Wiem, że to wyświechtany zwrot, ale przysięgam, nie myślałem, że jeszcze cokolwiek, co powstaje w urzędniczych głowach może mnie zaskoczyć. Piszę absolutnie serio. Po opodatkowaniu deszczu, wprowadzeniu podatku od cukru i obowiązku rejestrowania kur w gospodarstwach przydomowych wydawało mi się, że urzędnicza fantazja osiągnęła swoje granice. Ale nie. W Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej pod światłym przewodnictwem Agnieszki Dziemianowicz – Bąk, ktoś postanowił podnieść poprzeczkę. Teraz temperatura w miejscu pracy będzie zależeć… od tempa metabolizmu pracowników.

Tak, dobrze czytacie. Trzeba będzie znać wagę, wzrost, powierzchnię ciała i wiek każdego pracownika, żeby wyliczyć, ile energii spala jego organizm, a potem dostosować temperaturę biura, hali produkcyjnej czy magazynu do tych obliczeń. Bo, jak wiadomo, nic tak nie wpływa na efektywność pracy jak Excel pełen wzorów BMR i ustawianie klimatyzacji w zależności od tego, czy Kowalski ma 30 lat i waży 80 kg, czy może jednak 55 lat i lubi schabowego.

 

 

Temperatura w biurze? To zależy, ile spalasz kalorii

MRPiPS uznało, że skoro ludzie spalają różne ilości kalorii, to temperatura w pomieszczeniach musi być dopasowana do tej zmiennej. Według nowego rozporządzenia, temperatura w miejscu pracy nie może przekroczyć:

  • 28°C – dla osób pracujących w biurach i wykonujących lekkie czynności,
  • 25°C – jeśli praca wymaga większego wysiłku,
  • 22°C – dla tych, którzy naprawdę się napracują.

 

A na zewnątrz? Tu odklejka jest jeszcze większa, gdyż jeśli temperatura przekroczy 32°C, żadna ciężka praca nie będzie mogła być wykonywana. To znaczy, że teoretycznie budowy w środku lata będą musiały stanąć, a pracownicy fizyczni powinni rozłożyć leżaki i czekać na ochłodzenie. Ja to już gdzieś widziałem…

 

 

Jak mierzyć metabolizm pracowników?

No, dobra, to teraz pytanie: kto i jak będzie to wszystko mierzył? Czy dostaniemy ministerialną aplikację, w której wpiszemy swoje dane i magiczny algorytm powie, czy możemy dziś pracować? Może powstaną nowe urzędnicze etaty dla “inspektorów metabolizmu”, którzy będą chodzić po firmach z kalkulatorami?

Nie mam pojęcia, kto wpadł na ten pomysł, ale jeśli to przejdzie, to nic już mnie nie zdziwi. Mogą uregulować maksymalną ilość mrugnięć oczami na minutę albo dopuszczalne wychylenie klatki piersiowej przy ustandaryzownym oddechu w trakcie zakupów w dyskoncie. Wszystko przyjmę.

Myślicie, że wymyślam? To sprawdźcie sami, co geniusze szykują: Projekt rozporządzenia Ministra Rodziny, Pracy iPolityki Społecznej zmieniające rozporządzenie w sprawie ogólnych przepisów bezpieczeństwa i higieny pracy