funkcja XSpace Surround Sound wystarcza do nadania Thunderowi Lite statusu sprzętu dla gracza? Wydaje mi się, że walory tej technologii opisałem dość szeroko. I szczerze powiedziawszy – dobrze, że trafiła ona do głośnika, gdyż obawiam się, że bez niej musiałbym pisać o dźwięku co prawda czystym, nieźle zbalansowanym pod kątem dystrybuowanych dźwięków, ale koniec końców – nijakim. Ani nie ziębiącym, ani nie grzejącym. Przynajmniej dla mnie. XSS uwydatnił detale, dał nieco słonka w tę nieco zadymioną skalę. OXS Thunder Lite nie jest jednak opcją dla osób poszukujących głośnika oferującego mocny, głęboki bas i trzeba o tym pamiętać.
Podoba mi się, że głośnik jest przemyślany także pod kątem konstrukcji: spory wybór portów oraz Bluetooth 5.0 pozwalają całkiem swobodnie przełączać się pomiędzy podłączonymi do głośnika urządzeniami, a niewielki pilocik dodatkowo ułatwia korzystanie z pełni możliwości OXS Thunder Lite. Producent pomyślał nawet, że być może ktoś chciałby głośnik zawiesić na ścianie, więc za takie podejście również dopisuję mały plusik.
Dodaj komentarz