Ogłoszone przez Apple nowe MacBooki Pro prezentują się dobrze – przynajmniej w teorii. Fani jabłkowego sadu otrzymają bowiem sprzęt identyczny pod względem wyglądu (to bardzo dobrze), ale mocniejszy pod względem osiągów.

Apple goni sprzęt z Windowsem?

Fani narzekają, że MacBooki Pro to od dłuższego czasu sprzęt „profesjonalny” tylko z nazwy: problemy z klawiaturą (które Apple zobowiązało się rozwiązać, ale których wciąż nie rozwiązało) i niezachwycające osiągi – MacBookom daleko dziś do przewagi, jaką miały nad innymi notebookami jeszcze parę lat temu – to tylko czubek góry lodowej. Jeżeli dodamy do tego zdecydowane spowolnienie w rozwoju MacOS-a (Mojave to świetny system operacyjny, ale nie oferuje profesjonalistom niczego nowego), to topniejącą przewagę Apple nad konkurencją widać niemal jak na dłoni.

Pachnące nowością MacBooki są – całe szczęście – krokiem w nowym kierunku. Apple zostawiło design w spokoju, co z pewnością wyjdzie mu na zdrowie, bo temu nie sposób niczego zarzucić, i skupiło się na sprzęcie. Najnowsze piętnastki będą miały na pokładzie procesory Intel ósmej i dziewiątej generacji (ośmiordzeniowe); trzynastki wyposażone będą natomiast „jedynie” w czterordzeniowe Intele ósmej generacji.
Już samo to daje nadzieję na poprawę komfortu pracy. Apple chwali się, że specjaliści mogą spodziewać się nawet dwukrotnie lepszych osiągów. Czy rzeczywiście tak będzie? Przekonamy się już wkrótce. Nieśmiało, ale realistycznie obstawiam poprawę wydajności rzędu 30-40%… przynajmniej bezpośrednio po zakupie. (Może jestem optymistą.)

W jabłkowym sadzie bez zmian

Poza tym – i poza zapowiedziami dotyczącymi klawiatur, które napsuły krwi już niejednemu użytkownikowi i zraziły do MacBooków legion fanów – bez zmian.

MacBooki Pro 13 wyposażone będą w karty graficzne Intel Iris Plus Graphics 655. W piętnastkach montowane będą natomiast zintegrowane Radeony: Pro 550X oraz 560X, a także Vega 16 oraz 20. Na pokładach trzynastek znajdzie się do 16 GB pamięci operacyjnej, a na pokładach piętnastek – do 32; tu również bez rewolucji. Wszystkie modele wyposażone będą w TouchBary, które (trzeba przyznać) są miłym akcentem, choć wciąż nie znam wielu osób korzystających z nich podczas pracy na co dzień. Całości dopełnią cztery porty Thunderbolt, czyli, znowu, nihil novi.

Nihil novi sub sole

To powiedzenie najlepiej podsumowuje nowe MacBooki Pro: nihil novi sub sole. Ale to jednak dobrze, że są: to sprzęt mocniejszy, a poprawa parametrów jest zawsze mile widziana.

Ceny też nie przerażają – przynajmniej jak na MacBooki. MacBooki Pro 13 najnowszej generacji dostaniemy już od 1799 dolarów amerykańskich. Piętnastki chodzić będą w nieco wyższej cenie – próg wejścia wyniesie 2399 dolarów. Czy to dużo, czy to mało? Normalnie powiedziałbym, że rozsądnie. Myślę, że dam temu szansę. Nie chcę jednak Was czarować: jeżeli Apple nie zacznie na powrót dbać o „sprzętowa” stronę swoich maszyn, ich przewaga może stopnieć. I nie pomoże nawet MacOS: bo umówmy się: w tej cenie można spokojnie dostać komputer, który nawet pod Windowsem będzie śmigał jak szalony.

A wówczas naliczanie podobnych kwot za logotyp może stracić uzasadnienie.

źródło: apple.com