Apple można kochać; można również nienawidzić. Ale jednemu zaprzeczyć nie sposób: produkty tej firmy odmieniły technologię. Od pierwszego Macintosha w 1984 roku po najnowsze modele iPhone’ów i ogłoszone niedawno MacBooki Pro, MacBooki Air czy iPady – historia Apple jest historią technologii.

A najważniejszą częścią tej opowieści jest opowieść o iPhone’ach.

O początkach tej historii pisaliśmy tydzień temu; głodnym wiedzy o wpływie iPhone’ów na technologię mobilną i design polecamy artykuł Historia iPhone’a cz. I – od iPhone (2007) do iPhone 5S (2013-14). Dziś natomiast przyjrzymy się najnowszym dziejom flagowego produktu Apple – od momentu zmiany designu w 2015 r. do chwili obecnej, uważanej przez wielu (w tym również osoby z naszej redakcji) za moment stagnacji w rozwoju iPhone’a.

iPhone 6. Zmiany, zmiany…

Pierwszym, co rzuca się w oczy przy zestawieniu iPhone’ów 6, 6S i 6 Plus ze wcześniejszymi modelami to radykalna zmiana w designie. Projektanci z Cupertino – z Jonathanem Ive na czele – zdecydowanie „opuścili strefę komfortu”, stawiając na kształty zbliżone bardziej do smartfonów konkurencji: większy format, cieńsze ramki, zaokrąglone boki, generalnie obłe kształty. Znalazło to oddźwięk w oficjalnym spocie reklamowym telefonu, zatytułowanym Different (ang. Odmienny).

 

 

Z perspektywy czasu była to niewątpliwie dobra decyzja; w 2015 roku nie było to jednak aż tak oczywiste. Fani „klasycznych” iPhone’ów – szczególnie modeli 4, 4S, 5 i 5S – przyjęli te zmiany dość chłodno. Nie po raz pierwszy w swojej historii firma Apple podzieliła własnych fanów; po raz pierwszy jednak podział nastąpił w związku z designem. Pod tym względem iPhone 6 do dziś należy do najbardziej kontrowersyjnych smartfonów w „jabłkowej” rodzinie. Część użytkowników zdecydowała się w 2015 roku całkowicie zrezygnować ze zmiany telefonu na model nowszej generacji; wielu z nich zdecydowało się na zmianę dopiero rok później – po premierze iPhone SE.

Sprawy nie poprawiło ogłoszenie iPhone 6 Plus, czyli  wersji „plus size” – o rozmiarach prawie 160 na 80 mm. Choć telefony o takich wymiarach nie były już wówczas żadną nowością, Apple skrytykowano za podążanie za „chwilowymi trendami” i „rynkową modą”. Czy firma kojarzona dotychczas z działaniem na przekór rynkowym standardom odeszła od jobsowego nonkonformizmu i postawiła na schlebianie gustom gawiedzi? Takie i inne pytania stawiano w 2015 roku przed Apple.

Krytycy ucichli dopiero w 2016 – również pod wpływem iPhone SE.

Bendgate: problem designu czy fake news od konkurencji?

iPhone 6 nie jest (i nigdy nie był) złym telefonem. Jego popularności nie pomogły jednak problemy techniczne. Do najpoważniejszych z nich należy zaś ten, który stał się początkiem „Afery Bendgate”.

iPhone 4 miał problem z anteną. Apple próbowało wypierać się odpowiedzialności za błędy w designie tego modelu; przyniosło to efekt odwrotny do zamierzonego: firma stanęła na skraju wizerunkowej katastrofy. Sprawę wyciszyło dopiero otwarte przyznanie się do winy i udostępnienie użytkownikom etui rozwiązujących ten problem. Sam Jobs określił później ten kryzys mianem „Afery Antennagate”. Apple odebrało ważną lekcję. Szerzej pisaliśmy o tym w poprzednim artykule.

Kiedy niedługo po premierze iPhone 6 pojawiły się pierwsze doniesienia o problemach z wyginaniem się telefonu pod wpływem nacisku (np. podczas przenoszenia go w kieszeni spodni), Apple zareagowało niemal natychmiast. Użytkownikom uszkodzonych w ten sposób iPhone’ów zaoferowano darmową wymianę telefonu na nowy. Jeżeli wierzyć oficjalnym informacjom, po zamiennik zgłosiło się w sumie… dziewięciu użytkowników.

Czy „Afera Bendgate” – termin ukuty przez przeciwników Apple i podłapany przez dziennikarzy – była tak naprawdę jedynie nie do końca przemyślaną próbą zdyskredytowania firmy przez konkurencję? Tego nie wiemy. Osobiście nie spotkałem nikogo, kto miałby podobny problem z iPhone’m 6 lub 6S. Warto jednak nadmienić, iż „wyginanie się” obudowy nie jest grzechem tylko jednego modelu telefonu. Z podobnymi problemami spotykało się (i spotyka się nadal) wiele smartfonów. Nie chciałbym wybielać Apple; miejmy jednak świadomość, iż żaden przedmiot nie jest niezniszczalny.

iPhone 6. Kiedy opadł kurz…

A jednak, pomimo problemów i licznych zarzutów, iPhone 6 okazał się krokiem naprzód, nie do tyłu. Zmiana przeważnie budzi opory; w przypadku urządzeń uznawanych za kultowe opór może okazać się większy niż zwykle. Z perspektywy dnia dzisiejszego widzimy jednak, że zmiany w designie telefonów były zmianami na lepsze. A dowodzi tego choćby fakt, że Apple trzyma się tych rozwiązań do dziś (z mniejszymi lub większymi odstępstwami, co oczywiste), a iPhone 7 i 8 nie odchodzą od nich, ale idą w ślady 6 i 6S.

Ostatecznie więc – telefon okazał się dużym sukcesem. Sukcesu tego nie umniejszyły mniejsze lub większe problemy. Nawet słynny „Błąd 53”, będący swojego czasu przedmiotem całej serii memów i artykułów wieszczących zmierzch Apple, dziś już odszedł w zapomnienie. Błąd ten uniemożliwiał dostęp do telefonu za pomocą funkcji Touch ID. Paradoksalnie: największym problemem iPhone 6 jest to, na co początkowo zwracano najmniejszą uwagę – mianowicie stosunkowo niska jakość ekranu. Cała reszta stanowi obecnie historię. A „szóstkę”, początkowo postrzeganą jako dowód „rynkowego konformizmu” i próbę nadgonienia konkurencji, zapamiętamy raczej jako telefon, który pokazał, że Apple nie boi się stawiać na swoim. I to nawet wbrew swoim fanom.

Jak się okaże, firma miała zrobić to jeszcze przynajmniej parokrotnie. W 2016 roku pojawił się bowiem iPhone 7, a decyzje podjęte przy jego budowie miały wzbudzić w fanach wściekłość.

iPhone 7? Nie tak szybko – iPhone SE!

Urządzenie o mocy obliczeniowej iPhone 6S, ale z wyglądem iPhone 5S? Dla wielu brzmiało to jak marzenie.

Marzenie, które Apple zdecydowało się spełnić.

iPhone SE, czyli „Special Edition”, należy obecnie – nadal, po ponad dwóch latach od swojej premiery (31 marca 2016 r.) – do najpopularniejszych urządzeń z jabłkiem na obudowie. Być może jest tak za sprawą jego stosunkowo niskiej ceny. Cennik SE zaczyna się bowiem na poziomie około 1200 polskich złotych. Urządzenia wyposażone w 128 GB pamięci dyskowej nabędziemy natomiast za niecałe 2000 zł.

Jak na Apple – całkiem nieźle.

 

 

Drugim powodem popularności „Edycji Specjalnej” może być… sentyment fanów. Jak pisałem, wiele osób niezadowolonych z kierunku obranego przez Apple przy projektowaniu iPhone 6 zdecydowało się wstrzymać z zakupem do ogłoszenia kolejnego modelu. iPhone SE niewątpliwie powstawał również z myślą o tej grupie. Jest to ostatni „mały” telefon Apple; ostatni, który podąża ścieżkami wytyczonymi jeszcze podczas prac nad pierwszą generacją iPhone’ów; i, w końcu, ostatni, w którym znajdziemy wejście słuchawkowe 3,5 mm (więcej na ten temat niżej).

Nic więc dziwnego, że ogłoszenie iPhone SE spotkało się z tak dużym entuzjazmem. Ja sam zresztą uważam ten telefon za jeden z najlepszych produktów rodem z Cupertino; to przepiękne urządzenie, eleganckie i mocne, o zaskakująco dobrych osiągach i stosunkowo przyjaznej dłuższemu użytkowaniu krzywej zużycia. Dla porównania – iPhone’y 6 i 7 „zużywają” się znacznie dłużej; po dwóch latach korzystania z „szóstki” albo „siódemki” trudno będzie odsprzedać je drożej niż za połowę ich ceny wyjściowej. Dla osób, które wymieniają swoje iPhone’y regularnie co dwa lata i w ten sposób podążają za cyklem produkcyjnym Apple (a jest to znakomita większość znanych mi posiadaczy iPhone’ów) jest to naprawdę poważna zaleta.

 

 

A poza tym? Poza „wnętrzem”, ekranem i kilkoma pomniejszymi elementami obudowy iPhone SE nie różni się od iPhone 5 i 5S. To naturalne ogniwo łączące telefony Apple w spójny ciąg ewolucyjny. SE łagodzi przeskok pomiędzy „piątką” a „szóstką” – i stanowi wartościową alternatywę dla tych, którzy do dziś twierdzą, że iPhone 6 to najgorszy iPhone w historii tej firmy.

iPhone SE2? Czyli plotki, ploteczki

Czy Apple ma w planach kontynuację i rozwój linii SE? Tego nie wiemy. Wiemy jednak, że dwa lata temu Internet obiegły pierwsze plotki na temat powstających rzekomo w biurach firmy projektach iPhone SE2. Ogłoszenie telefonu miało mieć miejsce podczas wrześniowego Apple Special Event (zobacz nasze podsumowanie). Zamiast tego otrzymaliśmy jednak iPhone XR.

Czy iPhone SE2 kiedykolwiek powstanie? Wciąż nie znamy odpowiedzi na to pytanie. Problemem jest nie tylko polityka technologiczna Apple (której dokładnych szczegółów, niestety, nie zna nikt poza firmą); na drodze stoją też kwestie techniczne. Zmieszczenie technologii zdolnej „udźwignąć” bezramkowy wyświetlacz w tak niewielkiej obudowie to – mimo wszystko – spore wyzwanie. Chcielibyśmy jednak ujrzeć SE2.

iPhone SE2 wg przecieków.

Więcej o przeciekach na temat iPhone SE2 pisaliśmy w osobnym artykule, gdzie analizowaliśmy je na tle filozofii mobilnego designu Apple w ogóle.

Natomiast osobom, które chciałyby rozpocząć przygodę z iPhone’ami, ale nie wiedzą, gdzie zacząć – a z tych czy innych względów nie mogą pozwolić sobie na razie na zakup iPhone X, XS lub XR – polecamy sięgnąć po to wyjątkowe urządzenie.

iPhone SE2 wg przecieków.

Będziecie pod bardzo dużym wrażeniem. :- )

iPhone 7. To koniec z kablami?

Z iPhone’m 7 wiąże się przynajmniej parę ciekawostek.

Po pierwsze. Jest to pierwszy od dłuższego czasu iPhone, który nie doczekał się wersji S (7S). Począwszy od iPhone 3GS, wszystkie kolejne modele ukazywały się również w wersji „rozszerzonej”, z oznaczeniem wzbogaconym o tę literę. Ponadto iPhone 5 doczekał się również tańszej edycji 5C. Tymczasem iPhone 7 dostępny jest tylko w wersji oryginalnej i 7 Plus. Dlaczego? Cóż – przez wzgląd na obecność iPhone 8. Więcej o tym – poniżej*.

Po drugie. Jest to pierwszy iPhone, przy konstrukcji którego całkowicie zrezygnowano z popularnego minijacka – czyli wejścia słuchawkowego 3,5 mm (wciąż będącego branżowym standardem). Osoby chcące posłuchać na swoich „siódemkach” muzyki muszą sięgnąć po słuchawki bluetooth (np. będące w produkcji Apple AirPodsy).

Czy to dobre rozwiązanie? Tak i nie. „Tak” przez wzgląd na innowację. Nie ma wątpliwości, że redundantne okablowanie będzie powoli znikało. Apple od dłuższego czasu deklarowało intencję rezygnacji z tego („przestarzałego” i „nieefektywnego”) rozwiązania. iPhone 7 jest pierwszym krokiem w tym kierunku; kolejny uczyniono już rok później, zapewniając modelom 8 i X możliwość ładowania bezprzewodowego na platformie ładowarkowej. Natomiast „nie” – przez wzgląd na preferencje większości nabywców. Jednak tutaj, nie inaczej niż w przypadku iPhone 6, Apple zdecydowało się na pełną bezwzględność. Dziś, dwa lata później, wiemy już, że był to bardzo dobry wybór, bo minijacki powoli odchodzą do przeszłości.

Pamiętajmy przy tym, że konieczność „osadzenia” w telefonie dodatkowego gniazda słuchawkowego wiąże się nie tylko z koniecznością „zrobienia dziury” w obudowie. Porty są małe tylko od zewnątrz. W istocie stanowią złożoną konstrukcję, która nierzadko ma wpływ również na inne zamknięte pod obudową elementy. Eliminacja minijacka eliminuje również ten problem. Dlaczego nie? Telefon tak czy inaczej jest wyposażony w moduł bluetooth**.

Warto przy tym dodać, że Apple nie było wcale pierwszą firmą, która zdecydowała się na rezygnację z minijacka. Branżowi specjaliści wieścili zmierzch tego wejścia już od dłuższego czasu; pierwsze poważniejsze próby podjęto w Chinach już w 2012 r. Mówimy tu, oczywiście, o dość egzotycznych urządzeniach, o których w Europie mało kto słyszał, takich jak smartfon Oppo Finder. Oppo próbowało zastąpić wejście 3,5 mm portem mikro USB; próba okazała się, łagodnie mówiąc, klapą. (Jeżeli w 2016 r. rynek nie był na to gotów, to co dopiero w 2012…) Pojawiały się również eksperymenty z portami USB-C (np. LeEcco Le 2).

*iPhone SE nie doczekał się wersji z dodatkową literą „S” z oczywistych względów (m.in. estetycznych: iPhone SE-S wyglądałoby przynajmniej śmiesznie). Apple wypuściło jednak rozszerzoną edycję tego telefonu w 2017 r., prawie dokładnie rok po premierze.

**Wbrew pozorom – nie chodzi tu wcale o grubość telefonu. Najcieńszy telefon z minijackiem 3,5 mm sam ma 4,75 mm grubości. To dokładnie 2,35 mm mniej niż iPhone 7. Coś takiego jak telefon „za cienki na wejście 3,5 mm” najprawdopodobniej nie istnieje; urządzenie takie musiałoby mieć bowiem grubość… poniżej 3,5 (plus-minus) mm. ;- )

Apple Pay. Jabłko na rynku płatności mobilnych

O Apple Pay pisaliśmy niedawno w osobnym artykule z okazji wejścia usługi do Polski. Choć sama usługa miała premierę w 2014 roku (przy okazji ogłoszeń dotyczących iPhone 6), to dopiero dwa lata później, w 2016 r., zaczęła zdobywać prawdziwą popularność. Przedtem dostępna była zaledwie w czterech krajach: w USA, Wielkiej Brytanii, Kanadzie i Australii. W 2016 pojawiła się natomiast w części państw Europy Zachodniej, Rosji oraz kilku krajach azjatyckich.

Rynek płatności mobilnych – usług, które umożliwiają dokonanie płatności w sklepie za pomocą telefonu, tabletu, a nawet laptopa – rozwija się już od dłuższego czasu; Apple nie było tu ani pionierem, ani najważniejszym innowatorem. Przed premierą Apple Pay dostępne były już inne usługi tego rodzaju; większość powstała niezależnie od siebie. Na głębszym poziomie trudno też znaleźć pomiędzy nimi wspólny technologiczny mianownik: poszczególni dostawcy płatności mobilnych opierają je przeważnie na odmiennych rozwiązaniach.

Tym, co wyróżnia Apple Pay na tle konkurencji, jest przede wszystkim odmienne podejście do spraw związanych z prywatnością. Strach przed utratą lub kradzieżą danych niewątpliwie należy do najpoważniejszych problemów, zniechęcających dużą część użytkowników telefonów komórkowych do korzystania  z płatności mobilnych. Apple Pay stawia więc nie tyle na wygodę, co bezpieczeństwo. Jeśli wierzyć specjalistom, płatności dokonywane za pomocą usługi mają być bezpieczniejsze niż te za pomocą kart płatniczych.

Pro-konsumenckie podejście z pewnością wyszło Apple na dobre. Jego minusem jest stosunkowo powolny „rollout” usługi: nawet dziś, cztery lata po premierze, jest ona dostępna w „jedynie” 41 krajach na świecie. Co więcej – tylko dla klientów niektórych (dużych) banków.

Jak Apple odrobiło pracę domową, czyli iPhone 8 i iPhone X

Czas pędzi naprzód, szczególnie w świecie nowych technologii. Firmy technologiczne mają przed sobą trudne zadanie: z jednej strony muszą „nadążać”, z drugiej jednak – nie mogą pozwolić sobie na „przeskoczenie” zbyt wielu stopni za pomocą jednego kroku. Zbyt gwałtowne zmiany mogą bowiem zostać odrzucone przez rynek.

Zmianę designu z 2014 roku fani Apple przywitali chłodno. Jednak już w 2017 r. zaczęły pojawiać się głosy, że firma z Cupertino – kojarzona dotąd głównie z innowacjami – zaczęła tracić swoje przyspieszenie i odstawać od konkurencji. Zarzuty dotyczyły nie tylko smartfonów; sporo zarzucano również tabletom, notebookom oraz AiO Apple.

W 2017 roku Apple położyło temu kres. Podczas wrześniowego Apple Special Event zapowiedziało bowiem nie jeden, ale dwa telefony. Jeden, iPhone 8, przeznaczony dla „konserwatywnych” użytkowników; drugi – iPhone X – z myślą o tych „postępowych”. W ten sposób firma nie tylko zaspokoiła dążenia obu tych grup; pokazała także, że potrafi uczyć się na własnych błędach.

 

 

O iPhone X napisano do dziś dziesiątki tysięcy artykułów; nagrano tysiące godzin recenzji i testów. My mieliśmy przyjemność pisać o nim parokrotnie (z czego ostatnim razem w artykule iPhone X pół roku po premierze. Nadal najlepszy smartfon na rynku?). A choć opinie są podzielone, to jedno trzeba powiedzieć otwarcie: po tygodniu korzystania z iPhone X przesiadka na jakikolwiek inny telefon może okazać się trudnym zadaniem.

 

 

Choćby ze względu na czystą przyjemność obcowania ze sprzętem z przyszłości.

iPhone X – telefon przyszłości?

iPhone X jest telefonem przyszłości; jest nim nadal, rok po premierze. I nie chodzi tu o jakąś odległą czy niewyobrażalną przyszłość; nie chodzi o technologiczne fajerwerki czy szpanerskie gadżeciarstwo. Żadna z funkcji tego telefonu nie jest funkcją prawdziwie przełomową czy rewolucyjną. A te najbardziej innowacyjne, jak chociażby Face ID, wciąż nie znalazły „poważnego” zastosowania.

Co stanowi o przewadze iPhone’a X nad innymi urządzeniami? To, jak przyjazny jest użytkownikowi; to, jak szybko się do niego przyzwyczajasz – i jak trudno jest się od niego potem „odzwyczaić”. To jedno z najbardziej intuicyjnych urządzeń, jakie kiedykolwiek zbudowano; telefon, który rozwiązuje właściwie wszystkie problemy, z jakimi musieli mierzyć się użytkownicy smartfonów. A rozwiązuje je w sposób prosty i nienachalny, nie wymuszając na nikim zmiany przyzwyczajeń. To produkt ewolucji tak przemyślanej, że niemal rewolucyjnej. I właśnie w tym sensie jest „dziełem” designu.

Face ID zamiast przycisku Home; całkowita rezygnacja z minijacka 3,5mm; podwójny aparat z tyłu obudowy, umożliwiający uzyskiwanie „lustrzankowej” jakości zdjęć robionych w trybie portretowym; powrót do szklanej powłoki na obudowie, co pozwala na bezprzewodowe ładowanie telefonu na platformie (bez konieczności wprowadzania modyfikacji, jak było w przypadku iPhone 4 i 4S). Zalety iPhone’a X można by wymieniać i wymieniać. Wszystko to nie tyle wpływa na wygodę użytkowania, co zmienia sposób, w jaki korzystamy z telefonu. To bardzo wiele; więcej niż składane ekrany czy elastyczne obudowy.

„Kultowy przycisk Home”, czyli zalety iPhone 8

Narzucanie zmian nie jest jednak dobrym pomysłem. Apple przekonało się o tym przy okazji premiery iPhone 6, a iPhone 8 jest produktem tej nauczki. To telefon nie odbiegający pod względem konstrukcyjnym od rozwiązań, do których przyzwyczaiła nas „siódemka” – ale znacznie ulepszony. Wnętrze porównywalne z iPhone X, szklana obudowa umożliwiająca ładowanie na platformie, wysokiej klasy aparat fotograficzny – iPhone 8 ma to wszystko. Nie ma za to Face ID, więc osoby, które twierdzą, że „przycisk Home jest duszą iPhone’a”, nie poczują się zdradzone.

Nad przyciskiem Home warto zatrzymać się chwilę dłużej. Home stanowi element konstrukcji iPhone’ów od samego początku istnienia tej marki. W 2007 roku Steve Jobs zachwalał go jako rozwiązanie przełomowe. Jeden okrągły przycisk – mówił – zastąpi wszystkie nieporęczne klawiatury. Od tamtej pory Home przeszedł długą drogę; z czasem wzbogacono go o nowe funkcje, w tym m.in. Touch ID, umożliwiającą logowanie się do telefonu za pomocą odcisku palca. Stojącą za przyciskiem technologię opatentowano na wszystkie możliwe sposoby; rozwiązania konkurencyjne (m.in. czytnik odcisków palca na tyle obudowy telefonów z Androidem) biorą się w równej mierze z prób ulepszenia rozwiązań Apple, co dążeń do ominięcia specyfikacji z dokumentów patentowych.

Czy Apple zamierza powrócić do przycisku Home w przyszłych modelach swoich iPhone’ów? To nadal możliwe. Na ten moment brak jest w tej sprawie jakichkolwiek konkluzywnych deklaracji. Nie zdziwiłoby mnie jednak, gdyby miało się okazać, że iPhone 8 jest ostatnim iPhone’m z przyciskiem Home.

A może to właśnie ten element będzie nostalgicznym wyróżnikiem kolejnego iPhone’a „Special Edition”? ;- )

Nie ma stagnacji. iPhone XS, XS Max i XR

I w ten oto sposób docieramy do… czasów obecnych.

Opinie po wrześniowym Apple Special Event nadal są podzielone, również w redakcji TECHSETTER.PL. Dla niektórych iPhone’y XS, XS Max i XR są raczej dowodem stagnacji niż postępu. Ot, szybszy procesor, więcej pamięci, ekran rozmiarów małego tabletu – więcej, więcej, więcej, więcej. Ale czy na pewno lepiej? Zmiany ilościowe, jak pisał jeden z klasyków ekonomii, przechodzą z czasem w zmiany jakościowe. W przypadku najnowszych iPhone’ów nie przeszły. I myślę, że trudno jest temu zaprzeczać.

Z drugiej jednak strony: czy od modeli z „S-kami” w nazwie oczekiwaliśmy kiedykolwiek czegoś innego? Czegoś więcej? Apple, jak wiadomo, pracuje w dwuletnich cyklach wydawniczych; rok poprzedni, 2017, jest od tej normy pewnym odstępstwem, ale wynika to raczej z jubileuszu marki iPhone niż faktycznego pośpiechu. Nic poza tym nie wskazuje, by firma miała odejść od tych praktyk. W porównaniu z ogłoszeniami A.D. 2017 ogłoszenia A.D. 2018 mogą wydawać się blade i nieciekawe. Ale w porównaniu do różnic pomiędzy – dajmy na to – iPhone’m 6 i 6S różnice pomiędzy iPhone’m X i XS są ogromne. Pod względem technologicznym jest to różnica na poziomie całkiem nowej generacji.

Skokowi technologicznemu kojarzy również przeskok cenowy. Już rok temu cennik Apple przyjmowano z oburzeniem (a w branży trochę także z podziwem). W dniu premiery iPhone X kosztował prawie 6000 zł. Ale iPhone XS Max w najlepszej konfiguracji to wydatek rzędu 7500 zł. To nie tylko więcej niż naprawdę dobry laptop; to więcej niż naprawdę dobry laptop od Apple.

A to chyba o czymś mówi.

Przyszłość marki iPhone

Historia marki iPhone ma dopiero 11 lat. Pomyślmy jednak, jak wiele się przez ten czas zmieniło – i jak znaczące były to zmiany. Dziesięć lat temu smartfon bez klawiatury był czymś nie do pomyślenia; dziś mamy smartfony bez żadnych przycisków, rozpoznające nasze twarze i odciski palców, a ich możliwości bliższe są możliwościom niewielkich komputerów niż tego, z czym kojarzy nam się telefon.

 

 

W przyszłym roku Apple domknie kolejny dwuletni cykl wydawniczy. Z pewnością ujrzymy nowe iPhone’y. Czym zaskoczą nas tym razem? Tego – na razie – nie sposób przewidzieć. Tak już chyba z nimi jest. Przed ogłoszeniem nikt nie wie niczego; po ogłoszeniu – „wszyscy wiedzieli o wszystkim od dawna”. Czy Apple rzeczywiście jest aż tak przewidywalne?

A może po prostu tak dobrze trafia ze sprzętem w nasze potrzeby?