Miała być ekoalternatywa, a wyszło… trochę mniej ekologicznie. Nowe badania francuskiej agencji ANSES pokazują, że szklane butelki, mogą zawierać więcej mikroplastiku niż te plastikowe. I to nawet 50 razy więcej. Skąd ten paradoks? Odpowiedź tkwi w detalu: zakrętce.
Okazuje się, że głównym źródłem cząstek plastiku nie jest sama butelka, ale farba, którą pokryte są zakrętki szklanych opakowań. Podczas transportu zakrętki się obcierają, mikrouszkodzenia robią swoje, a po otwarciu cząsteczki plastiku trafiają prosto do naszej lemoniady, piwa czy wody gazowanej. Niby niewidoczne, ale realne.
Ile tego plastiku pływa w naszych napojach? Średnio 100 cząstek na litr w szkle. Dla porównania: w plastikowych butelkach to kilka razy mniej, a w puszkach jeszcze mniej. Najgorzej wypadają napoje gazowane, piwa i lemoniady w „plastiku” – nawet do 60 cząstek na litr. Najbezpieczniejsze? Woda – choć i tu coś się znajdzie.
Na razie nie ma naukowej zgody, czy te ilości mikroplastiku realnie zagrażają zdrowiu. ANSES zaleca jednak ostrożność i wskazuje, że wystarczy prosty proces oczyszczania zakrętek (przedmuch, płukanie alkoholem), by zmniejszyć problem o ponad połowę. Najlepsza opcja? Po prostu ich… nie malować.
Ten mikroplastikowy twist nie jest wyjątkiem. Naukowcy już dawno znaleźli plastikowe cząsteczki w morzach, w powietrzu, a teraz także – niestety – w naszych ciałach: mózgu, płucach, a nawet w tętnicach. Krótko mówiąc: mikroplastik jest już wszędzie.
źródło: national-geographic.pl
Dodaj komentarz