Od blisko roku jestem użytkownikiem nowej Tesli Model 3, którą jestem absolutnie zachwycony. Kiedy tylko zobaczyłem ten odświeżony model, wiedziałem, że muszę go mieć. Minimalistyczny design, cichsze wnętrze, lepsze wykończenie – nowa „trójka” jest w mojej opinii samochodem elektrycznym bliskim ideału.

Ale teraz, gdy Tesla pokazała nareszcie odświeżony Model Y, nie mogę przestać myśleć, że firma sama trochę skomplikowała sprawę. Owszem, nowy Y wygląda świetnie – zmodernizowane światła, ulepszona konsola, a do tego większy komfort dla pasażerów z tyłu. Ale czemu na to wszystko trzeba było czekać rok?

Model Y rok później – problem z decyzją

Wprowadzenie Modelu 3 rok przed Modelem Y wydaje się decyzją, która na pierwszy rzut oka miała sens. Tesla mogła stopniowo odświeżać swoją ofertę, budując napięcie przed premierą SUV-a. Ale w praktyce wyglądało to zupełnie inaczej.

Kiedy Tesla pokazała nową „trójkę”, wielu klientów, którzy myśleli o zakupie Modelu Y, zwyczajnie postanowiło poczekać. Widząc, jak wiele zmieniono w Modelu 3 – od nowych reflektorów po udoskonalenia wnętrza – trudno było nie zastanawiać się, co zaoferuje odświeżony Y. I właśnie tu, moim zdaniem, Tesla straciła.

Sam mam znajomych, którzy od miesięcy potrzebowali większego auta, ale gdy zobaczyli nową „trójkę”, od razu zapowiedzieli, że wstrzymają się z decyzją. Po co kupować obecny Model Y, skoro za chwilę pojawi się wersja z tymi samymi ulepszeniami?

Czy Tesla mogła to zrobić lepiej?

Moim zdaniem idealnym rozwiązaniem byłoby zaprezentowanie obu modeli jednocześnie. Klienci nie musieliby podejmować decyzji w cieniu nadchodzących zmian. Nowa „trójka” i nowy Y to przecież dwa zupełnie różne auta, które kierowane są do różnych grup odbiorców.

Osobiście cieszę się, że Tesla wreszcie wypuszcza odświeżony Model Y, bo to oznacza, że SUV, który przez lata był liderem segmentu, znów może konkurować z pełnym impetem. Ale patrząc na całą sytuację, trudno nie zauważyć, że rok różnicy między premierami mógł wprowadzić więcej zamieszania niż korzyści.

Nowa Tesla Model Y zapowiada się wspaniale – a ja, siedząc za kierownicą mojej „trójki”, wiem, że przyszłość elektrycznej motoryzacji jest jasna. Ale czy Tesla mogła uniknąć pewnych wpadek strategicznych? O tym przekonamy się, gdy zobaczymy, jak Model Y Juniper poradzi sobie na rynku.

Ceny i dostępność

Ceny pozostają, przynajmniej na razie, bez zmian. Model Y będzie dostępny od maja, a podstawowy wariant zaczyna się od około 205 tysięcy złotych, co oznacza, że Tesla nie podniosła cen, mimo znaczących ulepszeń. Z jednej strony to świetna wiadomość – klienci dostają więcej za te same pieniądze, co czyni Model Y jeszcze bardziej konkurencyjnym. Z drugiej jednak, ci, którzy kupili starszy model w ostatnich miesiącach, mogą poczuć się nieco zawiedzeni, widząc, że nowa wersja oferuje lepsze wyposażenie za identyczną kwotę. Tesla ewidentnie stawia na utrzymanie swojej pozycji lidera na rynku, nie odstraszając klientów wyższymi cenami – i to z pewnością zadziała na korzyść Junipera.