No dobra, żartowałem. Oczywiście, że możemy podyskutować – w końcu co to za internet bez gorących sporów o motoryzację? Nie ma nic lepszego niż emocjonująca debata o tym, czy „prawdziwe” auto musi mieć spalanie na poziomie cysterny i czy dźwięk silnika V8 można zastąpić… ciszą. Ale zanim zaczniemy rzucać argumentami, pozwólcie, że przedstawię swoją dziesiątkę powodów, dla których samochód elektryczny bije spalinowe na głowę. A potem możemy się kłócić – w komentarzach, na forach, albo najlepiej przy gniazdku do ładowania.

To co, gotowi? No to jedziemy – na prąd oczywiście. 

 

1. Koszt ładowania vs. koszt tankowania

Jazda samochodem elektrycznym jest tańsza – i to znacznie. Średni koszt przejechania 100 km w EV to ok. 10–20 zł, podczas gdy w samochodzie spalinowym (przy cenie paliwa ok. 6-7 zł/l) koszt ten sięga 40–60 zł.

A co, jeśli masz instalację fotowoltaiczną? Wtedy korzyści masz jeszcze większe. Ale nawet bez paneli słonecznych możesz sporo oszczędzić, korzystając z dynamicznych taryf energetycznych. To nowość na rynku, ale działa prosto – ceny prądu zmieniają się w ciągu dnia, a jeśli wybierzesz odpowiedni moment, możesz ładować auto za grosze.

Jeśli nie chcesz bawić się w śledzenie stawek, wystarczy klasyczna taryfa nocna. W Polsce 1 kWh kosztuje w niej ok. 50 groszy, co oznacza, że pełne naładowanie akumulatora (np. 50 kWh) to wydatek rzędu 25 zł. Za tyle kupisz… jakieś 3,5 litra paliwa. Przypomnijmy – to nie starczyłoby nawet na rozpędzenie się w SUV-ie z silnikiem V6.

Tak więc, jeśli lubisz oszczędzać – EV jest oczywistym wyborem. A jeśli lubisz przepłacać… cóż, wolny rynek. 

 

2. Brak wizyt na stacji benzynowej

Nie musisz już zajeżdżać na stację, stać w kolejce i wdychać oparów benzyny, które – jak zapewniają miłośnicy spalinówek – „pachną wolnością”. Twój samochód ładuje się w domu, podczas gdy Ty śpisz, pracujesz albo relaksujesz się przy dobrym filmie.

A jeśli mimo wszystko zatęsknisz za stacją benzynową? Spokojnie, nikt Ci tego nie zabrania. Możesz tam wpaść po dobrą kawę, zapieksę albo skorzystać z toalety – bo umówmy się, pod tym względem niektóre stacje to prawdziwe świątynie cywilizacji. Tyle że tym razem nie zostawisz przy kasie kilkuset złotych za paliwo. 

 

3. Niskie koszty serwisowania

Silnik spalinowy to skomplikowana maszyna z setkami ruchomych części, które się zużywają i psują. EV? Silnik elektryczny, bateria i kilka elementów dodatkowych. Brak skrzyni biegów, sprzęgła, turbosprężarki, filtra cząstek stałych czy rozrządu oznacza mniej napraw i mniej wydanych pieniędzy.

Przykład: Tesla Model 3 ma około 20 razy mniej części ruchomych niż przeciętny samochód spalinowy.

Dodatkowo, elektryk nie wymaga regularnych przeglądów okresowych ani wymiany oleju czy filtrów. Przykład? Zalecane czynności serwisowe dla Tesli Model 3 obejmują m.in. wymianę filtra kabinowego co 2 lata oraz kontrolę płynu hamulcowego co 4 lata. Co ciekawe, dzięki systemowi rekuperacji, zużycie klocków hamulcowych jest minimalne – w niektórych przypadkach wymiana jest konieczna dopiero po przejechaniu 400 000 km.

Fun fact: jeden właściciel Tesli Model S z przebiegiem 500 000 km wymienił klocki hamulcowe tylko raz, po 400 000 km. True story.

 

4. Cisza i komfort jazdy

Teraz pewnie odezwą się zwolennicy silników spalinowych i powiedzą: „Ale jak to, a co z pięknym pomrukiem V8 czy wrzaskiem V12?”. I wiecie co? Pełna zgoda – brzmienie potężnej V-ósemki czy V-dwunastki to muzyka dla ucha każdego fana motoryzacji. Problem w tym, że większość aut spalinowych na drogach to nie rasowe muscle cary czy supersamochody, a zwykłe, małe silniki z turbiną, które zostały wyżyłowane do granic możliwości, by spełniać normy emisji spalin.

W efekcie zamiast basowego bulgotu dostajemy coś, co przy wysokich obrotach brzmi bardziej jak odkurzacz na ostatnich siłach niż rasowy silnik sportowy. A jeśli ktoś faktycznie marzy o V8 lub V12? No cóż, przy dzisiejszych cenach paliwa taka przyjemność kosztuje fortunę – te silniki mają ogromny apetyt na benzynę, a każdy przejechany kilometr to szybkie topnienie zawartości portfela.

W elektryku masz za to ciszę, zero wibracji i spokój w kabinie. Możesz się odprężyć, posłuchać muzyki albo po prostu cieszyć się płynną jazdą. I choć dźwięk silnika to kwestia gustu, to komfort zawsze wygrywa. 

 

5. Natychmiastowy moment obrotowy i błyskawiczne przyspieszenie

Tutaj nie ma żadnej dyskusji – pod względem reakcji na gaz i przyspieszenia samochody elektryczne są w innej lidze niż spalinowe. W spalinówce, zanim cokolwiek się wydarzy, silnik musi wejść na obroty, turbina się rozkręcić, a skrzynia biegów dobrać odpowiednie przełożenie. W EV? Wciskasz pedał i natychmiast dostajesz pełną moc. Bez opóźnienia, bez zbędnych mechanicznych komplikacji.

To sprawia, że nawet „zwykłe” elektryki osiągają osiągi zarezerwowane do tej pory dla supersamochodów. Tesla Model 3 Performance robi 0–100 km/h w 3,3 sekundy, czyli szybciej niż wiele sportowych aut spalinowych. Tesla Model S Plaid? 1,99 sekundy do setki, co czyni ją jednym z najszybszych aut na świecie – i to w czteroosobowej wersji z bagażnikiem na zakupy!

Oczywiście, istnieją spalinowe samochody z imponującym przyspieszeniem w przystępniejszej cenie. Przykładowo, Nissan GT-R osiąga 100 km/h w około 2,7 sekundy i kosztuje mniej niż niektóre luksusowe elektryki. Jednak takie modele to wyjątki, a większość aut spalinowych o podobnych osiągach plasuje się w wyższych przedziałach cenowych.

Wnioski? Jeśli ktoś lubi dynamiczną jazdę, ceni brutalne przyspieszenie i nie chce wydawać fortuny na supersamochód, EV jest najlepszym wyborem. Moment obrotowy od zera, brak turbo dziury, brak zwłoki – czysta radość z jazdy bez miliona pod maską. 

 

6. Zdalne ogrzewanie, odszranianie i chłodzenie

Zimą wsiadasz rano do samochodu, a tam lodówka. Szyby zamarznięte, fotele zimne, a zanim silnik się nagrzeje, zdążysz już pożałować, że w ogóle musisz gdziekolwiek jechać. Ale nie w elektryku!

W EV wystarczy kilka kliknięć w aplikacji, żeby zdalnie uruchomić ogrzewanie, rozmrozić szyby i sprawić, że po wejściu do auta poczujesz się jak w salonie z kominkiem. Latem działa to tak samo – zanim wsiądziesz, wnętrze zostanie schłodzone do komfortowej temperatury.

Oczywiście, zaraz ktoś powie: „Ale w spalinówce też mogę to zrobić, bo przecież każdy ma Webasto!”. No tak, wiadomo, każdy Golf VIII i Passat B9 ma pod maską luksusowy system ogrzewania postojowego. Rzeczywistość jest taka, że 99% samochodów spalinowych tego nie ma, a żeby się ogrzać, muszą mieć włączony silnik – co przy postoju jest nielegalne (przepis o zakazie pracy silnika na postoju powyżej 1 minuty, kto nie wierzy, niech sprawdzi).

W elektryku ogrzewanie działa natychmiast i nie wymaga uruchamiania silnika. Nie spalasz paliwa, nie hałasujesz, nie zatruwasz sąsiadów spalinami o poranku. Po prostu wsiadasz i jedziesz – od razu w cieplutkim wnętrzu, bez skrobania szyb i przeklinania zimy. 

 

7. Przywileje dla EV – skoro są, to warto korzystać

Nie będziemy tu rozwodzić się nad tym, czy strefy czystego transportu i ulgi dla elektryków mają sens – to temat na osobną dyskusję. Fakty są jednak takie, że przynajmniej do końca 2025 roku posiadacze EV mogą legalnie korzystać z buspasów, parkować za darmo w wielu miastach i wjeżdżać tam, gdzie spalinówki mają zakaz.

Czy to sprawiedliwe? Dyskusyjne. Czy warto z tego korzystać? No pewnie! Jeśli przepisy dają Ci fory, to grzechem byłoby ich nie wykorzystać. A co będzie po 2025 roku? Zobaczymy – na razie wsiadasz w elektryka i jedziesz buspasem, zostawiając korki za sobą. 

 

8. Możliwość odzyskiwania energii (rekuperacja)

Spalinówka? Każde hamowanie to strata energii – zamienia się ona w ciepło i ulatuje w atmosferę. Elektryk? Każde hamowanie to ładowanie baterii. Dzięki rekuperacji energia kinetyczna nie idzie na marne – zamiast tego wraca do akumulatora i wydłuża zasięg.

To jednak nie wszystko. Auto spalinowe traci energię cały czas. Nawet gdy stoi w korku, nadal spala paliwo, bo silnik musi pracować na biegu jałowym (chyba że masz ten nieszczęsny system start-stop, który większość kierowców i tak wyłącza po pierwszej jeździe). Elektryk w korku? Zużycie energii jest minimalne – jeśli nie jedziesz, auto prawie nic nie pobiera.

A co, jeśli jedziesz z górki? W spalinówce co najwyżej trochę mniej spalisz, ale to nadal strata energii. W EV? Zamiast marnować potencjał, odzyskujesz prąd i wydłużasz zasięg. Możesz nawet tak wyregulować siłę rekuperacji, żeby praktycznie nie używać hamulców – zwalniasz, a auto samo odzyskuje energię.

Efekt? Każdy kilometr w elektryku to efektywniejsze wykorzystanie energii. Spalinówka pali zawsze – czy jedziesz, czy stoisz. EV? Bierze tylko tyle, ile naprawdę potrzebuje. 

 

9. Brak spalin i zapachu spalonego paliwa

Wszyscy elektrosceptycy pewnie uwielbiają ten zapach – świeżo spalona benzyna o poranku, delikatna nuta sadzy w garażu i klimatyczny aromat spalin w tunelu. Dla niektórych to esencja motoryzacji. Dla reszty? Duszący smród i niepotrzebne trucie siebie oraz innych.

W elektryku nie ma spalania, więc nie wydziela się ani dym, ani sadza, ani żadne inne świństwo. Nie wdychasz tlenków azotu, nie przesiąkasz zapachem benzyny na stacji i nie kopcisz sąsiadowi pod oknem przy zimnym rozruchu. Możesz odpalić auto w zamkniętym garażu i nie martwić się, że po kilku minutach będziesz potrzebował tlenu.

I jasne, można kochać zapach paliwa – ale czy naprawdę trzeba go codziennie wdychać? 

 

10. Przyszłość motoryzacji? Niech zdecydują kierowcy, a nie urzędnicy

Nie będę nikogo przekonywać, że auta spalinowe powinny zniknąć z dnia na dzień – bo nie powinny. Wprowadzanie zakazów sprzedaży spalinówek to, moim zdaniem, bardzo zły pomysł. To nie urzędnicy powinni decydować, czym jeździmy, tylko my sami.

Osobiście uważam, że z czasem coraz więcej ludzi doceni zalety elektryków. Jeśli ktoś raz spróbuje, przekona się, jak ciche, szybkie i wygodne są EV, i po prostu nie będzie chciał wracać do spalinowego auta. Ale jeśli ktoś woli klasyczny silnik, to jego wybór – i nikt nie powinien mu tego odbierać.

Podsumowując: nie chodzi o zakazy, tylko o wybór. Niech każdy jeździ tym, czym chce – a czas pokaże, które rozwiązanie wygra. 

 


Henry Ford powiedział kiedyś: „Gdybym zapytał ludzi, czego chcą, odpowiedzieliby: szybszych koni.” Podobnie jest z elektrykami – wiele osób trzyma się tego, co zna, i podchodzi do EV z dystansem. I to normalne.

Czy samochody elektryczne są idealne? Nie. Mają swoje wady, jak każde rozwiązanie technologiczne. Ale do codziennego użytkowania już teraz spełniają i znacząco przekraczają oczekiwania większości kierowców. Nawet najtańsza Tesla Model 3, BYD Seal czy Xiaomi SU7 oferują zasięg na poziomie 400–500 km, co dla przeciętnego użytkownika jest więcej niż wystarczające. A rozwój baterii solid-state sprawi, że już niedługo 1000 km na jednym ładowaniu i szybkie ładowanie w kilka minut staną się normą.

Jest jednak jedno „ale” i, moim zdaniem, największa obecnie wada elektryków – nie mają sensu, jeśli nie masz dostępu do ładowania w domu lub garażu. Publiczne stacje są coraz liczniejsze, ale ładowanie wyłącznie na nich to jednak uciążliwość i wcale nie takie tanie rozwiązanie. Jeśli jednak masz możliwość ładowania auta na własnej taryfie, EV jest wyborem, nad którym powinieneś się bardzo poważnie zastanowić. Jeśli nie – lepiej poczekać, aż infrastruktura się poprawi i ceny ładowania publicznego spadną.

Finalnie? Elektryki to nie przyszłość – to teraźniejszość. Można je lubić albo nie, ale nie da się ignorować ich przewag. A co wybierzesz Ty – szybszego konia czy coś zupełnie nowego?