Nad Blizzardem, niegdyś jednym z najbardziej kochanych przez graczy przedsiębiorstw związanych z tworzeniem i wydawaniem gier, od lat unoszą się ciemne chmury. Twórcy takich tytułów jak Diablo, StarCraft, Overwatch, World of Warcraft czy Heartstone po raz kolejny zadarli z olbrzymią społecznością graczy, którzy już są klientami Blizzarda, albo mogliby nimi zostać.

Tym razem nie poszło o ogłoszenie jakiegoś badziewnego tytułu na smartfony, ale o politykę. A to nie wróży nic dobrego.

Wszystko rozpoczęło się od wywiadu prowadzących turniej Heartstone Grandmasters z jednym z profesjonalnych zawodników – Chungiem Ng Wai, znanym jako „Blitzchung”. W trakcie wywiadu zawodnik poparł rewolucję w Hong Kongu (protesty przeciwko Chinom trwają tam już od kilku miesięcy). W tym momencie stream z wywiadu został zakończony.

 

 

Na reakcję studia Blizzard Activision nie trzeba było długo czekać. Prowadzący wywiad zostali wyrzuceni z pracy, a „Blitzchung” nie dość, że został pozbawiony nagrody zdobytej w turnieju, to został zbanowany przez Blizzarda na rok czasu. Nie muszę chyba mówić, że to definitywnie wyklucza go z udziału w innych turniejach organizowanych przez Blizzarda? Pełne oświadczenie Blizzarda znajdziecie tutaj.

Już w tym momencie Blizzard mocno stracił w oczach graczy, ale tutaj akcja dopiero zaczyna się rozkręcać. Amerykańskie studio strzeliło sobie w stopę późniejszymi oświadczeniami, w których potępiają zachowanie udzielającego wywiadu oraz prowadzących, jednocześnie broniąc dumy narodu Chińskiego. To przelało czarę goryczy i spowodowało, że konta społecznościowe firmy na Twitterze oraz Reddicie zaczęły pękać od komentarzy przypominających Blizzardowi o tragicznych dla Chińczyków skutkach reżimu. Oczywiście Blizzard, zamiast spróbować jakoś załagodzić sprawę, tym razem nawet nie strzelił sobie w drugą stopę, a raczej wbił sobie w nią tępy, zardzewiały pręt. Postanowił zablokować możliwość dodawania komentarzy, a subbreddit r/blizzard został ustawiony jako prywatny (obecnie: został ponownie otwarty, jednak nie znalazł się tam żaden komentarz moderacji).

Dlaczego PR-owcy „Zamieci” pomyśleli, że to załatwi sprawę? Nie wiem. W każdym razie jeszcze bardziej rozzłoszczeni gracze zaczęli wylewać swoją frustrację i złość na Blizzarda w innych miejscach (między innymi na subreddicie r/activision)a nawet usuwać gry i konta Battle.net. A żeby dopiec twórcom WoW-a jeszcze bardziej, gracze przerobili jedną z bohaterek gry Overwatch, Mei, na… symbol oporu Hong Kongu przeciwko Chinom.

Pytanie, skąd taka reakcja Blizzarda, jest jak najbardziej zasadne. O tym, że chiński rynek dla gamedevu oraz e-sportu to istne El-Dorado chyba nie trzeba mówić? Blizzard postanowił zatem „bronić” „pokrzywdzonej” społeczności chińskich graczy – mimo, że sprawa ich przecież nie dotyczy. Mało tego, Tencent Games, czyli chiński wydawca-gigant, którego wielkością porównuje się do Google czy Facebooka, posiada „skromne” 5% udziałów Blizzarda. Tencent trzyma w garści Epic Games (48,4%) oraz Riot Games – twórców League of Legends (100% udziałów). Teraz już chyba wszystko jasne. Do gry weszły nie tylko polityka, ale też ogromne pieniądze. Realne oraz potencjalne zyski. A to nigdy nie wróży nic dobrego. Szczególnie w sytuacji, gdzie na linii USA – Chiny wciąż jest spore napięcie.

Blizzard od dłuższego czasu jest w dołku i nie może skutecznie odbudować zaufania graczy. A takie akcje, jak ta – z pewnością mu w tym nie pomogą.

 

Źródło: wykop.pl, invenglobal.com, kotaku.com