Deweloperzy i wydawcy już nie raz przekonali się, że gracze potrafią być z jednej strony społecznością potrafiącą nosić twórców gier na rękach, kiedy stoi za tym świetna robota (patrz chociażby rodzime studio CD Projekt RED i gra Wiedźmin 3: Dziki Gon), ale czasami wystarczy jedna iskierka, żeby cały szacunek spłonął w ogniu jednej złej decyzji wydawców lub twórców.

Z taką sytuacją spotkała się gra Metro Exodus – z jednej strony fani uniwersum stworzonego przez Dimitrija Głuchowskiego byli zachwyceni grą już po pierwszych trailerach i zapowiedziach, a później (dwa tygodnie przed premierą) przyszła decyzja Deep Silver, wydawcy gry, że będzie ona dostępna w dniu premiery i przez rok od tego czasu wyłącznie na platformie Epic Games Store. Że taka decyzja nie spodobała się graczom, to mało powiedziane – fora internetowe i wątki poświęcone grze zawsze były upstrzone komentarzami w stylu „F*ck Epic Games Store”, a ocena gry na Metacritic została przez niezadowoloną społeczność obniżana. Mało tego – dostało się także… poprzednim odsłonom gry Metro. W tym przypadku – za niewinność. Komentarze również nie pozostawiały suchej nitki na wydawcy i konkurencie Steama. Spora część graczy zadeklarowała też, że na pewno sięgną po Metro Exodus, ale jak pojawi się na Steamie. Więc odłożyli zagrania w długo oczekiwaną grę o rok(!), żeby tylko nie dać zarobić znienawidzonemu Epic Games Store. To się nazywa samozaparcie.

Po co o tym mówię? Gdyż okazało się, że w pierwszym tygodniu pojawienia się gry na Steamie, liczba sprzedanych kopii wyniosła ponad 200 tys., co jest świetnym wynikiem i zaskoczył on nawet CEO Deep Silver. Mówimy przecież o grze, która została wydana rok temu. Z pewnością do dużego zainteresowania Metro Exodus przyczynił się drugi dodatek do gry – Sam’s Story, zbierający bardzo dobre noty zarówno od recenzentów, jak i, uspokojonych już, graczy.

 

 

Ale czy udało się odzyskać zaufanie graczy do Deep Silver? Czas pokaże.

 

Źródło: techspot.com