Kiedy w październiku 2019 roku Microsoft zaprezentował na swojej konferencji Windowsa 10X, wiele osób nie kryło zaskoczenia. Przecież to Windows 10 miał być ostatnim i ostatecznym systemem operacyjnym z logo okienek, więc gdzie tu miejsce na jakieś 10X? Odpowiedź na to pytanie okazała się prostsza, niż można było się spodziewać: Windows 10X będzie systemem zbudowanym na bazie Windowsa 10, ale stworzonym z myślą o urządzeniach o dwóch wyświetlaczach – takich jak zaprezentowany na tej samej konferencji Surface Neo.

Microsoft deklaruje, że Windows 10X nie ma żadnym wypadku stanowić zagrożenia dla „dziesiątki”, a raczej stanowić alternatywę. Z drugiej jednak strony, nie można wykluczyć, że z czasem rozwiązania, po które Microsoft sięgnął w przypadku nowszego OS-a, nie trafią do Windowsa 10 w jakiejś aktualizacji.

Zarówno Surface Neo, jak i Windows 10X miały oficjalnie wystartować jeszcze w tym roku, jednak już dzisiaj wiadomo, że ich premiera nastąpi dopiero w roku 2021. Przyczyna jest dość oczywista – pandemia koronawirusa oraz jej konsekwencje dla branży IT. Jednak w lutym tego roku Microsoft umożliwił pobranie emulatora Windowsa 10X i samodzielnego wypróbowania go na dowolnym komputerze. Oczywiście wykorzystałem tę sposobność. Trudno jednak wypróbować system zaprojektowany z myślą o obsłudze laptopów i tabletów z dwoma ekranami, jeżeli takowym się nie dysponuje. Mimo wszystko jednak – zaprezentowano w ten sposób naprawdę spory wycinek całości „iksa” i dało mi to całkiem konkretny obraz nowe dziecka Microsoftu.

 

 

Najnowszy „okienkowy” OS z pewnością będzie nastawiony na obsługę głównie komputerów i tabletów stworzonych z myślą o na pracy mobilnej, a co za tym idzie – oprócz intuicyjnej obsługi, powinien charakteryzować się niskimi wymaganiami sprzętowymi i jednocześnie wysoką wydajnością, a przy tym – bardzo dobrą optymalizacją, pozwalającą na jak najdłuższą pracę ultramobilnego sprzętu na baterii. 

Najnowsze doniesienia z siedziby z Redmond mówią, że to nie do końca tak, że „iks” pojawi się tylko i wyłącznie na urządzeniach z dwoma wyświetlaczami. Panos Panay, dyrektor do spraw produktu, zajmujący się m.in. system Windows, stwierdził, że wizja Windowsa 10X nieco się zmieniła przez ostatnie kilka miesięcy. Panay potwierdził, że Windows 10X będzie pojawiał się również na klasycznych laptopach, wyposażonych w jeden ekran, i to właśnie na tego typu maszynach nowa „winda” ma zadebiutować. Czy będą to wyłącznie urządzenia z rodziny Surface i inne autorskie produkty Microsoftu, czy też Microsoft będzie próbował wdrażać „iksa” na jednoekranowych urządzeniach konkurencji, tego póki co na 100% nie wiadomo. Chodzą słuchy, że Windows 10X ma być w tym przypadku dla Microsoftu tym samym, co systemy Apple dla urządzeń z jabłkiem i będzie specjalnie przygotowanym środowiskiem dla danego typu sprzętu. Czy tak będzie? Czas pokaże.

 

Windows 10X – zmiany widoczne gołym okiem

To, że Windows 10X jest systemem zbudowanym na bazie standardowej, wydanej lata temu, „dziesiątki”, nie oznacza, że będzie to właściwie to samo, tylko wygodniejsze do obsługi za pomocą palców czy cyfrowych piórek.

Przede wszystkim Windows 10X zrywa z większością znanych z poprzednich wersji systemów elementów, a niektóre dość mocno przeobraża. Przesiadając się na sprzęt z 10X trzeba będzie chociażby zapomnieć o klasycznym menu Start oraz pasku zadań. Ten ostatni otrzymał wyśrodkowany układ skrótów i aplikacji, a przycisk menu Start znalazł się domyślnie na środku paska. Jednak wraz z kolejnymi dodawanymi skrótami, okienkowy przycisk będzie wędrował coraz bardziej do lewej strony ekranu.

 

Otwierając menu Start da się również zobaczyć nowy interfejs, zupełnie pozbawiony charakterystycznych kafelków, do których przyzwyczajano nas od premiery nieszczęsnego Windowsa 8. Menu prezentuje się całkiem przejrzyście, ale użytkownicy Windowsów od razu odnotują, że z klasycznymi systemami nie ma ono zbyt wiele wspólnego. Już na pierwszy rzut oka wydaje się bardziej pasować do tabletu czy smartfona niż komputera. Kolejna rzucająca w oczy modyfikacja, to spore ikony skrótów i plików, rozmieszczone w menu w sposób uporządkowany, ale dość swobodny. To dobrze – ciasnota raczej nie pomaga w szybkim i intuicyjnym korzystaniu z ekranu, o czym możemy się przecież przekonać na co dzień, używając chociażby smartfona. Szerokie paski u góry menu także wydają się sprzyjać łatwemu „łapaniu” palcem ramki okna i przesuwania go pomiędzy wyświetlaczami. Również okna Eksploratora Plików, Panelu Sterowania i innych ważnych miejsc w systemie, będą cechować się maksymalnym dostosowaniem do nowej formy obsługi sprzętu.

Centrum Akcji, czyli menu, które w Windowsie 10 wysuwa się po kliknięciu w ikonę „dymka” umieszczoną na prawym  końcu paska zadań, również zostało przearanżowane. Jego przeznaczenie się nie zmieniło – wciąż ma dawać szybki i łatwy dostęp do takich opcji jak zarządzanie baterią, wydajnością, głośnością odtwarzanych dźwięków, jasnością monitora czy powiadomieniami systemowymi. Teraz jednak Centrum Akcji ma mieć formę okien, a nie sporego paska zasłaniającego dużą część prawej strony ekranu. Poza tym Microsoft nadał okienkom bardziej miękki wygląd.

 

Trzeba też pamiętać, że nowy system musi być na tyle elastyczny, żeby dało się z niego korzystać w różnych trybach. Twórcy nowej „windy” wzięli pod uwagę, że przecież z dwuekranowego urządzenia będzie można korzystać jak z laptopa, tabletu w formie książkowej, orientacji poziomej i pionowej, a także w tak zwanym trybie namiotu. I do obsługi urządzenia we wszystkich tych formach system musi być nie tylko przystosowany, ale też powinien dynamicznie reagować na zmianę orientacji wyświetlaczy. Użytkownik zaś nie chciałby czuć się ograniczany w kwestii organizacji swojego środowiska pracy i zabawy (bo przecież nie można też zapominać o bardziej rozrywkowym aspekcie nowego Windowsa). Wśród podstawowych trybów pracy znajdą się te, które wydają się najbardziej oczywiste dla dwuekranowego sprzętu: możliwość traktowania obu wyświetlaczy jak jednego dużego, podział na dwie osobne strony, uruchomienie dwóch programów na osobnych ekranach, czy rozszerzenie treści z jednego wyświetlacza na drugi. Ponadto użytkownik korzystający ze swojego dwuekranowego urządzenia w trybie laptopa otrzyma możliwość wyświetlenia klawiatury na panelu pełniącym rolę pulpitu roboczego. Zaś wyświetlacz główny również będzie mógł zostać podzielony na dwie połówki, co ma sprzyjać pracy wielozadaniowej.

Jednym z elementów mających podnieść ergonomię pracy w trybie laptopa będzie WonderBar – interaktywny pasek skrótów i innych funkcji, w pełni edytowalny i możliwy do personalizacji. WonderBar trafi nad klawiaturę (wyświetloną lub fizyczną, nakładaną na ekran) i nie da się tutaj pominąć skojarzeń z konkurencyjnym Touchbarem z MacBooków. Rozwiązanie Microsoftu posiada jednak dużo większą przestrzeń roboczą i kojarzy mi się z tym, co mogłem widzieć w recenzowanym przeze mnie Asusie ZenBook Pro Duo. Na przestrzeni WonderBara będzie można umieszczać swoje skróty, dodatkowe klawiatury (np. z emotikonami) czy przenosić w to miejsce np. okno odtwarzacza wideo, notatników oraz innych „podręcznych” aplikacji, które warto mieć zawsze na wierzchu. Niestety, nie wszystkie opcje były możliwe do sprawdzenia za pomocą emulatora.

 

Nowy Windows to nie tylko zmiany warstwy wizualnej

Oczywiście estetyka, przejrzystość i intuicyjność interfejsu jest w pracy bardzo istotna, ale nawet najpiękniejsze i najbardziej ergonomiczne UI na nic, kiedy wszystko będzie działać z gracją roweru z rozciągniętym łańcuchem i szczerbatymi zębatkami.

Po tym, co wiadomo dotychczas o „trzewiach” nowego Windowsa można przypuszczać, że Microsoft stara się uniknąć błędów z tworzenia i aktualizowania standardowej „dziesiątki”. Programiści pracujący przy tworzeniu nowego OS-a, sięgnęli po rozwiązanie znane miłośnikom systemów Linuxa – rozbili składowe systemu na poszczególne elementy. Mają być od siebie niezależne, ale ściśle współpracujące. Modularna konstrukcja całości umożliwi lepsze zarządzanie bezpieczeństwem, sprawniejszą aktualizację oraz serwisowanie Windowsa 10X. Wracając do mojej cyklistycznej metafory – zerwanie łańcucha nie będzie wiązało się z wymianą całego roweru, tylko z założeniem nowego. Jak to przełoży się na komfort użytkownika? Aktualizacje będą zajmować np. wyłącznie kilka lub kilkanaście sekund, bo zmieniony element nie będzie w żaden sposób wpływał ani kolidował z innymi. Ba! Microsoft deklaruje, że nawet duże aktualizacje będą trwać mniej niż 90 sekund. W Windowsie 10 natomiast wszystko jest ze sobą ściśle powiązane, przez co naprawa i/lub aktualizacja systemu operacyjnego wygląda jak wygląda i niekiedy potrafi napsuć krwi nie tylko programistom pracującym przy tworzeniu kodu OS-a, ale przede wszystkim użytkownikom.

Na koniec jeszcze jedna, niezmiernie istotna wiadomość dla potencjalnych przyszłych użytkowników nowego OS-a z logo Windowsa – system nie będzie ograniczony do instalacji aplikacji wyłącznie z Microsoft Store, jak to było w przypadku Windowsa 10S. Użytkownikom pozostawi się możliwość instalacji programów pochodzących z innych źródeł i innych wydawców.  

 

Zakończenie

Nie da się ukryć, że Windows 10X zapowiada się naprawdę interesująco, zarówno pod kątem interfejsu, możliwości, jak i tego, co na pierwszy rzut oka jest niewidoczne, czyli samego rdzenia systemu. Jeżeli zapewnienia Microsoftu oraz wszelkie obietnice zostaną dotrzymane, możemy mieć do czynienia z softem, który zawojuje świat dwuekranowych urządzeń, tak jak swego czasu kolejne wersje „klasycznego” Windowsa wyrugowały konkurencyjne OS-y z domowych i firmowych pecetów.

Pierwsze odpowiedzi na pytanie: „Czy tak się stanie?” będziemy mogli uzyskać już w przyszłym roku. Wtedy to na rynku powinny coraz śmielej pojawiać się laptopy/tablety z dwoma wyświetlaczami. Oprócz Surface’a Neo od Microsoftu na rynku ma także pojawić się składany Lenovo ThinkPad X1 Fold. Swoje koncepcje ma także Dell oraz Intel. A kto wie, jakie jeszcze zapowiedzi przyniesie bieżący rok. Jedno wydaje się pewne – jeżeli Surface Neo i ThinkPad X1 Fold przetrą szlaki i taka forma urządzeń się przyjmie, to możemy spodziewać się, że kolejne tego typu maszyny będą pojawiać się jak grzyby po deszczu. Ale to „gdybania” na perspektywę nie roku, a raczej dwóch, może dłużej.