Kilka razy zmieniałem tytuł tego newsa, gdyż za każdym razem jego przekaz dość bezpośrednio i niezbyt grzecznie uderzał w inteligencję graczy. Nie chodzi o to, że sam do tej ogromnej społeczności od ponad dwóch dekad należę. Bardziej chodzi o fakt, że jednak biorąc pod uwagę obecną ocenę Diablo Immortal na Metacritic oraz zyski Blizzarda z transakcji wewnątrz gry, ciężko nie uogólniać, że spora część graczy to… A, nieważne.

W każdym razie – Blizzard znowu jest na ustach całego świata i ponownie nie jest to powód do dumy. Wydana 2 czerwca darmowa gra Diablo Immortal trafiła na smartfony z Androidem, iOS oraz PC (obecnie trwają beta-testy na tej platformie) w modelu free-to-play. Czyli najzwyczajniej w świecie jest darmowa.

Jednak już na samym starcie gracze i recenzenci zwrócili uwagę na, nomen omen, diabelnie istotną kwestię – gra jest cholernie przeżarta mikrotransakcjami. A jeżeli gracze nie będą płacić, to ich postać będzie się rozwijać w tak mozolnym tempie, że taki grind na dłuższą metę raczej ciężko będzie znieść. Chcesz zdobyć legendarne przedmioty? Płać. W grze istnieją trzy waluty – dwie da się zdobywać, a trzecia? Zgadliście – trzeba za nią zapłacić realnymi pieniędzmi. Przykładów można mnożyć, a do tego dochodzi także system lootboxów, a więc wydane pieniędzy wcale nie gwarantuje, że dany legendarny przedmiot trafi do ekwipunku gracza! Ekipa z kanału Bellular News obliczyła, że aby wymaksować swojego bohatera, trzeba wyłożyć ok. 110 tysięcy dolarów. Żeby było zabawniej, gra opisuje zakupy jako „opcjonalne”.

W „darmowej” grze.

 

 

Chociaż sam gameplay Diablo Immortal jest chwalony, to gra osiągnęła tytuł najgorzej ocenianej produkcji na portalu Metacritic w historii. W momencie jej ocena od użytkowników wynosi… 0,3. Oczywiście jest to bezpośredni efekt tzw. review bombingu, czyli masowego bombardowania danej gry negatywnymi ocenami, jednak w tym przypadku taka formy wylania frustracji przez graczy wydaje się zasadna.

No i co? Jajco, drodzy Państwo, gdyż gracze narzekają, a Blizzard wyciera sobie łzy ich dolarami. W przeciągu dwóch tygodni od premiery ekipa „Burzy Śnieżnej” zainkasowała 24,3 miliona dolarów, co na ten moment czyni ją drugą najlepiej zarabiającą grą mobilną. Pierwsze miejsce zajmuje, uwaga werble! Heartstone, także wydany przez Blizzard.

A wiecie co jest jeszcze zabawniejsze? Diablo Immortal nie zostało jeszcze uruchomione w Chinach, gdyż produkcja musi zostać w pełni dostosowana do chińskiej polityki wydawniczej. Jak podają źródła, dotychczas nowa produkcja bazująca na uznanej franczyzie została pobrana ponad 8 milionów razy. Kiedy trafi to Państwa Środka, liczba ta z pewnością gwałtownie wzrośnie. Tak jak zyski Blizzarda z mikrotransakcji.

Chcecie, żeby wydawcy przestali robić nas, w sensie – graczy, w trąbę? To przestańcie ich w tym wspierać, chociażby rezygnując z tego typu gier. Jeżeli gra została za darmo w modelu free-to-play, a mikrotransakcje opisywane jako „opcjonalne”, okazują się być obowiązkowymi, jeżeli w grze w jakikolwiek sposób chciałoby się progresować (a chyba o to w tym chodzi, co nie?), to znaczy, że deweloper i wydawca jawnie oszukują. I żebyśmy się zrozumieli – monetyzowanie darmowych gier samo w sobie nie jest złe. Rozumiem, że na darmowym produkcie, nad którym pracowała nierzadko rzesza ludzi, zarobić trzeba. Wypadałoby by to jednak robić w sposób uczciwy, nie sądzicie?