Walka z natrętnymi posiadaczami dronów wydaje się z góry skazana na klęskę. Jak bronić się przed czymś, co nie tylko unosi się w powietrzu, ale w dodatku jest od nas szybsze? Jak zidentyfikować osobę odpowiedzialną za prowadzenie irytującej maszyny?

Jak bronić się przed natrętnymi posiadaczami dronów – osobami, które za pomocą swoich wielowirnikowców naruszają naszą przestrzeń i zaburzają naszą prywatność?

Walka z dronami – misja niemożliwa?

Jakiś czas temu pisaliśmy o przepisach prawa regulujących loty dronami na terenie Polski i, szerzej, Unii Europejskiej. Warto pamiętać o tych zasadach. Zanim rozpoczniemy poszukiwanie innych, bardziej drastycznych środków, sięgnijmy po te najprostsze, najłatwiej dostępne. Dronem można latać legalnie jedynie na terenie niezabudowanym; jeżeli ktoś lata nad naszą posesją, to możemy po prostu zgłosić to na policję.

Osobną kwestią jest natomiast namierzenie odpowiedzialnego za kierowanie kopterem natręta. W wielu sytuacjach może okazać się to najzwyczajniej niemożliwe. Warto jednak pamiętać o tej możliwości – również dlatego, że sięganie po bardziej drastyczne środki może wiązać się z konsekwencjami. Czy tego chcemy, czy nie, strącając z powietrza czyjeś urządzenie, w dodatku często nietanie, narażamy się na nieprzyjemności. Oskarżenie o zniszczenie mienia może być jedną z nich – i na nic zda się tłumaczenie, że przecież dronem nie można tu latać. Może i nie można – ale to nie oznacza, że można je bezkarnie strącać i w efekcie – niszczyć.

1. Rozwiązanie idealne – niedostępne dla cywili

Idealnym rozwiązaniem wydaje się karabin z funkcją zakłócania sygnału. Karabiny takie są już w sprzedaży, np. popularny model DroneDefender; kupić je można na terenie Stanów Zjednoczonych i niektórych innych krajów (np. w Australii). Niestety – nawet tam nie są legalne.

A może raczej: nie w pełni legalne. Samo ich posiadanie nie jest, oczywiście, żadnym problemem, szczególnie w USA. Nielegalne jest natomiast ich wykorzystywanie – czy, szerzej, wykorzystywanie urządzeń zakłócających w ogóle; są jednak obszary, np. w Teksasie, gdzie z tego typu „zabawek” korzystać można stosunkowo swobodnie – bez ryzyka, że doprowadzimy do zaburzenia czyjejś komunikacji.

Jeżeli wierzyć dostępnym w Internecie informacjom, do grona posiadaczy karabinów DroneDefender dołączyły m.in. służby porządkowe w Stanach Zjednoczonych. Trudno się dziwić: za produkcję broni odpowiada Battelle, firma która na co dzień zajmuje się produkcją dużo poważniejszych narzędzi zniszczenia – i która ma już za sobą parę solidnych kontraktów rządowych. Do użytku prywatnego DroneDefender jednak raczej nie wejdzie, przynajmniej nie na szerszą skalę. Zabawa w „zestrzel drona swojego sąsiada”, choć obiecująca, dla większości z nas na zawsze pozostanie w sferze marzeń.

2. Wyrzutnie siatek antydronowych? Tak – to się dzieje!

Pewną alternatywą – choć ją także trudno uznać za poważną propozycję – mogą być wyrzutnie siatek. Wyrzutnie takie, z aparycji przypominające raczej broń przeciwczołgową niż przeciwdronową, mogą przerazić już samym wyglądem; nie jest wcale wykluczone, że natręt po prostu przestraszy się – i ucieknie. Jeżeli nie, to możemy spróbować złapać jego kopter w siatkę. To jednak może okazać się trudne.

Jak widać na załączonym filmie, złapanie drona w siatkę wystrzeliwaną z takiej wyrzutni nie należy do najprostszych. W razie gdyby jednak miało się udać, nie musimy obawiać się konsekwencji związanych ze zniszczeniem wirnikowca. Producent wyrzutni przewidział również taką sytuację – siatkę ze złapanym dronem sprowadzi na ziemię niewielki spadochron.

Przypuszczam, że przynajmniej w niektórych wypadkach złowionemu urządzeniu uda się wyjść z tego cało.

3. SafeSky – polski system antydronowy

Nad rozwiązaniem dopasowanym zarówno do potrzeb rządowych, jak i domowych pracuje obecnie SafeSky, polska firma łącząca rozwiązania technologiczne wypracowane przez parę innych działalności. O ich propozycji zrobiło się głośno już parę lat temu; obecnie nieco przycichło – sam system jest jednak wciąż rozwijany.

Jeżeli chodzi o technologię, to SafeSky ma łączyć możliwości zaawansowanego radaru, niezwykle czułej kamery (bądź zestawu kamer) oraz innowacyjnego oprogramowania do analizy sygnałów. Ale możliwości systemu nie ograniczają się tylko i wyłącznie do informowania o zbliżających się dronach; w razie potrzeby mają również móc je… wyłączać. W jaki sposób? Trudno powiedzieć – na chwilę obecną firma nie chce zdradzać takich informacji. Prawdopodobnie będzie jednak chodziło o jakąś nieinwazyjną metodę zakłócania sygnału.

Czy dron ma szansę przetrwać takie „wyłączenie”? Zakładam, że nie; przypuszczam też, że nikomu z potencjalnych klientów SafeSky nie byłoby z tego powodu przykro. System, którego twórcy obiecują „pełną skalowalność”, ma chronić nie tylko prywatne rezydencje czy tereny firm; równie dobrze sprawdzi się na granicy czy w strefie bezpośrednich działań wojennych.

Jak będzie w rzeczywistości, przekonamy się niedługo.

4. Hakowanie dronów? Tak – to możliwe!

Pamiętacie może Samy’ego Kamkara? Tak – chodzi o tego samego Samy’ego, który paręnaście lat temu wypuścił znanego każdemu posiadaczowi MySpace robaka Samy. Kamkar miał wówczas dwadzieścia lat i od trzech lat był milionerem; w wieku szesnastu lat rzucił liceum i założył startup Fonality, który w prywatnych rundach inwestycyjnych zebrał pięćdziesiąt milionów dolarów.

MySpace pożegnało się ze światem, ale Kamkar ma się dobrze; trzy lata aresztu domowego bez dostępu do Internetu nie przeszkodziły mu w dalszym rozwoju zarówno firmy, jak i umiejętności. A jednym z jego najnowszych dzieł jest SkyJack – złośliwe oprogramowanie mające na celu… walkę z dronami. A ściślej: hakowanie znajdujących się w pobliżu dronów i sprowadzanie ich na ziemię – nie zawsze elegancko i nie zawsze delikatnie.

Oczywiście złośliwy kod dostępny jest w Internecie na zasadach open source – czego innego moglibyśmy spodziewać się po Kamkarze? W konsekwencji każdy, kto posiada niezbędne narzędzia i umiejętności, może dowolnie go zmodyfikować. I np. zamiast sprowadzać drony na ziemię, przekierować je do swojego… sklepu z używanymi dronami. Dlaczego by nie? Można i tak.

5. Dron dronowi dronem, czyli wojny dronów

Walki dronów – jako sposób na spędzanie wolnego czasu – mają się w Polsce coraz lepiej. Drony ulegają czasem uszkodzeniu, ale najczęściej niezbyt poważnemu. W końcu latają dość nisko nad ziemią. (Najczęściej w biurze czyjejś firmy podczas wieczornej imprezy firmowej.)

Nic nie stoi więc na przeszkodzie, żeby z wielowirnikowcami walczyć za pomocą… innych wielowirnikowców. Ogień zwalczam w końcu ogniem; czemu nie zwalczać dronów dronami? Dla pasjonatów tego zajęcia powstaje obecnie coraz więcej gadżetów, łącznie z gotowymi do zamontowania na naszym kopterze karabinami na kulki. Kulki są zarówno plastikowe, jak i metalowe, jak komu wygodniej. Można spróbować też metody tarana. Możliwości uszkadzania sprzętu sąsiadów są w zasadzie nieskończone.

Brzmi idealnie? Niestety – nie jest tak pięknie, jak byśmy chcieli. Jeżeli natręt lata gdzieś, gdzie nie powinien, to prawdopodobnie oznacza to również, że my także nie powinniśmy tam latać. Kary za latanie dronami nad terenem zabudowanym są w Polsce naprawdę bardzo wysokie – z łatwością zrujnują nasz budżet rodzinny. A osobę latającą nad swoją posesją namierzyć jest, obawiam się, znacznie łatwiej.

6. Rozwiązanie antydronowe dla każdego? Czy istnieje?

Jak widać, walka z dronami może wiązać się z koniecznością wykonania pewnej pracy. Oczywiście nie wątpię, że znajdą się osoby na tyle zdeterminowane, by rzeczywiście otworzyć ten sklep z używanymi dronami. Nie trzeba przecież modyfikować dostępnego w Internecie oprogramowania samodzielnie – można wynająć profesjonalistę. Wszak koderów nie brakuje. Nie rekomendowalibyśmy jednak podobnych rozwiązań.

Trzeba przy tym powiedzieć wprost: z walką z kopterami wciąż mają problemy również służby porządkowe. Najlepiej widać to już po samej ilości powstających na ich użytek gadżetów antydronowych – jak choćby wspomniany wcześniej karabin DroneDefender – oraz… zasadniczej nieskuteczności tych działań. Policja w niektórych krajach zaczęła nawet szkolić do tego celu ptaki – gatunki używane do tej pory przez myśliwych. Ptaki radzą sobie dobrze – większość małych dronów nie ma z nimi większych szans. Rozwiązanie budzi jednak wątpliwości obrońców praw zwierząt (jak zresztą wszelkie praktyki związane z szeroko pojętym sokolnictwem).

Problem, jak widać, istnieje – i nie jest wcale taki błahy. Jak więc poradzić sobie z natrętnymi droniarzami?

Osobiście uważam, że nienajgorszym pomysłem byłoby odbycie z nim szczerej rozmowy. Nie musimy być niemili – szczególnie jeżeli jest to nasz sąsiad. Przypuszczam, że latanie nad naszą posesją nie różni się dla niego za bardzo od latania nad posesją po drugiej stronie podwórka; może zgodzi się zmienić obszar tych lotów? Brzmi to pewnie prosto – ale może okazać się bardzo skuteczne. I raz a dobrze rozwiązać nasz problem.

A jeśli nie? No cóż…