O samej wizycie i spotkaniu premiera Donalda Tuska z Sundarem Pichaiem, prezesem Google, nie ma co się rozpisywać – temat już szeroko rozlał się po internetach. Oficjalnie niewiele wiadomo o tym, co tak naprawdę omawiano za zamkniętymi drzwiami. Jednak fakt pozostaje faktem: premier Tusk od dwóch dni budował napięcie, a kiedy wreszcie doszło do konferencji prasowej, efekt był, delikatnie mówiąc, rozczarowujący. I uwaga do tych, którzy mnie już od pisowców, konfiarzy i kaowców wyzywali – nie, ten tekst nie jest polityczny. To tekst o marketingu politycznym.
Zapowiedzi „Roku Przełomu” kontra 5 milionów dolarów
Jeszcze we wtorek premier ogłaszał, że 2025 to „rok przełomu” i mówił o wielkich inwestycjach, które mają zmienić oblicze polskiej gospodarki (na marginesie – zdaje się, że w stosunku do PKB, to chyba jednak mniejszych niż rok wcześniej?). Wczoraj, na swoim profilu na X, podgrzewał atmosferę zapowiadając spotkanie z szefem Google. Oczekiwania były wysokie – może nowe centrum danych, może kolejna miliardowa inwestycja na wzór tej z 2022 roku, gdy Google ogłosiło budowę centrum inżynieryjnego w Warszawie za 2,7 miliarda złotych?
Nie ma się czego wstydzić! pic.twitter.com/sL3HI0Uopv
— Donald Tusk (@donaldtusk) February 12, 2025
Tymczasem, po spotkaniu na konferencję wychodzą Sundar Pichai i Donald Tusk, a głównym przekazem jest to, że Google przez najbliższe 5 lat przeznaczy 5 milionów dolarów na szkolenia dla Polaków. Tak, milion dolarów rocznie. W kontekście zapowiedzi o globalnych inwestycjach technologicznych brzmi to, przyznacie, jak żart.
Dlaczego to PR-owa wpadka?
Po pierwsze, premier rzucił na stół wielkie hasła o „przełomie” i „gigantycznych inwestycjach”, które wywołały konkretne oczekiwania. Po drugie, spotkanie z Google było przedstawiane jako jedno z kluczowych wydarzeń, co mogło sugerować, że będzie tu mowa o czymś naprawdę dużym. Po trzecie, efekt końcowy w żaden sposób nie spełnia tych oczekiwań.
W porównaniu do miliardowych inwestycji Google w innych krajach i nawet ich wcześniejszych wydatków w Polsce, kwota 5 milionów dolarów to raczej budżet na kampanię reklamową, a nie poważna inwestycja.
Co z tym memorandum o AI?
Jedynym dodatkowym efektem spotkania jest podpisane memorandum dotyczące wykorzystania sztucznej inteligencji w polskiej gospodarce, we współpracy z Polskim Funduszem Rozwoju. Brzmi to interesująco, ale póki co brakuje konkretów, jak to ma wyglądać w praktyce. Co więcej, w rozmowach pojawił się wątek, że rozwój generatywnej AI może przyczynić się do 8% wzrostu polskiego PKB w ciągu dekady. To ogromna liczba, której nie sposób zignorować, a jednak PR-owo wybrzmiała słabo. W świat poszło głównie jedno przesłanie: Google daje 5 milionów dolarów.
Efekt? Opozycja dostała gotowy argument
Tego rodzaju PR-owe przestrzelenie sprawia, że temat może być teraz łatwo rozegrany przez opozycję. Wystarczy jedno zdanie: „Tusk zapowiadał wielkie inwestycje, a skończyło się na 5 milionach na szkolenia”. To nie jest argument, który trudno sprzedać w debacie publicznej. Media sprzyjające rządowi dwoją się i troją, żeby jakoś sprzedać tę wtopę, ale niektóre, jak np. money.pl, nie wytrzymały.
Oczywiście, może to być dopiero początek rozmów z globalnymi gigantami technologicznymi, a prawdziwe inwestycje zostaną ogłoszone w przyszłości. Tylko że jeśli rząd będzie każde spotkanie polityczne podgrzewał w ten sposób, a potem efekt będzie tak mizerny, to kto te kolejne zapowiedzi będzie traktował poważnie?
Podsumowanie – więcej pokory w komunikacji
Zamiast rozdmuchiwać narrację o „przełomie”, może lepiej by było komunikować to jako jeden z wielu elementów szerszej strategii? W ten sposób rozczarowanie było mniejsze, a PR-owy cios dla rządu mniej dotkliwy.
Bo na razie wyszło jak wyszło: dużo szumu, a efekt jak przy kampanii promocyjnej nowej linii smartfonów.