We wrześniu Microsoft zaprezentował nowe maszyny z rodziny Surface – składany smartfon Surface Duo 2, zaawansowany tablet 2-w-1 Surface Pro 8 oraz wydajny i zarazem ultramobilny notebook konwertowalny Surface Laptop Studio. Są to jednak urządzenia o cenie dostosowanej do ich prestiżowego charakteru, więc raczej nie zainteresują użytkowników poszukujących prostego komputera do podstawowych zadań biurowych i przeglądania zasobów Sieci. Dla nich właśnie Microsoft przygotował „maluszka”, który kojarzy mi się z zapomnianą już podkategorią laptopów, czyli netbookami. Te małe komputery osobiste dekadę temu szturmem (choć na krótko) podbiły rynek, a dzięki bardzo przystępnym cenom często były pierwszym laptopem na który mogli sobie pozwolić np. studenci i świeżo upieczeni „pracujący dorośli”. Oczywiście, nie były to maszyny rozpieszczające swego właściciela osiągami – większość z nich napędzały rachityczne procesory Intel Atom, które w tamtych czasach dostawały zadyszki przy byle zadaniu ambitniejszym od obsługi pakietu biurowego.
Zaprezentowany wczoraj Microsoft Surface Laptop SE ma być unowocześnionym spadkobiercą tej idei. Dzięki przekątnej wynoszącej 11,6 cala będziemy mogli go zabrać praktycznie wszędzie, co dodatkowo ułatwi gustownego obudowa z tworzywa o grubości niecałych 18 mm i wadze 1,1 kg. W kwestii portów projektanci postawili na plan minimum i prócz gniazda słuchawkowo-mikrofonowego znajdziemy tu tylko klasyczne USB typu A oraz zminiaturyzowane USB typu C. Wyposażenie laptopa wieńczy wyspowa klawiatura, kamerka 720p, Wi-Fi 6 oraz bateria, która zdaniem producenta ma wystarczyć na 16 godzin pracy.
Jednak moje obawy co do sensowności Surface Laptopa SE budzą przygotowane konfiguracje. Już sam ekran nie robi wielkiego wrażenia – rozdzielczość 1366 na 768 pikseli zdaje się być żywcem przeniesiona ze wspomnianych netbooków sprzed dekady i nawet na niecałych dwunastu calach raczej nikogo nie zachwyci oferowaną ostrością wyświetlanych treści. Szkoda także, że nie jest to matryca o sprzyjającej pracy proporcji 3:2, wyróżniająca większość urządzeń z rodziny Surface.
Pod maską też nie ma czym się za bardzo ekscytować. Konfiguracje wyceniane na 250 dolarów napędzać będzie dwurdzeniowy i dwuwątkowy Intel Celeron N4020, 4 GB RAM-u i dysk o pojemności 64 GB w formie karty eMMC – wiele więc nie będzie potrzebne, by mały Surface Laptop SE dostał zadyszki. W przypadku wersji wycenianej na 329 dolarów jest nieco lepiej, ale wciąż bez szału – czterordzeniowy i czterowątkowy Intel Celeron N4120, 8 GB RAM-u i dysk eMMC 128 GB to nadal bardzo skromna pod względem wydajnościowym propozycja.
Także sam system został wykastrowany z wielu funkcji, gdyż Microsoft w zaprezentowanym mini-laptopie postawiło na Windows 11 w wersji SE, czyli wariant Okienek stworzony z myślą o edukacji. W modelach zakupionych przez instytucje edukacyjne nie znajdziemy w nim możliwości instalowania aplikacji przez użytkownika – taką władzę ma dopiero administrator całej floty komputerów. Ograniczenie to nie powinno jednak dotyczyć maszyn kupionych na użytek prywatny. Żadnego problemu na pewno nie będzie przy korzystaniu z aplikacji Word, PowerPoint, Excel, OneDrive i innych dodatków stanowiących część usługi Windows 365.
Na ten moment Surface Laptop SE będzie dostępny wyłącznie w USA, Wielkiej Brytanii, Kanadzie i Japonii i nie wiadomo czy w ogóle pojawi się na rynku europejskim. Nawet jeśli, to przy takiej konfiguracji nie wróżę mu wielkiej popularności.