Tak zwanych laptopów dla twórców kreatywnych w ostatnich trzech latach pojawiło się całe mnóstwo. Mrowie. Masa! Zacząłem odnosić wręcz wrażenie, że to obecnie bodaj najbardziej rozbudowana gałąź sprzętu dla fachowców w dziedzinie obróbki grafiki 2D i 3D, fotografii, filmów, animacji, projektantów oraz wszystkich mniej i bardziej pokrewnych profesji.

No właśnie, trudno się dziwić, że notebooki dla tego typu odbiorców zaczęły się roić jak komary w parny, letni wieczór. Klienteli nie brakuje. W dodatku producenci zaczęli coraz śmielej sięgać po ekrany 16-calowe o proporcji 16:10. Praktycznie każdy z wymienionych ekspertów posiada nieco inne wymagania co do sprzętu. I nie chodzi mi tutaj wyłącznie o kwestie samej wydajności ogólnej wybranej konfiguracji. Przecież w żadnym wypadku nie można pominąć tak istotnych kwestii, jak wyposażenie dodatkowe oraz rozmiar laptopa, który w dużej mierze zależny jest przecież od przekątnej ekranu.

I w tym momencie dochodzimy do sedna, gdyż nieważne o jakim konkretnie zawodzie „twórcy kreatywnego” mówimy, praktycznie wszystkich łączy jedno – potrzeba posiadania wysokiej jakości wyświetlacza w swoim narzędziu pracy. Jasny panel o precyzyjne i wiernie oddanych kolorach powinien być podstawowym narzędziem pracy na każdego, kto na co dzień zajmuje się grafiką i pochodnymi kwestiami. A na ten moment jaki inny ekran zapewni lepszą jakość niż OLED?

 

 

W odpowiedzi na to pytanie rynek zaczął bogacić się w laptopy z wyświetlaczami z organicznymi LED-ami i chociaż głównie trafiały one do sprzętu z najwyższej półki cenowej, to obecnie znaleźć je można również w nieco niższym segmencie. Przykładem takiego laptopa jest chociażby Asus Vivobook 16X OLED – notebook z 16-calowym OLED-em, jak nietrudno się domyślić, który nie tylko ma szansę przekonać do siebie za sprawą ekranu, ale też całej konfiguracji. Na pokładzie Ryzen 9 5900HX, 32 GB RAM-u oraz GeForce RTX 3050 Ti, widać więc, że Asus chciał tą propozycją przyciągnąć uwagę osób priorytetowo traktujących nie tylko kwestię obrazu, ale też wydajności. W dodatku Tajwańczycy po raz kolejny poeksperymentowali z touchpadem nadając mu nietypową funkcjonalność „pokrętła” z narzędziami. Co jeszcze potrafi nowy Vivobook 16X OLED? Przekonajmy się.

 

Specyfikacja techniczna

specyfikacja:Asus Vivobook 16X OLED
wymiary i waga:361 x 259 x 19 mm
1,95 kg
przetestowany CPU:AMD Ryzen 9 5900HX
7 nm, Cezanne
8 rdzeni, 16 wątków
3,3 - 4,9 GHz
domyślne TDP - 45 W
cache - 16 MB
dostępne CPU:AMD Ryzen 9 5900HX
AMD Ryzen 7 5800H
AMD Ryzen 5 5600H
konfiguracje z Intel Tiger Lake (Core i5 11300, Core i7 11370)
odświeżone z Alder Lake'ami i Ryzenami 6000
przetestowane GPU:NVIDIA GeForce RTX 3050 Ti Max-Q, 4 GB GDDR6
35 W (+15 W Boost)
dostępne GPU:NVIDIA GeForce RTX 3050 Ti Max-Q, 4 GB
AMD Radeon Vega 8
AMD Radeon Vega 7
W wersji z CPU od Intela: Intel Iris Xe
dysk:1 TB, M.2, PCIe NVMe
SK Hynix BC711 (HFM001TD3JX013N)
obsługiwane dyski:1x M.2 PCIe NVMe
RAM:32 GB DDR4, 3200 MHz
------------------
dual-channel
pamięć wlutowana
alternatywy: 8 lub 16 GB
przetestowana matryca:16 cali, WQUXGA (3840 x 2400), 16:10
OLED, błyszczący
SDC415D, ATNA60YV02-0
dostępne matryce:OLED, WQUXGA
wybór portów:1x USB 3.2 gen 1 typu A
1x USB 3.2 gen 1 typu C
2x USB 2.0
1x HDMI 1.4
jack combo
akumulator:96 Wh
opcje łącznościMediaTek MT7921 Wi-Fi 6 Wireless Network Adapter
Bluetooth 5.1
wyposażenie dodatkowe:podświetlana klawiatura
touchpad z dotykowym DialPadem
czytnik linii papilarnych w przycisku zasilania
TPM 2.0
głośniki harman/kardon
kamerka 720p z zasłoną obiektywu
czytnik kart pamięci
opcje gwarancji:3 lata

Jakość wykonania i ergonomia obudowy

Uważam, że Asus to jeden z najbardziej kreatywnych producentów laptopów na rynku. Owszem, czasami przeginający ze swoimi pomysłami, ale na pewno nie można powiedzieć, że boi się ryzykować. W czasie ostatnich paru lat Tajwańczycy tworzyli naprawdę nietypowe maszyny, a to z dodatkowym ekranem zamiast touchpada, a to z dodatkowym ekranem umieszczonym nad klawiaturą, a to znowu z gamingowym, 13-calowym tabletem wyposażonym w podzespoły, których nie powstydziłaby się jakaś zdecydowanie bardziej klasyczna gamingówka. O, jak chociażby któryś z przedstawicieli serii Asus ROG Zephyrus. Mało tego, Asus nie boi się także zaszaleć z designem swoim maszyn. Do tego stopnia, że na tle wszystkich ZenBooków, Zephyrusów, Strixów i ProArtów Vivobook 16X OLED prezentuje się wręcz… skromnie. Ale na pewno nie nudno.

Ważący niespełna 2 kg laptop otrzymał czarny, matowy garnitur, w którym kadłubek wykonano z twardego, porządnego tworzywa, a pokrywę – ze stopu aluminium. Oczywiście projektanci Asusa nie poprzestali wyłącznie na tym i na obudowie znaleźć można niemało detali. Po otwarciu laptopa od razu w oczy rzuca się jaskrawo-pomarańczowy przycisk Esc, zaś Enter otrzymał pasek przypominający nieprzekraczalną (w teorii) taśmę zabezpieczającą. Skośne, dwukolorowe pasy od razu nasunęły mi takie skojarzenie i jak się okazuje – słusznie, gdyż taki był zamysł producenta. Laptop miał się charakteryzować, jak to określono, „przemysłowym wzornictwem”. Na szerokim zawiasie wyżłobiono kolejne skośne kreski, a nad klawiaturą znaleźć można znaleźć odważny i motywacyjny napis „Own the universe” oraz zagadkowe kreski i litery MM. Na klapie laptopa natomiast znalazły się dwa wypukłe kafelki w kolorze obudowy z kolejnymi hasłami rodem z coachingowych podręczników. Taka kapka tandety, ale na szczęście nie razi po oczach. Obudowa niespecjalnie ochoczo zbiera odciski palców i nadgarstków, ale jak już się pojawią, to odznaczają się na matowej obudowie. Na szczęście byle ściereczka do czyszczenia okularów jest w stanie błyskawicznie sobie z nimi poradzić.

Z początku nie byłem do końca przekonany, czy kadłubek Vivobooka wykonano z tworzywa, czy z metalu, gdyż pod kątem wytrzymałości pokazał się w najlepszy możliwy sposób. Brakowało mi jednak tego charakterystycznego, metalicznego chłodu, który nie pozostawił złudzeń co do materiału znajdującego się na pokrywie. W Vivobooku 16X OLED wszystkie elementy zostały wykonane bardzo dokładnie, spasowanie jest perfekcyjne, a pod kątem wytrzymałości reprezentant Asusa jest w stanie zawstydzić nawet niejedną „biznesówkę” z najwyższej półki. Klapa laptopa także nie ma się czego wstydzić i skutecznie odpiera próby wykrzywiania jej. W dodatku szeroki zawias świetnie usztywnił dolną ramkę ekranu. Szkoda tylko, że jego konstrukcja nie pozwala na otwarcie laptopa szerzej niż 120°.

Rozmieszczenie portów na tyłach bocznych krawędzi zawsze witam z zadowoleniem. W laptopach od Asusa bywa z tym różnie i zdarza się, szczególnie w sprzęcie dla graczy, że złącza znajdują się na przodzie boków, gdyż pozostałą część krawędzi zajmują dysze układu chłodzenia. W przypadku Vivobooka 16X OLED tak nie jest.

Lewa strona notebooka oferuje dwa… USB 2.0. Nie jest to niestety literówka, ani inny chochlik. Dlaczego USB 2.0 zamiast nowszego i szybszego USB 3.2 Gen 1? Nie mam zielonego pojęcia, tym bardziej, że w przypadku twórców kreatywnych nierzadko podłączających do swojego komputera różnego rodzaju pamięć masową i przenoszących gigabajty danych, szybsze gniazdo USB byłoby zdecydowanie rozsądniejszym rozwiązaniem.

Reszta portów trafiła na bok prawy. Oprócz gniazda zasilania umieszczono tam USB 3.0, HDMI 2.0, USB 3.2 Gen 2 typu C ze wsparciem dla interfejsu DisplayPort oraz funkcją Power Delivery, a także okrągłego jacka dla zestawu słuchawkowo-mikrofonowego. Mamy więc wszystko, czego potrzeba.

 

Osprzęt i wyposażenie dodatkowe

Ekran

Czas na właściwie najważniejszy element wyposażenia testowanego Vivobooka 16X – 16-calowy wyświetlacz OLED o rozdzielczości 3840 x 2400 pikseli. Cieszyć może fakt, że panele bazujące na organicznych diodach elektroluminescencyjnych wydają się pojawiać się coraz częściej w laptopach i to nie tylko w biznesowych maszynach z segmentu Premium, a ten rok pokazuje, że ekspansja tej technologii dalej będzie trwać.

Na chwilę obecną nie ma w laptopach i telewizorach alternatywy zapewniającej wyższą jakość obrazu niż wyświetlacze OLED. Chociaż w przypadku TV mamy już do czynienia z ekranami microLED, która dorównuje OLED-om pod kątem jakości obrazu. Jednak żadna z obecnie stosowanych technologii wyświetlania obrazu w ekranach laptopów nie łączy w sobie naturalnej, prawdziwie czarnej czerni, pełnego pokrycia palety kolorów DCI-P3, błyskawicznego czasu reakcji oraz równomiernego podświetlenia.

Cały sekret tkwi w braku podświetlenia panelu warstwą ze strefami LED, jak ma to miejsce w bardziej konwencjonalnych wyświetlaczach: IPS, TN czy VA. Organiczne diody emitują światło same z siebie i każda dioda jest jednocześnie pikselem. To też sprawia, że nie tylko OLED-y mogą cieszyć oko piękną czernią i żywymi, naturalnymi kolorami, ale też większą energooszczędnością niż ekrany LCD.

Panel zainstalowany w Vivobooku w żaden sposób nie odstaje od przedstawionej przeze mnie charakterystyki. Niewielkie różnice w jasności poszczególnych stref podchodzą raczej pod błąd pomiarowy niż rzeczywiste odchylenia. Jasność ponad 400 cd/m2 mnie w pełni zadowala. A co z kontrastem? Ten w panelach OLED określa się jako „nieskończony”.

W kwestii kolorów również nie ma żadnych rozczarowań, gdyż mamy do czynienia z pełnym pokryciem palety DCI-P3 oraz idealną czernią. Obraz przy tym jest szybki i pozbawiony smug. Jedyny mankament? OLED-y zazwyczaj zabezpieczone są błyszczącą powłoką, co przy niekorzystnych warunkach oświetleniowych albo przygaszonym ekranie może irytować odblaskami.

Ekrany OLED w laptopach budzą jednak jeszcze jedną wątpliwość, a dotyczy ona tzw. wypalenia matrycy, zwanego też retencją obrazu. Chodzi o pojawienie się na ekranie pewnego rodzaju cieni, powidoków wyświetlanego w jednym miejscu ekranu obrazu. Oczywiście taka skaza na obrazie nie pojawia się od razu i musi minąć sporo czasu zanim stanie się widoczna, ale niestety jest to jedna z nielicznych wad paneli wykonanych na bazie organicznych LED-ów. W telewizorach może to być np. logo najczęściej oglądanej stacji, a w przypadku komputerów – cóż – statycznych elementów na pulpicie nie brakuje. Pasek zadań i część ikon to tylko wierzchołek góry lodowej.

Asus postanowił ustrzec użytkowników przed tym problemem wyświetlając na ekranie kolorowy wygaszacz ekranu włączający się po kilku minutach bezczynności. Pomysł jest całkiem dobry, chociaż o tyle dziwnie wprowadzony, że nie można go nigdzie wyłączyć. Ani w ustawieniach ekranu, ani w windowsowym menu Wygaszacz Ekranu. Po prostu nie ma go na żadnej liście i w żadnym ekranie ustawień. Czy rozwiązanie Asusa jest niezbędne? W zasadzie nie, bo równie dobrze można w opcjach zasilania ustawić wyłączenie ekranu po kilku minutach od odejścia od komputera.

 

Parametry matrycy:

  • luminancja: 409  cd/m2
  • kontrast: nieskończony
  • czerń: 0,00 cd/m2
  • paleta sRGB: 100%
  • paleta DCI-P3: 100%
  • paleta AdobeRGB: 97%

 

Klawiatura i touchpad

Ciężko powiedzieć, żeby klawiatura z Vivobooka jakoś specjalnie wyróżniała się na tle konkurentów. O kwestii estetycznej już wspominałem, więc nie będę się powtarzał. Dodam tylko, że pod kątem wykonania wszystko tutaj gra – płytki są wykonane z przyjemnego w dotyku tworzywa, są odpowiednio spore, a cały układ klawiszy jest odpowiednio uporządkowany. Mechanicznie klawiatura bardzo mi przypomina tę z testowanego ostatnio IdeaPada 5 Pro 16 – tutaj także skok jest krótki, a klawiatura ma niski profil, ale w przyjemny sposób nadrabia to sprężystością. Finalnie mogę ją określić jako wygodną w codziennym użytkowaniu. Ponadto klawiatura jest podświetlana trzystopniowym, białym światłem.

O touchpadzie wypada napisać zdecydowanie więcej, gdyż Asus po raz kolejny pokazał, że potrafi tworzyć alternatywę dla myszki, która pozwala na więcej aniżeli sterowanie kursorem. Tym razem Tajwańczycy wpletli w funkcjonalność touchpada kołowe menu nazwane DialPad.

DialPad włącza się przeciągając palec z prawego, górnego narożnika płytki w kierunku środka. O włączeniu dodatku informuje świecące na touchpadzie koło. Jego środek służy jako dotykowy przycisk, a okrąg służy do wyboru opcji. Domyślnie jest to ustawienie jasności ekranu oraz głośności audio. Ustawień jednak może być sporo więcej. Aplikacja ProArt Creator Hub umożliwia skonfigurowanie DialPada pod obsługę chociażby programów z pakietu Adobe. Możliwości konfiguracyjnych jest naprawdę sporo i Asus umożliwia nawet dostrojenie szybkości reakcji DialPada do osobistych preferencji.

W trakcie testowania laptopa szybko przekonałem się, że korzystanie z DialPada z równoczesnym używaniem touchpada nie ma większego sensu – śmigając paluchem po płytce z aktywnym, dotykowym okręgiem nierzadko niechcący przywoływałem ekranowe menu. Tak więc lepiej je wyłączyć. Lepiej DialPad sprawdzał się w momencie korzystania z myszki i DialPada jako dodatku. Tym bardziej, że pomyślano także o tym, że idealne trafienie w bądź co bądź niewielką strefę i utrzymanie w niej palców może być problematyczne. Dlatego kiedy użytkownik przyłoży palec do DialPada i wyjedzie nim poza okrąg, dopóki nie oderwie palca od płytki touchpada, nie ruszy kursorem.

A sam touchpad? Nie zasługuje na żadną ujmę. Płytka z tworzywa jest duża, jej ślizg jest bardzo przyjemny. Zintegrowane z płytką klawisze charakteryzują się lekkim klikiem, który w dodatku jest dość płaski, ale nie na tyle, żeby był słabo wyczuwalny albo sprawiał, że opierający się kciuk będzie je przypadkowo wciskał.

 

Głośniki i mikrofony

Współpraca pomiędzy Asusem a firmą harman/kardon, specjalizującą się w tworzeniu wysokiej jakości sprzętu odtwarzającego muzykę, po raz kolejny wypada całkiem przyzwoicie. W Vivobooku 16X OLED głośniki zainstalowano pod spodem przedniej krawędzi i muszę przyznać, że pozytywnie mnie zaskoczyły. Nie dość, że dźwięk jest odpowiednio zbalansowany pod kątem głośności, to brzmi w sposób pełny i dużo cieplejszy niż przyzwyczaiło mnie do tego laptopowe stereo.

Uczciwie jednak trzeba oddać, że sporą robotę wykonuje tutaj oprogramowanie DTS Audio Processing. To ono odpowiada za całkiem przyjemną pełnię oraz balans odpowiednich pasm. Jeżeli jednak to, co proponują domyślne profile odtwarzania nie satysfakcjonuje, to można skorzystać z niestandardowego profilu i skorzystać z 5-zakresowego korektora.

 

Funkcje bezpieczeństwa

Wypadałoby, żeby w laptopie adresowanym do twórców kreatywnych zadbano o bezpieczeństwo sprzętu oraz danych. Asus wykorzystał w tym celu czytnik linii papilarnych zintegrowany z przyciskiem zasilania. Obok modułu TPM to w zasadzie dwa narzędzia mające zabezpieczyć dostęp do systemu oraz zapisane na dysku dane. No chyba, że dodamy jeszcze do tego zasłonę obiektywu kamerki znajdującej się na wyposażeniu laptopa.

Szerzej funkcje bezpieczeństwa w notebookach omawiamy tutaj.

 

Łączność

Większej filozofii nie ma także w kontekście połączenia z Internetem. Vivobook 16X dysponuje wyłącznie bezprzewodową kartą sieciową, w tym przypadku jest to MediaTek MT7921, obsługujący standard Wi-Fi 6. Osoby często korzystające z zasobów chmury danych mogą nieco kręcić nosem na brak złącza LAN, gdyż zapewniłoby ono zdecydowanie wyższą prędkość maksymalną wysyłania i pobierania danych z Sieci.

 

Testy wydajności

Szczegóły na temat naszej autorskiej procedury testowej znajdziecie tutaj.

Procesor i wydajność ogólna

Konfiguracja testowanego laptopa ma prawo robić wrażenie. Raczej nie spodziewałem się w sprzęcie tego pokroju obecności Ryzena 9 – to jednostka, którą zdecydowanie częściej widzi się w high-endowych notebookach dla graczy oraz w najwydajniejszych maszynach dla twórców kreatywnych i stacjach roboczych. Ponadto procesorowi asystuje 32 GB pamięci DDR4 3200 MHz (szkoda, że w całości wlutowanej), a przy zadaniach graficznych i rozrywce do tego zestawu dołącza GeForce RTX 3050 Ti od NVIDII.

Skoro tę kwestię mamy wyjaśnioną, to zgodnie z obranym przez nas porządkiem, zacznę od CPU. AMD Ryzen 9 5900HX to najwydajniejsza mobilna jednostka generacji Cezanne-H. Już ten fakt powinien wyjaśnić wiele. Oparta na 7-nanometrowej mikroarchitekturze jednostka dysponuje 8 rdzeniami oraz, dzięki wsparciu technologii SMT, 16 wątkami. Już bazowe taktowanie chce, abyśmy uwierzyli w zapewnienia AMD o bardzo wysokiej mocy obliczeniowej układu. 3,3 GHz jest w stanie w teorii wzrosnąć nawet do 4,9 GHz na pojedynczym rdzeniu. Do tego dochodzi jeszcze 16 MB pamięci cache.

Zanim przejdziemy do samych testów jeszcze jedna uwaga – preinstalowana aplikacja ProArt Creator Hub służąca do monitorowania i zarządzania zasobami konfiguracji, posiada kilka trybów pracy układu chłodzenia. Wszystkie testy wydajnościowe przeprowadzane były na profilu Wysoka wydajność, który płynnie dobierał prędkość wiatraków chłodzących podzespoły do obciążenia podzespołów. W efekcie zarówno procesor, jak i GPU były w stanie wydusić z siebie nieco więcej, a wyniki części benchmarków (ze szczególnym uwzględnieniem tych dot. wydajności CPU) były wyższe niż w przypadku trybu Standardowego, mającego za zadanie balansować między kulturą pracy a wydajnością podzespołów.

Dowód? Proszę uprzejmie. Oto wyniki z testu pracy procesora pod obciążeniem. Jak widać, CPU pracował z taktowaniem średnio 300 – 400 MHz wyższym przy przełączeniu trybu pracy chłodzenia, przy czym temperatura także układu także nieco wzrosła. 95° może wydawać się sporą wartością, ale zauważyć trzeba, że testowany Ryzen 9 5900HX pracował stabilnie i temperatura mu nie przeszkadzała. Jednak do maksymalnej wartości 4,9 GHz na pojedynczym rdzeniu było daleko.

AMD Ryzen 9 5900HXtemperatura:taktowanie:
czas pracy – 15 minStandard: 89° C 
Wysoka Wydajność: 95° C
Standard: 3597 MHz
Wysoka Wydajność: 3992 MHz
czas pracy – 30 minStandard: 89° C 
Wysoka Wydajność: 95° C
Standard: 3572 MHz
Wysoka Wydajność: 3872 MHz
czas pracy – 60 minStandard: 89° C 
Wysoka Wydajność: 95° C
Standard: 3422 MHz
Wysoka Wydajność: 3888 MHz

Oczywiście moc procesora od AMD widoczna była także podczas pozostałych testów. Tak wysokich rezultatów w testach Cinebench nie widzi się na co dzień. Po przełączeniu się z trybu Standardowego na Wysoką wydajność okazało się także, że przy konwersji plików wideo można zaoszczędzić nieco czasu. Nasz plik testowy, ważący 6,65 GB, z formatu 4K i 60 kl./s zamienił się w Full HD 30 kl./s po 8 minutach i 42 sekundach, a więc proces okazał się szybszy o prawie pół minuty. Żeby dodatkowo podkreślić z jak wydajną jednostką mamy do czynienia, wiedzcie, że w części testów mobilny Ryzen 9 5900HX prawie dorównał wydajnością desktopowemu Intel Core i9 11900K!

 

Chart by Visualizer

 

Chart by Visualizer

 

Chart by Visualizer

 

Chart by Visualizer

 

Chart by Visualizer

 

Chart by Visualizer

 

Chart by Visualizer

 

Chart by Visualizer

 

Chart by Visualizer

 

Wydajność graficzna

NVIDIA GeForce RTX 3050 Ti Max-Q to w mojej opinii produkt dość ciekawy, gdyż z jednej strony mamy do czynienia z układem graficznym dla graczy, ale ze średniej półki wydajnościowej, z drugiej – posiada rodzenie RT oraz Tensor, które charakteryzują flagowe GPU NVIDII od generacji Turing, czyli kiedy to ray tracing i DLSS trafiły do gier. Mało tego, w przypadku testowanej grafiki dochodzi tutaj kwestia energooszczędności. Karta dysponuje mocą 35 W z możliwością podbicia tego parametru do 50 W w trybie Boost. I już w tym momencie warto wiedzieć, że jest to najsłabszy wariant RTX-a 3050 Ti dostępny w laptopach.

Oparty na rdzeniu GA107 (Ampere) układ posiada 4 GB pamięci GDDR6 na szynie 128-bitowej. Rdzeń taktowany jest z częstotliwością 735 MHz, zaś w trybie Boost taktowanie zegar może wzrosnąć do 1035 MHz. Jednak w tym miejscu muszę wspomnieć jeszcze o przejściu w tryb 50 W i tutaj już częstotliwość może podskoczyć nawet w okolice 1550 MHz. Ponadto rdzeń dysponuje 2560 rdzeniami CUDA, 20 rdzeniami RT, odpowiedzialnymi za ray tracing, oraz 80 rdzeniami Tensor, niezbędnych do obsługi technologii DLSS.

No i mamy do czynienia z sytuacją, gdzie chciano pociągnąć zbyt wiele srok za ogon, gdyż RTX 3050 Ti Max-Q posiada wydajność zbliżoną do GTX-a 1660 Ti, ale również obsługę wymagających technologii. I tak jak DLSS w RTX-ach stało się błogosławieństwem, podbijając liczbę klatek na sekundę nawet w słabszych konfiguracjach z kartami z tej rodziny, tak włączone śledzenie promieni i cieniowanie w czasie rzeczywistym w niemal najsłabszym wydaniu potrafi tę wydajność zniweczyć. Wiele jednak zależy od pojedynczych tytułów oraz wybranych ustawień graficznych, co pokazują testy.

Na koniec jeszcze jednak uwaga – RTX 3050 Ti Max-Q to układ do grania w rozdzielczości 1080p lub 1200p, w przypadku ekranów 16:10, więc testowanie go w rozdzielczości natywnej zainstalowanego w laptopie OLED-a kompletnie nie ma sensu. No chyba, że ktoś lubi pokazy slajdów. A z takim zjawiskiem miałem do czynienia sprawdzając wydajność AC: Valhalla w natywnej rozdzielczości ekranu.

 

Chart by Visualizer

 

Chart by Visualizer

 

Laptop obsługuje technologię NVIDIA Optimus, co oznacza, że niezależny RTX 3050 Ti Max-Q uruchamiany jest dopiero, gdy wymaga tego jakaś aplikacja 3D. Przy innych zadaniach rolę GPU przejmuje zintegrowany z Ryzenem 9 5900HX Radeon Vega 8.

Szerzej układy graficzne w notebookach omawiamy tutaj.

 

Dysk

Zainstalowany w laptopie nośnik SSD PCIe 3.0 NVMe od SK Hynix wstydu nie przynosi ani producentowi samego dysku, ani Asusowi. Co prawda na rynku są nowsze i wydajniejsze nośniki na dane, ale do terabajtowego BC711 nie można mieć większych zarzutów. Prawie 3000 MB/s w teście odczytu sekwencyjnego i ponad 1650 MB/s zapisu prezentuje wysoki i rozsądny poziom. W Vivobooku 16X OLED zainstalować można wyłącznie jeden dysk M.2, więc przed zakupem warto zastanowić się, jaka pojemność będzie optymalna do naszych zastosowań.

Współczesne rozwiązania dyskowe w notebookach omawiamy tutaj.

 

Testy baterii

Asus nie tylko nie oszczędzał na procesorze, ale też na baterii. Producent zadbał o to, żeby zrównoważyć wydajność całej konfiguracji akumulatorem o odpowiedniej pojemność i okazało się, że 96 Wh (!) wystarcza na ponad 10 godzin pracy i rozrywki. Przy maksymalnym obciążeniu podzespołów Asus wyłączy się po nieco ponad 2 godzinach, co i tak należy uznać za wynik bardzo dobry.

Chart by Visualizer

 

Testy kultury pracy

Układ chłodzenia z testowanego Vivobooka nie ma łatwego życia. Potężny CPU dla laptopów wsparty niezależną grafiką, mimo że o stosunkowo niskim poborze energii, to zestaw, którego chłodzenie w bądź co bądź smukłej obudowie nie należy do łatwych zadań, co też było widać po temperaturze procesora pod obciążeniem. Karta graficzna cechowała się niższą temperaturą w trakcie pracy i wartość ta dochodziła maksymalnie do ok. 64° C.

Jak to się odbiło na kulturze pracy? W trybie Wysokiej wydajności układu chłodzenia w trakcie gry wiatraki potrafiły rozpędzić się do nawet 7000 obrotów na minutę (CPU) oraz niespełna 6000 w przypadku wentylatora odpowiedzialnego za chłodzenie grafiki. W efekcie powstał jednostajny, ale wyraźnie słyszalny szum o natężeniu ok. 52 – 53 dB. Przełączenie chłodzenia w tryb Standardowy obniżyło tę wartość o ok. 4 dB, ale trzeba pamiętać, że odbija się to na wydajności całej konfiguracji.

Temperatura wierzchu obudowy nawet pod dużym obciążeniem reprezentuje rozsądny poziom, chociaż środkowa część tylnej krawędzi potrafi osiągnąć nawet 46°C. W pozostałych obszarach jest chłodniej, a przy pracy biurowej nie ma praktycznie żadnych powodów do zmartwień. Pod spodem natomiast potrafi zrobić się naprawdę gorąco i raczej nie polecam trzymania Vivobooka w czasie grania czy projektowania 3D na kocu, kołdrze albo kolanach. Po pierwsze – zatkamy w ten sposób okno do czerpania chłodnego powietrza, niezbędnego do chłodzenia podzespołów. Po drugie, temperatura 53 – 55° C może skutecznie do tego zniechęcić.

Zadania biurowe - pulpit
Zadania biurowe - spód
Pełne obciążenie - pulpit
Pełne obciążenie - spód
Chart by Visualizer

 

Podsumowanie

Asus Vivobook 16X OLED jest owocem nieco niezrozumiałej przeze mnie decyzji Tajwańczyków. Skoro adresują go do twórców kreatywnych, to dlaczego nie jest ProArtem albo Zenbookiem? Czemu to właśnie w którejś tamtych serii nie wylądowała dość mocna konfiguracja sprzętowa zwieńczona ekranem OLED? Nie potrafię znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Niemniej, pojawiające się nad moją głową znaki zapytania są rozpraszane przez ogólną jakość prezentowanej maszyny. Vivobook 16X OLED to kolejny dowód na to, że Asus nie boi się eksperymentów i ryzyka.

Pod kątem wykonania nie ma się czego czepiać i laptop trzyma wysoki poziom. Nawet nie za bardzo jest sens wytykać Vivobookowi korpus z tworzywa, gdyż użyty tu materiał jest naprawdę twardy i budzi zaufanie nie mniejsze niż aluminiowa pokrywa. Jedyne co mnie nieco zakłuło, to pseudocoachingowe hashtagi i frazy na obudowie. Całe szczęście, że nie rzucają się zbyt mocno w oczy.

W wyposażeniu pierwsze skrzypce gra fenomenalny panel OLED o przepięknych kolorach i czerni, ale nie można też zapominać o przyjemnych głośnikach oraz ciekawostce w postaci touchpada z dotykowym DialPadem. Pytanie tylko, czy będzie w stanie przekonać do siebie osoby, dla których go przygotowano?

Bohater recenzji nie zawodzi także pod kątem wydajności ogólnej i szczerze powiedziawszy, to chyba największe zaskoczenie, gdyż po ekranie dobrze wiedziałem, czego mogę się spodziewać. AMD Ryzen 9 5900HX był w stanie rozwinąć skrzydła, a rezultaty jego działania okazały się satysfakcjonujące. Także GeForce RTX 3050 Ti Max-Q nie zawiódł i praktycznie oferował wszystko, o czym mówi specyfikacja. Jedyne czego można się czepiać to montowany na stałe RAM. Myślę, że w tego typu sprzęcie obecność gniazd SODIMM byłaby lepszym rozwiązaniem.

Podsumowanie:Asus Vivobook 16X OLED
segment:notebook dla twórców kreatywnych
optymalne zastosowanie:- praca z grafiką oraz fotografią
- rozrywka (gry i multimedia)
mobilność:- przeciętna
kultura pracy:- dobra
modem WWAN w opcji:- nie
opcje dokowania:- USB-C
ważne cechy:- świetna matryca OLED
- wytrzymała obudowa z wysokiej tworzywa i aluminium
- wygodna klawiatura
- ciekawy pomysł z DialPadem
- przyjemne głośniki od harman/kardon