Aby w przeciągu kilku tygodni wygrać z EA w kategorii „zła prasa i dezaprobata fanów”, gdzie na pozycję lidera Electronic Arts ciężko pracowało latami, trzeba naprawdę wiele samozaparcia, złych decyzji PR-owych i przekonania, że gracze to istoty aspołeczne, apolityczne i interesujące się wyłącznie samą rozrywką. Jak się jednak Blizzard boleśnie przekonał, w game-narodzie duch nie ginie i temat Hong Kongu nieprędko przestanie być kojarzony w wizerunkowa wtopą dekady tego właśnie wydawcy.

W miniony weekend odbyła się kolejna edycja BlizzConu, czyli corocznego konwentu miłośników Warcrafta, StarCrafta, Diablo i innych tworzonych przez Blizzard gamingowych franczyz. Z racji wciąż świeżego wątku Chung Ng Waia i Hong Kongu, tegoroczna impreza ściągnęła na siebie więcej niż zwykle uwagi mediów i Blizzard wykorzystał to na dwa sposoby. Pierwszy z nich to klasyczny „damage control” w wykonaniu J. Allena Bracka, który podczas ceremonii otwarcia zajął jasne stanowisko w sprawie ostatnich wydarzeń.

 

 

Blizzard stanął przed szansą na zjednoczenie świata – miesiąc temu, podczas trudnych wydarzeń na turnieju Hearthstone. Niestety, nie zrobiliśmy tego. Zapadły pochopne decyzje, a potem było jeszcze gorzej – zbyt wolno zaczęliśmy z Wami rozmawiać. Nie dorównaliśmy wysokim standardom, które sami ustanowiliśmy. I zawiedliśmy w drodze do celów, jakie nam przyświecały. I za to przepraszam, biorąc za to pełną odpowiedzialność – tymi słowami przywitał zgromadzonych dyrektor generalny studia.

Cóż, słowa te padły zdecydowanie zbyt późno i chociaż wywołały aplauz u zgromadzonych gości, to i tak wypada poczekać, czy będą za nimi szły czyny. Ale w dobie dzisiejszej „korporacyjnej etyki” raczej nie spodziewałbym się większej rewolucji. Zwłaszcza, że chiński rynek to, nomen omen, gracz z którym nikt nie chce zadzierać – a już na pewno nie firma, dla której dostęp do portfela chińskiego gracza oznacza konkretny wzrost przychodów.

Drugim motywem, dzięki któremu BlizzCon 2019 już zapisał się w historii, było odpalenie bomby w postaci zapowiedzi czwartej części legendarnego cyku Diablo oraz paru innych nadchodzących premier. „Tonący Diablo się chwyta” można by wręcz powiedzieć…

 

Diablo 4

Pod jednym względem nieco mi żal młodszych graczy, znających Diablo 1 i 2 tylko z perspektywy archaicznych graficzne gier sprzed dekad. Ja wciąż mam w pamięci sesje po 24 godziny lub więcej, podkręcane za pomocą filozofii „ Jeszcze jeden loch i idę spać. No, góra dziesięć”. Oczywiście, do diabolicznej rodziny należy także wydany w 2012 roku Diablo 3, ale dla mnie był to kapiszon, który zaliczyłem raz, by poznać fabułę rozgrywki i nigdy więcej do niego nie powróciłem. Po części był to wynik nowej koncepcji graficznej Diablo 3, której bliżej było do krain rodem z World of Warcraft, niż do cyklu łączącego w sobie elementy horroru i dark-fantasy. I pod tym względem Diablo 4 ma być powrotem do korzeni, o czym świadczy chociażby obłędny zwiastun kinowy tej właśnie produkcji.

 

 

Jedno się jednak nie zmienia – jak Blizzard zrobi trailer, to…

W jaki sposób Diablo, Władca Grozy i Pan Zniszczenia, znów powróci do życia, jeszcze nie zostało ujawnione, ale swój w tym udział będzie miała Lilith, której zmartwychwstanie mieliśmy właśnie okazję zobaczyć. W dodatku Blizzard ambitnie deklaruje, że Diablo 4 nie będzie tytułem przeznaczonym dla młodszego gracza, lecz ociekającą krwią, posoką i ropą produkcją dla dorosłego fana RPG-ów wersji hack’n’slash. Powrót do klimatu sprzed dekad potwierdza także zwiastun z rozgrywki, któremu faktycznie trudno zarzucić pstrokatą kolorystykę.

 

 

Fabularnie Diablo 4 będzie rozgrywał się wiele lat po wydarzeniach z części trzeciej cyklu. Gracz będzie mógł wcielić się w jedną z pięciu klas postaci – na razie ujawniono Barbarzyńcę, Druida oraz Czarodziejkę, na informacje o kolejnych będziemy jeszcze musieli poczekać. Data premiery nie została jeszcze ogłoszona – obstawiałbym okres przedświąteczny przyszłego roku.

 

Overwatch 2

Nie będę nawet udawał, że choć raz zagrałem w Overwatch – konsekwentnie unikam gier sieciowych i nawet świetny Titanfall 2 nie przekonał mnie do tego typu zabawy. Ale znakomite zwiastuny promujące Overwatch widziałem nie raz i nie dwa – i chętnie zobaczyłbym bohaterów tej produkcji na dużym ekranie. Pod względem stylistycznym mamy tu bowiem mieszankę najlepszych animacji Pixara z klimatami rodem z anime; całość podlana jest lekkim „superheroicznym” humorem i aż prosi się o filmową adaptację. Najlepiej w 3D.

 

 

Jednak tytuł ten ma już swoje lata, „aż” 3, więc czas już najwyższy na nowy rozdział opowiadanej historii. I jak blizzardowa tradycja nakazuje, znów uraczono nas świetnym, kilkuminutowym materiałem wideo, któremu bliżej do sceny rodem z animowanej superprodukcji Disney/Pixar, niż do trailera z gry.

 

 

Nie zabrakło także prezentacji samej rozgrywki – jest pstrokato, kolorowo i wybuchowo, a więc zupełne przeciwieństwo wspomnianego Diablo. I dobrze, bo w takiej właśnie formie Overwatch dorobił się rzeszy młodszych i starszych fanów, a nie każda multi-strzelanka musi ociekać krwią i flakami, by zapewnić zabawę na najwyższym poziomie.

 

World of Warcraft: Shadowlands

Na BlizzConie nie mogło także zabraknąć wieści ze świata World of Warcraft, który niebawem będzie obchodził piętnastolecie istnienia. Dla miłośników tego uniwersum Blizzard przygotował kolejny dodatek fabularny Shadowlands – oczywiście, zapowiada go klimatyczny i świetnie zrealizowany zwiastun kinowy.

 

 

Najwyraźniej Sylvanas Windrunner postanowiła nieco namieszać w MMORPG-owym świecie i w tym celu rzuciła wyzwanie Królowi Lisz – weterani legendarnego RTS-a Warcraft 3 na pewno pamiętają, że to właśnie Król Lisz i jego magia zmieniły dzielną elfkę w przeklętą i nieumarłą królową banshee. Efekt jej zemsty zaowocuje trudną to przegapienia wyrwą w magicznej strukturze rzeczywistości, dzięki której gracze zyskają dostęp do nowych krain, postaci oraz rajdów. O tym, czy WoW: Shadowlands będzie kolejnym udanym rozdziałem warcraftowej sagi przekonamy się w przyszłym roku – póki co, dodatek jest dostępny w przedsprzedaży.