Jeszcze dobrze nie ucichły echa walki o TikToka w USA, jeszcze nie wiemy, czy Oracle faktycznie stanie się strażnikiem danych giganta, a już na horyzoncie pojawia się nowa inba – DeepSeek. Czy ten popularny chatbot wysyła dane do Chin? Jeśli tak, co to oznacza dla użytkowników, ich prywatności i bezpieczeństwa? Dyskusja nabiera tempa, a emocji w niej nie brakuje.
DeepSeek i dane użytkowników. Dokąd one naprawdę trafiają?
Wejście DeepSeek na rynek, to istny Blitz Krieg. Minął ledwie tydzień od premiery, a aplikacja zdążyła już stać się numerem 1 w AppStore i rozchwiać amerykański Nasdaq, powodując setki miliardów dolarów strat w kapitalizacjach topowych spółek technologicznych. Ludzie chwalą aplikację za możliwość przetwarzania niemal wszystkiego – tekstów, nagrań audio, a nawet skanów dokumentów. Jednak oprócz zachwytów nad technologią powstają też bardzo poważne pytania. Polityka prywatności DeepSeek, co trzeba przyznać, jest dość przejrzysta – firma nawet nie próbuje ukrywać, że dane użytkowników są przechowywane na serwerach w Chinach. I tutaj zaczyna się problem…
Chiny, jak powszechnie wiadomo, nie słyną z liberalnego podejścia do danych. Wręcz przeciwnie – lokalne prawo pozwala tamtejszemu rządowi na dostęp do informacji przechowywanych na terenie Chin. W teorii więc wszystko, co przechodzi przez DeepSeek – teksty, prywatne wiadomości, a nawet drobne rzeczy jak analiza Waszej dynamiki pisania na klawiaturze – mogą się znaleźć w rękach chińskich władz. Brzmi jak coś z cyberthrillera? Niestety, to rzeczywistość, w której się znaleźliśmy.
TikTok déjà vu?
Jeśli cała ta sytuacja brzmi znajomo, to dlatego, że podobne obawy pojawiały się w kontekście TikToka. Pamiętacie, jak Stany Zjednoczone groziły, że zablokują aplikację, bo jej dane mogły rzekomo trafiać do Chin? Tamten przypadek doprowadził do propozycji przejęcia amerykańskiej części operacji TikToka przez Oracle. Czy z DeepSeek będzie podobnie?
DeepSeek podąża podobną ścieżką, tylko w znacznie szybszym tempie – popularność, miliony użytkowników w USA i na całym świecie, i te same pytania: kto kontroluje dane i co się z nimi dzieje? Nie zdziwiłbym się, gdyby politycy znowu zaczęli przebąkiwać o zakazach lub wymogu lokalizacji danych na terenie USA, a pewnie także i w UE, która tak bardzo się troszczy o bezpieczeństwo obywateli, że nawet X chciałaby zablokować. A może Oracle, znów wkroczy do gry? Tylko czy to faktycznie rozwiązuje problem?
Cena postępu. Bezpieczeństwo czy wygoda?
W tym całym zamieszaniu warto się zatrzymać i zadać jedno pytanie: czy zdajemy sobie sprawę z tego, jaką cenę płacimy za korzystanie z tych technologii? DeepSeek, ChatGPT i inne modele AI to narzędzia przyszłości – potężne, szybkie, imponujące. Ale jak to często bywa, postęp technologiczny wymaga ofiar. Tym razem ofiarą może być nasza prywatność.
Problem polega na tym, że większość użytkowników (łącznie ze mną) nie czyta polityk prywatności, a jeśli nawet to robi, to zakłada, że przecież nikt nie będzie chciał moich danych. A jednak ktoś chce. Dane są paliwem dla sztucznej inteligencji – im więcej, tym lepiej. Pytanie brzmi, czy jesteśmy gotowi pozwolić, by nasze dane znalazły się w kraju, który ma tak restrykcyjne przepisy dotyczące ich kontroli?
Co dalej z DeepSeek w USA?
Obecnie DeepSeek działa bez przeszkód, ale patrząc na historię TikToka, można spodziewać się kłopotów, zwłaszcza, że model bardzo mocno uderzył w amerykańskie spółki z technologicznego topu. USA już teraz zapowiada, że przyjrzy się bliżej tej aplikacji i jej powiązaniom z Chinami. Możliwe, że czekają nas wzmożone kontrole, regulacje, a może nawet próby zakazu. Ale czy to rozwiąże problem? Czy wystarczy zmiana serwerów i kilka zapewnień o bezpieczeństwie danych, byśmy poczuli się lepiej?
Z punktu widzenia obserwatora trudno nie dostrzec, że to tylko czubek góry lodowej. Problem z DeepSeek, TikTokiem i innymi podobnymi aplikacjami to tak naprawdę kwestia globalnych standardów ochrony danych – standardów, które wciąż są pieśnią przyszłości. Dopóki ich nie ma, będziemy tkwić w tej samej dyskusji, tylko zmieniając nazwy aplikacji.
Technologia na rozdrożu
DeepSeek to tylko przykład większego problemu – napięcia między postępem technologicznym a ochroną danych. Jako użytkownicy mamy prawo wiedzieć, co dzieje się z naszymi informacjami. Ale czy nasze głosy wystarczą, by zmienić sposób działania globalnych gigantów technologicznych? Pewne jest jedno – jeśli historia TikToka czegoś nas nauczyła, to tego, że problemów z prywatnością danych nie da się zamieść pod dywan. Warto być czujnym, bo to, co dzisiaj wydaje się wygodą, jutro może stać się naszym największym zmartwieniem.
Dlaczego DeepSeek budzi kontrowersje dotyczące prywatności?
DeepSeek przechowuje dane użytkowników, takie jak historie interakcji, dane wejściowe i wzorce naciśnięć klawiszy, na serwerach w Chinach. Istnieją obawy, że chiński rząd może uzyskać dostęp do tych informacji na mocy prawa bezpieczeństwa narodowego.
Co oznaczają „analiza dynamiki pisania na klawiaturze” lub „wzorce naciśnięć klawiszy”?
To sposób, w jaki korzystasz z klawiatury – np. czas naciskania klawiszy i przerwy między nimi. Rodzaj odcisku palca, bo każdy z nas robi to nieco inaczej. Analiza tych danych może być wykorzystywana do identyfikacji użytkownika lub śledzenia jego zachowań.
Czy dane w DeepSeek są bezpieczne?
Firma deklaruje, że dane są chronione, jednak ich przechowywanie w Chinach rodzi ryzyko, ponieważ chińskie prawo umożliwia rządowi dostęp do takich informacji.
Czy DeepSeek może zostać zakazany w USA?
Jest to możliwe. Podobnie jak w przypadku TikToka, obawy dotyczące bezpieczeństwa danych mogą doprowadzić do regulacji, kontroli lub nawet zakazu aplikacji w USA.
Jak mogę chronić swoje dane korzystając z DeepSeek?
Unikaj przesyłania poufnych informacji, korzystaj z VPN i dokładnie sprawdzaj ustawienia prywatności, aby ograniczyć dostęp aplikacji do danych.
Żródło: wired.com
Dodaj komentarz